Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2015, 10:25   #3
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Główne ulice przecinające Skilthry były wypełnione rozgadanym tłumem. Ismael szedł kawałek przed swoim mocodawcą, pilnie obserwując gawiedź wokół. Gdy ktoś nie zdążył zejść z drogi postawnemu ochroniarzowi, dosłownie odbijał się od niego z impetem. Jak zwykle ten i ów złorzeczył pod nosem, widząc wyróżniającego się z tłumu mężczyznę. Dla Garrosha byli jak robactwo, nad którym szkoda się pochylać.
Wkrótce zaleźli się u celu. Standardowa odprawa przy bramie nie była konieczna, bowiem straż dobrze ich znała. Już za chwilę stali obydwaj przed wejściem do zamku. Diuk przystanął na chwilę w przejściu i nie odwracając się, rzekł:
- Nie będziesz mi na razie potrzebny. Przyjdź przed zachodem.
Ismael kiwnął głową, obrócił się na pięcie i wrócił żwirowaną alejką w stronę miasta. Spojrzał na słoneczną tarczę, wiszącą wysoko na niebie. Żar lał się z nieba, ale to nie przeszkadzało Isamelowi. Nawykł już do podobnych temperatur w swojej ojczyźnie. Nawet pozostając w pełnym rynsztunku, poruszał się swobodnie, a na jego ciele nie szło ujrzeć kropel potu.
Jak sam to określał, był człowiekiem prostych przyjemności. Kiedy miał wolny czas, zazwyczaj spacerował lub zasiadał w cieniu rozłożystego dębu, aby tam kontemplować sobie znane sprawy.
Z drugiej strony gardził bumelanctwem, a prócz krótkiej schadzki nie zrobił dziś nic konstruktywnego. Może by odwiedzić starą znajomą - przebiegło mu przez myśl. Nie była to głupia koncepcja. Z racji swojego zawodu Lucy dużo wiedziała i słyszała, nigdy nie szkodziło popytać co w trawie piszczy. No i miała wobec niego dług. Ile to już minęło lat? Trzy, cztery? Pamiętał to jak dziś. Jej przerażone oczy i banda cuchnących drabów w jednej z ulic Zaułka. Zwykły powrót do posiadłości Fitzgeralda zamienił się w nieoczekiwaną konfrontację. Grupka chciała wziąć darmo to, za co płacono ciężarem Lwów. Plus jej życie, gdyż w pierwszym rzędzie kobieta poleciałaby kapować o zajściu sutenerowi. Do dziś nie wiedział dokładnie czemu kontynuował znajomość. Miał wszakże o wiele lepsze i bardziej wiarygodne źródło informacji. Może to przez pozostałości niegdysiejszej delikatności, które jak na ironię, uchowały się w obyciu młodej ulicznicy.
Ruszył jedną z arterii miasta, po drodze wstępując na mały straganik. Zakupił jedno jabłko, w którego miąższ ochoczo się wgryzał. Kwaśnawy sok spływał mu po brodzie, jego smak nie był jeszcze dojść dojrzały. I tak miał szczęście, że nie kupił robaczywej sztuki. W miarę zbliżania się do Zaułka, kolejne rogatki zdawały się przechodzić metamorfozę. Wybielone fronty budynków zastąpiły byle jak zbudowane fasady kamienic. W ciasnych uliczkach kryły się istoty, nazywane niegdyś ludźmi. Sylwetki bezdomnych uciekały przed wzrokiem w sterty swoich bibelotów. Śmierdziało moczem, ekskrementami i mokrym włosiem wałęsających się kundli.
Bez problemu zlokalizował swój cel. Lucy Mensch przechadzała się ze zblazowanym wyrazem twarzy przy wysokim murze. Na czerwonej cegle uliczny artysta dał upust deklaracjom wobec władzy. Zwyczajowo kilka kobiet zleciało się do potencjalnego klienta, ale Ismael zbył je groźnym mruknięciem.


Lucy była drobnej postury, właściwie wyglądała na zachudzoną. Jej talia, kryjąca się za szarą suknią była zapadnięta i bardziej przypominała rachityczny szkielet niż kobiecą kibić. Twarz poznaczona siniakami i rozmazanym makijażem zastygła w smutnym zamyśleniu. Na ramieniu znajdował się całkiem ładny tatuaż, przedstawiający śnieżnobiały kwiat. W ustach kobiety spoczywała niedbale wetknięta, osmolona lufka. Z jej końca zwisał niedopałek tytoniu.
Garrosh zrównał się z nią, niby to stając przypadkiem. Jako ochroniarz szlachcica nie mógł zbyt ostentacyjnie spoufalać się z kurwami. Przez kilka chwil tkwili obok siebie, ramię w ramię; patrząc w przestrzeń. Ismael nieznacznie nachylił się do ucha nierządnicy.
- Coś, o czym warto wiedzieć? Ponoć diatrysi znów uczynili kogoś wdowcem.
 
Caleb jest offline