Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2015, 15:01   #4
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Drobny, może sześcioletni chłopiec o płowej czuprynie, siedział na niskim, kamiennym murku i strugał zardzewiałym scyzorykiem figurkę z kawałka drewna.
Język zaciśnięty wargami w kąciku ust i zacięty wyraz twarzy świadczyły o wielkim skupieniu małego rzeźbiarza.
Na ziemi, wokół bosych stóp dziecka, zebrała się już spora kupka strużyn.

Kania przyglądała się chwilę chłopcu ukryta w cieniu sąsiedniego budynku, rozkoszując się przy tym lekkim podmuchem wiatru, który przyjemnie chłodził jej twarz.
Lato było wyjątkowo gorące tego roku, dlatego większość ludzi mieszkających na obrzeżach miasta chowała się w swoich domostwach, wychodząc na zewnątrz dopiero po zachodzie słońca.
Shar wyjątkowo wcześnie wyruszyła w miasto. I równie wyjątkowo wybrała drogę miejskimi traktami, odpuszczając sobie przyjemność spaceru po „górnym piętrze” miasta jak nazywała dachy Skilthry. Tutaj, w bocznych uliczkach ruch był dużo mniejszy i dziewczyna nareszcie mogła swobodnie oddychać.
Martwiło ją dziwne ostatnio zachowanie Dhube. Zwykle nie miały przed sobą tajemnic, a teraz jej opiekunka budowała między nimi jakiś niewidzialny mur. A może po prostu się starzała?
Nie! Zaraz odepchnęła tę myśl od siebie. Po prostu coś wydawało się ją martwić.
A teraz to nieme wezwanie, aby sprawdziła zagadkę dziwnych zniknięć w mieście.
Zwykle pracowały za pieniądze, ale przecież nie mogła odmówić prośbie kogoś, kto uczynił dla niej tak wiele. Poza tym jakby nie było sprawa niezmiernie ją zaintrygowała.

Zmorfowany w mieście!

Rozpytywanie matki zaginionego dziecka nie wniosło za wiele. Kobieta była ciągle jeszcze w szoku. Choć sama informacja o łopocie skrzydeł, wskazywałaby na jakieś latające stworzenie.
Poza tym jak zwykle nikt niczego nie widział i niczego nie słyszał. Nowina.
Ale jaki morf odważyłby się atakować w dużym mieście? Nocą? Musiał świetnie poruszać się w takich warunkach. Poza tym, jeśli obydwa zniknięcia faktycznie się łączyły musiał być na tyle duży i silny aby unieść dorosłego mężczyznę. I na tyle sprytny aby nie pozostawić śladów.
Musiała się dowiedzieć. I zniszczyć to wynaturzenie.

Miała nadzieję, że dowie się czegoś więcej od kobiety, której zaginął mąż. Znała praczkę z widzenia i mimo tego, że jej mąż pił i to niemało, współczuła jej, bo musiała teraz sama utrzymać rodzinę i sama radzić sobie z kalectwem.
Ale takie właśnie było życie w Skilthry. Brutalne i bez sentymentu.

Zawsze czujna jak drapieżnik, którego imię jej nadano, Kania ruszyła w końcu nieśpiesznie w stronę zajętego dzieciaka.
- Języka sobie nie odgryź – powiedziała do chłopca zaczepnie oddalona zaledwie o kilka kroków od murku, na którym siedziało dziecko.

Mały podniósł ze zdziwieniem wzrok na zbliżającą się kobietę, ale za chwilę wyszczerzył się w uśmiechu pokazując dziecięce braki w uzębieniu mlecznym.
- Się nie boję, wsuwam go w scerbę, pani. Widzicie? – odpowiedział szybko, po czym nie omieszkał zademonstrować swoją umiejętność.

Shar roześmiała się.
- Sprytny z ciebie dzieciak – rzuciła przysiadając się do chłopaka. – Co to będzie za zwierzę?

- Ano, jak zem myślał, to musi być konik. Taki jakowym wielkie pany jezdzą, z pięknym siedziskiem i długą gzywą.

Piękny – kobieta uśmiechnęła się do chłopaka – Jak cię zwą?

- Matyjas, pani. – powiedział chłopak i ponownie zabrał się za struganie

- Ty jesteś synem Mani Chromej? – spytała ponownie

- Tak, a co? – spytał mały trochę nieufnie
- A matka w domu? Chciałam z nią porozmawiać.

- Ano u Wilgowej siedzą i lulkę palą, a co? – mały ciekawie przyglądał się Kani.
- U Wilgowej powiadasz? A zaprowadzisz mnie?

Mały patrzył niezdecydowany na swoje rękodzieło i potem na kuszę, którą Shar miała przytroczoną do boku.
- Dam ci dwa lisy jak mnie zawiedziesz do matuli. – Shar sprytnie wysunęła monety z kieszeni.
Mały wytarł ręce w spodnie i schował scyzoryk za pasek.
- No dobze… ale matce nie mówicie, bom pyry w chałupie miał obrać. – dodał po chwili.

Kania uśmiechnęła się i rozczochrała włosy dziecka w przyjaznym geście.
- A jakże tam Matyjasie, przecież jesteśmy teraz kamratami. – rzekła mrugając okiem.

Kwadrans nie trwało kiedy Kania stanęła przed jednym z wielu podobnych do siebie domów zamieszkiwanych przez biedotę.

- Drugie piętro, po lewej. Do dzwi was nie poprowadzę, bo mi matula zyć oklepie. Pytajcie sama.
Kania rzuciła chłopakowi dwie miedziane monety.
- Zmykaj w takim razie. A uważaj na siebie Matyjasie. I dziękuję.

Kiedy chłopiec zniknął za winklem, łowczyni weszła do budynku i wspiąwszy się po schodach zastukała do drzwi, o których mówił Matyjas.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 29-05-2015 o 15:06.
Felidae jest offline