Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2015, 19:49   #5
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Po łagodnym błękicie z rzadka leniwie przetaczały się białe kożuszki, robiąc miejsce licznym grotom promieni słonecznych, które gęsto zraszały cichą okolicę. Natura natomiast z dumą dzierżyła swą zieloną szatę, która mieniła się w blaskach światła gammą odcieni.
Strumień w tym miejscu nie był bardzo bystry, a w korytku wodnej żyły bujnie osadzały się pierzyny opadniętych liści oraz istne palisady przemoczonych gałązek.
Osoba nachylająca się nad lustrem cieczy życia niemalże wtapiała się w otoczenie. Zastygła w nieruchomej pozie nad strumieniem, ostrożnie napełniając blaszane naczynie. Była odziana w nieskomplikowany skórzany strój, a na barkach zarzucony miała bury płaszcz. Cała postać była jednak pokryta plamami zaschniętego błota oraz kurzu, tak więc nie wiadomo było, czy owa istota była człowiekiem, czy raczej leśnym skrzatem.

W jednym momencie borowe stworzenie odwróciło się, jednym błyskawicznym ruchem dobywając jakiś przedmiotów, które leżały nieopodal pogrążone w ściółce. Tak oto odsłoniła się męska postać, pogrążona w przyklęku z jedną dłonią na majdanie, a drugą przytrzymującą upierzoną brzechwę na cięciwie. Łuk był naprawdę długi, toteż strzelec musiał trzymać go poziomo.
Ostre rysy twarzy, z pyłem i kurzem zagnieżdżonym w licznych zmarszczkach styranego życiem oblicza, zdawały się nie eksponować żadnych emocji. W długiej brodzie koloru popiołu zamieszkała jedna mała gałązka, którą właściciel musiał przeoczyć. Natomiast niekrótkiej długości włosy opadały związane w kuc na plecy posiadacza, gdzieniegdzie akcentując pojedyncze siwe pasma.
Całość wieńczyły oczy koloru stali, z których można było odczytać zmęczenie życiem i ciężki los.

Aruldin Mayhack, bo tak nazywał się łucznik, był gotowy do strzału zanim drugi mężczyzna pojawił się w jego polu widzenia.

- Jesteś jeszcze - zagaił mężczyzna wyłaniający się z kępy krzaków. Widać było, że znał Aruldina, bowiem nie czuł się skrępowany rozmawiając z właścicielem łuku.

Myśliwy był jednak zaskoczony wizytą chłopa, gdyż nie spodziewał się spotkać żadnego po wykonaniu zadania. Wiedział, że ludzie trzymają się od tropiciela z daleka i to bynajmniej nie ze względu na jego opłakany wygląd.

- Właśnie... - zaczął Mayhack odkładając broń, jednak gość przerwał mu w pół słowa.

- Anuk zniknął, poszedł w bór, jakeśmy przyszli już go nie było. Poszliśmy szukać mojego synka i jego wierny piesek naprowadził nas na pewien trop, ale dalej bał się już iść. Mój biedny synek, sam w lesie! Zlituj się i pomóż w niedoli!

- Powoli, opowiedz od początku, dobrodzieju. Kiedy i jak to się stało? -
Myśliwy wstał na równe nogi i zaczął otrzepywać spodnie. Szybko jednak się poddał, bowiem błoto dość mocno się z nimi spoiło.

- Wszystko przez moją głupią siostrę, niech ją cholera weźmie! Zostawiłem chłopaka pod jej opieką, jakem szedł na pastwisko. Wracam potem, a chłopca nie ma. Siostrze się ubzdurało, że pewnikiem za mną poleciał, ale nika go nie ma. Kilka godzin temu to było, nie mógł sam odejść za daleko. Błagam, wyście tropiciel, wytropcie mojego synka. Zapłacę.

Brzechwa zadarł głowę do góry. Nieciekawa sytuacja. Chciał dziś wrócić do Skilthry. Miał do sprzedania kilka zaległych skór. Musiał uzupełnić zapasy i wziąć kąpiel oraz porządnie wyprać ubrania. Był na szlaku już od tygodnia i odczuwał doskwierające zmęczenie. I jeśli chciał zdążyć przed zamknięciem bram, musiał wyruszać w tym momencie.

Z drugiej strony nie mógł zostawić dziecka samego w puszczy, gdzie niechybnie spotkałaby go śmierć. Może gdyby cała wioska zorganizowała poszukiwania, coś by wskórali. Nie było na to jednak stu procentowej pewności. Aruldin wiedział, że obecność tropiciela zwiększy szanse na odnalezienie chłopca.
Poza tym jeśli chciał w przyszłości szukać tu zleceń oraz swobodnie się przemieszczać, lepiej było nie podpadać miejscowym.

- Prowadź do tych śladów, dobrodzieju.


Tobołki i resztę zapasów zostawił w domostwie chłopa. Ze sobą wziął tylko rzeczy, które nie ograniczały jego mobilności. Nie musiał się aż tak śpieszyć, gdyż słońce stało dopiero w zenicie. Myśliwy nie wiedział jednak, ile zajmą poszukiwania i wolał wrócić do wioski przed zmierzchem.

Do boru, w którym znaleziono ślad pozostawiony po chłopaku, odprowadził go zatroskany ojciec i jego siostra oraz kilku najbliższych sąsiadów. Wyglądali na zdezorientowanych. Chcieli pomóc w poszukiwaniach, ale chyba nie mieli pomysłu jak tego dokonać.

- Posłuchajcie mnie - powiedział Brzechwa tym swoim niskim i trochę zachrypniętym głosem, kiedy podniósł się na nogi. Ślad małej stopy wyraźnie wskazywał na dziecko, tak jak wspominał mężczyzna.

- Uformujcie linię równolegle do mnie. Odstępy między sobą pięćdziesiąt kroków. Będziecie powoli za mną podążać i nawoływać chłopca. Ja w tym czasie poszukam reszty śladów i złapię jakiś trop, jeśli się uda. Miejcie się w zasięgu wzroku i sami się nie zgubcie. Jeśli na coś natraficie, krzyczcie. Zrozumiano? - Myśliwy dał czas wieśniakom, by mogli przyswoić polecenia i powiódł zmęczonym wzrokiem po ich obliczach.
W normalnej sytuacji zapewne nigdy by się go tak nie słuchali, ale teraz w grę wchodziło życie chłopca i uprzedzenia schodziły na drugi plan. Był im potrzebny, więc nie protestowali.

- Pośpieszmy się ino - pokwitował ojciec Anuka.

No to do dzieła - pomyślał tropiciel, pochylając się nad glebą.

Kto wie, może to była jedyna okazja, aby polepszyć swój wizerunek w tej społeczności. Nikt bowiem nie przepadał za ludźmi polującymi na stworzenia morfy, jeżeli nie należeli do Diatrysów. Taki okrutny świat.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline