Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2015, 23:03   #7
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ranek zaczynał się w Wiscasset od wizyt: mleczarza i dzieciaka doręczającego gazety dorabiającego sobie w ten sposób do kieszonkowego. I tym razem od kaca, wspomnienia wczorajszego wieczoru.
Sytuacja wczoraj wymknęła się April spod kontroli, a co gorsza… dziś będzie musiała sobie poradzić z konsekwencjami wczorajszych zdarzeń.
Także z rozwiązaniem problemu w postaci placka z owocami. April nie paliła się do spełnienia obietnicy, ale Aida nalegała na tyle mocno, że nawet obiecała pomóc córce w jej pieczeniu. Pani Blackburn z domu Franklin nie była z tego powodu zadowolona, ale… może tak właśnie trzeba było zrobić? Od razu przeciąć ten wrzód i oczyścić atmosferę między nią a Eddie’m?
Przecież nie będą się unikać i czerwienić jak uczniaki przy każdym przypadkowym spotkaniu, prawda?
Może więc ciasto nie było najgorszym pomysłem? Na razie jednak był czas na poranną kawę i poranną gazetę “The Lincoln Journal”.


A w niej na przyjrzenie się artykułowi dotyczącemu wczorajszych wydarzeń. Wynikało z niego, że w lesie na nielegalnym obozowisku znaleziono zwłoki dwóch kobiet zmasakrowane przez niedźwiedzia. Artykuł był ogólny i nie pokazywał miejsca zbrodni. Jedyne zdjęcie jakie dotyczyło artykułu, pokazywało fotkę niedźwiedzi zaczerpniętą z internetu. Niewątpliwie miało to uspokoić turystów, którzy wszak tłumnie mieli przybyć na festyn kończący letni sezon. Stąd te ogólniki i brak krwistych szczegółów. Wszak miało to wyglądać na wypadek, ale czy nim było?… April pod skórą czuła, że coś jednak było nie tak. Nie wiedziała jeszcze, co.


Sklepik wymagał otwarcia, córka odebrania, o rozmowach do przeprowadzenia nawet nie wspominając. Rozmowy ze swą przyjaciółką Hannah i z Seanem. Każda z nich kłopotliwa na swój sposób. Nad nimi to zastanawiała się April jadąc do centrum miasta w którym znajdował się rodzinny sklep Fraklinów. A zatem i jej sklep, choć to jej matka zajmowała się nim głównie… zwłaszcza jeśli chodzi o zaopatrzenie.
Widok jaki April zastała na drodze, wyrwał ją z rozmyślań i sprawił że zamarła na moment z zaskoczenia. Bowiem w dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wczoraj stał jeep Seana, obecnie rozkraczyło się inne auto. Klasyczna marka jakby powiedział jego właściciel. Klasyczny gruchot jakby powiedziała reszta miasta. Auto Matta Constantine.


Obok auta stał oczywiście jego właściciel Matt i próbował właśnie łapać stopa. Niewątpliwie powód dla którego Matt pojawił się w okolicy mógł być tylko jeden. Muzealnik zajrzał na obszar dokonanej wczoraj zbrodni. Bo z jakiego innego powodu miałby się pokazać w tej okolicy? Najbliższe kamienne kręgi były jakieś dziesięć kilometrów stąd.


Miasto nie żyło tym wypadkiem w lesie. Nie miało na to czasu. Kończył się sezon turystyczny i każdy chciał wykorzystać końcówkę lata w pełni. A turyści, cóż… kto obecnie z turystów czytał lokalne gazety? Na pewno nie studenci, którzy przyjechali tu dla rzeki, lasu i wakacyjnych romansów.
Zresztą same władze miasta nie nagłaśniały sytuacji.
Nie dziwiło to April, która obecnie zabrała się za otwarcie sklepu. Przez dwie godziny miała ów sklepik dla siebie, zanim Aida nie przyjedzie ze świeżymi ziołami zebranymi w ich ogródku. A potem… April wiedziała, gdzie znaleźć Seana. Zapewne był obecnie na posterunku policji składając obszerne wyjaśnienia, albo też budynku straży leśnej w Wiscasset pisząc raport. Jeśli bowiem to Sean odkrył ofiary owego wypadku z niedźwiedzicą to z pewnością nie miał wczoraj zbyt wiele czasu na załatwienie własnych spraw. Pozostało jednak obmyślić jak podejść Seana, ale to… też musiało poczekać.
Bowiem do sklepiku April wkroczyła Hannah z torbą pełną zakupów z butiku oraz z błyskiem w oczach. Niewątpliwie planowała już wspólny babski wypad pod wieczór, by pogapić się na studenckie mięsko i być może ułatwić April jakąś wakacyjną przygodę.


Aida miała kilka “zalet”. Jedną z nich było umiejętność postawienia na swoim. Placek dla Eddiego był już upieczony, a drugi piekł się w piekarniku. Aida bowiem wpadła na pomysł, by z przygotowania wypieku uczynić wspólne doświadczenie dla trzech pokoleń rodu Franklinów. Ava została przez Aidę przekupiona obietnicą upieczenia dwóch szarlotek. Jedną dla Eddiego, drugą dla niej samej.
Zaś tajemnicze przyprawy dodawane do ciasta nadały całemu pieczeniu nutkę mistycyzmu, co w połączeniu z sugestią, że chłopak poczęstowany przeznaczonym dla Avy ciastem może zwrócić na nią większą uwagę wystarczyło do przekonania dziewczyny do tego pomysłu.
April wiedziała że Aida opowiada swej wnuczce bajeczki, niemniej Ava wierzyła, że jej babcia posiada wiedzę tajemną. I to wystarczyło by ją przekonać do przygotowania “magicznego ciasta”, choćby z ciekawości.
I dlatego cała sytuacja z pieczeniem skończyła się tu… przed drzwiami Edwarda Rossa. Z April trzymającą naprawdę smacznie wyglądającą...


… i równie smakowicie pachnącą szarlotką. Pozostało ją tylko doręczyć, więc Blackburn zapukała i po chwili usłyszała w odpowiedzi. -Chwileczkę. Zaraz zejdę!
Eddie był w domu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-05-2015 o 18:40.
abishai jest offline