Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2015, 00:00   #6
Ognos
 
Ognos's Avatar
 
Reputacja: 1 Ognos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skał

- Nieee…. nieee… – zaczął szeptać pod nosem Cyric – to jest przecież niemożliwe… Nie pamiętam kiedy ostatni raz ktoś wyrzucił Drakmę! Parszywy fuksiarz!!! – wrzasnął do próchnogębego, co tylko spowodowało u niego napad gwałtownego śmiechu.

- Hahahaha, gra jest grą, a ty chyba właśnie przegrałeś cały swój tygodniowy zarobek, co? Hahaha, frajerze. – dogadywał wygrany, zbierając ze stołu wszystkie Łanie i Lisy do swojej sakiewki. Oczy mu się świeciły, gdy w głowie przeliczał całą swoją wygraną na czas jaki będzie mógł spędzić w domu uciech. Już sięgał ręką po ostatnie monety na stole, gdy Cyric gwałtownie wstając, położył na nich otwartą dłoń, blokując do nich dostęp.

- I co się cieszysz?! Zamknij pysk, bo następnym razem będziesz grał nie kośćmi, lecz swoimi czarnymi zębami!Baltarys widząc, że Cyric’a zaczynają ponosić nerwy, a przydupasy czarnej gęby wyciągają sztylety, szybko wstał i podszedł do awanturnika, zagradzając mu drogę do stołu i potencjalnych przeciwników.

Nie chciał, żeby jego przyjaciel wszczynał burdę, nie tutaj „Pod Kocim Łbem”. Wiedział, że Gormug nie będzie zbytnio zadowolony, w końcu, który szynkarz byłby uradowany z rozlewu krwi w jego przybytku i to w samo południe. Chłopak musiał temu zapobiec, nie mógł pozwolić, żeby do karczmy ze zwykłej głupoty zwalił się kordon Tagmaty.

- Uspokój się! Zawijamy się stąd jak najszybciej, zanim znowu narobisz sobie kłopotów, zostaw to! – powiedział Cyric’owi prosto w twarz. Objął go ramieniem, odwrócił sprytnie w stronę drzwi wyjściowych i zaczął go prowadzić. Zdziwił się, gdy nie stawiał mu oporu i szedł z nim ramię w ramię. Czuł napięte mięśnie swojego przyjaciela pod ubraniem. Węch również upewnił go, że gra była bardzo emocjonująca, gdyż od Cyric’a zaczynało czuć potem. Upał i zaduch, jaki panował w karczmie w niczym nie pomagał.

- Szefie…? - powiedział pytająco jeden z koleżków spróchniałej szczęki, trzymając sztylet gotowy do użycia.

- Olejcie ich, to tylko młody gówniarz – podniósł rękę w geście zatrzymania – jego życie nie jest warte ani jednego Lisa, a popatrzcie ile właśnie wygraliśmy dzięki niemu. Tak po prawdzie to powinniśmy mu postawić kielicha, hahahaha – upajał się dalej swoim zwycięstwem patrząc jak dwójka chłopaków wychodzi z gospody trzaskając za sobą drzwiami.

Słońce wisiało wysoko na niebie, gdy wyszli na światło dzienne. Na ulicy panował gwar, ludzie przeciskali się ze swoimi tobołami w jedną i drugą stronę. W końcu był to dzień targowy, jeden z dwóch takich w tygodniu. Każdy, kto tylko miał coś w kieszeni i mógł sobie na to pozwolić, szedł na rynek. Jedni po to, aby zobaczyć co się dzieje na mieście, drudzy po to, aby zakupić niezbędne rzeczy do przeżycia, a inni po to, aby po prostu zarobić na handlu.

- Cyric, czy ty zwariowałeś?! – odepchnął go Baltarys, gdy oddalili się kawałek dalej w głąb uliczki – Już nie pamiętasz jak ostatnim razem po bijatyce w knajpie dochodziłeś do siebie ze dwa tygodnie?! O mało wtedy nie zginąłeś! Gdyby nie ta pożal się Boże Anoterissa, co Ci dupę uratowała, pewnie już nigdy byś nie rzucał tymi swoimi durnymi kośćmi!

- Widziałeś to kurwa?! Drakmę wyrzucił! Przecież to jest niemożliwe, wygrana była już moja! – wywrzaskiwał dalej hazardzista, aż przechodnie zwabieni krzykami spoglądali na niego ze zdzwiwieniem.

- No już dobra, dobra. Ważne, że udało mi się Ciebie stamtąd wyciągnąć na czas. – odsapnął Baltarys wyciągając zza pasa srebrną monetę. Pstryknął nią w stronę przyjaciela – masz nagrodę pocieszenia.

- Ha, skąd to masz?

- A widzisz, sztuka zamieszania, dobry w tym jesteś. Ale to nie wszystko, mam coś jeszcze – sięgnął pod swoją pazuchę i wyciągnął butelkę wina – kupiłem u Gormug’a widząc, że wygrywasz. Byłem przekonany, że będziemy opijać zwycięstwo, a tu taka niespodzianka. Ale cóż, każdy powód jest dobry. Chodź, posadzimy gdzieś dupska w cieniu i zwilżymy gardła, bo mam dość już tego słońca.

Przeszli długą ulicą, która była mocno zapaskudzona odchodami zrzucanymi z okien domów mieszkalnych i wylewanymi przez otwarte drzwi. Przyzwyczaili się już do tych warunków, w końcu bardzo dużo czasu spędzali w tej dzielnicy. Mówi się, że Zaułek jest najgorszą dzielnicą w Skilthry. Cud, że Morfa się jeszcze za nią nie zabrała i nie zmutowała wszystkich jej mieszkańców. Skierowali się na wschód, aby dotrzeć do bardziej cywilizowanego zakątku miasta, gdzie w taki piękny dzień mogli znaleźć kawałek zielonego placu, bardzo ładnie porośniętego trawą i różnego rodzaju krzewami. Na terenie rosło kilka pokaźnych drzew, które swoją rozłożystą koroną osłaniały mieszkańców chcących odpocząć od upału.

- O, tam jest dobre miejsce – krzyknął Cyric, dał kuksańca przyjacielowi i pobiegł w stronę kilku krzewów. Gdy do nich dobiegł, rzucił się na trawę, przekoziołkował i rozłożył ręce i nogi na boki głęboko biorąc wdech i wydech.– Dawaj brachu to winko, bo mnie nieźle suszy!
 

Ostatnio edytowane przez Ognos : 30-05-2015 o 09:07.
Ognos jest offline