Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2015, 23:32   #7
Dale Cooper
 
Dale Cooper's Avatar
 
Reputacja: 1 Dale Cooper ma w sobie cośDale Cooper ma w sobie cośDale Cooper ma w sobie cośDale Cooper ma w sobie cośDale Cooper ma w sobie cośDale Cooper ma w sobie cośDale Cooper ma w sobie cośDale Cooper ma w sobie cośDale Cooper ma w sobie cośDale Cooper ma w sobie cośDale Cooper ma w sobie coś
Aster powoli gubił swe płatki co najprawdopodobniej było winą wysokiej temperatury panującej na zewnątrz. Chociaż stwierdzenie, że była ona wysoka to jak powiedzenie, że woda w morzu jest mokra, a piaski pustyni suche. Niemiłosierny upał zmuszał Sheviego do ciągłego ocierania czoła rękawem koszuli. Mężczyzna nie chciał dopuścić do tego aby zbierający się na skórze perlisty i niesamowicie słony pot spływał do oczu, powodując tym samym ograniczenie pola widzenia. Poza tym cholerne pieczenie doprowadzało go do szału. Sięgnął po umiejscowiony przy pasie skórzany bukłak po czym pociągnął z niego solidny łyk by uspokoić nieco napadające go, niczym sęp padlinę pragnienie. Po chwili splunął siarczyście na bruk. Woda. Może to i lepiej, gdyż musiał zachować trzeźwość umysłu, w końcu ktoś przyczepił się do niego jak pierdolony rzep psiego ogona. Dzisiaj nie mógł sobie pozwolić na ciąganie za sobą tego niechcianego towarzysza, gdyż miał do załatwienia kilka spraw. Kyleta prosiła o spotkanie co było równoznaczne z tym, iż posiadała ciekawe wieści, którymi była skłonna się podzielić. Czy były one na tyle ważne by Shevi pozwolił czekać pieprzonemu Dalaosowi? Tego jeszcze nie był pewien. Ta decyzja musiała jeszcze poczekać. W pierwszej kolejności postanowił, że pozbędzie się zakapturzonego mężczyzny, który z niewiadomych celów podążał za nim całe przedpołudnie. Ze Szramą i jego zakapiorami u boku poszłoby mu jak z płatka, ale tym razem musiał się obejść bez nich ponieważ na dzisiejsze rozpracowywanie ulicy wybrał się sam. Widocznie był to błąd, ale niegdyś radził sobie całkiem bez wsparcia kamrackiego opiekuna. Miał tylko nadzieję, że nie wysłano za nim lewara czy też nożownika, gdyż z nimi mógłby mieć nielichy problem.

Zatrzymał się na chwilę by rozejrzeć się wokół. Szukał. Wiele osób mijało go, a on oparty o ścianę jednej z kamienic wypatrywał konkretnych sygnałów bądź zachowań. Po jakimś czasie zniesmaczony odepchnął swe plecy od nagrzanego słońcem kamienia. Albo cholerny gorąc spowodował pewnego rodzaju przytępienie zmysłów, albo rzeczywiście w tłumie nie kręcili się żadni doliniarze, informatorzy czy też inni przedstawiciele szeroko pojętego półświatka. Bez nich nie miał jak zorganizować żadnej akcji mogącej spowolnić jego wytrwały jak dotąd ludzki ogon. Nagle jego wzrok spoczął przeciwległym straganie z owocami. Niespiesznie podszedł do niego po czym wybrał jabłko, dorodny okaz z okołomiejskich sadów. Rzucił osobie doglądającej interesu dwa lisy co było nader hojnym wynagrodzeniem za jeden owoc. Młoda dziewczyna o płomiennie rudych włosach wybałuszyła oczy, co nieco oszpeciło jej zgrabną twarzyczkę nadając jej komiczny wyraz, po czym szybko schowała monety w odmętach swej płowej, workowatej sukienki. Mężczyzna nie zamierzał od razu odejść co wzbudziło u niej oznaki lekkiego niepokoju.

- Zastanawiam się czy interes dopisuje panience dzisiejszego dnia. – rzekł obracając w ręce srebrną łanię, którą przed momentem dobył ze swej skórzanej sakiewki.

- Całkiem dobrze proszę pana, ale zawsze może być lepiej. - odparła rudowłosa spoglądając pożądliwie na monetę pobłyskującą pomiędzy palcami Sheviego. - To dla mnie? - bezczelnie spytała po chwili z typowym błyskiem w oku. Wszelka wcześniejsza płochliwość znikła, a zastąpiła ją chłodna kalkulacja potencjalnego zysku i kosztów. Czego od niej chciał? Czy mogła naciągnąć go na więcej? A może po prostu mężczyzna chciał wykręcić jej jakiś numer? To zachowanie utwierdziło handlarza informacją w przekonaniu, iż wybrał właściwie. Ryzykował, gdyż nie wiedział kto go śledzi, ani czy i jeżeli to do jakiej grupy przynależy. Prawdopodobieństwo, ze dziewczyna go zna było jednak na tyle małe, że zamierzał podjąć to ryzyko.

- Słuchaj uważnie, bo nie będę owijał w bawełnę. – odezwał się po chwili milczenia. Mówiąc cały czas uśmiechał się – Nie teraz mam czasu wysłuchiwać ulicznych rewelacji czy to wąskich czy też szerokich choć jeśli się spiszesz może tu kiedyś wrócę. Coś taka zdziwiona? Jeszcze jak widać potrafię poznać miejscowy talent. Widzisz tego mężczyznę tak usilnie starającego się wtopić w tłum? Na miłość wszystkich bogów, nie gap się tak ostentacyjnie!

- Jegomość zdaje się lubić moje towarzystwo, a ja jego już trochę mniej, więc byłbym wdzięczny gdybyś coś z tym faktem zrobiła. Oskarż go o kradzież, wyzwij od najgorszych szumowin z powodu wywrócenia kilku skrzynek z towarem. Cokolwiek przyjdzie Ci do głowy. Jeśli się spiszesz pomyślimy o dalszym rozwijaniu twych zdolności. Rozumiemy się? – mężczyzna mrugnął dziewczynie okiem po czym upuścił srebrną monetę do drewnianej miski służącej do zbierania opłat za owoce po czym chwycił dojrzałą śliwkę i odwrócił się od straganu nie widząc już jak dziewczyna dyskretnie kiwa porozumiewawczo głową.

Tak to właśnie wygląda jak nie ma się akurat pod ręką własnych ludzi. Zapłata była dość wygórowana jak za coś czego jeszcze nie otrzymał, ale wierzył w tę rudą dziewuchę. Zazwyczaj miał nosa do tych spraw co pomogło mu znaleźć się w miejscu, w którym się aktualnie znajdował. Zastanawiał się czy nie sprawił dziewczynie problemów. Jeżeli pracowała już na stałe u miejscowego szefa to ta krótka wymiana zdań mogła spowodować nawałnice niewygodnych pytań. Cóż, to już nie był problem Sheviego. Nawet jeśli ta akcja spali na panewce to nic wielkiego się nie stanie. W ostateczności mógł sypnąć garścią monet by pozwolić motłochowi zając się swoją sprawą, a samemu zniknąć wśród krętych skilthryjskich uliczek. Oddalając się od straganu schował do kieszeni kupione jabłko zostawiając je na później, po czym nadgryzł pieczętujący inną transakcję owoc śliwki, który okazał się być tak soczysty, że lepki sok popłynął mu obficie po brodzie.

Shevi musiał jeszcze dokonać wyboru co robić dalej. Nie zajęło mu to jednak wiele czasu i ruszył żwawym krokiem w stronę burdelu o wdzięcznej nazwie „Pod Rozpiętym Gorsetem” by spotkać się z Drapieżną. Wyboru dokonał z dwóch względów. Pierwszym z nich było niebezpieczeństwo, że fortel zastosowany nie tyle przez niego, ale przez oczy i uszy ulicy w postaci młodej dziewczyny doglądającej straganu z owocami zawiedzie. Gdyby tak się stało z pewnością nie chciał by depczący mu po piętach łachmyta był świadkiem jego spotkania z Dalaosem Białym. Mogło to cholernie zaszkodzić zarówno jemu jak i periocziemu, z którym się spotykał. Ulica nie lubi plotek o brataniu się z Tagmatą i każdy uliczny talent mógł chcieć wtedy zabłysnąć i uciszyć zawszonego konfidenta. Drugim z powodów wyboru dokonanego przez Sheviego był fakt, iż nie cierpiał on Białego i chciał po prostu kazać mu na siebie czekać. W każdym bądź razie miał jak usprawiedliwić swoje zachowanie a to, że stary cap będzie się pieklił? Zawsze była to mała wygrana w ich niemającej końca grze wzajemnych uszczypliwości. Nie miało to w każdym razie prawa zburzyć ich pozornego sojuszu.
 
__________________
Precz z fantasy! - Moja ulubiona kwestia wypowiadana jak mantra za każdym razem, gdy zagłębiam się w kolejny świat magii i miecza...
Dale Cooper jest offline