Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2015, 00:15   #9
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Myśliwy przeklął pod nosem, ukradkiem obserwując, jak kolejne osoby odłączają się od jego grupy ratunkowej. Ale nie mógł ich winić. Całe życie spędzili w tych okolicach i wiedzieli, czego mogą się spodziewać z dala od w miarę bezpiecznych domostw.
Jeszcze nie zmierzchało, ale wszem i wobec wiadome było, że zagrożenie ze strony morfy nie pojawiało się tylko po zachodzie słońca. Chociaż pod osłoną mroku na pewno wyglądało bardziej przerażająco.

Na całe szczęście ślad nie urywał się za często, toteż Aruldin mógł podążać za nim niemal z zamkniętymi oczami. Biedy chłopiec musiał się czegoś przestraszyć i pogubił drogę, rozpaczliwie poszukując swojego domu. Niepokojące było jednak to, że jego kroki wciąż kierowały głębiej w las.

- Dość - syknął tropiciel, na co pozostała trójka ratowników omal nie wyskoczyła ze swojego obuwia. Strach rysował się na ich obliczach tak wyraźnie, że nawet kat by się nad nimi zlitował.
- Dalej pójdę sam. Na nic mi się nie przydacie, wpadając na moje plecy i dzwoniąc zębami. - Spojrzał na nich niemalże z troską, a wiadomo było, że twarz Brzechwy nie była skora do okazywania uczuć.

- D... Dobrze, proszę pana. Wrócimy do domu i zaczekamy na wasz powrót. Niech mi pan tylko obieca, że odszuka mojego synka - powiedział łamiącym się głosem ojciec chłopaka. Uwadze Mayhack'a uwadze nie uszedł fakt, iż chłop nagle zaczął się do niego zwracać per pan. Co ta morfa robiła z ludźmi.

- Zrobię, co w mojej mocy. A teraz zmykajcie mi stąd - skwitował rozmowę myśliwy, po czym nie oglądając się już na nich więcej, ruszył dalszym tropem.


Niedobrze - skomentował w myślach mężczyzna. Zaszedł naprawdę daleko. Nawet on sam tak daleko się nie zapuszczał bez potrzeby. Nigdy nie ścigał zmorfowanej zwierzyny na uroczyskach. Raczej czekał, aż same je opuszczą. Tak było znacznie, naprawdę znacznie bezpieczniej.
Przeklęte uroczyska. Istne kolebki zła tego świata. Im bliżej źródła, tym otoczenia stawało się coraz bardziej wypaczone i niebezpieczne. Niczym wirus atakowały wszystko co żywe. Oszpecały naturę i posługiwały się nią jako środkiem rozprzestrzenienia choroby.

Był blisko. Wpływ morfy rzucał się w oczy. Nienaturalne rośliny. Człowiek obawiał się, że zaraz natrafi na jakiś niespotykany okaz zwierza, zdeformowanego od ogona aż po pysk.

Nie powinien tu być. To nie miejsce dla ludzi ani żadnych zdrowych stworzeń.
Aruldin mógł po prostu zawrócić. Zdążyłby do wioski jeszcze przed zmierzchem. Ojcu powiedziałby, że trop się urwał. Albo, że zaatakowało go jakieś stworzenie i musiał ratować życie.

To nie wstyd obawiać się i uciekać przed morfą. Tylko Diatrysi zwykli z nią się siłować i radzili sobie z tym całkiem nieźle.
I nie o tchórzostwo oskarżono by Aruldina. Jednak ojcowska troska o dziecko wzięłaby nad chłopem górę. Kto wiedział, jakby zareagował. Mógł zrozumieć Aruldina. Mógł też kazać iść mu po prostu precz, a może nawet w rozpaczy zaatakowałby go.

Szlag mnie trafi. Po cholerę się na to godziłem? - walczył ze sobą w myślach. Stał wyprostowany i patrzył przed siebie, jakby wypatrywał małego Anuka schowanego za najbliższym drzewem. Im dłużej się wpatrywał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że los chłopaka jest spisany na straty. Ile warte było dla tropiciela życie jakiegoś dziecka, by miał narażać własne?

Może jednak powinien zawrócić?


Nie tym razem.
Już dawno stracił w swoim życiu wyższy cel. I właśnie taki cel odnajdował, wykonując zlecenia na stworzenia morfy. To morfa odebrała mu żonę i szczęśliwe życie. I jeśli miał okazję, robił co mógł, by również jej coś odebrać.
I odbierze. Wyrwie chłopca z paskudnych łapsk tej zarazy.
Najważniejsze, by wykonać robotę.

Nie był Diatrysem, a zwykłym myśliwym. Zostanie więc łowcą.


Jeszcze raz sprawdził, czy w łatwy sposób dobywa łuku i sięga do kołczanu, a następnie podskoczył kilka razy, by upewnić się, że nic z jego ekwipunku wyjątkowo nie brzęczy. Błoto, którym był oblepiony, ułatwiało sprawę. Dodatkowo roztarł glebę na twarzy, by ulepszyć swój kamuflaż.
Teraz rzeczywiście wyglądał jak skrzat. Trochę tylko wyrośnięty i uzbrojony.

Dobył łuku i ruszył pochylony przed siebie. Tym razem starał się jak najbardziej przekradać i unikać otwartej przestrzeni. Poruszając się wystarczająco ostrożnie, miał możliwość uniknięcia spotkania z fauną uroczyska.
W ostateczności musiał być gotowy oddać precyzyjny strzał. Jego długi łuk świetnie nadawał się do wyborowych salw na dużą odległość, potrafiących zdjąć jeźdźca z siodła, przebijając go przy tym na wylot. Nie radził sobie już tak dobrze w walce na krótkim dystansie z grupą przeciwników, czego tropiciel najbardziej się obawiał.

- Złoję skórę temu bękartowi, jak go znajdę - mruknął pod nosem, zagłębiając się w zarośla.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 04-06-2015 o 00:33. Powód: Jedno słówko zjadłem :D
MTM jest offline