Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2015, 21:51   #9
Sirion
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Poszukiwacz w duchu ucieszył się ze spotkania - jego obecni towarzysze nie byli zbyt rozmowni i powoli zaczynali się rozkładać. Odłożył ostrożnie wiosło i podniósł przyjacielsko rękę w stronę kobiety.

- Witaj - powiedział spokojnie. Miał nadzieję, iż nie wygląda tak strasznie jak aktualnie się czuje i jego towarzyszka nie ucieknie na sam jego widok.
Kobieta przez chwilę stała nieruchomo, z oczyma pod welonem chyba wpatrującymi się w Poszukiwacza, powoli i spokojnie cofając się drobnymi kroczkami. Gdy była obok szerokiego konara umarłej wierzby, odwróciła się i zniknęła za nią, prawie stapiając z białą mgłą gdy oddaliła się dosłownie kilka metrów dalej od podróżnika.

Mężczyzna przeklął w myślach. Ostrożnie powoli dobił tratwą do brzegu, zabezpieczył ją, aby nigdzie nie odpłynęła. I ruszył powoli w stronę, gdzie zniknęła kobieta. Był wyczerpany i głodny, potrzebował jakichkolwiek informacji i wiedział, że taka okazja, może się długo nie przytrafić - istniało spore ryzyko, że dłużej nie przetrwa wędrówki na oślep.

Gdy tylko podszedł do drzewa, zauważył, że dziewczyna nie traciła czasu. Z drugiej strony wysepki w niewielkich, może dwumetrowych odstępach znajdowały się wystające ponad wodę kamienie, skrawki mielizny. Kobieta była na wysepce już dwadzieścia metrów dalej, ledwie widoczna we mgle. Odwróciła się spoglądając raz jeszcze przeciągle na Poszukiwacza.

- Poczekaj! Mam tylko kilka pytań! - Krzyknął i zrobił parę kroków do przodu.
Natychmiast wobec nich niewiasta odwróciła się w stronę mgły i zaczęła powoli i ostrożnie przechodzić po drobnych wysepkach czy wystającej ponad wodę ziemi wgłąb mgły.

Mężczyzna głośno westchnął ze zrezygnowaniem i ostrożnie udał się tropem nieznajomej. Wiedział, że ta mgła prawdopodobnie nie jest normalnym zjawiskiem, ale z drugiej strony nie miał żadnego innego wyjścia z całej sytuacji. Wyspa była dość solidna. Cieszył się z odzyskania sił, biorąc pod uwagę trudność z zachowaniem równowagi na śliskich kamieniach. Gdy przeszedł jakieś dziesięć metrów, zdecydowanie wolniej niż kobieta, zauważył, że kolejne drobne wysepki robiły się coraz bardziej muliste, grząskie, śliskie, mimo że były różnych rozmiarów - od całkiem sporych do ledwie starczających na postawienie dwóch stóp. Gdy spojrzał przed siebie, kobieta była na skraju mgły, ledwie widoczna, patrząc na niego.

- Poczekaj moment! - Podniósł teatralnie ręce i stanął w miejscu - Naprawdę potrzebuje twojej pomocy i chcę chwilę porozmawiać! Nie poradzę sobie bez ciebie!
Przez dłuższą chwilę kobieta w zupełnej ciszy przypatrywała się Poszukiwaczowi. W końcu, stojąc, wysunęła jedną dłoń spod przewiewnej szaty i gestem wskazała, by podążał za nią. Po tym odwróciła się, i z tą samą ostrożnością zaczęła niknąć wgłąb mgły. Przynajmniej biorąc pod uwagę bagno nietrudnym było podążanie za nią.

- W co ja się znowu pakuję… - Powiedział sam do siebie. Zaszedł już jednak tak daleko, że wątpił, iż odnalazł by drogę powrotną do tratwy samemu. Najgorszym w tym wszystkim była ta wszechobecna cisza - nie tak wygląda prawdziwe bagno. Wolnym krokiem podążył za swoją towarzyszką.

Jeden po drugim kolejne kroki zabierały mężczyzną wgłąb bagna. Ciągle na skraju wzroku widział tę za którą podążał, która w różnych odstępach odwracała się i czekała w milczeniu, ale nigdy nie pozwoliła się dogonić, spokojnie acz w jakiś sposób płochliwie oddalając gdyby Poszukiwacz przyspieszył. W pewnym momencie czas zaczął mu się dłużyć. Głód przynajmniej zniknął wobec skupieniu na zadaniu, choćby tak prostym jak podążanie za kobietą i wpadnięcie do wody. Nie wiedział czy miałby siłę dopłynąć do czegokolwiek co można by uznać za brzeg.

Czas się dłużył i w gęstniejącej mgle Poszukiwacz nie bardzo orientował się, ile czasu już spędził. Niebo z białego zaczęło odrobinę szarzeć - poruszał się… godzinę? Zapach bagna uczynił się nieco świeższym, bardziej rześkim, mirowym… trochę słodkim, może od jakichś rzadkich kwiatów, których nie znał. Gdy zatrzymał się by złapać trochę oddechu, zobaczył, że po swojej prawicy gdzie jak wydawało mu się wcześniej była północ nie widzi już brzegu. Nie był też do końca pewien drogi powrotnej, choć był już niemal pewien że mgła była po prostu częścią bagien, w niektórych miejscach rzadsza, w innych gęstsza.
Poszukiwacz poczuł się lekko rozkojarzony i zdezorientowany - nie to, żeby zmiana otoczenia mu się nie podobała, ale wszystko odbywało się tak nagle…

- Moment! - Krzyknął - Dokąd mnie prowadzisz? Miło byłoby poznać chociaż twoje imię!

- … - jak szept usłyszał miękki głos kobiety, która wypowiedziała jego… imię?
Nie przedstawiła się… zawołała go… szeptem.

Nie słyszał go od bardzo dawna, miał wrażenie, że ta osoba dawno umarła i jakby na chwilę ożyła, na bardzo krótki moment, który jednak okazał się wystarczający, aby przekonać go w słuszność podróży. Miał wrażenie, że nastepne pytania będą bez sensu, więc postanowił zaufać kobiecie w bieli, która zdawała się wiedzieć o nim więcej niż ktokolwiek inny.

Kolejne kroki po grząskim gruncie. Przejście przez wyspy. Pokonywanie drzew poskręcanych ponad miarę. Śliski kamień. Krótka wyspa. Mgła zupełnie bielała. Niebo pociemniało do prawie grafitowego odcienia, widział już, na naprawdę niewielki dystans. Coraz rzadziej i krócej widział kobietę przed sobą, czuł jednak jej spojrzenie gdy trudził się z pokonywaniem kolejnych dystansów.
Wtem, przy kolejnym kroku, drobna piedź ziemi wystarczająca może na dwie stopy rozsunęła się jak miękkie błoto, jego noga zniknęła pod wodą i wpadł nogami do mułu, mając jedynie chwilę na reakcję czy decyzję by próbować czegoś się złapać, płynąć, lub odbić od dna!

Poszukiwacz zareagował instynktownie i spróbował rzucić się przed siebie, aby złapać się czegokolwiek i spróbować jakoś wyciągnąć. Z trudem wyskoczył pokracznie z drugiej nogi, ale okazała się to słuszna decyzja, gdy jego ręce zaczepiły o coś twardego i wyciągnęły tors mimo plusku wpadającego do wody mężczyzny na…

Podniósł oczy. Tuż przed nim, na powalonym, obrośniętym mchem drzewie siedziała tak ulotna jak dotychczas młoda kobieta, po damsku. Konar znajdował się na wyspie… której nie wiedział czemu nie widział wcześniej.

[media]http://www.uploadmusic.org/MUSIC/8310541431639452.mp3[/media]



Okrągła, może dziesięciometrowej średnicy, podmywana przez wodę i porośnięta łodygami wzdłuż brzegu wyspa miała rozłożystą wierzbę po środku, której opadające końce gałęzi były trochę ponad jego głową gdyby stał wyprostowany, a biała kora pnia zlewała się z mlecznobiałą mgłą. Drzewo rosło na niewielkim wzgórku i było dość młode i delikatne. Obok wzgórka z drzewem znajdowała się szeroka wklęsłość taka, że jak by rozłożył ręce to jej obwód akurat by go okalał, wypełniona czystą deszczową wodą. Jakaś dziwna odmiana ciemnych, praktycznie czarnów bzów rosła obok równie ciemnej jagody wyrastającej niewiele ponad wysokość kolan. W wodzie dookoła widział liczne łodygi jakiegoś dziwnego kwiatu - zdał sobie sprawę, że to one wydawały dziwny, słodki zapach… i że mijał je przez praktycznie całą drogę, rosnące w wodzie, tuż poza zasięgiem - rozsiane po większość tej części rozlewiska.

- Eee… Witaj - Powiedział, nie mogąc zbytnio zebrać myśli - Więc bardzo ci dziękuję, za miłą podróż… - Ostrożnie dobierał słowa, starając się nie urazić kobiety - Ale… Czy mogłabyś mi powiedzieć kim jesteś i gdzie się znajdujemy?

Kobieta patrzyła na Poszukiwacza smutno i tęsknie, ale nic nie odpowiedziała.
Poszukiwacz westchnął.
- Jesteś raczej małomówną osobą jak widzę… - Uśmiechnął się - Czy to jest twój dom?

Nieznajoma odwróciła głowę na bok, spuszczając ją nieco.
Mężczyzna prychnął cicho.
- W sumie to czego się spodziewałem…. - Spojrzał szybko na kobietę - Wybacz, to było nie na miejscu. Miałem… Dość ciężki dzień. Wybacz moją bezczelność, ale... Czy masz może coś do jedzenia? Nie pamiętam, kiedy miałem coś w ustach...

Chociaż napotkana nawet nie drgnęła, wzrok Poszukiwacza jakby za jej własnym podążył do jagód. Z jednej strony było ich dużo i wydawały się nietknięte. Z drugiej musiał albo sprawdzić albo przypomnieć sobie po czym poznać czy nie są trujące. W trudnych chwilach wiele w życiu zjadł… mógł też zaryzykować. Przynajmniej woda z zagłębienia wydawała się zdatna do picia, może nie zupełnie, ale o wiele bardziej niż bagienna.

Mimo, narastającego głodu, samą siłą woli powstrzymał się przed zjedzeniem jagód. Na początku wolał uzyskać zgodę swojej gospodyni.
- Czy nie obrazisz się jeżeli poczęstuję się?

Jednak pytanie mógłby równie dobrze zadać w pustkę. Woda przy brzegu obmywała stopy nieruchomej kobiety siedzącej na obalonym pniu.
- W mojej kulturze milczenie oznacza zgodę.... - Powoli podniósł się i ruszył w stronę krzaka - Nie obraź się, ale jesteś koszmarnym rozmówcą…

Mężczyzna przyjrzał się roślinom i spróbował dostrzec jakieś różnice pomiędzy owocami.

Większość była identyczna. Dość dorodne, czarne jagody o lekko fioletowawym odcieniu. Nie widział wcześniej takich. Różniły się nieco rozmiarami i kształem jak wszelkie zdrowo rosnące owoce leśne. Było ich całkiem sporo i były bujne.

Poszukiwacz rzucił jeszcze spojrzenie kobiecie w bieli i westchnął teatralnie.
Ostrożnie zerwał jeden owoc, dokładnie jeszcze raz obejrzał i włożył do ust. Powoli gryzł go, próbując wybadać smak. Był słodkawy, bardzo słodki jak na leśny owoc, a miąsz był bardzo soczysty. Może to wina głodu, ale były to jedne z najlepszych owoców jakich Poszukiwacz kosztował w swoim życiu jeżeli o smak chodzi.

Bez zastanowienia, narwal całą garść owoców i zajadał się nimi, do stłumienia głodu w żołądku, nie zamierzał się nimi przejadać, mimo, iż jego organizm domagał się coraz więcej - chciał jedynie pokonać najbardziej dotkliwe objawy głodu. Spojrzał dyskretnie na swoją towarzyszkę. Spojrzawszy dostrzegł że ta patrzyła na niego, odkąd zaczął posilać się jagodami. Zjadł kilka, powoli, nauczony doświadczeniem. Nie powinno go to zatruć, nie mogło też nasycić, ale powinno za kilkanaście minut sprawić, że głód na chwilę zostanie oszukany.

Ostrożnie, czując na swoich plecach spojrzenie gospodyni, podszedł do strumyka i nasycił swoje pragnienie. Być może nie była to najczystsza woda źródlana, ale teraz dla strudzonego mężczyzny miała smak najlepszego wina.
Poszukiwacz rzucił kolejne spojrzenie na kobietę. Ten cały spokój i cisza przerażały go. Tak więc nastały spokój i cisza z wodą pluskającą po bagnie. Po kilkunastu minutach rzeczywiście mężczyzna poczuł drobną ulgę w żołądku, jakkolwiek wiedział, że choć od tego poczuje się lepiej, nie wzmocni tym ciała na dłuższą metę.

Nieznajoma siedziała, obserwując rozlewisko, wpatrując się martwo w jakiś punkt we mgle, nie mącąc spokoju.

Mężczyzna, czując się teraz znacznie lepiej, powoli podszedł i usiadł obok niej na kłodzie.
- I co będzie teraz? - Zapytał tylko patrząc jej prosto w twarz. Odpowiedź była dziwna i niespodziewana. Na pytanie niewiasta odwróciła głowę w jego stronę i znowu wyszeptała jego imię, kładąc swoją dłoń na jednej z jego dłoni.

- Skąd w ogóle znasz to imię? Nie używałem go od tak dawna… - Powiedział cicho.

Nie odpowiedziała. Choć jej oczy były skryte za welonem, nie miał wątpliwości że w tej chwili intensywnie wpatrywały się w jego własne. Podniosła jego dłoń wpierw jak gdyby chciała dokądś go zaprowadzić… lub takie odniósł wrażenie, lecz zatrzymała jego dłoń na wysokości welonu.

Mężczyzna przekrzywił głowę na bok w zaciekawieniu. Delikatnie i ostrożnie podniósł welon zasłaniający twarz kobiety.

* * *

Otworzył oczy, leżąc na wyspie. Była pusta. Poczuł drżenie z zimna. Niebo powyżej było już zupełnie ciemne, a Poszukiwacz czuł w sercu jakąś trwogę, jak gdyby doznał czegoś strasznego i niemożliwego do opisania. Ból i niepewność kończyn i głód zostały zastąpione słabością jak po przerażającym czy wyczerpującym przerażeniu.

To nie było wszystko. Słyszał, a nie widział, że ktoś stoi obok niego, niedaleko, wertując coś, może jakiś krzak, może jego rzeczy. Nie było reakcji na jego przebudzenie, ale ciężko byłoby w niemal zupełnej ciemności się zorientować, że drżący mężczyzna otworzył oczy.

Mężczyzna leżąc starał się uspokoić, wiedział, że widział coś czego na pewno nie chciał zobaczyć. Oddychał powoli, spokojnie. Wdech, wydech, wdech, wydech. Powoli odzyskowiał wewnętrzny spokój. Musiał się skoncentrować, od tego zależało teraz jego życie.

Otworzył oczy i podniósł głowę. Liczył, że uda mu się dostrzec chociażby jakąś wskazówkę w ciemności. Ku jego zdumieniu było już jasno. Biel nieba prawie go poraziła, gdy przymknął oczy wspominając śnieżną ślepotę odległych gór. Niewielka postać, chyba dziecka? W chwilowo niezbyt widocznym stroju ziemistego koloru lękliwie odsunęła się dalej od niego mrużąc bystre oczy skierowane prosto na Poszukiwacza.

- Gdzie jestem? - Powiedział tylko cicho. Nie chciał przestraszyć swojego towarzysza.

- Delimbyir. - w odpowiedzi wyszeptał żeński głos. Dziewczynka przyglądała mu się bacznie, gdy wzrok nieco do niego wracał. Jego miecz leżał pod wierzbą, inne rzeczy były tuż obok. Niewielka łódź o niskiej burcie była wyciągnięta odrobinę na brzeg.

Poszukiwacz zmrużył oczy.
- Gdzie? - Zapytał od razu.

- Kim jesteś? - zapytała drobna istota, odchodząc nieco na bok, na tyle, że Poszukiwacz musiałby usiąść by znowu znalazła się w jego zasięgu wzroku.
Mężczyzna powoli usiadł.

- To… Skomplikowane - Powiedział na początku - Przybywam z daleka… Cóż, przynajmniej tak sądze, że z daleka - Dodał po chwili - Płynę samotnie od dłuższego czasu. A ty… Kim jesteś?

- Znalazłam tratwę… z… - dziewczęcy głos urwał, choć nie zadrżał - Czy nią przypłynąłeś?

- Tak...Tratwa… Czy widziałaś kogoś jeszcze w tych okolicach w ostatnim czasie?

- Od czasu do czasu tratwy. Ale… nikt z nich nie schodzi.

Mężczyzna rozejrzał się dookoła, aby zobaczyć dokładnie gdzie dokładnie się znajduje.

Wciąż przebywał na wyspie. Bzy i jagody wyglądały nieco marniej, mgła była mniej gęsta, brzoza miała mniej liści i życia, lecz poza tym niewiele się zmieniło.

- Wiesz może… Ile tu leżałem? I gdzie podziała się tratwa?

- Nie wiem, ale tratwę zatopiłam. - odparła dziewczynka.

- Rozumiem…. - Powiedział cicho, żałował, że nie mógł zapewnić nikomu godnego pochówku - Niech znajda ukojenie po śmierci… - Po chwili dodał - Ale co ty tu robisz? To niezbyt przyjazne miejsce do życia dla tak młodej osoby.

- Mama kazała mi nie ufać nieznajomym. Ty powiedz dlaczego podróżujesz z mieczem. Słyszałam, że tylko źli ludzie wędrują z bronią.

- Mama miała zupełną rację… Ale w związku z tym, dobrzy ludzie też nie mogą pozostać nieuzbrojeni… Mogłabyś powtórzyć mi jeszcze raz, ale tak bardziej ogólnie, gdzie teraz jesteśmy?

- Nie. Powiedz kim jesteś i co tu robisz, albo odpłynę.

Poszukiwacz spuścił głowę i milczał przez chwilę.
- Nie wiem… - Podniósł wzrok na dziewczynę - Ja sam nie wiem… Czy to wszystko rozumiem… Wiesz o co mi chodzi?

- N-nie bardzo.

- To… Bagno… Te ciała… Te wizje… To dla mnie za dużo - Mężczyzna doszedł do wniosku, że nigdy w swoim życiu nie czuł się tak zdezorientowany - Nawet nie wiem z kim teraz rozmawiam - Prychnął cicho.

Poszukiwacz słyszał, wraz ze swoimi słowy bardzo delikatne i sprężyste kroki… czy raczej subtelny szmer ocierających o siebie ubrań, gdyż kroki były zbyt ciche, osoby nawykłej do bycia niezauważaną. Podeszła do łodzi, powoli, by nie rozjudzić nieznajomego - niewątpliwie uznawszy go za jednego z szalonych wyznawców Torma, wnioskując po mieczu, tak rzadkiej w tych czasach broni, świętym symbolu i jego słowach. W każdej chwili dziewczynka mogła zepchnąć łódź na bagno by spróbować szybko uciec jak najdalej od niego.

Mężczyzna spojrzał na dziewczynkę i wstał.
- Nie zabiłem ich! Nie wiem kto to zrobił i co się stało, ale potrzebuję twojej pomocy! Chcę tylko się wydostać i ruszyć dalej! - W napięciu oczekiwał reakcji dziewczynki.

Kobieta zatrzymała się gdy jej dłonie były już na brzegu łodzi. Odwróciła dorosłą twarz w stronę Poszukiwacza, mierząc go wzrokiem, i nie miał wątpliwości. Na pewno nauczyła się mówić bardziej dziewczęcym głosem, ale jej kształty i twarz jasno świadczyły że była niziołką.

Była też nie bez powodu bardzo nieufna i ewidentnie obawiała się Poszukiwacza. Ale zatrzymała się.

- Wiem, że ich nie zabiłeś. - powiedziała przyjemnym, niższym głosem o miedzianej barwie, przełknąwszy ślinę - To znaczy nie na tratwie. Musieli was spławić w Secomber. Ale równie dobrze mogłeś ich zabić i samemu zostać raniony przez straż… i może myśleli że nie żyjesz i położyli cię z twoimi ofiarami.

Poszukiwacz stał oniemiały.
- Ty wiesz kto… Kto mógł to zrobić? I kim oni byli?

- Co mógł zrobić? - zapytała kobieta. Jej strój w ziemistym kolorze był prosty i zlewał się z kręconymi kasztanowymi włosami, dostosowany był tak do zabrudzenia przy pokonywaniu bagna jak i do zniknięcia komuś z oczu w naturalnym środowisku. Wciąż wyglądała jak by była gotowa na jedno i drugie na wypadek, gdyby Poszukiwacz dał jej choć jeden powód.

- To wszystko, tą tratwę i te ciała… Naprawdę chciałbym pamiętać co tutaj robię… Ale przysięgam ci, nie zabiłem ich! Nawet gdybym chciał, to byłoby ich po prostu za dużo, sam nie dałbym rady...

- Słyszałam historie, że słudzy Obłąkanych Bogów są w stanie dokonywać nadludzkich czynów… makabrycznych czynów. Tratwa… W Secomber nie chowają umarłych u siebie. Boją się, że ci wstaną, więc spławiają umarłych w dół Delimbyiru. - objęła wzrokiem otaczające rozlewisko - To rzeka, dopływająca do Morza Mieczy. Tutaj powstało rozlewisko, ale dalej się przewęża i spływa koło Daggerford.

- Szalonych bogów powiadasz… - Mężczyzna zamyślił się - Kiedyś świat był podobno lepszy, kiedyś bogowie liczyli się ze swoimi wiernymi, kiedyś nie oczekiwali ślepego posłuszeństwa tylko gorliwej wiary… Nie pytaj, gdzieś o tym czytałem. To długa historia, ale czy to słuszne odwracać się od nich w ich szaleństwie tak jak oni odwrócili się od nas? - Pozwolił, aby te pytanie zawisło na chwilę - Naprawdę potrzebuję się wydostać z tych bagien, to wszystko o co walczę, nie może przepaść tak po prostu…. Daje ci słowo, że nie zabiłem tych ludzi i nie pamiętam co ich spotkało, jesteś aktualnie moją jedyną nadzieją….

Przez długą chwilę niziołka przyglądała się Poszukiwaczowi, po czym uśmiechnęła się odrobinę wbrew jej ewidentnej nieufności.
- Na pewno jesteś czymś, to mogę powiedzieć. Ale musisz wiedzieć, że beze mnie osiądziesz na jednej z wysp na moczarach. - wyciągnęła w jego stronę palec przestrzegając, jak gdyby żeby upewnić się że nie spróbuje zrobić jej krzywdy.

- To już odkryłem dawno… To… Nie była najmilsza podróż. Czyli… Pomożesz mi?

- Możesz wsiąść. Na pewno umierasz z głodu, w plecaku na dziobie jest prowiant. - powiedziała kobieta, powoli spychając łódkę na wodę.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline