Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2015, 13:28   #1
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Suicide Squad - Kocioł Bałkański [Rekrutacja dodatkowa]



Senegal, Dakar
12.08.2014r., 11.39


Jeden z bulwarów stolicy Senegalu biegł przy samym brzegu Oceanu Atlantyckiego. Pomimo niedalekiego sąsiedztwa pełnej samochodów ulicy kontrastującego z szumem falującej, wielkiej wody trasa była całkiem przyjemna i przede wszystkim zacieniona. O tej porze dnia temperatura stawała się nie do zniesienia. Przynajmniej dla spacerującego turysty z północno-wschodnich części Europy.

Cóż dziwnego było w przechadzającym się turyście w słomkowym kapeluszu na głowie w luźnej, kolorowej koszuli rozpiętej do połowy klatki piersiowej i krótkich spodenkach?
Nic. Przyjezdny jak każdy inny zatrzymujący się co jakiś czas, by uchwycić w kadrze małego aparatu ze sznureczkiem założonym na nadgarstek niespotykane w jego kraju piękno obcego krajobrazu lub kultury.
Na tym polegało piękno wakacji. Zastrzyk obcej gotówki dla obcego kraju kosztem przypływu ludzi takich jak on.

Gdy wyszedł spod drzew poczuł się tak, jakby nagle jakiś sadystyczny gospodarz ustawił maksymalną wartość klimatyzatora.
I tak już koszula lepiła się nieprzyjemnie do ciała, zaś bielizna parzyła gorącym potem w miejsca, które nigdy nie powinny być poparzone.
Podchodząc do kiosku przysięgał sobie, że tuż po powrocie do mieszkania będzie chodził nago okrakiem.

- J'ai besoin d'un journal - powiedział do czarnoskórej ekspedientki w średnim wieku źle akcentowanym francuskim. Słysząc to nic nie powiedziała kładąc przed sobą kilka tytułów, zaś mężczyzna bez wahania przyciągnął do siebie jedną z nich.
(Potrzebuję gazety.)

- Six cent soixante-dix - rzuciła gardłowym głosem. Pomyślał, że to kompletnie nie pasuje do kobiety.
(Sześćset siedemdziesiąt.)

- Merci - odparł podając odliczoną kwotę, po czym spojrzał na zegarek. Ten jednak zamiast godziny pokazywał pięć minut i trzydzieści trzy sekundy... trzydzieści dwie... trzydzieści i jedną... trzydzieści...

Niespiesznym krokiem ze zwiniętą w rulon gazetą ruszył przed siebie pogwizdując, lecz im bliżej był celu, tym mocniej biło jego serce. Z każdym krokiem coraz szybciej.
Siadając przy wolnym stoliku kawiarni oddalonej od kiosku o dwie minuty i dziesięć sekund marszu oblizał spierzchnięte usta. Nic to nie dało. Gdyby nie to, że nie był w stanie, pociłby się jeszcze bardziej.

Wyjął z kieszeni urządzenie wyglądające jak słuchawka na bluetooth do smartphone'a z malutkim ekranem dotykowym po wewnętrznej stronie. Kilkukrotnie przesunął po nim palcem w dół, założył na ucho i wcisnął przycisk po zewnętrznej stronie.
Natychmiast rozległ się przeciągły sygnał zwiastujący rozpoczęcie łączenia z drugą osobą.

- Cześć, ciociu. Tu Tommy. Jestem na miejscu - powiedział, a następnie wcisnął przycisk na zegarku. Odliczanie zatrzymało się, zaś cyfry zmieniły się. Tym razem wskazywały na dziesięć minut, ale czas jeszcze nie wystartował.





Łup, łup... Łup, łup...

Spał pogrążony w ciemnościach kołysząc się miarowo. Był współczesną, niepomiernie precyzyjniejszą wersją kamikaze. Stworzony po to, by zginąć zabijając.
Gotów na każdy rozkaz swej pani, w każdej chwili obudzić się.




- Ciociu, Billy właśnie odjeżdża - usłyszała męski głos dobiegający z głośnika i szybko przeniosła wzrok na pokaźnych rozmiarów ekran holograficzny na końcu sali. Zmarszczyła brwi zastanawiając się w co Tommy sobie pogrywa. Wszystkie czerwone punkty pulsowały nieruchomo.
Czyżby chciał wyeliminować kolegę z zespołu z czystej zawiści? Wszystko na to wskazywało.

Nagle zdała sobie sprawę z tego, że nerwowo bębni w blat długimi paznokciami. Zauważyła, że wszyscy pracownicy w biurze zwykle przyklejeni do swoich komputerów teraz wpatrują się na zmianę w nią i w mapę holograficzną ze wskazaniami odczytów z nadajników GPS.

- Lepiej nie kłam, Tommy - w radzie kobiety, z pozoru niewinnej błysnęła dostrzegalna groźba.
Z głośników przypłynęło pogardliwe prychnięcie, co jej się nie spodobało. Z wielu względów poczynając od braku szacunku, jaki okazywał agent aż do tego, że Billy mógł wykryć umiejscowienie urządzenia i pozbyć się go.

- Wam to się nigdy nie dogodzi. Rób co chcesz, ale nie mów mi, że nie informowałem... ciociu - niemal wypluł ostatnie słowo. Nic więcej nie powiedział.

Szybko rzuciła okiem na kolejny ekran przedstawiający wykresy prac serc wszystkich agentów w Dakarze. Wszystkie przyspieszone, lecz w normie. Najbardziej jednak denerwował się sam Tommy, choć nie potrafiła tego wyczuć w jego głosie.

- Billy, co u ciebie? - zapytała w powietrze. Odpowiedział jedynie monotonny, jednostajny szum wiatraczków chłodzących sprzęty w biurze.

- Billy, odpowiedz - rzuciła ponownie patrząc na wykres pracy serca monitora z napisem "Billy". Żadnych zmian.

- Billy! Ostatnie ostrzeżenie. Jeśli nie zjawisz się na przyjęciu wujka Edwarda zostaniesz wykluczony z rodziny - odezwała się twardo po raz trzeci. Każdy wiedział co oznacza "wykluczenie z rodziny". Serca wszystkich agentów nieznacznie przyspieszyły. Oprócz jednego.

- Tommy, potwierdź brak Billy'ego.

- Potwierdzam.

- Wiesz co stanie się, jeśli jednak tam jes...

- Potwierdzam - warknął mężczyzna przerywając szefowej wpół słowa.






- And now it's all right. It's OK. And you may look the other way.

We wnętrzu samochodu unosił się nieudolny falset bujającego się w fotelu kierowcy zwalistego mężczyzny z australijskim akcentem.
Stary, zardzewiały Peugeot z ręczną skrzynią biegów podskakiwał przy każdym ruchu kierowcy.

Został tylko on i pusta droga. To nic, że musiał prowadzić jedną ręką, gdyż drugą przyciskał do krwawiącego obficie boku. Jeszcze nie mógł czuć się bezpiecznie. Był jeszcze stosunkowo niedaleko miejsca akcji, zaś suka pokroju Jennifer mogła równie dobrze zażegnać całe Przedsięwzięcie, by dorwać jednego, nieposłusznego psa zrywającego się ze smyczy.

Był lekko zdenerwowany, ale również szczęśliwy. Po trzydziestu latach więzienia czuł smak wolności! Aż miał ochotę krzyczeć!
Mijający go mieszkańcy Dakaru oraz turyści wymijając patrzyli na niego jak na półdebila, ale on się tym nie przejmował. Śpiewał dalej niemal rzucając się z przodu auta.

- Feel the city breakin' and everybody shakin', and we're stayin' alive, stayin' alive.




Nareszcie! Obudził się! To był jego czas i nie mógł zawieźć swojej pani. To był jego czas! Czas by niczym supernowa błysnąć i zgasnąć, lecz ten blask będzie niewidzialny.




- Ah, ha, ha, haaaaaa...

Zabawny falset muskularnego człowieka zmienił się w jęk. Pociemniało mu w oczach. Tracił oddech.

"(...) stayin' alive, stayin' alive. Ah, ha, ha, ha, stayin' alive."

Słowa piosenki nabrały szyderczego, złośliwego tonu. Uderzył jeszcze w radio, by zamilkło, lecz nic to nie dało.
Gwałtownie skręcił na pobocze i zahamował! Zdążył jeszcze tylko wypaść z niego nim zemdlał.







Kobieta parzyła na prostą linię, jaka pojawiła się na monitorze Billy'ego. Przez chwilę nie robiła nic, tylko wpatrywała się w niego widząc oczami wyobraźni konającego agenta. Nie robiła tego z mściwej satysfakcji, choć skłamałaby, mówiąc, iż jej nie czuje. Po prostu chciała się upewnić, że podwładny zszedł z tego świata.
Jednym przeciągnięciem palca na dotykowym pulpicie sterowniczym wyłączyła ekran.

- Madeleine, musisz radzić sobie sama. Jeffrey, zajmij miejsce Billy'ego. Natychmiast! Przyjęcie musi się odbyć.




29.08.2014r.


"Ebola uderza w kolejny kraj. Pierwszy przypadek w Senegalu.

Potwierdzono pierwszy przypadek eboli w Senegalu - poinformowała w piątek minister zdrowia tego kraju, Awa Marie Coll-Seck. Chory to obywatel sąsiedniej Gwinei, gdzie w marcu wybuchła epidemia śmiertelnego wirusa.

Minister poinformowała, że chodzi o studenta ze stolicy Gwinei Konakry, który zgłosił się na leczenie do szpitala w Dakarze, nie powiedział jednak, że miał bliski kontakt z ofiarami eboli w swoim kraju. - Wyniki badań dały wynik pozytywny (obecność eboli - red.) - powiedziała Awa Marie Coll-Seck." ~TVN24

 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline