W zasłyszanych nowinach nie było nic zaskakującego. Zwyczajowo okazały się stekiem plotek napędzanych obawami prostego ludu. Zmorfieni w mieście byli już kanonem miejskich legend. Pomijając fakt, że wygląd połowy mieszkańców Zaułka pasował do ich rysopisu. Niemniej Garrosh dobrze zapamiętał sobie słowa Lucy. Zawsze gdzieś tam tkwiło ziarno prawdy i warto było mieć na to baczenie.
- Idź już. Klientów mi straszysz - powiedziała kobieta, obserwując jak enty przechodzeń omija Ismaela szerokim łukiem.
- Ta. Bywaj - odpowiedział z typową dla siebie wylewnością.
Wojownik niespiesznie wrócił pod zamek z szarego kamienia. Patrząc na pozycję słońca stwierdził, że ma jeszcze trochę czasu do zakończenia obrad. Odnalazł wolną, kamienną ławę na uboczu. Z namaszczeniem wyjął
ko-pai.
Broń Garrosha stanowiła dla niego prawdziwe sacrum. Była to najważniejsza pamiątka z ojczyzny. Na dworze Fitzgeralda mówiło się, że Ismael darzy większa atencją własny miecz niż ludzi. Oczywiście były to uwagi rzucane cicho w alkierzach i kątach pałacu. Nawet jeśli o tym słyszał, nie zamierzał otwarcie negować teorii.
Zakrzywiona głownia nosiła plemienne zdobienie obrazujące płomień. W ojczystym języku Garrosha nazwa
ko-pai oznaczała ,,język ognia”. Była to długa broń sieczna wykonana z wysokowęglowej nierdzewnej stali.
Ismael przejechał po ostrzu palcem. Z dezaprobatą stwierdził, że skóra pozostała nietknięta. Karygodne - zganił się sam w myślach. Powinno przecinać na pół rzuconą w powietrze chustę. Przy obecnym stanie byłoby to problematyczne. Wyjął więc prostokątną osełkę i ostrożnie przyłożył ją do broni. Pilnując się aby zachować stały kąt, pociągnął nią kilka razy aż do sztychu. Potem ściągnął opiłki szmatką i nałożył polerski puder. Na drugi fragment materiału nalał niewielką ilość olejku, który delikatnie wtarł w broń. Trwało to dłuższą chwilę. Garrosh wykonywał każdy swój ruch bardzo pieczołowicie. Podobne zabiegi traktował niczym medytację. Jego myśli mogły odpocząć - ręce poruszały się automatycznie. Kiedy wreszcie skończył, powstał i ruszył na spotkanie z mocodawcą.