Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2015, 19:16   #7
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Tego się nie spodziewał.
Był historykiem i mitologiem. Usłyszał oraz przeczytał niezliczoną ilość opowieści prawdziwych i fałszywych. Jeszcze więcej ich opowiedział. Ale tego się nie spodziewał.
Choć, po krótkiej chwili namysłu, powinien. Żadne getto nie było szczelne. Żadne nie mogło i nie miało praw być szczelnymi, zaś im większe było, tym większa trudność z utrzymaniem szczelności granic. Powinien był się tego domyśleć.

Poprzednia sytuacja wydawała się być beznadziejna i faktycznie byłaby taka dla każdego wojownika. Ale nie dla niego. W jego dłoni dalej spoczywała bezużyteczna jako nośnik wiedzy książka, a dodatkowo zyskał sztylet. Dodatkowo, niezależnie od fizycznego stanu posiadania zawsze miał przy sobie własną mowę.

W jego głowie kłębiły się setki myśli, z których jedna z najwyraźniejszych miała postać ostatniego życzenia należnego każdemu skazańcowi. Jacob był złotoustym mistrzem słowa. Ani przez chwilę nie zwątpił w swoje umiejętności oraz możliwość za ich pomocą wydostania siebie i Eloizy z opresji.
W szczególności, że o mało nie roześmiał się słysząc jak przemawiają przeciwnicy. Uczynili pierwszy krok, zaś Starr miał już ciągnąć ich głębiej.

Ale plagi nie zagada. Plagi nie obchodziła jego elokwencja oraz mistrzostwo we władaniu słowem.

Gdy tylko odwrócił się, by zobaczyć niespodziewanego pomocnika uśmiechnął się z doskonale udawaną ulgą, a kiedy jego głowa ponownie skierowała się naprzód, tam, gdzie leżało pięć trupów na moment przymknął oczy i zaklął bezgłośnie.

Choć było to zadziwiające jeszcze bardziej niż pojawienie się człowieka zarażonego, w głowie Starra pojawiło się pięć równie genialnych, co on postaci. Byłoby to całkiem niemożliwe, gdyby nie to, iż było to pięciu Jacobów Cooperów na wyprzódki wyrażający swe spostrzeżenia obarczone niezwykle niskim prawdopodobieństwem błędu.

Jeden z nich rysował najbliższą przyszłość. Zamknięcie granic Rigel. Oficjalnie do czasu odnalezienia i opanowania sytuacji związanej z uciekinierami z Andromedy. Bujda na biegunach. Granice Rigel zostaną zamknięte póki nie potwierdzi się, że nie istnieje tu ognisko plagi. Jeśli rzeczywiście zagrożenie zostanie opanowane Rigel pozostanie w stanie izolacji jedynie przez pewien czas, zaś w najgorszym wypadku choroba rozprzestrzeni się tworząc kolejne getto. Poza Andromedą.

Drugi natychmiast zainteresował się Lucjuszem Feratem. Ten tępy skurwiel musiał natychmiast wyjechać. Bezzwłocznie!

Trzeci dostrzegł w sytuacji niezły interes. Poinformowanie wpływowych ludzi oznaczać może dług, jaki będą mieli wobec niego. Oczywiście, o ile sami nie przyłożyli ręki do takiego obrotu zdarzeń. Nie sądził by tak było. Wyjątkiem może być Black Cross, zaś uprzedzenie o zaistniałej sytuacji kilku osób nie powinno stać naprzeciw ich planom. Chyba, żeby to tych kilka osób było celami.
Niemniej uważał, że trzeba było o tym poinformować Zoi Clemes. Bezdyskusyjnie. Podobnie z rodziną La Croix i rodziną Cascades, gubernatorem oraz Lionelem Ubertonem.

Czwarty zajmował się przyszłością długoterminową. Powiększające się getto to coraz mniej szczelne granice. Coraz mniej szczelne granice to coraz większe ryzyko zarażenia poza gettem. Finalnie plaga w wizji czwartego Starra dotykała całego świata. Należało znaleźć jakieś ustronne miejsce. Ukryć się przed chorobą i jej nośnikami.

Piąty analizował sposób, w jaki należało się zachować w obecnej chwili. Nim się spostrzegł już klęczał przy pierwszym, według jego spostrzeżeń najważniejszym z zabójców, którego chustę maskę zasłaniającą twarz założył bezzwłocznie, acz na tyle dyskretnie, na ile był w stanie w zaistniałej sytuacji.

Ofiara plagi, ofiarą plagi, ale wyświadczył im grzeczność, choć mógł pozwolić akcji toczyć się dalej. W gruncie rzeczy Jacob w równej mierze współczuł, co nie chciał dołączyć do coraz mniej elitarnego grona zarażonych. A zarazić można było się równie łatwo jak grypą.

Taki człowiek nie miał łatwego życia. Początkowo choroba nie zdradzała się niczym, czego nie miałby szczur lądowy na łajbie, która wypłynęła na zimne morza. Mokry kaszel i zaczerwienione oczy to codzienność przy wiecznie wiejących wiatrach.
Później było znacznie gorzej. Niewydolność poszczególnych organów...

Z martwego ciała wydobył 25 dukatów, które szybko schował do kieszeni. Zatruty sztylet w pochwie stał się jego kolejnym nabytkiem. Swoje miejsce znalazł w bucie. Do drugiego wsunął sztylet, który jeszcze przed chwilą miał w ręku razem z wyszarpniętą pochwą.

... skóra łuszczyła się całymi płatami, co miał okazję zaobserwować na żywym jeszcze przykładzie. Szkaradny smród był do choroby jedynie nieprzyjemnym dodatkiem.
Delikwent gnił od środka. Aż strach pomyśleć co się działo po rozkrojeniu go...

Odpiął wzmacnianą kamizelkę i zdjął czarne rękawice. Oba elementy pospiesznie wciągnął na siebie.

- Cz-czekaj! Jestem z La Croixów! - usłyszał za swoimi plecami głos Eloizy.
Słodka idiotka wyceniona na jedną noc. Najwyżej. Potem stawała się upierdliwą kulą u nogi. Blondynka szukająca rogu w okrągłym pomieszczeniu. Choć nie mógł wykluczyć, że to wpływ stresu odebrał jej rozum. Plaga nie atakowała tak szybko i nie wywoływała martwicy mózgu.

Choć Cooper nie był przekonany czy nie panuje epidemia groźniejszej choroby działającej na zasadzie perpetuum mobile. Atakowałaby taka ludzi skupiając się na wywołaniu niedowładu mózgu, a ludzie nią dotknięci byliby zbyt głupi, by ją zauważyć. Wtedy rozprzestrzeniłaby się w zastraszającym tempie...

O! Wytrych... Ten wylądował w drugiej kieszeni.

... Szybko jej skala przybrałaby rozmiary pandemii, o której prawie nikt by nie wiedział. Kto wie, może doprowadziłaby nawet do powstania nowego rodzaju człowieka? Homo kretinus pospolitus.
Może plaga była jedynie bardziej agresywną odmianą tego samego wirusa? W końcu zarażony też pod koniec swojej egzystencji, albowiem życiem nazwać tego nie było można - kolejne podobieństwo, dziczeli zachowując się gorzej niż zwierzęta.

Tak, to musiała być mutacja tego samego wirusa, na którego pierwszą odmianę był całkowicie uodporniony. Jego wysoce bardziej inteligentne leukocyty musiały nie pozostawiać szans niezmutowanej wersji. A że w jego ciele wszelkie głupie komórki były zabijane pozostawały wyłącznie te elitarne. A skoro składał się wyłącznie z doskonałych komórek, to sam musiał być niemniej...

- Nie bądź naiwna - powiedziała ofiara plagi. I cała teoria w pizdu...

Akurat kończył poprawiać odzienie zabójcy tak, by nie było śladu po dokonanym przez niego procederze przepisania własności jednej osoby na drugą.

Natychmiast podniósł się i delikatnie złapał Eloizę za rękę.
- Nie ma czasu - powiedział ze zdobyczną chustą na twarzy, zaś tą, która była mu ozdobą w kieszeni wcisnął kobiecie do ręki.

- Zasłoń twarz, pani Eloizo. Odsłoń póki ktokolwiek będzie widział. Wyjaśnię po drodze -mówił ciągnąc ją za sobą.

Miał zamiar wybiec z biblioteki. Tak po prostu.
Jeśli kogoś spotka wykrzyczy: "Tam, między regałami! Szybko!"

Wiedział, że uwaga ludzka ma to do siebie, że przy wyrzucie adrenaliny słabnie. Twarze nie są tak skutecznie zapamiętywane i da się ją łatwo przekierować z człowieka eskortującego piękną kobietę do wyjścia na miejsce, w którym padły strzały.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline