Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2015, 12:53   #4
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Dla Bitaana ten dzień był jak karuzela wrażeń. Pech chciał że akurat był po tej złej stronie - łapiąc oddech i walcząc z zawrotami głowy. Klęczał próbując się co chwila podnieść. Nienaturalny błękit nieba, głęboka zieleń dżungli oraz niebieski kolor skóry Maarin, nie poprawiały mu nastroju. Jeszcze bardziej dezorientowały, zwłaszcza że próbował poukładać niedoszłe wspomnienia, które jak na złość przypominały skomplikowane puzzle rozrzucone przez rozgniewane dziecko. Jeszcze w to wszystko wplątał się obraz pięknej niewiasty. Targnął głową na prawo, na lewo. Dostrzegł Alana obok siebie i na widok towarzysza fragmenty układanki zaczęły się sklejać, a przygoda w splugawionej świątyni nabrała wyrazistości i kolorów.

Natychmiast przetoczył się na bok by zwiększyć dystans od półorka. Walcząc z szatą klejącą się do pierza ledwo udało mu się wyciągnąć nóż. Łuk ze strzałą, jak przyznał przed sobą, byłby groźniejszy i poważniejszy, lecz w obecnych warunkach miał i tak szczęście że udało mu się dobyć ostrza nie podcinając sobie piór. Gwałtowny manewr z resztą i tak przypłacił mroczkami przed oczami i kolejnym głosem w głowie. Wyciągnął ostrze w kierunku półorka i podparł się na drugiej dłoni gotowy do skoku.

- Mówże swoje imię i ulubiony kolor! - zaskrzeczał do Alana, gdyż tylko takie smutne dźwięki mogły się wydrzeć ze zmęczonego gardła.

Pamiętał jak Alan w świątyni mordował koboldy. Jakby jakaś siła przejęła jego zmysły i wtłoczyła krwiożercze zapędy w spokojnego i z natury nieśmiałego towarzysza. Podczas walki, to nie był Alan, którego Bitaan poznał w karczmie i z którym ochraniał kupca. To była istota zrodzona z pierwotnego instynktu zabijania. Póki dzieliła ich szerokość świątyni, a szał był skoncentrowany na koboldach, wszystko grało. Lecz teraz Tengu obudził się obok potencjalnego drapieżnika. Lepiej było zwiększyć dystans o długość noża. I nawet głos, który rozbrzmiewał mu w głowie, a który niechybnie należał do pięknej niewiasty unoszącej się...

Zaraz...

Tengu bystro spojrzał w bok, by raz jeszcze ujrzeć nieznajomą brunetkę. Jeśli to była wizja lub ułuda, to strasznie uparta. Nie zniknęła po kilkukrotnym mrugnięciu powiekami. Z początku bard pomyślał że oszalał do szczętu. Lecz inni sprawiali wrażenie jakby też ją dostrzegali. Odszukał w pamięci jej ostatnie słowa. Sharess... bogini z tej splugawionej świątyni? Jedno pytanie rodziło następne i następne, uparcie żądając wyjaśnień. Nóż zadrżał w dłoni Bitaana, lecz ręki nie opuścił. Wrócił uwagą do Alana chcąc wpierw uzyskać pewność względem trzeźwości towarzysza. Wolał nie przekonywać się co będzie szybsze... zęby szalonego półorka, czy też miłosierdzie bogini miłości.

Alan z trudem skupił wzrok na bardzie, a jego mina wyrażała bezbrzeżne zdziwienie.
-Mam na imię Alan - zdołał wychrypieć, nim ponownie targnęły nim torsje. W świątyni mógł wzbudzać strach niczym uosobienie zwierzęcej furii, ale teraz zgięty w pół i na kolanach wyglądał po prostu żałośnie.

Tengu nie zadowolił się od razu tą odpowiedzią. Może Alan walczył z mdłościami, a może właśnie dusił bestię ukrytą wewnątrz siebie, która tak ochoczo pozbywała się posiłku jaki jedli tego ranka - zapewne by zrobić miejsce na pierzastą pieczeń! Nigdy nie wiadomo. W dodatku nie podał swojego ulubionego koloru. To było podejrzane.

Ostatnie o czym jednak myślał to bratobójcza walka na zielonych połaciach bezkresnego Chultu. Dlatego też nie próbował naciskać, żeby bestii nie rozjuszyć. Odsunął się jeszcze dwa kroki tylko lekko opuszczając nóż, a i to głównie z powodu wkradającego się w mięśnie zmęczenia. Zastanawiające również było że i towarzysze jakby zignorowali fakt, że Alan doznał niedawno przeobrażenia. Może w istocie biedny kruczoczłek oszalał?

Zwrócił uwagę na lewitującą w powietrzu Sharess. Kolejna niestworzona wizja. Choć takie sztuczki można było osiągnąć przy pomocy magii, jakoś instynktownie nie podejrzewał brązowłosej dziewoi o kuglarskie zagrywki. Zwłaszcza że mówiła do niego w głowie. Teraz, gdy był już bezpieczniejszy o te kilka kroków od potencjalnego zagrożenia, mógł się zająć tą sprawą.

Jedno było pewne. Jak za stuknięciem czerwonych bucików, na pewno nie byli już na Zachodnim Wybrzeżu.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 10-06-2015 o 20:28.
Jaracz jest offline