Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2015, 21:35   #2
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Ciemno, zimno i mokro. Potykając się po raz kolejny o kamień, którego nie zauważył we wszechobecnym mroku i grzęznąc w mulistych kałużach, Gustav zaklął wyjątkowo szpetnie. Zupełnie nie po szlachecku.
Nie, żeby wyglądał jak ktoś, kto urodził się w warowni. W gruncie rzeczy, ostatnie miesiące spędzone na szlaku sprawiły, że wyglądał bardziej jak wagabunda i najemnik, którzy przecież nie byli rzadcy na traktach wiodących do Altdorfu.

Z niechętnym pomrukiem naciągnął kaptur skórzanego płaszcza na głowę. Pod nim kryło się brudne oblicze dziedzica twierdzy Schliesserdorf, choć Gustav był pewien, że ktokolwiek, kto znał go sprzed parunastu miesięcy od czasu wędrówki na szlaku, nie poznałby go. Nie poznałby małej, czarnej bródki i przystrzyżonych na modłę wojownika włosów.

Jednak nawet w migotliwym świetle pochodni wyglądał nie tak, jak zwyczajny banita i drab. Zdradzał go ton mowy i gestykulacja: zbyt dworne na byle płatnego mordercę. A płaszcz, choć wyblakły przez tułaczkę, nadal wyglądał po pańsku. I wreszcie miecz u jego pasa.
Wyglądał niezwykle jak na najemnika, którym w gruncie rzeczy był i to zdradzało jego pochodzenie.

Nie, żeby w mroku nocy miało to jakiekolwiek znaczenie. Tu, w Delberz, sztylet w plecy wszedłby zapewne z taką samą łatwością w jego plecy, jak w plecy Wróbla lub któregoś z krasnoludów. Jego nowych kompanów, którzy jechali na tym samym wózku, co on. Pomimo tego, że znalazł się w ich gronie bardziej z musu niż z wyboru, cenił sobie ich towarzystwo. Głównie z powodu oddalonej perspektywy nagłego sztyletu w plecy właśnie. Najemnicy nie mieli zbyt dobrej reputacji w imperium, to prawda, jednak budzili dość respektu, by nie zostać po prostu napadnięci i zabici na szlaku.
Nie przez byle dziada, w każdym razie.

Szedł, pomimo ulewy. Perspektywa położenia się na solidnej pryczy podobała mu się, jednak przejście przez zalane ulice Delberz już nie aż tak bardzo.
- Zła noc - rzekł do kompanów. - Oby tylko…
Zdawało się, że wyrzekł w złą godzinę. Ów wózek, na którym ponoć wspólnie mieli jechać, zadrżał, zadygotał i wywrócił się. Razem z nimi, którzy mordami wyrżnęli w mokry muł. Metaforycznie, oczywiście.

Niemetaforycznie i bardzo konkretnie, sytuacja wymknęła się spod kontroli szybciej, niż zdążył wydobyć z siebie kolejne przekleństwo. Kobieta wytoczyła się z domu, wrzasnęła coś, z czego Gustav pojął tylko coś o pieniądzach, po czym rzuciła się w jego ramiona.
Gustav słyszał kiedyś powiedzenie, że popaść w objęcia kobiety tkniętej pasją to niby wejść we wrota raju. Lub coś w tym rodzaju, nie wiódł przecież życia uczonego. Jak bardzo fałszywe okazało się to stwierdzenie mógł potwierdzić, kiedy pulchna kobieta splunęła krwią na jego buty, on sam zaś poczuł na dłoniach charakterystyczną lepkość krwi. Wystający bełt powiedział mu dość.

Przykucnął, spodziewając się fali kolejnych bełtów, które miały wylecieć ze smugi światła. Pozwolił kobiecie upaść w muł, nieco zaskoczony nagłym obrotem spraw. Kimkolwiek była, teraz już niewiele miała powiedzieć światu. Poza paroma agonalnymi chrząknięciami, oczywiście.

Normalny człowiek, gdyby był w tej sytuacji, zapewne uciekłby w mrok i ulewę. Jednak nie Gustav, który od paru miesięcy ryzykował życiem na szlaku.
Sam jednak nie zamierzał wchodzić do kamienicy. Mając rękę na głowni miecza, spytał ostrożnie swoich towarzyszy:
- Wchodzimy?
Obserwował uważnie krąg światła wylewający się z otwartych na oścież drzwi, skąd wybiegła kobieta. Zła noc, zaiste.
 

Ostatnio edytowane przez Santorine : 13-06-2015 o 11:47.
Santorine jest teraz online