Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2015, 11:15   #6
Lakatos
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Choć wśród swoich pobratymców Hargin mógł uchodzić za wysokiego, to idąc już obok Wróbla czuć się na pewno tak nie mógł. Sięgał głową postawnemu mężczyźnie ledwo ponad łokieć i ilekroć ten coś do niego mówił, krasnolud musiał za każdym razem nadwyrężać kark, podnosząc do góry wzrok. Podróżowali ze sobą dłuższy już czas, ale nie potrafił do tego przywyknąć. Ciągle go to denerwowało. Z resztą nie tylko to. Od kiedy opuścił Karak Norn, życie na powierzchni dawało mu nieustanie powody do niezadowolenia. Czy to popłuczyny nazywane wśród ludzi dumnie piwem, czy padający jak tej nocy deszcz, tylko go wpieniały i potęgowały tęsknotę za utraconym bezpowrotnie domem.

Zatem też ostatnimi czasy na jego twarzy uśmiech nie zwykł gościć. Zamiast tego facjatę zdobiły mu dwie paskudne blizny, będącą pamiątką jeszcze po starym życiu. Jedna z nich znaczyła mu czoło, druga natomiast nieznacznie przysłonięta nieprzystrzyżoną brodą ciągnęła się od lewego policzka, aż do niejednokrotnie już pokiereszowanego nosa. Poniżej zaś wąskie usta niemal w całości zasłaniały długie wąsy, które zwyczaj zaplatał w warkoczyki.

Dodatkowo znakiem szczególnym, który wyróżniał go z tłumu był niebieski tatuaż widniejący na ogolonej głowie. Wtajemniczeni rozpoznaliby w nim symbol gildii gońców, do której Hargin jeszcze do niedawna należał. Dla ludzi jednak, z którymi przyszło mu obecnie przystawać, tatuaż ten nic nie mówił. W przeciwieństwie do niebieskich oczu, które mogły wiele o nim powiedzieć. W wypalonym spojrzeniu brakowało iskry życia, którą można dostrzec u osób, który potrafią czerpać radość z otaczającego ich świata.

Wystarczyło zatem jedynie kilka dni wspólnej wędrówki, aby nowi towarzysze przekonali się, że przydomek Ponury jakim został niegdyś ochrzczony Hargin, pasuje do niego nad wyraz. Zdążyli również przywyknąć, że spytany o coś rzadko odpowiadał dłużej niż jednym zdawkowym zdaniem, a sam z siebie odzywał się jeszcze rzadziej. Tak jakby każde wypowiedziane słowo kosztowało go złotą monetę lub co gorsza, skracało mu żywot o jeden pełny dzień.

To też i tym razem kiedy wracali z gościny u niejakiego Freda Aleksandrowicza, Hargin szedł w milczeniu, żałując że nie zabrał ze sobą płaszcza. A tak szara lniana koszula oraz skórzana kurtka, którą miał na sobie, była niemal przemoknięte do suchej nitki. Nie wspominając już szarawarach w szaro-czarne pasy i wysłużonych skórzanych butach. Te nie dość, że przemoczone to jeszcze całe ubłocone, po tym jak zabrakło mu kroku, przez co wdepnął w kałużę.

Na szczęście do suchego pokoju w „Starej Ingrid” było już nie daleko. Liczył też, że jak w końcu uda się tam dotrzeć, to w kuchni znajdzie jeszcze trochę jedzenie zostawionego po kolacji. Bo choć potrawy jakie podała im żona barda, jak jej było? Ponury przez dłuższą chwilę próbował sobie bezskutecznie przypomnieć. Nigdy jakoś nie miał pamięci do nazwisk, zwłaszcza tych ludzkich. Co niekiedy bywało kłopotliwe. Szczególnie jak jeszcze pracował jako goniec i zdarzyło mu się zapomnieć jak nazywała się osoba, do której miał dostarczyć wiadomość. W każdym razie, zacna kobieta ugościła ich jeszcze zacniejszym jadłem. Hargin nie mógłby narzekać, gdyby nie ilości jedzenie jakie trafiło na stół. Żałował wielce, że nie starczyło dla niego pieczonego świniaka na trzecią dokładkę.

Wspomnienia gościny u barda Aleksandrowicza rozwiał krzyk kobiety, który wybiegła z jednej z kamienic. Później, jak to bywa w tego typu sytuacjach, wszystko potoczyło się błyskawicznie. Błaganie o pomoc. Bełt w plecach kobiety. Jakiś mężczyzna chowający się do budynku. Szarżujący Magnar.

Harginowi z pewnością do bitki nie było prędko, ale reakcja współtowarzyszy pozbawiła go jakiegokolwiek wyboru. Na takie zresztą nie było pewnie czasu. Westchnął więc tylko widząc wyrywnych kompanów i ruszył biegiem za nimi, sięgając już po kusze. Jednocześnie też rozglądając się uważnie za kolejnymi możliwymi napastnikami.
 

Ostatnio edytowane przez Lakatos : 13-06-2015 o 11:48. Powód: Justowanie
Lakatos jest offline