Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2015, 04:57   #5
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Merith wskazał mu spore, podwójne wrota, przez które wóz można było do magazynu od razu wprowadzić, zamiast rozładowywać go na zewnątrz.
- Powodzenia! - rzekł dziarskim tonem.
W lewe skrzydło wrót wprawiono drzwi, dzięki czemu można było skorzystać z przejścia bez otwierania całości. Wychodziły na kwadratowy, starannie odśnieżony dziedziniec, utworzony między zabudowaniami domostwa a stajnią. Przed nią znajdował się niewielki paśnik, z którego siano skubały dwa kasztanowo umaszczone konie. Oba były już oporządzone i gotowe do drogi. Do siodła jednego z nich przytroczono łuk i kołczan pełen strzał. Ze stajni wychodziła właśnie Arine, niosąc dwie połowy marchewki. Na dotychczasowy strój założyła ciepły kaftan i gruby, podszyty futrem płaszcz. U pasa miała krótki miecz i sztylet.

Białowłosa uśmiechnęła się do Alytha.
- Faktycznie szybko ci poszło.
Podeszła do niego i wręczyła mu połówkę marchewki.
- To małe wkupne - powiedziała konspiracyjnym szeptem, po czym dodała już normalnym tonem - Poznaj Deltę i Omegę.
Delta zarżała cicho, słysząc swoje imię. Wyciągnęła łeb w poszukiwaniu smakołyku. Arine podała jej marchewkę i dmuchnęła lekko w jej chrapy. Koń parsknął cicho w odpowiedzi i zajął się chrupaniem.

Omega, zaciekawiona zachowaniem koleżanki, podeszła bliżej ludzi. Przez chwilę obserwowała Alytha jednym okiem, potem obróciła łeb, by przyjrzeć się i drugim. W końcu przysunęła chrapy do jego twarzy i nagle owionął go jej ciepły oddech. Z tyłu dobiegł dziewczęcy śmiech.
- Chyba się jej spodobałeś. To rodzaj ich pocałunku dla ludzi. Powinieneś teraz delikatnie dmuchnąć jej w chrapy - powiedziała Arine z rozbawieniem. - Jeśli chcesz go odwzajemnić oczywiście! Pamiętaj też, żeby wyprostować palce, podając smakołyk - przypomniała.

Kiedy uprzejmościom stało się zadość, mogli ruszać. Arine zwinnie dosiadła Delty i czekała na skraju dziedzińca, aż Alyth będzie gotów do jazdy. Skierowali się ku zachodniej bramie, a po drodze zdążyli zauważyć kilka osób odprowadzających ich niechętnym wzrokiem. Z pewnością właśnie nowa plotka powstawała w Targos.

Poranne słońce wciąż walczyło z szarymi chmurami, gdzieniegdzie jednak można było już dostrzec przebłyski bladego nieba. Choć mróz ciął zawzięcie, to jednak zanosiło się na całkiem ładną pogodę. Prawdopodobnie nie musieli martwić się dzisiaj o burzę śnieżną.
Śnieg był wszędzie dookoła, na szczęście konie hodowane tak daleko na północy były do niego przyzwyczajone. Szły pewnie przed siebie, brnąc w białym puchu czasem nawet po brzuch. Gęste i grube ufutrzenie było idealnym przystosowaniem do panujących tu temperatur.
Krajobraz był na swój sposób piękny, ale niestety potrafił zanudzić. Po lewej - śnieg, drzewa, śnieg, drzewa, śnieg, głaz, śnieg. Po prawej - skrzące się niedaleko Maer Dualdon i jeszcze więcej śniegu dookoła. Jedynie majaczące w oddali szczyty urozmaicały jakoś widoki.

Krótko po opuszczeniu miasta do Arine i Alytha dołączył jeszcze jeden towarzysz.

Kliknij w miniaturkę

Białe futro na śniegu było niemalże niedostrzegalne. Zauważyli go więc dopiero, gdy zrównał się z Deltą i Arine.
- Hej, Otto! - zawołała dziewczyna. - To jest Alyth. Jedziemy razem do Irii.
Wilk zmierzył wzrokiem magia i pobiegł dalej, niknąc wśród połaci śniegu gdzieś przed nimi.
- Wróci, jeśli spostrzeże jakieś niebezpieczeństwo - wyjaśniła łowczyni chyba bardziej, by przerwać ciszę, niż faktycznie tłumaczyć Alythowi takie banały.

Na miejsce dotarli bez żadnych niespodzianek po drodze. Zapowiedziane trzy godziny zleciały bardzo szybko, mimo że zdecydowaną większość podróży przemilczeli. Arine nie zaczynała pierwsza rozmowy, ale zapytana odpowiadała uprzejmie. Często też obdarzała Alytha uśmiechem, nawet jeśli ich spojrzenia spotkały się tylko przypadkiem. Dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie słyszała różnych opowieści o młodym magu. Może faktycznie tak było, a może po prostu zupełnie w nie nie wierzyła?

Na brzegu jeziora, u stóp niewielkiego skalnego wzniesienia przycupnęła mała chatka. Ogrodzona była niskim płotem. Ścieżka od wejścia do budyneczku została dokładnie odśnieżona. Firanka w jednym z okien poruszyła się i po chwili rozległ się szczęk zamku w drzwiach. Przed dom wyszła kobieta nie pierwszej już młodości, otulona grubym, wełnianym kocem. Blond włosy mocno przetykane pasmami srebra spięła w wysoki kucyk. Zielone oczy spoczęły na przybyszach i jej twarz rozjaśniła radość, pogłębiając liczne zmarszczki wokół oczu i ust.
- Irio, jesteśmy! - Arine zsunęła się z Delty i zarzuciła wodze na parkan.
Podbiegła do Irii i przytuliła ją mocno.
- Dobrze cię widzieć, maleńka - odparła starsza kobieta ciepłym głosem, odwzajemniając uścisk. - Cóż to za młodzieńca przyprowadziłaś ze sobą?
- To Alyth. Alyth Wynne - przedstawiła go Arine. - Pracownik ojca - dodała, mimo że nie było to jeszcze do końca zgodne z prawdą. - A to jest Iria - dla zasady przedstawiła i starszą koleżankę.
- Wchodźcie, wchodźcie, zaparzę herbaty - Iria zaprosiła ich do środka.
- Przyjechaliśmy... - zaczęła białowłosa.
- Wiem, po co przyjechaliście - przerwała jej gospodyni. - Herbaty zdążycie się napić - oznajmiła.

Domek był maleńki i skromnie urządzony. Wszedłszy do środka znaleźli się od razu w kuchni, z której dwa przejścia prowadziły do dalszych pomieszczeń. Powiesili kurtki na haczykach przy drzwiach i zasiedli do stołu. Po chwili dołączyła do nich Iria, stawiając przed nimi po glinianym kubku wypełnionym parującym napojem.
- Niedaleko na zachód stąd rozciąga się całkiem spory las. Teren jest tam nieco bardziej wzniesiony i z pewnością łatwo tam o niejedną kryjówkę - przeszła od razu do rzeczy. - Od jakiegoś dekadnia, może nawet już dwóch, zdarza się, że nocami rozlegają się jakieś skowyty czy ryki. Trudno to nazwać, trzeba by usłyszeć.
Iria wzruszyła lekko ramionami i upiła łyk swojego naparu.
- Już kilka dni z rzędu było, jak chcąc pójść w las po zioła, które znajduję tam tylko zimą, napotkałam na truchło zwierzyny... Poszarpane, częściowo zjedzone. To się nie zdarzało do tej pory w okolicy - westchnęła ciężko.
W zasadzie nie dowiedzieli się niczego ponadto, co powiedział już Merith. Iria jedynie potwierdziła jego słowa.
- Teraz boję się tam zapuszczać. Wiesz, że żadna ze mnie wojowniczka, Arine - położyła dłoń na nadgarstku dziewczyny. - Jeśli potrzebujecie dokładniejszych informacji, pytajcie.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline