Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2015, 17:08   #6
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kliknij w miniaturkę

Klacz była śliczna. Urodą, w kategoriach końskich rzecz jasna, nie ustępowała Arine i Alyth polubił ją od pierwszego dmuchnięcia w nos. Czym zresztą natychmiast się zrewanżował.
- Jaka ty jesteś piękna - powiedział, pogłaskawszy klacz po szyi. Odsunął się odrobinkę i podsunął Omedze leżący na otwartej dłoni kawałek marchewki.
- To na dobry początek pięknej przyjaźni - powiedział.
Uśmiechnął się, czując jak Omega delikatnie zabiera podarek, a potem słysząc jak jej zęby miażdżą marchewkę.
- To już wszystko - powiedział przepraszającym tonem, gdy klacz zaczęła go obwąchiwać, a potem szturchnięciem w ramię zaczęła dopominać się o więcej. - Musimy jechać - dodał, głaszcząc ją po szyi. - Patrz, Arine i Delta już na nas czekają.
W końcu Omega dała się przekonać. Alyth sprawdził popręg, przytroczył swój bagaż do siodła, a potem wspiął się na koński grzbiet.


Ich wyjazd nie odbył się niezauważalnie i Alyth z przekąsem pomyślał, że za godzinę całe Targos będzie huczeć od plotek. Usłużne kumoszki dopilnują, by najnowsza wieść dotarła nawet do obłożnie chorych. I, z pewnością, obrobią przy okazji tyłki i jej, i jemu.
Jemu się dostanie, że poleciał na taką lafirynde, a jej - że musiała być bardzo spragniona chłopa, skoro zdecydowała się kogoś takiego jak on. A pewnie i kilka osób dojdzie do wniosku, że coś knują potajemnie - z pewnością jakieś paskudne rzeczy mając w planach.
W gruncie rzeczy mu było to obojętne, co ludzie powiedzą. Nie mówiąc już o tym, że i tak wyjeżdżał. No a Arine również zachowywała się tak, jakby ewentualne plotki w najmniejszym stopniu jej nie wzruszały.


- Witaj, Otto - przywitał wilka, znanego mu z opowieści o córce Meritha.
Konie najwyraźniej były zaznajomione z czterołapym drapieżnikiem, bowiem nie zareagowały na spotkanie z wilkiem. Na szczęście, bowiem uspokajanie spłoszonego wierzchowca nie należało do rzeczy łatwych czy przyjemnych.


Co prawda z Arine równie dobrze się milczało, jak i rozmawiało, ale jechać trzy godziny w milczeniu? To by była przesada.
- Od dawna ją znasz? - spytał, gdy kolejny temat zniknął wśród tumanów śniegu, wznoszonych przez końskie kopyta.
Chodziło rzecz jasna o Irię, która - chociaż od wielu lat mieszkała w okolicy - pozostawała dla wielu osobą tajemniczą i wdzięcznym obiektem plotek.
Iria, wiedźma, znachorka, położna, przybyła do Targos jako młoda dziewczyna. Miała męża i była w ciąży. Mąż zginął krótko po ich przybyciu, nikt jednak nie wie, w jakich okolicznościach. Plotki oczywiście chodziły różne - od tego, że go zabiła, gdy dziecko urodziło się martwe, po to, że ją zostawił zaraz po porodzie.
Plotki powtarzano po cichu, zaś sama Iria traktowana była przez wszystkich z szacunkiem. Zielarką była wspaniałą, przyjęła też wiele porodów w Targos. Udanych porodów. Ale nie jego.
- Od dwudziestu lat - odparła Arine.
Dwadzieścia. Dokładnie tyle samo miała Arine. A to mogło znaczyć tylko jedno.
Równocześnie zahaczało o niezbyt przyjemny temat. Matka Arine zmarła przy jej porodzie. Lub też - jak wolały głosić długie ozory - uciekła od męża i córki, mając dosyć życia w pełnej zimna głuszy. Zostawiła wszystko i poszła sobie w świat. Wyrodna matka, wredna suka i tak dalej.
- Ho, ho, kopa lat - powiedział.
- Jedna trzecia kopy - poprawiła go z uśmiechem.


Chata Irii jakimś dziwnym trafem nie była zasypana po sam dach, a znachorka - równie gościnna, jak Arine. I pewnie chodziły do tej samej szkoły dla wzorowych gospodyń, bowiem herbata była równie dobra.
- Świetna herbata - powiedział, gdy upił kilka łyków. Spojrzał na Arine. - Dopijemy i pójdziemy zobaczyć - zaproponował.
 
Kerm jest offline