Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2015, 14:35   #9
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu

Ruszyli przed siebie śladem istoty, którą dojrzeli w oddali. Otto szedł niemal równo z Arine, zamiast prowadzić pochód. Przeszli przez polanę, omijając truchło niedźwiedzia. Zagłębili się między drzewa po drugiej stronie, a wciąż jedynymi odgłosami rozbrzmiewającymi w lesie były ich kroki i sporadyczny skowyt gdzieś w oddali. Arine szła z łukiem w ręku, drugą dłonią przytrzymując delikatnie strzałę na cięciwie.
Wkrótce do dziwnych zjawisk dołączyła również rozpościerająca się między drzewami mgła. Początkowo były to tylko pojedyncze pasma szarej nicości owijające się wokół pni niczym zachłanne palce. Wkrótce jednak szarość zalała całe połacie lasu, wznosząc się coraz wyżej, aż sięgnęła koron drzew. Nawet słońce zdawało się przygaszone, jakby nie chciało spoglądać w tę stronę. Widoczność została ograniczona do kilku metrów. Alyth i Arine zerkali na Otta z nadzieją, że jego instynkt pomoże ocenić zagrożenie.

Kliknij w miniaturkę

Nagle wilk odsłonił zęby i z głuchym warkotem skoczył do przodu. Arine nie odważyła się zawołać za nim, przyspieszyła jednak kroku, rozglądając się niespokojnie. Alyth, chcąc nie chcąc, podążył za nimi. Wtem pośród mgły dostrzegli widok cokolwiek dziwny. Kilka metrów przed nimi powoli kroczyło zwierzę przypominające sporych rozmiarów śnieżną panterę - w kłębie miało niemal metr. Nie byłoby w tym nic niespotykanego na północy, gdyby nie to, że stworzenie szło przed siebie, nie zwracając uwagi na wilka krążącego wokół. Otto trzymał się nisko na nogach, gotowy do skoku w każdej chwili, jednak kot nie reagował. Pantera poruszała się sztywnym krokiem, zupełnie jakby miała problem z unoszeniem łap. Na kolejny skowyt, który rozszedł się w powietrzu, zareagowała tylko cichym pomrukiem. Cokolwiek wydawało dziwny dźwięk, było coraz bliżej.

- To niemożliwe… - szepnęła Arine, a w mgle jej głos był tak wyraźny, jakby powiedziała to, stojąc tuż obok Alytha.
Młody mag zrozumiał, co łowczyni musiała mieć na myśli, dopiero gdy zbliżyli się do zwierzęcia. Białe, nakrapiane futro, które kiedyś z pewnością musiało być piękne, miejscami odsłaniało całe płaty czerwonego mięsa. W jednej z tylnych łap dało się nawet dostrzec odsłoniętą kość. Mimo to od samej polany nigdzie nie dostrzegli krwi. Zwierzę, jakby nigdy nic, parło naprzód, nieświadome obecności ludzi i wilka.
W końcu Otto nie wytrzymał napięcia i z głuchym warkotem rzucił się na bestię. Razem padli w śnieg. Arine naciągnęła cięciwę.
- Otto, zostaw! - poleciła cicho, naglącym tonem.
Wilk odskoczył i obserwował przeciwnika spode łba, odsłaniając zęby. Coś, co z pewnością jednak panterą nie było, tylko wstało i wróciło na swoją drogę. Jedna łapa musiała ucierpieć na spotkaniu z zębami Otta, bowiem stworzenie wyraźnie kulało. Wciąż jednak nie widzieli nigdzie krwi. Nagle Otto skoczył po raz kolejny, tym razem zaciskając szczęki na potężnym karku zwierzęcia. Szarpnął mocno, usłyszeli nieprzyjemny trzask pękającej kości i stwór runął w śnieg. W kilka uderzeń serca truchło znikło. Pozostała po nim jedynie warstwa drobnego popiołu, która częściowo rozwiała się we mgle, mimo że wcale nie było czuć wiatru.

- Co ci jest kochany? - zapytała Arine, podchodząc do zwierzęcego przyjaciela.
Przyklęknęła przy nim, spoglądając mu w oczy. Wilk położył po sobie uszy, siadając przed nią. Przytuliła go i pogłaskała po karku.
- Już dobrze. Jesteśmy razem, poradzimy sobie - powiedziała cicho.
- Nigdy się tak nie zachowywał. To nie był strach. Był wściekły - wyjaśniła Alythowi. - Cokolwiek to było, nie było jedyne.
Jakby na potwierdzenie jej słów rozbrzmiał kolejny przeciągły skowyt. Wydawało się, że jego źródło było już blisko.

Nie minął nawet kwadrans, gdy wyszli spomiędzy drzew na niewielką, idealnie okrągłą polanę. Nie było tu śniegu, a jedynie jałowa ziemia wszędzie dookoła. Mgła jakby nagle przerzedziła się. Niebo było szare, a słońca wciąż nie było widać. Na środku wysokie, podłużne kamienie tworzyły krąg. To stamtąd rozległo się kolejne wycie. Gdy przebrzmiało, zza jednego z menhirów wyłoniła się człekokształtna istota. Jej strój wskazywał, że zimno zupełnie jej nie przeszkadzało. Długie, czarne włosy splecione dziwnymi metalowymi kołami falowały delikatnie. Spojrzała ku nowo przybyłym, a zakrwawione dłonie o długich, zwierzęcych pazurach oparła na biodrach.

Kliknij w miniaturkę

- Kogo my tu mamy? Nie podobają wam się moje zwierzątka?
Na te słowa coś poruszyło się po drugiej stronie polany. Z ziemi dźwignęły się sylwetki różnych zwierząt, niczym pociągnięte za sznurki. Dwie duże śnieżne pantery, biały wilk, a nawet coś, co kiedyś musiało być jeleniem. Wszystkie w różnym stanie rozkładu o odchodzącej od mięśni skórze, z przebijającymi tu i ówdzie białymi kośćmi.
Alyth, Arine i Otto dosłyszeli szelest za plecami. Odwróciwszy się, ujrzeli jak suche, cierniste gałęzie wyrastają z ziemi, tworząc nieprzebyty mur.
- To wy zabiliście jedno z nich, czyż nie? Nie mogę pozwolić wam odejść - powiedziała z udawanym smutkiem.
Zwierzęta za jej plecami nie poruszyły się.
- Szkoda, że przychodzicie za dnia - westchnęła. - Moje maluchy nie pobawią się z wami. Będziemy musieli poradzić sobie z wami sami - powiedziała, dobywając zza pasa sierpa ubrudzonego krwią.
Jak na sygnał spomiędzy kamieni za jej plecami wyłonił się kolejny irbis. Ten jednak poruszał się dużo bardziej płynnie, mimo rozkładu trawiącego jego ciało. Oczy bestii jarzyły się obrzydliwym, czerwonym światłem. Otto stanął przed Arine szeroko na nogach, warcząc głośno i zastawiając kotu drogę do Alytha. Arine popatrzyła na maga ze strachem i naciągnęła cięciwę, celując w przeciwniczkę.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline