Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2015, 00:05   #8
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Valerius przyglądał się działaniom Maarin z ciekawością. Jego rany były bolesne, ale nie tak poważne jak reszty. Mogły więc poczekać na swoją kolej, później.
Zwrócił się więc do Dii.
- Rozejrzymy się po najbliższej okolicy? Sprawdzimy, czy jest bezpiecznie?

Sharess i jej niezwykle długie w tej postaci, w jakiej im się objawiła, włosy, zawirowały raz jeszcze. Zdawała się blaknąć.
~Mój czas tutaj się kończy. Nie mogę wam niczego nakazać, ale pamiętajcie, żeby iść za głosem serca. I czerpać z życia tyle rozkoszy, ile się wam uda.~
Chwilę później już jej nie było.

Elin ukucnęła przy Harpie i coś do niego szeptała, Kass ciągle wydawała się zszokowana, a Dia wyszczerzyła się radośnie.
- Wreszcie jakieś dobre rady! - zaśmiała się i przyjrzała się Valeriusowi. - Chyba powinieneś odpocząć. Wyglądasz jakby ktoś przeszurał tobą po podłodze, staruszku - przyjacielsko poklepała go po piersi. - Ja się przejdę. Może znajdę jakiś strumyk.
- Powinniśmy rozbić tu obóz, niezależnie od wszystkiego daleko dziś i tak nie zajdziemy. Może znajdziemy tu wygodną polanę -
Bayle odezwał się, wstając z trudem. Pozbył się do końca części swojej zbroi i został w samej podartej w kilku miejscach koszuli. Ją zresztą też zdjął. Podobnie jak Alan miał umięśnione ciało wojownika, który nie szczędził na ćwiczeniach. Wyznawcy Pana Poranka byli znani z tego, że dbali nie tylko o kondycję, ale także o swój wygląd.

- Nie tak łatwo mnie pokonać.- zaklinacz dumnie wypiął tors, ale ostatecznie z wyraźną niechęcią na obliczu pozwolił Dii udać się samej.Usiadł na ziemi i czekał na powrót swej małej przyjaciółki. Bayle co prawda miał rację sugerując, by rozbili obóz, ale namioty przepadły wraz końmi… i większość żywności chyba też.

Odchodząca Dia stwarzała dla półorka wymówkę, by i on się oddalił. Czuł, jak cały robi się czerwony ze wstydu, a poza tym potrzebował trochę samotności by poukładać sobie wszystko w myślach. Zanim jednak wcielił swój pomysł w życie założył ponownie swoją zbroję. W tym miejscu było co prawda gorąco i w ciężkiej skórze na pewno nie będzie mu przyjemnie, ale wolał nie spotkać się oko w oko z jakimś drapieżnikiem pozbawiony jakiejkolwiek ochrony.
-Poszukam czegoś do jedzenia - burknął. Zabrał swój łuk i topór, po czym ruszył między drzewa. Nie planował się za bardzo oddalać, okolica była dla niego obca, nie wiedział za bardzo czego się po niej spodziewać. Miał jednak nadzieję, że choć trochę się w niej zorientuje.

Bitaan powrócił do Kass. Trochę go martwił jej stan. Przechylił głowę na prawo, potem na lewo przyglądając się jej z mieszanką zaciekawienia i współczucia.
- Kass, moja pięknooka dziewojo, jak się czujesz?

Maarin nie skomentowała zachowania ani paladyna ani półorka. Dię odprowadziła zaniepokojonym wzrokiem. Tylko nieco się o nią martwiła wszak spryciula nie wbiegła głównym wejściem do świątyni. Wzdychając kapłanka uklękła przy Kass z bandażami w dłoniach. Z wymowna miną na twarzy spojrzała na jej rany i zaraz się do nich zabrała.
- Jak ja opatrzę poczuje się lepiej - mruknęła do kruczoczłeka. - Tobą się zajmę za chwilę… a potem Valerius, Harp, Elin… Może Dia i będę potrzebować pomocy aby ktoś mnie opatrzył.
Valerius tylko skinął głową i uśmiechnął się ciepło.
- Mną się nie przejmuj, ja poczekam.
Kass zamrugała oczami, jakby dopiero dostrzegła Bitaana i pogładziła go lekko po piórach, uśmiechając się przy tym słabo.
- Zważywszy na okoliczności... cieszę się, że żyję. I wiem, co mogłoby mi pomóc... - ostatnie słowa prawie wymruczała.

Im dłużej tu przebywali, tym bardziej widoczne były cechy specyficzne dla tego rejonu świata. Gorąco stawało się zauważalne, a jeszcze bardziej wilgotność. Wszyscy pocili się niemal tak samo, oprócz Maarin oraz tengu, który za to ciągle był przepocony po walce. Dochodziły też owady, brzęczące wokół nich, lecz z rzadka próbujące żerować na ich ciałach. Dia wróciła niedługo po wyruszeniu.
- Znalazłam polanę tu obok, chodźcie!
Bez czekania poszła, prowadząc istotnie kilka kroków dalej. Bayle zbliżył się do kończącej właśnie opatrywać Kass undine i wziął ją na ręce.
- Tobą też trzeba się zająć. Teraz.
Otoczona wielkimi drzewami, znajdowała się tu spora, otwarta przestrzeń pokryta jedynie wysoką trawą i miękkim mchem. Przylegała z jednej strony do dużej skały, tworzącej nad częścią polany naturalny dach. Nie było tu oznak życia, oprócz oczywiście wszelkiej maści maleńkich stworzeń, głównie latających.

Undine uniosła wysoko brwi kiedy została podniesiona przez paladyna. Wciąż miała na sobie zbroję łuskową.
- A mogę chociaż zdjąć tę niewygodną zbroję? Czy zamierzasz tak mnie leczyć? - zapytała cicho z drobnym przekąsem w głosie. Owszem bolało ją wszystko, ale nie była gotowa poświęcić całej uwagi na sobie. Były osoby, które wciąż potrzebowały jej pomocy.
- Może najpierw zostawmy jakieś oznaczenia Alanowi aby mógł tutaj trafić. O, na przykład zapalimy ognisko - powiedziała głośniej aby wszyscy usłyszeli.
- Nie wiem czy zapalenie ogniska już teraz jest dobrym pomysłem.- zastanowił się Valerius rozglądając dookoła.- A … Alan jest…znawcą dziczy. Z pewnością wytropi ciężkie buciory Bayle’a, nie wspominając śladach całej naszej grupki. Niespecjalnie maskujemy naszą obecność.-
Zaklinacz dość dobrze znosił te upały, mając na sobie lekkie ubranie, ale i ono było przesiąknięte potem i niekiedy krwią. Sprawiało to, że nie czuł się z tym dobrze i dlatego pewnie, na polanie zdjął z siebie zarówno płaszcz jak i koszulę z skórzaną kamizelką… a potem uczynił z tego płaszcza zgrabny tobołek, który zawiesił na łomie, by sprawdzić jak mu się będzie z czymś takim chodziło.
- Może i za wcześnie na ognisko, ale potrzebne w końcu będzie. Noce mogą być zimne. Nie wiem dlaczego uważasz Alana za znawcę, nie mieliśmy okazji się poznać jeszcze za bardzo. Uważam, że wypada zostawić coś poza śladami buciorów, aby wiedział, że nie zostawiliśmy go - stwierdziła krytycznie kapłanka na moment zapominając, że jest dzierżona w rękach paladyna.

Bitaan pół-kraknął, pół-mruknął zadowolony na dwuznaczne słowa Kass. Pomógł dziewczynie wstać i pozwalając jej się oprzeć na swoim ramieniu zaprowadził ich za Baylem na polankę. W przeciwieństwie do paladyna prędzej by się połamał na trzy części zanim by podniósł dziewczynę. Tengu nie słynęły z mocnych kości.
- Przyznam szczerze, że to miejsce wygląda bajecznie - oświadczył. - Jakbym był w jednej z moich ballad.
Pomógł usiąść Kass pod skalną ścianą i zrzucił obok swój przenośny dobytek. Ściągnął luźny kaptur i przetarł szponami zmoczone pióra. Można było dostrzec że są barwione na zwieńczeniach na biało i pomarańczowo.
- Valerius dobrze prawi. Nie obawiałbym się o Alana. To zaradny chłopak, choć ciężko się na tym poznać, bo woli milczeć - mówił Bitaan. - Ale przez to jest dobrym słuchaczem.
Bard czując nosem dłuższy popas postanowił się pozbyć również skórzni. Wprawnie ją rozpiął i dorzucił do gąszcza przedmiotów, które nazywał własnymi. Został w luźnej, poplamionej w kilku miejscach na czerwono koszuli. Gdy się wyprostował skrzywił się czując, że kilka piór na boku będzie musiał dohodować. Natychmiast na nowo się zgarbił przyjmując bardziej naturalną dla siebie pozę. Pod odzieniem kruczy człowiek pozostawał mizernie chudy i wątły. Można by się zastanawiać skąd bierze siły na dźwiganie swojego dobytku i jeszcze machanie ciężkim bułatem.
Kapłanka westchnęła. Rzuciła zmęczonym spojrzeniem na paladyna.
- Dia, kochana ty moja, proszę wyryj sztyletem chociaż strzałkę na którymś z drzew. Była bym wdzięczna - należało tak zrobić i koniec kropka. Nie byli w żadnej dodatkowej opresji aby nie dawać półorkowi znaku. Wydawał się nieśmiały nieco i mógł to zwyczajnie źle odebrać.

Rudowłosa dziewczyna posłała kapłance całusa i zaśmiała się radośnie, jakby nie dostrzegała, że nie mają całego swojego ekwipunku i zostali przenisieni w dziwne miejsce.
- Dobrze, mamo - rzuciła i poszła z powrotem w miejsce, gdzie powitała ich Sharess. Elin i Harpagon wkrótce także dotarli na polanę, siadając na miękkim mchu. Półelfka bawiła się kryształkami wirującymi wokół jej dłoni, wyraźnie zamyślona.
Bayle ostrożnie położył Maarin na trawie i zabrał się za odpinanie zbroi undine.
- Inni mogą chwilę poczekać. Znam się trochę na tym zajęciu, ale jak nam zemdlejesz to nikogo nie wyleczysz.
Kass też nie nadawała się do biegania po okolicy, podwijając swoją spódnice i śledząc wzrokiem Bitaana.
- Muszę przyznać, że wcześniej nie widziałam tak fascynującego osobnika jak ty - uśmiechnęła się przekornie. - Musisz mi koniecznie opowiedzieć o tengu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline