Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2015, 01:58   #1
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
WoD - Czas zagłady

Wyspa Oak Island leżąca leżąca w południowo-zachodniej części Jeziora Górnego, stała się swoistą ostoją dla kilku ocalałych nadnaturali. Praktycznie dzika i odcięta od świata, stanowiła doskonałą kryjówkę dla tropionej zwierzyny, jaką stali się w ciągu ostatnich lat kainici. Nie były tutaj, co prawda wygód i luksusów, ale panowało względne bezpieczeństwo. A to w dzisiejszych czasach liczyło się najbardziej.
Populację Oak Island ograniczała się tylko do kilku osób. Okoliczności zewnętrzne zmusiły ich do współpracy mimo, że większość nie pałała do siebie miłością. Wszyscy mieli jednak świadomość, że są od siebie zależni i tylko jedność i zaufanie pomoże im przetrwać. Bez tego mogli sami zgłosić się do eksterminacji.

Tego wieczora to Lucius pełnił wartę i obserwował przeciwległy brzeg. Zazwyczaj była to nudna robota, którą trzeba było odbębnić dla dobra ich małej społeczności. Dlatego też widząc zbliżającą się do wyspy łódź, Lucius omal nie oszalał ze strachu.
Zszedł ze swojego punktu obserwacyjnego i ostrożnie zbliżył się do plaży. Zastanawiał się, czy już nie podnieść alarmu, ale wygrała ciekawość.
Ku jego zaskoczeniu, a jednocześnie radości na łodzi nie znajdowali się żołnierze Świętego Korpusu, a jeden siwy mężczyzna.
Lucius znał go i sam nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy obawiać tego, że do ich wyspy przybywa były książę Minneapolis, Bertold Wayloom.

***

Cała populacja Oak Island zebrała się na polanie, zwanej przez Walthera “Okruchem Duszy”
Tego typu zebrania odbywały się rzadko i zazwyczaj tylko z dwóch powodów. Pierwszym z nich było przybycie na wyspę kogoś nowego. Drugim zaś wspólne zagrożenie. Tym razem spotkanie dotyczyło jednocześnie ich obu.
Lucius pełniący tej nocy straż przyprowadził przed oblicze społeczności nowego uciekiniera. Okazał się nim znany przed laty Kainita, Bertold Wayloom były książę Minneapolis.
Siedzący na ściętym pniu Walther odezwał się swym potężnym barytonem:
- Powtórz zatem jeszcze raz Kainito, co powiedziałeś naszemu bratu.
Wampir stojący pośrodku kręgu złożonego z różnych nadnaturali, wyraźnie nie czuł się zbyt pewnie. Dla tych, którzy znali go przed dniem “Rozdarcia Zasłony” był to niecodzienny widok. Wayloom słynął z twardych rządów i bardzo brutalnego obchodzenia się ze swoimi wrogami. Mówiono nawet, że dla utrzymania swej władzy mocno zbliżył do członków Sabatu. Teraz nie miało to większego znaczenia, ale jeszcze kilka lat temu był to temat głośnych plotek.
- Szanowny Gurahlu - zaczął wampir czyniąc pełen kurtuazji gest w stronę Walthera - Przybywam do was z Duluth. Żyłem tam przez ostatnie miesiące, po ucieczce z Minneapolis. W Duluth odnalazł wspólnotę podobną do waszej. Grupa nadnaturalnych żyła razem w porzuconych kanałach. Miejsce może nie było luksusowe, ale za to bezpieczne. Niestety, jak się okazało do czasu. Dwa tygodnie temu zaatakował nas zupełnie niespodziewanie szwadron Świętego Korpusu. To była rzeź. Ledwo uszedłem z życiem…
- Ta… z życiem - burknęła młoda kobieta o bujnych rudych włosach.
- Cicho! - ryknął Walther.
- Ledwo uszedłem z życiem - powtórzył Wayloom mocno akcentując słowa - Ja i jeszcze jeden Kainita. On niestety został ciężko ranny. Dostał pociskiem z Entropiny i jasne było, że jego godziny są policzone. Cudem wydostaliśmy się z miasta. Jeff, bo tak nazywał się ten Kainita, tuż przed śmiercią opowiedział mi o waszej wspólnocie. Miałem uciekać do Kanady, ale stwierdziłem, że to zbyt ryzykowne w pojedynkę.
- Rozumiem - przerwał mu Walther - A teraz powiedz, co wiesz o obławie.
- W drodze do was spotkałem jedną watahę. Same wilkołaki, nie znam się na tych waszych plemionach, więc nie wiem kim byli. Mówili, że są wędrowną watahą. Wiedziałem, że nie będzie mi z nimi po drodze. Spędziłem z nimi tylko jedną noc. Wymieniliśmy się informacjami i to od nich wiem, że Święty Korpus zamierza uderzyć na wyspy parku narodowego The Apostle Islands. Mówili, że poza waszą są tu jeszcze co najmniej dwie wspólnoty. To jednak jest mniej istotne niż to, że ponoć wśród was szpieg. Jeden gość z watahy mówił, że to osoba która działa już od dawna. To wszystko wiedzą od złapanego żołnierza Świętego Korpusu. Przed śmiercią nie zdążył jednak wyjawić tożsamości zdrajcy.
Tyle wiem.
- Hmmm - mruknął Walther - Jestem zobowiązany za przekazane informacje. Czego oczekujesz kainito?
- Będą wdzięczny jeżeli przyjmiecie mnie do waszej wspólnoty.
- To jest możliwe. - odparł niedźwiedziołak - Mamy jednak tutaj dość rygorystyczne zasady.
- Jakie?
- Na bok odkładamy dawne animozje. Nie musimy się kochać, ale nasze bezpieczeństwo i przeżycie zależy od współpracy. To po pierwsze. Dwa - krwiopijcy tacy, jak ty muszą się ograniczyć do zaspokajania głodu tylko krwią zwierząt obecnych na wyspie. Trzy - bez zgody wspólnoty nie opuszczamy wyspy. To nam zapewnia bezpieczeństwo. Jeżeli samowolnie ktoś opuści wyspę, wyklucza się tym samym ze wspólnoty. To najważniejsze. Są jeszcze drobniejsze zasady, ale o tych dowiesz się jak wejdziesz w nasze szeregi.
- To dość powszechne zasady, zapewniam cię szanowny Gurahlu. Akceptuje je i mam nadzieję, że będę mógł wam pomóc.
- Na dzisiaj to tyle - ogłosił Walther wstając z pniaka.
- Jak to koniec? - sprzeciwił się Bojan, wysoki i chudy wampir o długiej brodzie. - Należałoby chyba omówić te informacje. Trzeba coś postanowić. Wysłać zwiad. Przygotować się, a przede wszystkim sprawdzić te wiadomości.
- Bojanie! - ryknął Walther, który nie lubił gdy mu się sprzeciwiano - Dobrze wiesz, że to zrobimy. Na dzisiaj to jednak koniec. Rozumiesz?
Bojan zmierzył surowym spojrzeniem niedźwiedziołaka, ale nic nie powiedział. Najwyraźniej nie zamierzał podważać przywództwa potężnego Gurahla. Jeszcze nie tym razem.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline