Skaczący w Ogień obserwował całą sprawę z niedalekiego ubocza. Wielki, biały tygrys wylegiwał się pod jednym z drzew (innym niż to na którym siedział Śmieszek, jak nazywał kojotołaka) i nerwowo merdał ogonem. Miał silny wstręt do krwiopijców i wszyscy o tym wiedzieli, warczał głucho co chwila, gdy wampirzy ex-"książę" ~Co za megalomania... się wypowiadał. Wchodzi taki na teren ich enklawy i pierwsze co robi to szerzy ferment opowiadając o jakimś nieznanym zdrajcy, zapewne by osiągnąć jakieś korzyści w zasianym chaosie. Może nawet zająć pozycję przywódcy enklawy.
~Mają rozmach skurwysyny. - pomyślał pogardliwie, na poły o łowcach, na poły o wampirach.
Jego uważne oczy cały czas śledziły zgromadzonych, jeśli faktycznie był wśród nich zdrajca, to właśnie w tym momencie mógł się zdekonspirować. A przezorny zawsze ubezpieczony, zwłaszcza przezorny komandos.
Śmieszek oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie próbował narobić kwasu, jak to nuwisha...
Khan w ostatniej chwili położył przezornie uszy, bo po chwili Walther rozdarł się na całe gardło ganiąc dowcipnisia, a dla jego czułego, kociego słuchu to mogłoby być naprawdę bolesne. Co jak co, ale stary niedźwiedź miał rację, dowcipy o rudych były starsze niż te krwiopijcze skamieliny, które musieli tolerować w swoim azylu.
Otarł się kilka razy o drzewo, ale było mu mało, ktoś musiał go podrapać... Faceci go nie interesowali, a kobiet jak na lekarstwo. Podszedł do Moniki, poruszał się tak cicho i płynnie, że można by pomyśleć iż nie dotyka łapami ziemi. Przysiadł przy niej i trącił jej rękę głową, po czym miauknął, a raczej spróbował i spojrzał na nią z miną a'la kot ze Shreka, co musiało wyglądać przekomicznie, biorąc pod uwagę że ten kot mierzył około 3m długości i łapą mógł przewrócić małe drzewko.
Czuł że jeśli Jamak go obserwuje, to właśnie trzęsie się ze śmiechu, albo kiwa z uznaniem głową temu niezwykle kociemu zachowaniu. Sam też podśmiewał się w duchu z tej sytuacji, ale czy była lepsza metoda by zachować niezbędną pogodę ducha w tych mrocznych czasach? |