Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2015, 02:41   #1
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Gemlight: Alien war

(Ninejszy temat to ciąg dalszy sesji Gemlight: Kingdoms, która (wedle planów) miała odbyć się w jednym temacie, ale mieliśmy nieprzewidziany hiatus związany z niedostępnością kilku graczy. Jest to jak najbardziej ta sama sesja, wyłącznie podniesiona na nogi. W akcji pojawi się minimalny przeskok, przypominający pominięcie odcinka w serialu, mający na celu posegregowanie nieco pozapominanych wątków. Potencjalnych czytelników przepraszam za ten problem. Ten składa się z obecnej bitwy Sodomy przeciw Sidhe (prowadzonej przez gracza Ajas), która jako jedyna nie otrzyma przeskoku i będzie kontynuowana od miejsca w którym zakończy się w tym właśnie wpisie. Podobnie jak poprzednio, wszystkie pozostałe posty w temacie będą umieszczane przez graczy wraz z moją narracją, ku naszej wygodzie.)

Rejs do najbliższej wyspy trwał dobre dwa dni. Przez ten czas, zarówno Tyraal jak i Thalanos unikali kontaktu z resztą ekipy, wyraźnie czymś zajęci. Gdy tylko wyspa pojawiła się na choryzoncie, zwołali całą resztę ekipy.
Thalanos, bez pytania o pozwolenie, wymalował coś palcem na szybie okna latającego zamku. Nie minął moment, lustro zabłysło, a przedstawiony przez nie obraz przybliżył się.
Olbrzymia armia zwierzoludzi zajmowała cały brzeg kontynentu. Membrańczyk za membrańczykiem, wszyscy gotowi do walki i oczekujący ich przybycia. Najwidoczniej exe przyjęła wyzwanie. Tyraal odwrócił się do drużyny.
- Niestety wciąż jest was tylko trzech, ale to i tak zbyt dobra okazja na stratę. Jeżeli dacie radę tutaj wygrać, nie tylko poznacie siłę wroga, ale udowodnicie mu, że stanowicie dla niego zagrożenie. Nie są na to gotowi, wprowadzicie panikę w ich szeregach. - wyjaśnił. - Umożliwi wam to blitzkrieg, zmiażdżenie ich, nim zrozumieją, co się dzieje.
W oddali, w głębi wyspy, widać było niewyraźnie błękitnoskórą postać. Tyraal wskazał ją. - Jest tutaj też jeden z sidhe, co jest warte sporą nagrodę. Teoretycznie Sidhe samych w sobie nie powinno być nawet pięćdziesięciu. Zazwyczaj podczas inwazji ponad 90% ich wojsk stanowią mechanizmy bądź niewolnicy.
- Mam jedno pytanie. Ten niebieski, czy to on wydawał rozkazy tym statkom z którymi walczyliśmy? -zapytał Północ, mrużąc lekko brwi. Wschód spojrzał na niego zdziwiony, władcę północnej części Sodomy, rzadko kiedy interesowały takie fakty.
-Nie sądzę. - odpowiedź wyszła z ust Thalanosa. Mężczyzna poruszył nieco ręką a obraz skupił się na czarnoskórej kobiecie siedzącej w centrum obozu wroga. Wyglądała na nieco bardziej nieobecną niż w poprzedniej bitwie. - Myślę, że to była jej sprawka.
Oczy Północy błysnęły a pięści zacisnęły się. Jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Południe chwyciła go za ramię. - Kotek spokojnie...tą zajmę się ja. Bo Ciebie znowu poturbuje...zresztą ten niebieski wydaje się silniejszy. -stwierdziła ze słodkim uśmiechem. Najpotężniejszy Sodomczyk chciał już coś powiedzieć, jednak wtrącił się Wschód. - Południe ma rację...Zachód długo nie wraca, coś mogło mu się stać. Musimy byc rozważni. Ty zajmiesz sie Sidhe. -stwierdził, a jeden z golemów podał Północy spore drewniane pudło. - I zrobisz wszystko by go pokonać. -dodał osobnik w garniturze, patrząc zdecydowanie na pojemnik.
- Coś co musimy wiedzieć? -zwrócił się jeszcze do hrabiego.
- Nie będzie łatwo. Pod żadnym wypadkiem. Niczego nie żałujcie. - ostrzegł Tyraal. - Najpewniej nie będą myśleć dwa razy. Jeżeli ich lider to faktycznie Argan, to czeka was krwawa bitwa. Z tego co pamiętał, zawsze czerpał przyjemność z testowania fizycznych ograniczeń nieznanych ras.
Wschód splótł ze sobś palce patrząc w wymalowany ekran. Przygryzł wargi w milczeniu obserwując zatrważajcą liczbę wrogiej armii.
- Wasza dwójka...idźcie się przygotować. Ja muszę wszystko przemyśleć. -stwierdził ruszając do swojego gabinetu, by zastanowić się nad strategią działania.

~*~

Latają twierdza wschodu unosiła się nad plażą. Mężczyzna obserwował przez lunetę zatrważające siły wroga, niemal na wszystkich twarzach widział wzgardliwe uśmiechy, gdy obserwowali zaledwie kilka statków przy plaży. Siły Sodomy były w znaczącej mniejszości. Jedynie kilka oddziałów rycerzy i łuniczków wychodziło na złoty piasek, doglądając swego uzbrojenia przed bitwą. W tej chwili wynik był bardziej niż pewny - Sodoma nie miała szans na wygraną. Mimo to taktyk królestwa nie tracił humoru, popijając herbatę ze swej złotej filiżanki. Obserwował promienie słońca odbijające się od pancerzy swych żołnierzy, jednak gdy słońce zaczęło zmniejszać swe wpływy przyszłonięte jakimś cieniem, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Nie tylko on dostrzegł kształty wyłaniające się znad chmur, rycerze wrogiej armii również zaczęli podrywać swe głowy by dostrzec na niebie…




… flotylę płynących po niebie okrętów wyładowanych pozostałą częścią wojowników Sodomy. Łucznicy już napinali swe cięciwy by zaraz rozpocząć zalewanie pola bitwy gradem strzał, który miał przyszłonić wszystko niczym deszcz. Nim to jednak nastało kilkanaście okrętów zniżyło swój lot, a z ich pokładów na linach, a czasem i bez ich użycia zaczęła wysypywać się potworna armia Sodomy. Wojska stworzone przy pomocy mocy Gereda i jego czterech przyjaciół - wojsko przypominające piekielny legion.

[b] Południe vs Mystiia[b]

Pierwsza linia membrańskich wojsk, została zamknięta w kleszczach. Od strony plaży zbliżały się oddziały rycerzy, zaś za ich plecami już toczyła się bitwa z żołnierzami, którzy zostali przeniesieni na tyły wroga przy pomocy okrętów. Jednak to tutaj miał spaść najpotworniejszy z wrogów tej bitwy. Dało się to wyczuć w powietrzu… smród wymieszany z jakaś negatywną energią. Coś co sprawiało, że nawet najdzielniejsi wojownicy dostawali gęsiej skórki. Szybko stało się jasne kto powodował te negatywne emocje… przybyli z przestworzy, opadając na ziemię z plaskiem, niczym pękate krople deszczu.


Istoty dałoby sie pomyśleć wyciągnięte z umysłu szaleńca. Na każdego składały się dziesiątki pozszywanych ze sobą ciał. Ręce, nogi i tłowia splatały się w grotestkowo wyglądającą kreaturę, poruszającą się na pełzających zwłokach. Ogromne ramiona uzbrojone były w dwa tasaki, z których żadnego nie mógłby unieść zwykły śmiertelnik. Głowa (o ile można było tu o czymś takim mówić) została zanaczona przez ciężką metalową klatkę przyczepioną do ciał. W więzieniu tym znajdowały się jedynie efekty dekapitacji, zszyte ze sobą. Ich oczy rozglądały się na wszystkie strony a usta bez przerwy jęczały jakieś niezrozumiałe słowa. Na bestia która wylądowała tuż przed Mystią, siedziała zaś radosna Południe.



Machała wesoło nogami, jak gdyby starszy brat wziął ją na barana. Zdawała się w ogóle nie przejmować tym, że siedzi na ramieniu groteskowego zombie. Jej kolczasty bicz, co jakiś czas trzaskał o powietrze, gdy rozsyłała wytwory swego umysłu w stronę przerażonych membrańskich wojowników. Jednak gdy tylko dojrzała Mystię, przerwała ten proceder uśmiechając się szeroko.
- Sorki że nie puściłam tu Półnoicy...ale Sodomscy chłopcy są tylko do mojej dyspozycji. -dodała, posyłając w jej stronę buziaka. - No skarbie...na nią! -dodała niczym dziecko w parku rozrywki, klepiąc potwora po “karku” by ten ruszył na właścicielkę nietoperza.
Mystia spojrzała w kierunku bestii. Jej ludzie, pozbawieni rozkazów starali się wybronić, krążyli za kreaturami, niepewni, czy mają uciec się przegrupować, czy może atakować je tu i teraz? Nikt nie wiedział, o czym myślała czarnoskóra kobieta.
Jej wyraz twarzy był niezwykle pusty. Widząc szarżującą południe, wydawała się poniekąd przestraszona. Był to chyba pierwszy raz w tej historii, gdy taki opis pasował do panny Reedus. Płynnymi dwoma ruchami rąk, posłała swoje ogromne ostrza przed siebie, ustawiając je niby ścianę, w którą wbiła się głupia, wielka kreatura z sodomy, nie będąc w stanie sięgnąć tasakiem Mystii. - Czego chcecie!? Kim jesteście!? – pytała, jej twarz wykrzywiała się w krzyku, głos jednak był zaledwie dobitnym, wzmocnionym szeptem.
Południe zwlekała z odpowiedzią… słuchając głosu przepełnionego trwogą, szeptu - typu głosu który pasował do sypialni, przesuwała dłońmi po swoim ciele. Jej palce odruchowo zacisnęły się na jej drobnych skrytych pod ubraniem piersiami, a nogi poruszyły się niespokojnie gdy otarła nimi o siebie.
- My…? - wymruczała w końcu, dłoń zsuwając na swoją bestię by chwycić jedno z ciał za włosy i z głośnym chrzęstem oderwać od konstrukcji. - Jesteśmy pragnieniami tego świata kochana… i to właśnie je chcemy spełniać. Wolę naszego króla, jego marzenia… jego wolę...jego rozkazy… - mruczała coraz głośniej na myśl o Geredzie. Nie mogła wytrzymać, było tu tyle wspaniałych rzeczy, tyle kotłujących się emocji. Dziewczyna wyrwała ciało jeszcze wyżej, by zatopić swój język w ustach umarłego, którego chwile pieściła swymi wprawionymi w tej dziedzinie wargami. - Ja zaś jestem Południe kochana… -mruknęła gdy odrzuciła truchło na ziemię, powoli wstając. - A ty jesteś teraz jednym z mych pragnień… - dodała oblizując fioletowe usta.
-Ten król… - Mystia schowała ręce pod szatą, niemarwo postępując w stronę Południa. - Mogę...go poznać? - spytała. - Gdzie on rezyduje?
- Ty…? - Południe przesunęła wzrokiem po Mystii, szczególna uwagę zwracając na piersi którymi ta zdecydowanie dominowała nad blondynką. - Myślisz, że byle kto może poznać naszego króla!? - ryknęła, strzelając batem. - Sodoma została stworzona byście mogli dotknąć chociaż ułamka jego wielkości, a ty chcesz go spotkać?! Co ty sobie wyobrażasz dziwko, że zdołasz go uwieść!? Chciałabyś by dotykał twojego ciała, pieścił skórę...drapał...bił…. - Południe na chwile straciła wątek, jednak jej oczy po chwili znowu błysnęły gniewem. - Gered jest tylko mój rozumiesz!? Mój!
Kobieta odskoczyła w tył, omal się nie potykając. - Przepraszam, przepraszam! - krzyknęła zasłaniając się. Coś w jej szatach poruszyło się.
Niespodziewanie, wprost z jej kołnierza, na jej ramię wyskoczyła drobna, puchata kreatura, o dwukolorowych oczach, na powitanie obdarowując Południe sykiem. Wołając ją do porządku.
- Ja, ja, Ja naparawdę nie wiem co się dzieje! - krzyknęła, choć jej głos dalej pozostawał... godny co najwyżej miana szeptu. Wtedy też Południe coś dojżała.
Na języku kobiety znajdował się przedziwny, okrągły tatuaż.


Oczy blondynki rozszerzyły się...na widok kota i tatuażu. - Za...zachód.... - jęknęła cicho. Czyli dla tego tak długo nie wracał. Mimo że nie cierpieli sie nawzajem, dalej był jednym z przyjaciół Gereda...oh jakże jej król musiał teraz cierpieć. A jej nie było przy nim. Dziewczyna spojrzała jeszcze raz na kota, po czym pokłoniła mu się dworsko.
- Wybacz, nie wiedziałam. - przeprosiła stworzenie, powoli idąc w stronę dawnej Mystii. - Jak się nazywasz? - przemówiła już spokojniej. - Tylko ci, których imię zostało natchnione będą mogli spotkać władcę.
-Jestem...Jestem...Zachód...Tak myślę. - odparła, dość skonfundowana, jednak już nieco bardziej uspokojna. Kot, przyjmując ukłon, w wygodny sposób usadowił się na ramieniu kobiety, mrużąc oczy.
- A więc witaj w królestwie Sodomy….nasz król niedługo sam cie odwiedzi. - uśmiechnęła się Blondynka, wyjmując z kieszeni urządzenie do komunikacji którego drugą część posiadał jej właściciel- Wschód. - Hej złotko… mamy tu sytuację. Nie mów Północy, ale Zachód nie jest już tym kim wcześniej. Jeden z naszych celów przejął jego rolę. - zakomunikowała podchodząc blisko kobiety. Po chwili ciszy dało się słyszeć beznamiętny głos taktyka.
- Zachód, słysysz mnie prawda? Znając Południe nie możecie być daleko od siebie. Wojska dookoła są pod twoją komendą, odwołaj je i skieruj w stronę drugiej linni. - jego słową bliżej było do prośby, niż do rozkazu. W tym czasie Południe zaczęła przeczesywać włosy swej nowej kompanki. - Oh… miło będzie mieć tu inną kobietę…
Kobieta przytaknęła skienieniem głowy. Uniosła w górę opal, krzycząc. - Przeciwnik jest na północy! - Jej wojska posłusznie zaczęły odsuwać się od nieznanych, sodomskich kreatur i organizować w na drugą linię, w celach przegrupowania. Mystia ruszyła w ich stronę, aby się przygotować.
Dłoń Południa jednak zatrzymała kobietę. Blondynka ścisnęła lekko jej ramie uśmiechając się. - Kochanie… teraz nie ejsteś kims kto będzie poruszał się razem z plebsem. - wyjaśniła gdy potwory, poczęły sunąć w stronę ostatniego przeciwnika na polu bitwy, po tym niespodziewanym zwrocie akacji. - Poczekajmy na godny nas transport. -zasugerowała, wskazując nadlatująca rezydencję Wschodu.
-Po co komu transport? - odpowiedziała pytaniem, lekko podskakując, po czym zaczęła sunąć w powietrzu, dzięki swoim zdolnościom lewitacji.
Południe pokiwała tylko lekko głową na boki, wskoczyła na jedna z kreatur na której rozsiadła się wygodnie. Po zakończonej bitwie będzie musiała osobiście zająć się wytłumaczeniem nowemu Zachodowi pewnych kwestii.
Jednak kiedy dwie zjednoczone armie ruszyły w stronę toczącej się na północy bitwy, wydarzyły się dwie rzeczy. Najpierw dziwna fala powietrza, wywróciła wszystkich walczących. Zdawało się, że na nogach pozostały tylko dwie drobne z tej odległości sylwetki. Zaraz potem zaś drzewa w pobliskim lesie zaczęły z hukiem opadać, zaś na pole przed armiami wypadła zgraja robotów.




Mechanizmy przywiezione do tego świata przez Sidhe. Potężne maszyny bojowe miały chyba odciąć wsparcie dla Północy, który teraz samotnie mierzył się z potężnym wrogiem.
- Przegrupujcie się i przebijcie! - Południe usłyszała głos Wschodu, który obserwował wszystko ze swej twierdzy. - Jeżeli chcą nas powstrzymać przed dotarciem tam, to znaczy że spodziewali się, że Północ będzie chciał walczyć z Arganem. Nie możemy pozwolić im dyktować warunków!



Thalanos i Tyraal uważnie obserwowali bitwę z tego samego okna co Wschód. Byli dość przejęci sytuacją, milcząc i uważnie coś analizując. Zmiana strony przez membrańczyków wyraźnie ich zadowoliła. Wydawali się jednak nie pochwalać idei ataku Argana przez wyłącznie jedną osobę. Nie protestowali jednak. Wyłącznie, obserwowali.
Statek nagle zatrzymał się w miejscu, przestał zbliżać w stronę Argana, klejnoty w ścianach zaświeciły niespodziewanie, na swój sposób ostrzegawczo.
-Nawet nie wiem kim jest Północ. Miałam nadzieję zniszczyć wasze wojska zanim w ogóle dostaniecie się do Argana. - odezwała się kobieta, której głos rozniósł się po całym zamku.
Budowla ponownie ruszyła przed siebie, jej kurs niezmieniony.
-Cóż, ostatecznie to jest nieco bardziej zaawansowana maszyna. - przyznał Tyraal.
-Spokojnie. To żaden ubaw rozbić was o grunt. - zapewnił głos.






Północ vs Argan


Tymczasem w tylnych szeregach wrażej armii z nieba spadały zbroje. Setki pancerzy i mieczy leciały na ziemię, by po chwili zacząć się podnosić. W hełmach zapalało się zimne światło, a cały pancerz podnosił się z ziemi, przyczepiając sobie kończyny które w trakcie upadku mogły się odczepić. Miecze z brzdękiem opuszczały pochwy, a tarcze ze zgrzytem kolczug zaciskane były przez zbrojne rękawice.



Nawet ten sposób pojawienia sie wojowników na polu bitwy był częścią planu taktyka z Sodomy. Chciał by wrogowie zobaczyli, że walczą z czymś co za nic ma sobie koncepcje życia. Chciał złamać ich morale jeszcze przed skrzyżowaniem broni z tymi stworzonymi tylko do walki, specjalnymi golemami. Tracić życie w walce z kimś komu można je odebrać to jedno, ale walka z istotą która nie posiada niczego do stracenia to co innego.
Północ spłynął zaś z nieba otoczony wiatrem. Kiedy lądował ostatni podmuch rozwiał jego długie włosy, tak że kitka zatoczyła koło dookoła jego ciała, zaś śliwkowa koszula zatańczyła swój prywatny taniec.



Kiedy jego stopy dotknęły ziemi, jedna ze zbroi kleknęła obok niego, podając mu dwa ostrza skryte pod elastycznymi bandażami. Wojownik Sodomy bez słowa odebrał je, jedno przywieszając przy pasie, drugie zaś jednym machnięciem uwalniając z uścisku białej tkaniny. Miecz wyglądał niczym zwykła katana. Jedyną różnicą była cienka metalowa nitka, która przechodziła przez otwór w rękojeści.
- Mam nadzieje, że nie dobyłem ostrza burzy na marne….obyś był silny. -zwrócił się w stronę Sidhe, kręcąc lekko połączonym z linka mieczem.
Niebieskoskóry mężczyzna był niezwykle wysoką istotą, sięgał omal dwóch metrów. Jest skóra w porównaniu z innymi sidhe była dość jasna. Twarz miał niezwykle twardą, kościstą. Wyglądał na przesadnie dobrze umięśnionego. Obarczył on Północ niezwykle poważnym, chłodnym spojrzeniem, wskazując na niego palcem. - Ty. Tylko ty się nadajesz. – stwierdził, gdy jego oczy błądziły po zebranym dookoła wsparciu Sodomskim. - Może będziesz w stanie chociaż stać prosto. – ocenił. Jego prost aparycja, składająca się z podłużnego czarnego płaszczu i przedziwnej, równie ciemnej czapce były wszystkim co go zdobiło. Nie licząc może długich paznokci, wydawał się on bezbronny.
- Dobrze… w końcu ktoś kto od razu przechodzi do konkretów. - mruknął północ, zaczynając powoli wyginać swe ciało. Miecz zaczął krążyć dookoła niego, tworząc prawdziwa sferę cięć. Chłopak co chwilę sciągał żyłkę, która owijała się dookoła jego ramienia, by potem od razu rozwinąć się tym samym zmieniając nieprzerwanie promień kuli której centrum był Północ. Północ rozgrzewał się chwilę w ten sposób, by w pewnym momencie bez żadnego ostrzeżenia, pozwolić by rozpędzone ostrze ruszyło po łuku w stronę szyi wroga.
Argan nie ściągał wzroku z Północy, nie przejmował się obecnością kogokolwiek innego na polu bitwy. Gdy ostrze zaczęło nadciągać w jego stronę, pochylił lekko głowę w bok, pozwalając mu przejść tuż obok, następnie pięścią udeżył w błaską stronę miecza, zbijając je na ziemię.
- Dobrze żelazo. Powinno być w stanie mnie zranić. - pochwalił.
Północ ściągnął swój miecz z powrotem do siebie, by po chwili zacząć znowu nim kręcić. Jednak ni mzaatakował niespodziewanie odezwał się. Pewna kwestia bowiem nie dawała mu spokoju. - Tyral. Czemu nie jest z wami, czemu sprzeciwił się własnej rasie?
-Jak nazywa się wasze królestwo? Czemu tak a nie inaczej? - spytał Argan. - Rasa nie decyduje o frakcji, chłopcze. - jego odpowiedź była chłodna, pozbawiona zarówno szacunku jak i pogardy.
- Bo takie były pragnienie jej władcy. Jestem dumny z bycia członkiem królestwa Sodomy. -odparł równie twardo. - Dobrze tyle mi wystarczy...gadanie w czasie walki to strata czasu. - dodał, posyłając ostrze po raz kolejny w stronę mężczyzny. Tym razem jednak zostawił więcej sznurka, tak by zanim ten zbije atak, ściągnąć trochę linki i zmienić kierunek lotu broni, by zamiast w szyję, ugodziła w ramię.
Argan nie zmienił podejścia, przechylajac w bok głowę. Gotowy do zbicia broni, nie pośpieszył się. Ostrze udeżyło w ramię. Odbiło się od niego z brzękiem, kołysząc. Przecieło strój, a po ramieniu zaczęła ściekać niewielka stróżka krwii. Z minimalnej, niezwykle płytkiej rany.
Wyglądało to, jak gdyby Północ zaciął Argana papierem.
Niebieskoskóry uśmiechnął się w odpowiedzi.
Stał jakiś moment, niby to w zamyśleniu. Napiął nagle mięśnie, ryknął, a potworna fala magiczna uwolniła się z miejsca jego postoju. Była to czysta energia, w ogromnym, ciężkim do określenia dla zwykłego obserwatora pokładzie. Północ był silny. Stał prosto, a jego tatuaż zaczął się mienić, jak gdyby odbijał światło. Moc Gereda, chciał czy nie chciał zaczęła samodzielnie pomagać chłopakowi w zatrzymaniu świadomości. Otaczający ich żołnierze, zarówno Sodomscy jak i Membrańscy, zaczęli upadać na ziemię, jeden po drugim. Tracili przytomność od tak, na samo zetknięcie z energią Argana.
Niebieskoskóry uśmiechnął się i bez ostrzeżenia skoczył w stronę Północy, wyraźnie gotując się do ataku.
Północ dawno nie czuł tak silnej mocy, chyba jednym momentem jego życia kiedy czuł się podobnie było pierwsze spotkanie z Geredem. Drobinki potu zrosiły jego kark, gdy wypuścił ze swego ciała swoja moc, by odgonić ciężar przytłaczającego powietrza.




Północ czuł ekscytację, całe swe życie pragnął jedynie stawać się silniejszym, walczyć z coraz potężniejszym wrogiem. Teraz było to zaś możliwe.
Widząc pędzącego sidhe, obkręcił swój miecz, tak ze wskazywał rękojeścią w stronę szarżującego wroga. Wiedział, że jeżeli użyje magii w bezpośredni sposób ten na pewno bez problemu jej uniknie- to było bardziej niż logiczne. Jednak nie będzie marnował energii by odskoczyć przed czymś zupełnie niegroźnym. Północ cisnął w stronę wroga metalową nitkę, jak gdyby ciskał w niego zwykłym sznurkiem. Miał zamiar odskoczyć przed ciosem wroga- to był priorytet. Zaraz potem, jeżeli Argan zignoruje dotykającą jego ciało żyłkę, przesłać ładunek elektryczny przez swój miecz wprost na ciało wroga.
Argan...chybił. Odskok się udał. Pięść mężczyzny wylądowała w ziemi, która w nieznacznym stopniu popękała w miejscu uderzenia. Drobny dymek uniósł się z miejsca kontaktu z linką. Musiało pojawić się tam chociaż poparzenie.
-Dobrze. Następny będzie szybszy. - zagroził.
Linka zwinęła się niczym miarka krawiecka znowu będąc w ręku Północy. Uśmiechnął się lekko, jakiekolwiek to wyglądało, mimo przewagi wroga, to póki co on był tym którego ciało nie pokrywały żadne obrażenia.
- Zapraszam. - mruknął ustawiając się z ostrzem ustawionym równolegle do jego ciała, tuż obok lewego policzka, czubkiem celując w Sidhe. Po jego nogami zaczął pojawiać się krąg, który miał pomóc mu w uniku i kontrataku. Plan był prosty - przy pomocy magii, wybić się w górę nim pięść wroga dotrze do celu, po drodze tnąc go po twarzy. Zapewne jeżeli będzie ku temu okazja, pętelka z żelaznej nitki która związał w dłoni spróbuje znaleźć się na gardle wroga.
-Nie rób tak. - westchnął nieznajomy, prostując się. - Uwolniłeś magię spod nóg. Szykujesz się do czegoś. Nie powinienem do ciebie podchodzić. Byłbym na twoim poziomie, nigdy bym nie podszedł. - oznajmił. Było to niesłychanie..nietypowe. Nikt nie powienien rozpoznać tak subtelnej zmiany. Mężczyzna rozpostał ręce na boki. - Uderz mnie z bliska, a obiecam nie unikać. - zaproponował.
Północ uniósł brew rozwiewając magię. Opuścił ostrze poziomo do swego ciała. Skoro tamten oczekiwał ataku, to mu go da, jednak musiał przedtem chwilę zagrać na zwłokę by odzyskać pełnie energii magicznej.
- Jesteś bardzo pewny siebie… i nie dziwi mnie to. Jesteś silny. -stwierdził Północ obserwując go. - Więc jestem pewny, że nie kłamiesz, na pewno przyjmiesz ten atak, silni nie muszą kłamać i używać podstępów w walce. -stwierdził, po czym spojrzał twardo na Argana. - Ale co jeżeli umrzesz? Jeżeli istnieje nawet milionowa szansa, że mój atak cie powali. Nie uważasz ze to będzie śmierć niegodna wojownika?
- Jestem istotą z dumnej, rozwiniętej rasy której technologii nie pojmiecie przez setki lat. Stawałem na przeciw istotom o ogromnej sile… - Argan uśmiechnął się. - Jeżeli będziesz w stanie zabić mnie pojedynczym uderzeniem, to znaczy, że nie byłem gody żyć w pierwszej kolejności. - jego twarz wyrażała ochotę do śmiechu.
- Dobrze, w takim razie trzeba sprawdzić wynik pojedynku między doskonałością twej rasy, a mym najsilniejszym ciosem. -stwierdził Północ, wysyłając drobinę magi w powietrze gdzie buchnęła płomieniem niczym flara. Był to sygnał dla Wschodu by i on dołączył do tej walki, kiedy chłopak ruszył biegiem w stronę Sidhe.

[media]https://www.youtube.com/watch?v=LC2DGZ7ChVM[/media]

Czy czuł strach? Odpowiedź była prosta- tak. Pierwszy raz od dawna bał się swego wroga. Ta krótka walka pokazała mu różnicę między ich poziomem, wielka wyrwę w sile. On mimo że mógłby pokonać armię, nigdy nie powaliłby tylu istot tylko swoja prezencją. Jednak najbardziej bał się tego, że mogą zawieść. Jeżeli Sodoma przegra w tej wojnie, to nikt nie powstrzyma najeźdzców. Zginą wszyscy bez wyjątku - nawet nie łudził się iż przybysze z gwiazd kogoś oszczędzą. Polegnie Gered, jego wierni słudzy i przyjaciele, wszyscy zginą jeżeli w ostateczności nie pokonają Sidhe.
Północ nie dbał o świat, nawet jeżeli miałby żyć na pustkowiu, to otoczony przez swych kompanów byłby szczęśliwy. Całe życie był sam, w wiecznej podróży ku potędze. Ćwiczył, mordował, żywił się mocą pokonanych i tak bez końca. Nie potrafił znaleźć nikogo kto chciałby z nim przebywać, bowiem wszyscy tego godni byli tylko kolejnymi celami. Przeszkodami na drodze ku doskonałości jaką chciał osiągnąć.
To jednak zmieniło się gdy poznał Gereda.
Ten pokonał go nie wydając mu nawet walki. Wyciągnął ku Północy rękę i nadał mu nowe imię. Przygarnął pod swe wspaniałe skrzydła i uświadomił co w życiu było najważniejsze. Potem zaś dał kolejnych przyjaciół. W końcu Północ miał kogo chronić przy pomocy swej mocy, wreszcie nie żył i nie walczył tylko dla siebie - nabrał wartości.
- Pierwszy dla burzy panującej w sercu… - słowa opuścił jego gardło, gdy wypuszczał swój miecz z dłoni, by pochwycić drugie ostrze, z którego począł opadać bandaż. Tatuaż na jego duszy płonął jasno, gdy Król Sodomy przelał w niego całą możliwą moc. - Drugi dla Króla panującego na północy, ofiarowany mu przez największego z władców. - zakończył swe prywatne zaklęcie gdy drugie z ostrzy zostało odsłonięte.
Była to piękna katana wykonana z białej stali.

http://fc02.deviantart.net/fs70/f/20...ka-d46f50q.jpg

Proste ostrze stworzone do prostych celów. Nie było magiczne, nie posiadało specjalnych mocy, jedyną jego cechą było to, że pozwalało osiągnąć Północy jego maksymalny potencjał. A to wszystko za sprawą umieszczonych w lejcu trzech dużych diamentów, najpotężniejszych z wszystkich możliwych kryształów. Minerałów które wzmacniały potęgę magii użytkownika. Każdy z nich zalśnił po kolei, gdy energia magiczna przepłynęła przez nie, zmieniając barwę miecza na czerń wyjęta niemal z serca otchłani.
Ostrze ruszyło w stronę twarzy Argana, jednak to jeszcze nie był koniec potężnej techniki, najsilniejszego z wojowników Sodomy.

~*~

Wschód nie odpowiedział kobiecie która na chwile zamieszkała w ścianach jego twierdzy. Obserwował czerwoną smugę na niebie. Kiedy Północ prosił o pomoc, to nawet taktyk rozumiał powagę sytuacji, wiedział że jedyny z wiernych Geradowi wobec którego miał jakikolwiek szacunek nigdy nie prosił o nią na marne. Przez chwile obserwował nieboskłon w milczeniu, gdy drżąca dłoń opięta rękawiczką, zbliżyła się do jego twarzy. Gdy jej dotknęła taktyk i szlachcic pierwszy raz pozwolił by jego pokerowa mina odeszła w zapomnienia, ukazując swe prawdziwe oblicze.



Przekrwione oczy o małych źrenicach, które jedynie pożądały wciąż więcej i więcej. Lekko zaostrzone zęby, które chciały jedynie wyrywać z każdego dnia to co najlepsze. Twarz człowieka którego chciwość pożarła już dawno zostawiając z niego jedynie pustą skorupę istnienia. Naczynie które Gered napełnił na nowo, uwalniając go od klątwy zwanej miłością.
- Jestem Wschodem… -przemówił cicho do nikogo konkretnego, gdy jego kły chwyciły materiał rękawiczki i powoli zsunęły ją z dłoni. Odsłoniły tym samym tatuaż, który sięgał tu aż z pleców, symbol przypominający motyle skrzydła. - Póki ja żyje Sodoma nigdy nie upadnie, bo to właśnie przy mnie moc najwierniejszych królowi wschodzi na wyżyny. - dodał, gdy jego druga dłoń wydobyła z wewnętrznej kieszeni duża złota monetę. Przypominała ona bardziej odlany z tego cennego kruszcu medal, odznakę na której widniała twarz Północy.
Kiedy moneta trafiła do dłoni pokrytej tatuażem ta zalśniła niczym poranne promienie słońca, zaś Wschód uniósł ją nad głowę gdzie lśniła coraz mocniej.
- A więc niech nadejdzie czas Północy, niech złoto przepełni go siłą!

~*~

Północ ryknął, gdy złote światło poczęło wylewać się z jego oczu i ust i zmierzać w stronę katany. Nie zatrzymał się nawet na chwilę, nawet wtedy gdy jego broń została skryta pod istnym kokonem z energii magicznej. Broń zdawała się zniknąć w wirze wzmacnianej przez diamenty energii magicznej, który krążył dookoła ręki Północy. Kiedy ten kończył właśnie szeroki zamach skierowany prosto w twarz Argana. Jego włosy powiewały delikatnie na wietrze, ciało skręciło się w silnym obrocie, a krople potu zrosiły śliwkową koszule. Cios niosący ze sobą furię Sodomy, miał zetrzeć się z niepowstrzymaną potęgą najeźdźcy, by sprawdzić jak wiele brakuje mu jeszcze do perfekcji.


Oczy przeciwnika napełnione były ekscytacją gdy widział powolne przygotowania do ataku, które emitowały wręcz swoją potęgę. Nie był kretynem. Widząc nadchodzące w jego stronę ostrze wykonał krok w przód i...pochylił się na nie swoim ciałem. Nie kłamał, chciał przyjąć uderzenie. Nie miał jednak zamiaru przyjmować je czołem.
Ostrze wbiło się w jego tors i płynnym, szybkim ruchem przebiło się przez jego wnętrzności, przechodząc pomiędzy układami kostnymi, wychodząc plecami Argana, którego siła uderzenia lekko odrzuciła w tył, gdy ten w nagłym ruchu plunął sporym pokładem krwi.
Północ wbił się po sam jelec, bez najmniejszego problemu.
Nie miał nawet ułamka chwili na odpoczynek. Argan złapał go za dłoń. Wpatrywał się w niego, uśmiechnięty.
- Przybyliśmy tutaj po wasze złoża magiczne. Żadne małpy nikogo nie interesują, ale...Jeżeli jesteście aż tak potężni... – jakaś nieopisana radość emanowała z jego twarzy. - To na podstawie przepisów o potencjalnych zagrożeniach...będziemy musieli wyrżnąć was wszystkich, póki jeszcze nie wiecie czym są gwiazdy! – Oznajmił, wypuścił dłoń i nim spostrzegawcze Północ zdążył wyciągnąć swoje ostrze do końca, Argan otwartą dłonią uderzył w miecz, odłamując jedną trzecią ostrza, którą następnie sam wyciągnął i rzucił na ziemie.
Rana z obu stron krwawiła błękitem. Przeciwnik wyglądał jednak na niezwykle zadowolonego. - Dziękuję ci chłopcze. Dałeś mi pełnoprawny powód, abym polował na twoją rasę i abym mógł zwołać do polowania resztę moich pobratymców. To będzie intrygująca planeta!
Północ dysząc odskoczył w bok. Pot zmęczenia oblewał jego kark, ale mimo to uśmieszek pojawił się na jego twarzy - rana która zadał wyglądała dość poważnie. Zapewne nawet Argan po otrzymaniu dwóch lub trzech takich ciosów byłby na skraju śmierci.
- Czytałem kiedyś książkę… -wyspał, powoli prostując się i chowając za pazuchę to co zostało z jego miecza. -... opowiadała o szczurach które pożarły księcia by potem zająć jego dwór i do końca swych dni ucztować na zapasach które tam zgromadził. - stwierdził, zaciskając prawą pięść, a otwartą lewą dłoń wystawiając przed siebie, jak gdyby był gotowy blokować nią każdy nadciągający atak. - Co więc powiesz na to, że ja i moi pobratymcy najpierw pożremy Ciebie, a potem przejmiemy twój dwór i polecimy odkrywać gwiazdy? -zagadnął, dając swemu ciału chwile na regenerację, był gotowy do ewentualnych uników.
- Żyłem wiele, wiele lat, szczurze. - odpowiedział Argan. - Gdybyś był w stanie zrobić coś takiego, nie byłbym nawet zły. to byłoby intrygujące.
 
Fiath jest offline