Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2015, 21:19   #2
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
"Skazany za brutalność, brak skruchy, żalu czy poczucia winy.
Umysł psychopaty, brak społecznego przystosowania, niezdolny do resocjalizacji,
błędne postrzeganie win, niezdolność do odróżnienia dobra od zła."
Notka widniejąca w rozpoznaniu lekarskim doskonale odzwierciedlała to, kim był mężczyzna. Mało kto, a być może i nikt, miał wgląd do takich notatek, jakichkolwiek zapisków na temat więźniów. Jednak znalazła się osoba, która z uciechą przeczytała wydartą kartę, przed wszystkimi obecnymi. Hiroshi owe zapiski miał za nic, szczerze powiedziawszy, pewnie nawet ich nie rozumiał, nie chciał zrozumieć lub po prostu się z nimi nie zgadzał.
Był dobrym chłopcem; tak uważał. Pomagał swojemu Przywódcy, chronił go przed złem, osłaniał. Był nawet gotów stracić za niego życie, trafić zamiast niego na Gehennę, na którą nikt trafić nie chciał. On jednak z odwagę wkroczył na pokład więzienia, z którego zdawało się nie być żadnej drogi ucieczki. Mimo to w jego umyśle zawsze układał się jeden plan, zawsze dostrzegał jakąś dziurę w całym, lukę w systemie, niedopatrzenie, czyjś moment słabości czy też nieuwagi. Był bystry, spostrzegawczy, acz milczący.

W ciszy przyswajał wiedzę i informacje, nie miał nigdy potrzeby by się do kogoś odezwać, by z kimś porozmawiać, zwierzyć się, opowiedzieć o sobie. W dodatku w jego wyglądzie było coś niepokojącego, samo spojrzenie zdawało się patrzyć nieobliczalnie i nigdy nie było pewności, co się za nim kryje. Można było do niego mówić, obrażać go, rozśmieszać, pytać o coś, opowiadać historie. Kiedy raz się zdarzyło, że wypowiedział jedno słowo, cała cela zamarła, patrząc na niego z nieukrywalnym zdziwieniem. Po tym zdarzeniu pół dnia wszyscy przesiedzieli w ciszy, bojąc się choćby pisnąć słowem, kiedy to jego oczy lustrowały każdy ich ruch, a brązowe tęczówki zdawały się być bardziej intensywne, niż zazwyczaj.

Nie tylko spojrzenie drapieżnika było tym, co go charakteryzowało. Od razu w oczy rzucała się rasa, Azjata, z całą pewnością Japończyk, gdyż należał do Yakuzy. To było pewne, miał całe barki w ich tatuażach. Był kimś w stylu ochroniarza, cichego zabójcy? Pewnym było to, że walczy, morduje, zabija - ale nie bez przyczyny, nie bez sensu, jak to mieli w zwyczaju co poniektórzy. On był narzędziem w rękach kogoś, kto potrafił być mózgiem, a bez takiego Mózgu, był wojownikiem czyniącym to, co uważał za słuszne. Ze względu na zaburzone postrzeganie słuszności lun jej braku, nie zawsze inni go rozumieli, stąd też często odczuwali lęk będąc blisko niego.
Był wysoki, mierzył ponad 180 centymetrów, krótkie czarne włosy, niewielka blizna pod lewym okiem oraz twarz od nosa w dół zasłonięta chustą. Zawsze. Nie pokazywał nigdy nosa, gdy nie miał chusty, zakładał przepaskę, która owy nos skutecznie zasłaniała. Niektórzy słyszeli, że inni Azjaci nazywają go "Beznosy", jednakże nikt spoza tejże narodowości jeszcze nie odważył się tak do niego powiedzieć. Mówili między sobą, szeptali za plecami, lecz Hiro nigdy nie usłyszał tego wprost. Może to i lepiej. Kto wie, jaka mogłaby być jego reakcja? Był nieprzewidywalny i nikt nigdy nie mógł być sto procent pewny, jak mężczyzna zareaguje. Nawet proste pytanie w stylu "Masz, kurwa, żryć?", lepiej było sobie darować.

Umięśnione plecy, ręce, nogi, całe ciało. Zawsze uzbrojony, jakby spodziewał się najgorszego lub jakby sam był najgorszym. Niektórzy, Ci bardziej pobłażliwi, mogli myśleć, że zwykły twardziel bez mózgu. Inni, że totalny psychol, któremu warto pozwolić kręcić się wokół siebie, dla własnego bezpieczeństwa, jednak nie warto nadto zaczepiać i zagadywać, bo nawet jasnowidz nie przewidzi jego reakcji. "Niekontrolowane ataki agresji", to kolejna diagnoza, jaką można mu było dopisać. Bo choć z pozoru wydawał się być spokojnym i cichym chłopaczkiem, pozory nie raz krwawo kogoś zmyliły.

Gdy na Gehennie nastąpiła pozorna wolność, Hiro stał się pożyteczny. Ludzie prosili go o różne rzeczy, od niektórych przyjmował zlecenia, a od innych nie i nikt nigdy nie miał pojęcia, czym mężczyzna się kieruje. Nie wiadomo było, czy lubił pomagać, czy może po prostu miał w tym swój własny, chory cel, prócz oczywiście zdobycia szlugów czy też racji żywnościowych. Był stałym wręcz bywalcem tam, gdzie kręciły się anomalie oraz tam, gdzie owe anomalie odbierała Szamanka. Dlatego prawdopodobnie była jedną z niewielu osób, które najczęściej widziały go podczas zadań wymagających siły, sprytu czy też opanowania. Nikt za to nigdy nie widział, by kogoś pieprzył. Dużym prawdopodobieństwem było, że nie odczuwał popędu seksualnego, ani w stosunku do kobiet, ani mężczyzn. Niektórzy się śmiali, że pewnie nawet nie odróżnia "chuja od pizdy", albo, że jest na tyle spaczony, że jego umysł po prostu nie zaprogramował sobie opcji, że normalni ludzie czasami lubili sobie zaruchać, ot tak po prostu, dla przyjemności. Słusznym podejrzeniem było, że nie miał nigdy rodziców ani prawdziwej rodziny. Ktoś nawet potwierdził, że od małego był członkiem Yakuzy, jednak czy to prawda, by mafia bawiła się w przedszkole? Zdania na ten temat były podzielone.

* * *

Hiro czekał w pralni, wraz z szóstką innych osób. Nie odezwał się ani słowem. Stał w milczeniu z rękami założonymi krzyżem na klatce piersiowej, twarz od nosa w dół zasłoniętą miał czarną chustą. Jedynie bystre oczy obserwowały każdego po kolei, aż w końcu zatrzymały się na progu przejścia, obserwując je jakby będąc już pewnym tego, że ktoś niedługo się pojawi. Dokładnie siedem sekund później, do pralni wkroczył Fixer.

- Po sąsiedzku, kurwa, lecz sąsiedzi nie do końca normalni. - powiedział Fixer, a Hiro jedynie wypuścił głośno powietrze nosem. Było to coś w stylu krótkiego parsknięcia śmiechem na potwierdzenie zgodności z tym, co powiedział mężczyzna. Otóż Japończyk doskonale to rozumiał, ile to on się razy musiał z kimś napierdalać, nim w końcu więźniowie przestali walczyć między sobą. Zresztą, kilka razy miał styczność z gangami innego sektora, jakoś nie potrafił ich ani zrozumieć, ani polubić.

Śmierć Lulu go nie obchodziła. Może sam się zabił, bo tak chciał? Może po prostu miał tego, kurwa, dosyć? Mężczyzna wcale by się nie zdziwił, już nie raz słyszał, jak ktoś o tym rozmawia, że lepiej samemu lub kogoś poprosić, niż dać się pochwycić, pożreć, torturować. Tym bardziej nie miał zamiaru chodzić i zagadywać do każdego, bo nikt nie był niańką tego pojebańca. Nie miał wśród więźniów swojej mamusi, może swoją ciotę, choć te ponoć lubił zmieniać. Hiroshi kompletnie tego nie rozumiał, toteż długo się nad tym nie zastanawiał. Gdy usłyszał słowo "Szamanka", od razu wystąpił krok w przód. Porozumiewawczo spojrzał na Fixera i już nic nie musiał mówić. Tylko raz, dosłownie raz podczas całej swojej znajomości, odezwał się "Zrobię". Stanął z rękami ułożonymi wzdłuż ciała i był gotowy by iść do bloku będącego w kłopotach. Z całą pewnością nie była to żadna próba odkupienia. Ten skurczybyk robił to w innym celu, ale nikt nie potrafił rozgryźć jakim. Choć trzeba przyznać, że dorobił się broni, sukinkot.

Zamknięcie bloku pewnie nie zajmie całej wieczności, a na pewno mniej niż dwie godziny. Nawet nie musiał się zastanawiać, po prostu ruszył tam, gdzie powinien.

* * *

Sektor z pozoru wydawał się być miejscem o sporej przestrzeni, choć w rzeczywistości był skromny. Garstka zdeprawowanych więźniów, w okolicy sztuk stu, potrafiła jedynie tutaj nasyfić, a sprzątać nie było już komu. Wszędzie unosił się swąd wyschniętej juchy, przepoconych, więziennych łachów oraz szczyn. Odór ostrego, męskiego potu był najgorszy, choć płeć pozornie piękna kwiatami też nie waliła. Codziennie te same, brudne ryje, wiecznie niezadowolone, przerażone, zobojętniałe. Puste spojrzenia wbite w blachę zimnych ścian. Zero okien, choćby małych, okrągłych. Jedyną wymianę powietrza stanowiły wentylatory, które wydawały irytujący odgłos prukania, jakby zaczynały się już zacinać, brudzić. Zapewne same nie mogły znieść smrodu sektora, jaki nadawała im więzienna ferajna.
Często pod nogami pałętały się jakieś drobne śrubki, wkrętki, zębatki, druciki, nosz kurwa! Na chuj komu tyle tego badziewia, a jeśli już przydatne, to czy nie można tego jakoś pozbierać?

Każda cela zdawała się być kopią poprzedniej, różniły się jedynie przebywającymi tam mordami, ewentualnie "pasjami" jakie łączyły współwięźniów. Cudownie jest nazwać "wspólną pasją" penetrowanie groty nestle lub szlifowanie zębów niemytym kutasem. Naturalnie były też inne "pasje", co rusz jedna lepsza od drugiej, a każda kolejna podobnie wdzięczna, co poprzednie, tylko o odmiennej tematyce.

Stołówka, jako taka, przestała tutaj istnieć, czy też raczej funkcjonować. Była to "bawialnia" (ale zapomnijmy już o kakale i tychże tematach), sala spotkań czy też kulturalna nazwa; pokój socjalny. Ludzie przychodzili tutaj odpocząć, zrobić kogoś w chuja, to znaczy okantować, pobawić się trochę, wymienić towarem, kupić coś, sprzedać coś, a niektórzy chcieli tylko publicznie podrapać się po dupie pełnej krost i wybroczyn. Dla każdego znalazła się jego ulubiona rozrywka, jak nie tu, to tam.

Każde pomieszczenie, czy to cela, stołówka, pralnia czy jakiekolwiek inne, było tak samo nudne, obskurne, brudne i brzydkie. Każde tak samo śmierdziało, miało identyczne ściany, czy też podłogę. Jedną różnicą było to, że nie w każdym pokoju, wentylator popierdywał tak samo.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline