Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2015, 21:52   #3
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację

Torque leżał na swojej pryczy w celi. Ciężko było nazwać to celą gdyż od dawna nikt go w niej nie zamykał. Od czasu, gdy GEHENNA przekroczyła granice znanego ludzkości wszechświata i STRAŻNIK zwariował, dotychczasowy regulamin przestał obowiązywać. SI, która miała sprawować pieczę na hordą zwyrodnialców zapakowanych na gigantyczny statek zdawało się... mieć inne zainteresowania. STRAŻNIK przestał wymagać posłuszeństwa, przestał zmuszać więźniów do siedzenia w celach. Początkowo skazańcy byli zszokowani całą sytuacją, jednak szybko zaadaptowali się do nowych warunków. Długo nie przyszło czekać na pierwsze walki o władze, krwawe porachunki, gwałty czy morderstwa. Statek pogrążył się w totalnym chaosie. Sytuacja trwała przez jakiś czas, jednak szybko okazało się, że akty przemocy przyciągają... coś innego. COŚ czego ludzki rozum nie umiał pojąć. Wtedy Fixer i kilku innych wprowadzili pewne zasady, których trzeba było przestrzegać. O ironio, na statku pełnym szumowin, bandziorów i potworów w ludzkich skórach zaczął panować rygor, a skazańcy za cenę własnego życia musieli przestrzegać tych praw.
W krótkim czasie powstały "organizacje" zwane dalej gangami, które zaczęły się wzajemnie zwalczać i przejmować dostępne tereny na GEHENNIE. Nie można było być obojętnym, albo przynależałeś do gangu albo byłeś martwy. Torque nie miał wyjścia i choćby chciał to nie mógł zachować neutralności.

Mężczyzna patrzył w stalowy sufit swojego "pokoju", dalej leżąc nieruchomo. Powoli jego świadomość uleciała, a powieki same się zamknęły. Przez chwilę otaczała go ciemność. W tej ciemności usłyszał głos. Znał go bardzo dobrze, mimo, że nie słyszał go od wielu lat. Głos swojej córeczki, Nicole. Wołała go "Tato! Tato! Gdzie jesteś? Mama kazała mi cię znaleźć i powiedzieć, że za chwilę poda obiad!" . Głos dziecka brzmiał jakby dobiegał z wnętrza metalowej beczki, zniekształcony echem i pogłosem. Chwilę później zawtórował mu inny, bardziej piskliwy głosik. To była jego druga córeczka, młodsza Jenny. "Tatuśku! Gdzieś się schował?" krzyczała dziewczynka, wyraźnie rozbawiona. Chichot młodszej dziewczyny brzmiał uroczo i napełniał serce ojca miłością. Miguel ruszył do przodu, chcąc pokazać się swoim dzieciom, wyjść z wszechogarniającej go ciemności. Pokonywał kolejne metry po zimnej metalowej posadzce, ale nie przybliżał się do źródła dźwięku. Szybko przeszedł do truchtu, a potem do sprintu. Jego serce biło jak oszalałe, a nawoływania dziewczynek stały się coraz bardziej natarczywe, aż przerodziły się w potworny odgłos, który przypominał przeciągnięcie paznokciem po tablicy. Odgłos wżerający się w mózg i sprawiający praktycznie fizyczny ból. Torque zatrzymał się i złapał obiema rękoma za głowę, zasłaniając uszy. Po chwili opadł na kolana i sam zaczął krzyczeć z bólu. Następnie wszystko ucichło, a mężczyzna dalej był sam w otoczeniu nieprzeniknionego mroku. Po jego prawej stronie ktoś się pojawił. Była to Nicole, mała pulchna dziewczynka z uśmiechem od ucha do ucha i dwoma zaplecionymi warkoczykami. - Dlaczego nam to zrobiłeś?-- powiedziała. Torque miał zamiar się odezwać, gdy zza pleców doszedł go głos drugiej córki, na dźwięk którego mężczyzna odwrócił się gwałtownie -To nie twoja wina. Chciałeś nas obronić.-
Wtedy zza pleców skazańca doszedł spokojny, głęboki damski głos należący do jego żony. Po raz kolejny Miguel odwrócił się i spojrzał na postać, która stała teraz przed nim. Wysoka, zgrabna, czarnowłosa kobieta wpatrywała się w swojego męża. -Dlaczego nic nie mówisz? Dlaczego nie odpowiesz swoim córkom? Dlaczego nic nie pamiętasz!- podniosła głos i przeszła do krzyku. Torque chciał coś powiedzieć, ale poczuł, że usta ma pełne ciepłej i lepiej substancji, a gdy je otworzył ze środka wylał się potok krwi. Mężczyzna po raz kolejny upadł na kolana, zakaszlał, a z jego ust wypadł język, tak jakby ktoś mu go odciął, a następnie wepchnął z powrotem, kneblując go. Torque z przerażeniem patrzył na swój amputowany organ, gdy w tym samym momencie jego żona chwyciła go za twarz, podnosząc ją do góry i przystawiając przed swoją, patrzyła mu w oczy. Jednak tym razem wyglądała potwornie. Na całym ciele znajdowały się dziury po nożu, rozcięcia, otarcia i siniaki, a z każdej rany sączyła się krew. Najstraszniejsze były jednak puste oczodoły, które wpatrywały się w mężczyznę. Finalnie potworny ryk wydobył się z jej gardła - CZY TO TWOJA WINA?! - a następnie kobieta wzięła zamach i jednym płynnym ruchem pozbawiła swojego męża głowy.

***

Torque nie wiedział, że krzyczał. Zerwał się z pryczy tak szybko, że upadł na zimną stalową posadzkę na bok. Jego czoło lśniło od setek kropelek potu, które następnie spływały w dół, wzdłuż oczodołu, przepływając na nos i skapując na podłogę. Mężczyzna ciężko dyszał i ślepo wpatrywał się w ścianę swojej celi. Gdy usłyszał głos, zerwał się i odsunął się od jego źródła, aż oparł się o metalową gródź naprzeciw wejścia.

- Znów miałeś zły sen, ślicznotko? - w drzwiach jego celi stał dwumetrowy exkulturysta. Wszyscy nazywali go tutaj Grubym Joe. Znany zadymiarz, morderca i gwałciciel. Każdy przy zdrowych zmysłach starał się schodzić mu z drogi.
- Pytałem o coś... - powiedział Joe.
Torque szybko doszedł do siebie i uspokoiwszy się spojrzał na niego swoim zimnym wzrokiem, wyzutym z jakichkolwiek emocji. Na jego twarzy nie było już ani śladu z wcześniejszego przerażenia i strachu wywołanego koszmarem. Torque nie odezwał się ani słowem, wstał z podłogi i usiadł na pryczy, zupełnie ignorując "gościa'.
-Eeee, no kurwa mówi się! - krzyknął Gruby Joe i ruszył w kierunku Miguela, trzymając w ręce gazrurkę. Złapał skazańca za koszulkę i podciągnął do siebie. - Jak się pytają, to się odpowiada, nie? Twoja zajebana matka nie uczyła cię kultury?!- powiedział Joe i pchnął Torque'a na prycz, wymierzając mu solidny cios.
-Spierdalaj stąd.- powiedział ozięble zaatakowany mężczyzna. W jego głosie nie słychać było groźby ani prośby.
Na te słowa Gruby Joe roześmiał się w głos -Bo co? Co mi zrobisz pizdusiu? - i spróbował raz jeszcze uderzyć Torque'a gazrurką, jednak ten się uchylił.
No co kurwiarzu?! Nie masz jaj? Daj, chętnie sprawdzę! - powiedział atakujący, oblizując się w paskudny sposób -Co, potrafisz tylko zajebać kobiety i dzieci, co? Tak jak zajebałeś swoją starą i te twoje dwie kurewki, co nie?- drwił dalej napastnik.
Torque czuł wzbierającą złość. Znał to uczucie. Zazwyczaj próbował z nim walczyć, jednak teraz... teraz było zbyt silne. Ostatnim co zapamiętał z tej sytuacji był błagalny krzyk swojej żony -NIE!.

***

-Słyszałeś co mówili o tym meksykańcu? - powiedział mężczyzna palący papierosa, opierający się o barierkę oddzielającą chodnik wzdłuż cel od przepaści. - Jak to na niego mówią? Torque? Chyba tak. To słyszałem, że zajebał Grubego Joe. Podobno zaszlachtował go jak świniaka, a potem go zeżarł, bo nikt nie znalazł jego trupa. A Gruby Joe podobno miał chętkę na jakąś meksykańską dupę, bo wiesz. dodasz dwa do dwóch i masz. Ten przylazł do niego z kutasem, a tamten mu go obciął. A taki niepozorny nie? Nic się nie odzywa, niby nikomu w drogę nie wchodzi. Siedzi tylko w tej celi i patrzy się w to zdjęcie. -
- Jakie zdjęcie? - wreszcie przerwał mu drugi mężczyzna.
- No podobno ma na nim zdjęcie swojej żony i córek, które zajebał. Mówię ci, gość ma nie po kolei w głowie.-

***

Torque siedział na swojej pryczy, a w dłoniach przekładał starą fotografię. Wydruk z cyfrowego zdjęcia stylizowany na polaroida. Mężczyzna przyglądał się osobom znajdującym się na fotografii. Swojej żonie, dwóm córeczkom i sobie. Pamiętał te czasy, ale to było inne życie. Teraz, siedząc na pokładzie GEHENNY, miał czas na rozmyślanie i analizowanie swojego życia. Starał się zajrzeć w głąb swojej duszy, zrozumieć swoje zachowania i spróbować uporać się ze swoimi wewnętrznymi demonami, które nawiedzały go w każdej chwili. Starał się udowodnić, że nie jest potworem, za którego uznało go społeczeństwo zsyłając go na pokład statku-zakładu karnego, gdyż sam tego nie był pewny.

Nie zastanawiał się za wiele nad sektorem zamkniętym. Ludzie mówili, że dzieją się tam dziwne rzeczy. Torque przywykł do dziwnych rzeczy. Miał je na co dzień, w swojej głowie. Dziwne sny towarzyszyły Miguelowi zanim jeszcze GEHENNA odpuściła znany ludzkości świat, a ułudy i przewidzenia zdarzały mu się na porządku dziennym. Od czasu do czasu mężczyzna słyszał plotki co dzieje się za tytanowymi grodziami, o anomaliach, o potworach czy demonach, jednak nigdy nie wzbudziło to w nim większego zainteresowania.

***

-Hej, Torque, kurwa, słyszysz mnie?- krzyczał Zanzibar. Miguel usłyszał go dopiero za trzecim razem, mimo, że ten stał tuż obok niego.
-Co jest?- zapytał mężczyzna
-A interes jest. Można zarobić trochę żarcia i cygaretów. Zainteresowany? No i przy okazji uratować swoją dupę, bo bez tego wszyscy kopniemy w kalendarz za... siedemdziesiąt godzin. -
-No, co to za robota?-
-Trzeba iść za sektor, do Z-1907 i wymienić kilka uszczelek czy tam innego cholerstwa. Prosta sprawa, nawet średnio rozgarnięty szympans dałby se radę. Co, piszesz się? Jak coś, to idź do Fixera, czeka na ochotników. Pamiętaj, kaska jest niezła!- powiedział Zanzibar i ruszył dalej wzdłuż alejki znajdującej się przed celami.

Torque sporzał na zdjęcie, które trzymał w rękach i pogładził je palcami. Miał kolejną okazję odkupić swoją duszę, ratując pozostałych. Tego chciał, tego potrzebował. A sektor zamknięty? Nie mógł być gorszy niż to co Miguel miał w głowie... Mężczyzna wstał z pryczy, wsunął zdjęcie do kieszeni swoich więziennych, pomarańczowych spodni i opuścił celę, kierując się w kierunku wskazanym przez Zanzibara.

***

- Ja pójdę. - rzucił krótko Torque, gdy Fixer wspomniał o pomocy Szamance. Mężczyzna znał ją dość dobrze. Kilkukrotnie przychodził do niej z racji jej "zdolności", licząc, że pomoże mu odnaleźć drogę w zakamarkach jego umysłu i pozwoli na odnalezienie siebie i odpowiedzi na najbardziej palące pytanie w jego życiu. Jednak za każdym razem kończyło się na niepowodzeniu. Mimo wszystko Torque czuł się w obowiązku, aby jej pomóc. Wrócił do swojej celi i zebrał swoje rzeczy. Gdy był już gotowy ruszył z powrotem do Szamanki.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline