-Anthrilien-
- A więc wracasz... - rzekł pod nosem. - Hmm. Czyli to spotkanie miałeś na myśli, mówiąc “początek”... Vizard.-
Anthrilien jeszcze chwilę błądził wzrokiem po miejscu rzezi, której dokonał. Klątwa Khaina, szał bitewny ukryty głęboko w świadomości każdego przedstawiciela jago rasy, powoli odchodziła w zakamarki umysłu. Spojrzał na kobietę jakby dopiero teraz ją zauważył.
-Pościg?- zapytał.
-Łowcy niewolników przewożą transport do kopalni, na płaskowyżu AD1. Otrzymaliśmy prośbę z Zanzibaru o przechwycenie ładunku. Mamy wyruszyć natychmiast jak tu skończymy, rozkaz odgórny.
Zanzibar. Anthrilen odwiedził tamtą osadę raptem raz w ciągu tego miesiąca. Obóz ludzi pustyni, który pojawił się znikąd. Ot co z dnia na dzień. Prawdopodobnie efektem przeniesienia do tego świata. Usytuował się na krańcu pasa Oaz, który zyskał nową nazwę... choć jakoś wyleciała ona z głowy Eldara. Co więcej przez miesiąc pojawiło się jeszcze kilka takich miejsc.
- Mają przewagę czasową, wiec jeśli nic nie stanie na ich drodze... przyjdzie nam odbijać ich wprost z kopalni Ant - dodała schylając się po nóż zza pasa martwego dzikusa.
-Ruszajmy więc, szkoda tracić więcej czasu- odparł idąc już w stronę stojącego nieopodal pojazdu. Mimo świadomości problemów z wymową jego imienia dla mieszkańców tego kraju, wciąż nie mógł się przyzwyczaić do jego zdrabniania. Gdy już miał wsiąść do pojazdu zatrzymał się gwałtownie i wyciągnął kilka run z sakwy. Wpartywał się w nie chwilę, wzbudzając zainteresowanie Aje.
-Jedźmy powoli- zadecydował w końcu, po czym dodał już bardziej do siebie- los nie przestaje mnie zaskakiwać.
- Heh? No dobra. - Mruknięcie nie zrozumienia. - Swoją drogą... Znalazłeś to czego szukałeś? - zapytała zaciekawiona.
W odpowiedzi Eldar wyciągnął z pod płaszcza małe czerwone pióro.
- Eee? To to? - rozejrzała się po zrównanym z ziemią obozie i martwych dzikusach w liczbie prawie 30-stki. - Spodziewałam się czegoś... więcej skoro zdeklarowałeś że sam wykonasz to zadanie. To coś ważnego dla ciebie? - Zapytała udając się za wychodzącym z kaniony Eldarem.
-Coś ważnego, ale nie dla mnie lecz dla znajomego, który może okazać się przydatny w przyszłości- odparł- równa wymiana, przysługa za przysługę. Gotowa do drogi?
- Jak zawsze. - rzekła z uśmiechem. Jeszcze raz oglądając się na pogorzelisko. - Później zda się z tego relację. Na razie ruszajmy za łowcami.
Wsiedli do ścigacza, a Eldar usiadł na miejscu kierowcy. Od niedawna uczył się pilotować ten pojazd i chodź miał doświadczenie ze swojego świata, prymitywna technologia bywała dla niego myląca i zawodna. Mimo to ruszyli nie śpiesznie we wskazane miejsce.
__________________ Once the choice is made, the rest is mere consequence
Ostatnio edytowane przez Asuryan : 25-07-2015 o 22:31.
|