Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2007, 20:44   #9
Mazurecki
 
Reputacja: 1 Mazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwu
Jestem Valles Marineris, najemnik. - przedstawił się, i położył na łóżku. Nie chciało mu się gadać.
Co za dzień! - myślał Valles. Zadanie od barona, złodziej, a teraz to! Co za dzień...
Wracał myślami do chwili, gdy złodziej znikał mu z oczu. Był za szybki, a Valles, mimo że był najemnikiem i miał dobrą kondycję, nie należał do grona długodystansowców. Gonił rabusia razem z jakimś gościem, którego nie znał. Obaj jednak nie zdołali zatrzymać złodzieja. Znikł w tłumie ludzi na placu.
Placu...
Po jaką cholerę tam biegłem!? Mogłem iść do tej gospody, którą polecił mi miejscowy obijbruk. Pewnie w tej chwili piłbym zimne, ciemne piwo, zastanawiając się, czy na noc wziąć jakąś półelfkę, czy tę czarnowłosą piękność, o której cały czas wrzeszczał pijaczyna z rynsztoku. Ech, co mi tam...
Kiedy wbiegł wtedy na plac, ktoś zaczął przemawiać. Oficer, sierżant, generał - nie obchodziło go to. Treść jego mowy uderzyła umysł Valles'a niczym wojenny topór berserkera. Wcieleni do armii!? Ochraniać granice!? Jakie wróżby!? Próbował chyłkiem wymknąć się, ale żołnierze Imperialni zatarasowali wszystkie przejścia. Nie było ucieczki.
Armia!?
Cóż, wola Imperatora!
Na wojence bywa różnie, czasem ktoś komuś łeb urżnie... - przyśpiewywał sobie Valles cicho, leżąc na pryczy. Chciał, by nowi kumple z pokoju uznali, że nie boi się nowej sytuacji. Ale tak naprawdę śpiewał, by stłumić niepokój. Słowa wojackiej piosenki przechodziło przez zaschnięte ze strachu gardło. Armia? Nigdy nie brał udziału w bitwie! To po prostu przerastało jego możliwości.
Armia!?
Całe życie byłem najemnikiem! - krzyczał w myślach. Zabić kogoś na zlecenie, eskortować z punktu A do B, albo posłać kogoś na dno C w kamiennych butach. To jest to, co umie najlepiej! Mimo, że z dobrego, szlacheckiego domu, wyedukowany, został najemnikiem. Zwiał z domu po tym, jak jego rodzice zostali zabici przez stado wilków. We dworze zostały wprawdzie jego ciotki, lecz pluł na nie gęstą śliną. Zaciągnął się do hulajpartii. Stamtąd też uciekł, po obławie Imperialnych. Zaczął jeździć od miasta do miasta, po zadania. Pierwsze zlecenie? Miał piętnaście lat. I na tyle siły, by roztrzaskać młotem czaszkę człowieka utrudniającego życie pewnym osobom.
Armia!?
Był zmęczony. Z lekkim bólem w skroniach zaczął przysłuchiwać się swoim nowym znajomym.
Poznał jednego z nich. Ten sam, z którym gonił rabusia na placu.
Jak on się przedstawił?... Aaa, Falcon. Reszty nie znał. Tego wielkiego mięśniaka, Wernera, o tak szerokich barach, że musiał wchodzić do pokoju bokiem, widział na placu. Mówił coś do jakiegoś gościa w płaszczu, którego twarzy nie widział. A ten elf... Nie miał do niego zaufania. Nie nosił broni, a to musiało oznaczać, że jest magiem. Nikt w dzisiejszych czasach nie chodził bez broni. Prócz magów. Nie lubił magów...
Popatrzcie, co też kot przyniósł! Ja, w jednej chwili najemnik, pragnący jak najszybciej znaleźć się w gospodzie z piwem i ładną dziewczynką na kolanach, w drugiej wojak, zasypiający w pokoju z trzema ludźmi... A raczej dwoma, trzeci był elfem.
Co za życie... - pomyślał Valles i przewrócił się na plecy.
 
__________________
"Sousa kanashimi wo yasashisa ni
Jibun rashisa wo chikara ni
Kiminara kitto yareru shinjite ite
Mou ikkai! Mou ikkai!"

Ostatnio edytowane przez Mazurecki : 03-07-2007 o 01:24. Powód: Mała poprawka wyglądu
Mazurecki jest offline