Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2015, 19:02   #2
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
- Panowie, jeśli szukacie zwady, nic was nie przekona - uśmiechnął się umundurowany żołdak - ale nie wyglądacie na takich, a nawet jeśli, to napadanie na averlandzkiego Landsknechta nie obiecuje łupu, a co najwyżej ciężkie ciosy - podróżnik przycisnął do warg brokatowy szal i zakasłał teatralnie, przewrócił oczami.

- To powietrze nie jest dla mnie najlepsze... Czy nie macie tu czegoś do jedzenia? Z chęcią skosztuję tutejszych delicji i odpocznę. Mam za sobą kilka ciężkich i męczących dni. Przepraszam, że się nie przedstawiłem. Jestem Lutz Trümper.


Przed szabrownikami stanął zwinny, niespokojny mężczyzna o talii kobiety i barkach szermierza, którego nie imały się upływające lata. Ten uzbrojony, odziany w żółto-czarny mundur mąż o surowym wyglądzie miał długie nogi, sprawne ręce, żwawe palce i nieokiełznany język. Wzrok miał sokoli, długi nos przywodzący na myśl wścibstwo, i śmieszne usta nadające jego szczupłej i kościstej twarzy żywotności, szczerości i życzliwości. Przez całą drogę Lutz kaszlał w trzymaną w dłoni chusteczkę - z tego oraz z wielu innych powodów nagromadził przez lata życia wiele różnych przezwisk, z których najczęściej stosowanymi były "Kaszelek" oraz "Bretoński Piesek".

Koleje jego losu były zmienne - nigdy nie potrafił skupić się na jednym zajęciu, a jakiekolwiek korzyści odnosił jedynie dzięki fortunie. Miał to szczęście, że urodził się w bogatej, kupieckiej rodzinie. Ojciec zgadzał się na wszystkie zachcianki syna, a tych - jak się zaraz przekonamy - było naprawdę wiele.

Lutz miał za sobą między innymi kilkumiesięczny termin u czarodzieja Ulfa Kämpfera, który powiedział mu, że jakaś część umysłu ucznia odmawia podporządkowania się strukturze czarów, jakby w pewnym momencie włączała się jakaś blokada, nie pozwalająca mu przekroczyć pewnego punktu krytycznego w ich rzucaniu. Przy każdej kolejnej próbie wyraźnie czuł, że zbliża się do tego punktu, ale jak jeździec dosiadający narowistego wierzchowca wiedział, że nie potrafi go przymusić do skoku ponad przeszkodą.

Innym razem Trümper postanowił z dnia na dzień przyjąć święcenia kapłańskie w świątyni Sigmara. Będąc w seminarium, przez długie godziny przysłuchiwał się dyskusji uczonych teologów aż wreszcie odszedł oszołomiony, święcie przekonany, że wszyscy oni są stuknięci, że religia Imperium jest zawiła i zagubiła większość swej pierwotnej istoty w labiryncie formuł i nakazów.

Można byłoby jeszcze wspomnieć o braku talentu muzycznego, jaki zaobserwowano u Lutza po kilku lekcjach gry na lutni czy braku dyscypliny umysłowej, której tak bardzo potrzebują uczeni Starego Świata. Kiedy tylko ojciec Wolfgang dowiedział się o nowym pomyśle Lutza, jakim było wstąpienie do Gildii Złodziejów, wyrzucił syna na ulicę - i tu po raz kolejny szczęście sprzyjało awanturnikowi.

Rodzic został jakiś czas później oskarżony o zdradę na podstawie sfalsyfikowanych dowodów, jego własność została skonfiskowana, a on sam został wrzucony do więzienia lub położył głowę pod katowski topór - jaki koniec spotkał Wolfganga i resztę rodziny, tego Lutz już nie wiedział, ponieważ był daleko od rodzimych stron. (Nie trzeba chyba wspominać, że był marnym materiałem na złodzieja.)

Przez kilka lat służył Elektorowi Averlandu w szeregach Landsknechtów. Wtedy też odnalazł swe powołanie, zupełnie jakby wywijanie mieczem i strzelanie z broni palnej było jedynymi zajęciami, w których był naprawdę dobry.

Dzisiaj ten jastrząb, wyhodowany na przygranicznych wojnach, równie chciwych i bezlitosnych, jak on sam, nucił stare piosenki, które ryczał niegdyś w chórze żołnierzy, na setkach zakurzonych dróg i na krwawych polach. Nie miał bogactw ani pozycji rycerstwa i przestał być żołdakiem, poświęcając swe życie przygodom. Do jego serca załomotało pragnienie wędrówek. Na wpół zapomniane przekleństwa same cisnęły mu się na usta. Pragnął powrotu dzikich, szalonych i chwalebnych dni, z tą różnicą, że nie walczył już dla idei, tylko dla własnego zysku.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 06-08-2015 o 11:20.
Lord Cluttermonkey jest offline