Gladiatorka zmarszczyła jedynie brwi, puszczając płazem ten objaw chamstwa. Trancy wspominał coś, że potrafi się naprzykrzać, więc może to nie była jego wina, może nie chciał z nią rozmawiać? Dziwne, niziołcze zwyczaje przy kuflu.
- Da. Chto rabota?- Borys zapytał nadstawiając ucha na, którym teraz spoczywał wąs. Drugi koniec wąsa był właśnie zakręcany przez Kislevite by wkrótce w podobie do swojego bliźniaczego końca trafić na ucho tresera. Do tej pory wieczór mijał kislevicie przyjemnie i nie śpieszyło mu się do niebezpiecznych zadań, ale potrzebował złota więc wsłuchał się w słowa Wieśmina.
Rubus mimo że zajęty rozmową z treserem co jakiś czas ukradkiem spoglądał na Irmhildi za każdym razem musiał się starać by nie parsknąć śmiechem bo ona tym razem dosiadła się do niziołka i uznała że ten ma ochotę wysłuchać jej zdania. Cierpiętnicza mina Siegfreda jasno wskazywała że ten jeszcze nie pogodził się z losem. Guślarz miał tylko nadzieje że początkujący akrobata nie spróbuje jej spławić tekstem w stylu "Czego się pieklisz, przecież i tak nie dali by ci walczyć z tym cyklopem bo skoro facet nie dał rady to tym bardziej baba." Rubus znał ją na tyle długo by wiedzieć taki argument skończy się co najmniej krasnoludzką wiązanką i roztrzaskanymi kuflami i to pod warunkiem że miała by dobry dzień. Lepiej a przede wszystkim szybciej jest pozwolić jej się wygadać. Pamiętał jak to było gdy spotkali się pierwszy raz Ona uratowała go przed niezadowolonym klientem on okładami zaleczył jej opuchlizny po walce i tak coś co było wymianą "usług" przerodziło się w dłuższą znajomość. Nauczony do samotności chłopak przez kilka dni próbował spławić gladiatorkę ale albo dziewczyna nie chciała albo nie potrafiła zrozumieć prostych aluzji w stylu
- No to każdy w swoją drogę...
Przez parę dni bał się że wpadł jej w oko. Nie to żeby wolał facetów ale Irmhild robiła się ładna dopiero po kolejnym piwie, urocza dopiero gdy spałą i to pod warunkiem że akurat nie miała obitej gęby po starciu na arenie. Niemniej była dobrym kompanem w podróży. Wytrwała, zaradna i przede wszstkim odstraszała zbirów niczym ognisko wilki.
Rubus w końcu oderwał wzrok od niziołka który wyraźnie poweselał gdy Wieśmin “uratował go od wojowniczki”
- Pewnie. Dość w jednym miejscu siedzieliśmy. A jak jeszcze zapłacą… - tu uśmiechną się promiennie. - Co ty na to Irmhild?
- Pewnie! Nasze drugie imię to przygoda! - Przesiadła się do towarzysza i ramieniem objęła jego wychudłą szyję.*
“Ja i moja niewyparzona gęba” - Wiesz ale muszę dożyć tej przygody żywy. - Zażartował niemal wyrywając się z uścisku po czym stukną się z nią kuflem i wypił.
- Siadaj co tak będziesz stać. - powiedział po fakcie. Odprężył się nieco wyciągną swój zakrzywiony nóż, drewnianą łyżkę i zaczął rzezać motyw roślinny na rączce.*
- Dlaczego skrobiesz w swojej łyżce? - Zaciekawiła się, przybliżając do psutego obiektu. Szybko jednak przypomniała sobie o pytaniu Wieśmina, którego teraz ona ignorowała, jak niedawno niziołek ją. Wyprostowała się i oparła ręce o blat - O jakiej sprawie mowa i za ile?
- O to to - wskazał rękojeścią łyżki na Wieśmina. - Potem odezwał się do kobiety tonem rodzica tłumaczącego coś dziecku kolejny raz.
- Taki nawyk. Ozdabiam potem sprzedam albo dam komuś jako prezent. - Potem znów odezwał się od łowcy potworów - Zgłosiliśmy się teraz dobrze było by się dowiedzieć na co.
- Od samego początku byłem tego ciekaw tylko wy jak zwykle rozględziliście się jak stare przekupki - stwierdził Lisek teatralne przekraczając oczyma -
Tak więc co to za robota, gdzie, jak i ile można na tym zarobić. Tylko konkretnie, bez matactw. Wszelkie próby oszustwa spotkają się z konsekwencjami - oświadczył wyciągając sztylet, którego ostrzem zaczął wyciągać brud spod paznokci patrząc na Wieśmina znacząco.
Irmhild popatrzyła z niedowierzaniem na niziołka. Odgrażał się facetowi, który sprowadzał cyklopy na cyrkową arenę? Doprawdy, był on chamem, prostakiem, albo oboma jednocześnie. A to podobno ona jest babą ze wsi. Trochę miała nadzieję, że Wieśmin wstanie i da mu w mordę, wtedy sama tego nie będzie musiała zrobić, a i trzeba ku temu było znaleźć jakiś konkretniejszy powód.
- Patrz no na tego - wyszeptała do Rubusa -
Prosi się, żeby mu przywalić. Zaczynam nie lubić jego parszywej gęby. ***
- No, widzę że już z was niezła kompania - powiedział łowca, podejmując rozmowę po przepłukaniu ust -
sprawa jest dość prosta. Pewien kupiec przyszedł do mnie bym przegonił jakieś dziadostwo z okolicznego traktu, a że jest to trakt którym niedługo ruszy cyrk nam też było by to na rękę. A jako ja żem już stary, to i młodych do takiej roboty często zaganiam.
Dostaniecie trzydzieści procent tego co obiecał kupiec, no i to co pan Morgan postanowi wam wypłacić za zabezpieczenie drogi dla cyrku.
Wieśmin zmierzył wzrokiem kompanie, pewnym było że targować się nie miał zamiaru. A spojrzenie w stronę Liska który widocznie miał się już odezwać, upewniło wszystkich w tym fakcie. -
Jest to zachodni trakt z miasta, przejdziecie jakieś siedem staje i wejdziecie w las po północnej stronie. Tam spotkałem na zwiadzie kilka goblinów. Co wy na to, lubicie zielonych? Ja nie.