Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2015, 21:01   #9
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Jenny w Złotym mieście

Jenny szła przed siebie nie słuchając otoczenia. Nie usłyszała, że Susanoo za nią podążył. Chciała tylko... nie wiedziała co chciała. Miała mętlik w głowie. Mijała kolejne uliczki aż przystanęła. Zaczęła rozglądać się stwierdzając, że nie wie gdzie jest. Usiadła opierając się o ścianę. Nie przejmowała się otoczeniem. Podciągnęła tylko nogi pod siebie i patrzyła nieobecnym wzrokiem. W jej głowie krążyło wiele myśli, ale przede wszystkim, jak i dlaczego.
Mijały minuty, dziesiątki minut, a nawet godziny. Czas płynął zbliżając się ku nocy.
Eldar sądził, że to wizja śmierci najbardziej uderzyła w Jenny. Byłaby to racja jednak co innego bardziej poruszyło dziewczyną. Reakcja innych. Widziała jakieś dziwne przebłyski, które z jej wiedzy mogły oznaczać nic innego jak zemstę, rewolucję, czy coś podobnego. Pamiętała jak to było u niej kiedy kogoś złapano. Gniew, żal, smutek a przede wszystkim chęć zadośćuczynienia za stratę. Wydawało jej się to podobne.
Słońce zaczęło prażyć siedzące dziewczę i ta wstała ruszając uliczkami dalej. Zastanawiała się czy Evie naprawdę wysłała ją tutaj aby umarła. Wydawało jej się, że nie była do niej źle nastawiona. W końcu czemu miałby ją Anthrilien oszukiwać pokazując takie obrazy? Co prawda wspominał coś o jakiś niciach... mówił, że są różne możliwości. Czy to oznacza, że to wcale nie musi się zdarzyć?
Ta myśl napełniła dziewczynę optymizmem. Wystarczy, że zrobi coś aby było inaczej! Lepiej. Tylko co? Jak? Kiedy? Skąd ma wiedzieć czy właśnie nie robi dokładnie tego co doprowadzi ją do tego co zobaczyła? Rozbolała ją od tego głowa. Była mimo wszystko raczej prostą osobą i przerastały ją te wszystkie sprawy z przyszłością, różnymi ścieżkami i niewiadomą. Ona tylko występowała przeciwko uciskającemu ludzi rządowi!
***

Gdy część spraw i myśli została poukładana, a na wierzch wyszedł przytomny rozsądek... był już późny wieczór.
Ulice oświetlone lampami były opustoszałe, a przynajmniej przez kilka najbliższych chwil, gdy w końcu zabił dzwon.
Jedno uderzenie, zdawało się nie być metaliczne, a jednak rezonowało. Dźwięk, który, ku niewiedzy Jenny, oznajmiał nadejście nocy.
Bardka drgnęła. Anthrilien mówił coś, że po nocy lepiej nie być na zewnątrz. Wampiry... Ruszyła pospiesznie przed siebie. Zaraz, czy nie widziała przypadkiem karczmy po drodze? Zawróciła.
Powoli od strony złotego pałacu ulice zaczęły się wypełniać mieszkańcami. Pewne kramy znów budziły się do życia, tak jak i przybytki rozkoszy.
Przez krótki moment, nie znając przyczyny. Jenny poczuła się wyobcowana. W oczach osób które widziała na swej drodze było coś nietypowego.

Wszyscy, którzy ją mijali, spoglądali na nią z nietypowym wyrazem. Jakby na coś co nie powinno tu być. Wszyscy, jak jeden mąż mieli czerwone źrenice.

Jenny przestraszyła się nie na żarty. Zaczęła biec szukając tego szyldu jaki wydawało jej się, że widziała. Była pewna, że za rogiem powinien być. Nie tym? To może następny? Serce dziewczyny zaczęło szaleńczo bić. Zgubiła się kompletnie.
Pośpiech, roztargnienie... w końcu musiało się to stać.
Jenny wpadła na kogoś próbując wbiec za róg jakiegoś domostwa.
Poczuła uderzenie i straciła równowagę. Oczywiście nim zdołała ją odzyskać i uniknąć upadku, ręka pochwyciła ją w talii.
- Wszystko w porządku? - zapytał wampir.

- Mówiłam Kannae byś patrzył przed siebie. - rzekł jego towarzyszka

- Wybacz moja wina. - Pomógł dziewczęciu stanąć na równe nogi.
Delikatnie ucałował jej dłoń, w uśmiechu pokazując swoje wampirze kły.
Krew z twarzy Jenny odpłynęła kompletnie.
- P-przepraszam s-spieszyłam się - zachowanie mężczyzny przypominało bardzo to jakie prezentował Soren. I te czerwone oczy... on też je miał! Czy nie mówił, że musiał zabijać? Tamto morderstwo... Jenny zakręciło się w głowie i gdyby nie to, że ją przytrzymano na pewno poleciała by na ziemię.
- Czy m-moglibyście mi powiedzieć którędy do karczmy? - zapytała bardzo słabym głosem.
- Tam za rogiem. - wskazała białowłosa zawieszając się na wolnej ręce wampira. - Kannae chodźmy już, no chodźmy!
- Już już panienko. W takim razie jeszcze raz wybacz. Udanej nocy. - ukłonił się i został odciągnięty.
Jenny ukłoniła się w podzięce i blada jak papier pospiesznie udała się we wskazane miejsce tym razem bardzo uważając aby na nikogo nie wpaść. Szumiało jej w głowie z braku krwi i od natłoku myśli. Przypominała sobie widok zbrodni, zachowanie Sorena, jego oczy. Świat wirował. Bardka kurczowo trzymała swoją płachtę jaką miała na głowie zasłaniając twarz.
Karczma aż lśniła od przepychu. Wnętrze podzielne było na 2 części. Pierwszą stanowiły jakby oddzielne otwarte pomieszczenia z kanapami, drugą było kilka stolików i siedzenia przy ladzie.

Gdzieś w głębi pomieszczenia, za zasłoną znajdowały się schody prowadzące do części mieszkalnej i piwnicy.
Wewnątrz było sporo osób i jak się okazało, mniej więcej 80% były to wampiry.






Wszak pozostali zdawali się być normalni.



I gdzieś w tym wszystkim zasiadał także Red.
Jenny przypomniała sobie, jak Anthrilien wspominał o drugiej karczmie... zapewne właśnie do niej trafiła.
Widok znajomej twarzy uspokoił nieco skołowaną dziewczynę. Migiem podeszła do Reda i zasiadła koło niego.
- Heejjj - sapnęła. - Tak się cieszę, że cię widzę!
W głosie dziewczyny brzmiała prawdziwa ulga. Tak samo na jej twarzy.
- Hej Jenny. - rzekł dając znak kelnerce by przyniosła napitki. - To już drugi raz jak, cię dziś widzę. - rzekł z uśmiechem podtykając jej pod dłoń srebrna szklankę z sokiem owocowym. - Widziałem cię w “Is sala mun”**, z twoim towarzyszem i paroma innym dziwnymi osobami. - stwierdził ze swoim “ patrzącym na wszystkich z góry” wyrazem twarzy.
Charakter Reda był trudny. Czasem bywał miły, choć tego nie okazywał wprost; czasem zdawał się być oziębły. I zawsze, jak tylko Jenny pamięta, miał ten sam wyraz twarzy. Dla niej zdawał się zimny, ale jakimś zrządzeniem losu był na jej wszystkich koncertach na Platformie.
- Pika!
No tak była jeszcze jego maskotka, jak zwykle siedząca w jego bluzie.
- A tak. Spotkałam ich w drodze tutaj - powiedziała z lekko drżącym głosem. - Zamierzałam tam zostać ale... trochę się zagapiłam z czasem... powiedz jak ty tutaj dotarłeś? Kiedy?
Bardka spojrzała na zwierzaka i jak zwykle uśmiechnęła się do niego. Był na swój sposób uroczy. Srebrna szklanka została sowicie wymiętoszona w zdenerwowanych palcach Jen zanim jej zawartość trafiła do gardła dziewczyny.
- Wyruszyłem jakiś tydzień po was. - stwierdził zaglądając do swej szklanki - a dotarłem wczoraj wieczorem. Drogą powietrzną, choć już rozumiem czemu mi to odradzano. Prądy powietrza nad pustynią są potwornie silne. Gdyby nie moje chowańce, raczej bym was nie wyprzedził. W sumie gdybym wiedział, że i wy tutaj się wybieracie pewnie wyruszyli byśmy razem. - dodał z cieniem uśmiechu rozglądając się po sali. - Jak ci się tutaj podoba?
Jenny wciągnęła głęboko powietrze po czym je wypuściła.
- Nie bardzo jeszcze zwiedzałam. Trochę jednak... dziwnie się czuję z tym podwójnym trybem hmm życia - rzuciła spojrzeniem po sali. - Najgorsze jest to, że obiecałam że wrócę do tej drugiej karczmy, il sala cośtam. Teraz nie wiem jak dać znać Susanoo, że nie wpakowałam się w żadne kłopoty. Nie ma tutaj żadnych komunikatorów ani telefonów ani tym bardziej internetu.
- Tak. Brak komunikacji bywa uciążliwy. Na platformie planują coś takiego zamontować. A wszystko przez tego nowego Shibuya... mu było? Przybył na dzień po twoim ostatnim występie. Jakiś mag “techniczny”, a przy najmniej tak się ogólnie go mianuje. Pomijając, zobaczymy co z tego wyniknie gry tam wrócimy. - upił trochę soku - Nie musisz się niczego tutaj obawiać. Wampiry nie powinny cię tu tknąć. - rzekł cicho zasłaniając usta kubkiem. - A do trybu dnia i nocy idzie się przyzwyczaić. Nieraz miałem tak że musiałem całą noc czatować by pochwycić nowego stworka.
- No właśnie... zostało mi się nieco za długo - Jenny syknęła cicho pochylając się do przodu. - Nie mam jednak problemu aby spać po nocy. Tyle że dopiero rano będę mogła pójść do tej drugiej karczmy.
Jenny obejrzała się po wnętrzu będąc już spokojniejszą. Chłonęła przepych wnętrza.
- Trochę sobie wypominam, że nie wzięłam w końcu udziału w tym konkursie muzycznym.
- Ach. Voice Battle. No nawet nieźle ci szło przed samym konkursem. Mógł bym rzec że miałaś branie. Co było to było. Takie zawody robione są co jakiś czas więc wciąż masz szansę. - mrugnął - Twoja imienniczka zajęła 3 miejsce. - Jenny Scarlet Voice. - Drugie zajął zdaje się jakiś duet. W sumie nie wiem, ich nie słuchałem. Pierwsze miejsce było już wtedy pewne. Angel Smile. Niby głos i muzyka były w porządku, a nawet bardzo dobre, ale nie ma to co mocna nuta.
- Pika pika, pika pi.
- No tak. Tobie podobały się błyskawice.
Na jednym z występów Jenny pozwoliła sobie na chwilę bardziej “efektownej” muzyki.
- A tak swoją drogą. Co sprowadziło cię do tego miasta?
- Przepowiednia - wypaliła Jenny. - Em... od nieludzi co prawda, ale... dowiedziałam się, że jest szansa, że dowiem się czym jest kryształ dzięki któremu moja muzyka potrafi wywołać na przykład błyskawice. Jeden z tych, których spotkałam po drodze powiedział mi, że on też miał wizje, że razem będziemy podróżować. Na razie... cóż nie wiem specjalnie nawet gdzie zacząć.
- Tak. Pozostaje ci więc staromodny sposób. Trzeba poszukać. W sumie mógł bym ci pomóc, ale chwilowo sam mam coś na głowie. Chcę sobie złowić nowego chowańca, akurat występuje tylko w tym kraju, a poza tym wziąłem też zlecenie na pochwycenie Fireparda. Trochę się z tym zejdzie.
- O, brzmi ciekawie. Na pewno sobie poradzisz. Złapanie jakiejś roboty to dobry pomysł bo kasy mało, a pewnie po nocowaniu tutaj... będzie jeszcze mniej. Do jutra się stąd nie ruszę więc z chęcią posłucham o tym chowańcu, którego chcesz złapać. No oczywiście o ile moje towarzystwo nie będzie ci przeszkadzać - Jenny uśmiechnęła się. Ściągnęła z siebie białe ciuchy skoro nie była już na pustyni. Została w zielonej sukience jaką dostała od nindży i swoich czerwonych trampkach. Wpakowała płachtę do plecaka i zamówiła coś do jedzenia.
- To raczej coś dla samego siebie. Z początku chciałem Elenoida. Wszak to stworzenie, czy też nie do końca, wytwarza wodę i żyje na pustyni. Taki był przy najmniej plan w drodze...
W tej chwili do stołu podeszła kelnerka przynosząc posiłek w 2 zestawach.

- ... to był plan na samą podroż. Szczęśliwie udało się drogą powietrzną jak już wspominałem. Teraz moge pomyśleć o czymś bardziej samolubnym. Słyszałem o Renderze, wielkim pustynnym narwalu, ale to mogło by być odrobinę, zbyt trudne, tak samo jak metaliczny smok Ars Gatera. Mój wybór leży więc miedzy dwugłowym wężem Amphisbaena, Kryształowym Golemem, świętym wilkiem Dau’enar a kamienną modliszką Primetar. Coś jednak czuję, że przyda mi się pomoc, bo z moimi aktualnymi chowańcami może być ciężko.
- Smok? - Jenny usłyszała tylko to słowo. - Znam jednego, raczej kiepski byłby z niego chowaniec, za bardzo dumny. O widzisz? - wskazała swoje kolczyki. - Dał mi je abym mogła go znaleźć i gdyby chciałby mojej pomocy. Znaczy ja go wezwać nie mogę, ale om mnie już tak.
Zaśmiała się i klasnęła w dłonie.
- Smacznego! - zabrała się do pałaszowania.
- Ho ho. Szlachetny. Miałaś szczęście, słyszałem że dziewczęta to ulubione danei zwykłych. - rzekł zadziornie, lekko unosząc kącik ust w uśmiechu. - Smacznego. - Po przegryzieniu kilku kęsów wrócił do rozmowy. - Ze smokami bywa tak... są diabelnie silne i odporne na magię, a przy najmniej większość. Do tego są wielkie, tu również większość. Szczęściem jestem w posiadaniu jednego egzemplarzu, choć w porównaniu do tutejszych to raczej coś pochodnego.
- O? Pokażesz? Khm, znaczy później. Tutaj mogło by być niewłaściwe… - dziewczyna spojrzała na zwiększającą się ilość osób. Znaczy wampirów.
- Powiedz masz tutaj wynajęty pokój? Po ile są?
- Owszem. W granicach 10-15 tych żółtych diamentów (krystaliczne złoto). Choć w pokoju się raczej nie zmieści, no może, ale wolał bym niczego nie uszkodzić. - skomentował, po czym dodał - Ale z resztą chowańców nie powinno być problemu.
- Ten żółty zawsze jest z tobą… ale gdzie są inne skoro twierdzisz, że jeden w pokoju się nie zmieści? - do bardki w końcu dotarło, że nie wie i nigdy ich nie widziała.|
- W tym. - Wyjął na blat 3 małe kulki wielkości zbliżonej do dużego kasztana

- To rodzaj... pojemnika? No poniekąd, choć tylko stworzenia można w tym trzymać. W sumie mam ich kilkanaście, ale tylko 4 zapełnionych. Odliczając tago maluszka. - pogłaskał Pikachu po głowie.
- Jest uroczy. Niesamowite, że możesz trzymać stworzenia w czymś takim. Technologia w twoim świecie musi być naprawdę zaawansowana - Jenny nachyliła się nad kuleczkami aby się om przyjrzeć. - U mnie już nie ma zwierząt. Widziałam je tylko na holofilmach. Powiedz dajesz im jakieś imiona? Podobno niektórzy lubili dawać imiona swoim zwierzętom.
- Raczej nie... Przy małej ilości to może miałoby sens, ale jeśli zamierzam ich mieć więcej to wolę je nazywać po ich nazwie. Bo głupio tak jakoś wołać “Jedynka, Dwójka” czy “A, B”. Choć w sumie to praktyczne. Ech. Twój świat musi być strasznie smutny i nudny.
- Jest też szary. W zasadzie można by powiedzieć, że… hm moje imię to jak imię dla zwierzęcia. Rozpoznaje się nas przez numer a nie imiona i nazwiska jak tutaj. Na przykład mój numer to N345b20z210. - przyznała się Jenny.|
- Głupota... Kto wogóle wymyślił taki pomysł? Nawet nie idzie tego spamiętac. N34...5..b...
- Hm.. 20..z..21..0... N345, b20, z210... hę? - wyraz zamyślenia.
- Chodzi o kilka rzeczy. Miejsce zamieszkania, rodzinę do jakiej jest się przydzielonym i grupę wiekową. Nie w tej kolejności… no ale - wytłumaczyła.
- Ach mniejsza, co znaczą. Zdawało mi się że gdzieś już słyszałem tą kombinację, ale nie pamiętam gdzie i raczej sobie nie przypomnę. Trudno. Opowiedz coś więcej o swoim świecie? Ja swoim nie mam się zbtnio co chwalić, no może tylko dodam że pełno tam takich stworków i większosc życia wokół nich się kręci.
- Brzmi ciekawiej niż u mnie. Ale kto wie zawsze obce światy wydają się ciekawsze. U mnie jest szaro pomijając masę hologramów. Te są kolorowe aby wszystkich przyciągać do siebie. Ludzie wyglądają jak ja. Jesteśmy bladzi mamy jasne fioletowe oczy i jasne włosy. Każdy jest albinosem z mojego segmentu latającego. Jeśli pamiętasz miałam czerwone włosy. To dlatego, że udało mi się osiągnąć status gwiazdy muzyki. Zostałam przydzielona do grania dla ludzi aby rozjaśniać ich ponury i szary świat, aby nie myśleli o tym jak jest. Wtedy można sobie zmienić wygląd. Wielu jest takich jak ja, z instrumentami do grania, które działają jakoś na ludzi. Nigdy nie udało mi się z nimi zaprzyjaźnić. Zawsze zdawali się wywyższać. Zobacz - bardka pokazała swoją dłoń. - Widzisz te czarne linie? To elekto-tatuaż dzięki, któremu potrafię grać na każdym instrumencie. Można powiedzieć, że chcieli abym przeszła przyspieszony kurs i tak naprawdę to umiem głównie śpiewać. Z graniem różnie bywa. Pewnie teraz na gitarze już bym wiedziała jak grać, tak samo na lirze.
Red przytaknął kończąc posiłek i biorąc w dłoń szklanę.
- Szaro nudno. U mnie mało ekscesów, i wszystko wokół Pokemonów. A przy najmniej tak są nazywane jemu podobne stworzenia. Są wszędzie czy to w policji, jako pielęgniarki, na roli, wyścigi, pokazy i w głównej mierze walki. Jestem ich trenerem, kimś w rodzaju tutejszego mistrza bestii. Bardzo szeroki świat, tak jak niezbadana ich liczba. - poklepał maluszka po głowie.
- Pika pika.
- W porównaniu do twojego, czy tego świata. Można by go nazwać rajem. Choć raczej tutaj jest o wiele ciekawiej. Możemy już się zbierać. Hunter... sprawdź drogę do pokoju. - rzekł w stronę blatu stołu.
Jenny uniosła brwi kończąc własny posiłek.
- Jeden z moich chowańców. Duch.
Jenny spojrzała na blat, tak jak Red i przed jej oczami wyskoczył owy chowaniec, a raczej pojawił się zniknąd.

- Iiik! - nie powstrzymała się dziewczyna. Zdecydowanie wciąż miała za dużo nerwów tego wieczora.
- No już już. Na górę. - po tych słowach latający obłok zniknął. - Może być niewidzialny. Swoją droga cały czas krążył wokół ciebie gdy przyszłaś. A teraz chodźmy, zapraszam.
Jenny odetchnęła i zapłaciła za posiłek. Idąc za Redem nuciła pod nosem melodyjkę. Roztoczyła się wokół niej pomarańczowa poświata. Ciepłę światło wlewało do uszu, tych co usłyszeli, pewność siebie, nadzieję, spokój. Przynajmniej na kilka chwil kiedy Jenny przechodziła obok nich podążając za trenerem bestii. Także serce Jenny uspokajało się, nabierało siły, porzucając strach i zdenerwowanie.
Gdy weszli do jego pokoju, Red odetchnął z ulgą.
- Hunter, pokręć się po okolicy, tylko nie strasz nikogo. Zasady zasadami, a przezorność pozostaje cnotą. - Rzekł dla wyjaśnienia po czym padł na łóżko. Ułożył się wygodnie i założył nogę na nogę. - Nie krępuj się. - rzekł do Jenny.
- Nie krępuję się, ale podobno miałeś mi pokazać te chowańce, które… hmm zmieszczą się w tym pokoju - bardka posłała zadziorny uśmiech rozwalonemu na łóżku młodzieńcowi. Zaraz jednak zrobiła tak jak zaproponował Red. Rzuciła plecak i gitarę na ziemię.
- Huntera widziałaś. Ten smokopodobny jest za duży. To zostały tylko dwa - Red pokazał palcami cyfrę. Sięgną do paska gdzie wisiały zawieszone dwukolorowe kuleczki. Zdjął dwie i powiększył. Rzucił trochę jakby od niechcenia na podłogę gdzie się otworzyły i w blasku czerwonej poświaty uformowały się dwa stworki. Jeden z nich wyglądał jak duży kot z kryształ na czole.

Oczywiście Jenny kotów na oczy nie widziała i słabo pamiętając holofilmy mogła by przysiąc, że to zwykłe zwierze. Drugi jaki się pokazał był zielony, niemal wzrostu człowieka, a zamiast rąk miał ostrza.

Ego bardka się przestraszyła nieco cofając bliżej pod ścianę. Podobną istotę widziała u leśnego ludu. Oczywiście w jej przekonaniu był podobny.
- Purrrrsian... - zamruczał kot przeciągając się. Spojrzał się ciekawie na dziewczynę i tarł się ciałem o jej nogi. Potem wskoczył na łóżko upadając na brzuch Reda. Ten stękną gdy kocur połorzył się na nim i zaczął lizać po twarzy. Zielony owad zaskrzeczał, zatrzepotał skrzydłami i odsunął się w kąt siadając tam. Pikachu zaczął się przepychać z kotem o miejsce aż Red musiał zrzucić oba chowańce na drugą stronę łóżka. Jenny zaśmiała się. Podeszła do łóżka i usiadła obok chłopaka. Pech chciał, że na ogonie kota też. Poderwał się z zdenerwowanym pomrukiem zeskakując na ziemię.
- No to masz już miejsce - powiedziała rozbawiona Jenny. - Ciekawe są te chowańce. Co prawda myślałam, że będą bardziej... hm nie wiem.
- Mniej niesforne? - zagaił Red zabierając Pikachu na kolana.
- Bardziej posłuszne. Nie znam się na zwierzętach... co prawda powiedziałeś, że jeden to duch... brrr.
Na te słowa zza Jenny przez ścianę przeleciał Hunter. Z szerokim uśmiechem pojawił się przed jej twarzą.
- Hunter nie..! - zakrzykną Red ale było już za późno. Hunter wystawił język i przejechał nim po twarzy bardki. Dziewczynę przeszedł dreszcz i zrobiło jej się zimno. Padła na łóżko sparaliżowana słysząc jak chłopak opieprza swojego chowańca. A przynajmniej tak jej się wydawało bo nie potrafiła stwierdzić co mówi. Powoli świat znikał. Łóżko było takie wygodne po tylu dniach spędzonych na piasku. Uśmiechnęła się.
***

- Jenny? Jenny..? - dotarło do dziewczęcia.
- Hu..? - chciała się podnieść, ale ciężko jej było. Otworzyła oczy aby zobaczyć pysk kota przed twarzą. Ponownie została polizana. Odkręcając głowę dostrzegła światło wpadające przez okno.
- Zasnęłam? - wybełkotała.
- Tak... khm...
Red zdawał się nieco zakłopotany. Siedział obok z twarzą nieco bardziej czerwoną niż normalnie. Dopiero teraz dotarło do bardki jak skończył się poprzedni wieczór. Teraz leżała w łóżku pod kołdrą. Znowu spróbowała się podnieść. Persjan w końcu pozwolił na to. Była ubrana, jej buty leżały pod ścianą, ale reszta była na miejscu. Powoli docierało do Jenny jak wygląda sytuacja.
- Zajęłam twoje łóżko.
- Leżałem obok...
- A... a... aaaaaaaaaha. A. Khm... aha. Khm.
Chwilę siedzieli w milczeniu.
- Yyyy dzięki, że mnie nie wyrzuciłeś. Albo zrzuciłeś na ziemię. Albo...
- Khe khe! - Red zakasłał nagle. - Nie ma sprawy.
- To ten... oddam ci połowę za pokój co?
- Jak chcesz - tym razem zabrzmiało bardziej jakby trenerowi było wszystko jedno.
- Ok. To... ja się pójdę umyć... khm.
Jenny wstała z łóżka i poszła znaleźć pomieszczenie z balią, albo jakąś łaźnie. Cokolwiek. Znalazła. Bogato zdobioną. Pełną wygód. Umyła się szybko i wróciła do pokoju Reda.
- No... to może choćmy coś zjeść... niech będzie na mój koszt.
- ... hunter powrót. - Ostatni pokemon wrócił do przenośnych kulek. Pozostał tylko Pikachu. - Chodźmy więc. - rzekł otwierając przed Jenny drzwi.
Dziewczyna wyszła jak zwykle zakłopotana manierami jakie miały osoby z tym świecie. Zeszli razem na dół gdzie Jenny zamówiła jedzenie i zgodnie z obietnicą zapłaciła za posiłek. Lekkie śniadanie podano i oboje szybko je spałaszowali.
Po posiłku i pożegnaniu, Jenny postanowił wrócić do pozostałych. Za pomocą wskazówek Red-a udała się na południe w stronę bramy trzymając się prawej strony miasta. W drodze spotkała Lucil-a. Wychodził on właśnie z jednej z bocznych uliczek jej trasy.
- Och pani Jenny. Cóż to za szczęśliwe spotkanie. A ja całą noc panienki szukałem. - rzekł ze swoim uroczym uśmiechem. Choć uwadze dziewczęcia nie uciekły zadrapania na jego policzku.
- Dziękuję, ale nie powinieneś się tak narażać… co ci się stało w policzek? - bardka zapytała wskazując palcem rankę. Nie była jeszcze zbyt przyjaźnie nastawiona do chłopaka, bo przypominał jej nieco Ervena. Chociaż on był bardziej męski niż uroczy.
- Ach. Mała sprzeczka. Nic takiego. Upierdliwie dopytywałem się o pewne informacje, aż któryś nie wytrzymał. To tylko zadrapanie. - machnął dłonią przejeżdżając kciukiem po ranie. - Ale żebyś widziała jego. Te wampiry to dopiero... - uśmiechnął się zadziornie po czym chrząknął i zmienił odpowiedź - echem. Znaczy, cieszę się że nic mi się nie stało. Następnym razem będę na siebie uważał.
- Wiesz, normalnie nie przejmowała bym się zakazami, ale nie wiem czy z wampirami chciała bym zadzierać. Jesteśmy tylko ludźmi, nie wydaje mi się abyśmy mieli wiele szans z nimi - odpowiedziała nieco zakłopotana Jenny.|
- Każdego da się pokonać gdy zna się jego słabości. Na ten przykład, walka z wampirami to prawdziwe wyzwanie wymaga broni ze specjalnego materiału, magi a specjalnych właściwościach i dużo szczęścia przy spotkaniu przeciwnika. Dlatego panienko Jenny, ty możesz jak na razie liczyć tylko na to ostanie. A teraz chodźmy rogacz na nas czeka. Pewnie będize zły że całą noc nas nie było.
- Nie wiem. Jakoś nie wydawał się nigdy przesadnie zmartwiony tym co się dzieje dookoła. To tylko ja się martwię jak głupia i pozwalam emocjom nad sobą panować. Szczególnie łatwo mi przychodzi chlapnąć coś zanim się zastanowię… Co mi nasuwa jedno pytanie. Skąd tyle wiesz o wampirach? A już w szczególności jak z nimi walczyć? Miałeś dużo szczęścia, że tylko cię zadrapał.
- No. Gdyby doszło do krwi, było by kiepsko... Skąd wiem? Cóż... pewne rzeczy poznaje się wraz z innymi. - na placu wskazującym pojawił się maleńki punkt dający blade błękitne światło.

- Musiałem poszukać o nich informacji, dla tego którego szukam…
- Co to? - Jenny zdziwiła się widząc świecący palec.
- Światło. Moja magia.
- Umiesz czarować? I co tym światłem robisz? Rozwalasz lasy? - Jenny przypomniała sobie jak przez mgłę zdarzenia na polance jak przybyła do tego miejsca.|
- To światło Jenny. Działa dobrze przeciw złu. A i mogę formować z neigo drobne obiekty. - tu dla zobrazowania stworzył mały sztylet.

- Ale światło pozostaje tylko światłem. Lasu za jego pomocą nie zniszczę, choć może gdyby było silniejsze. Ale słyszałem o przybyszach mogących nim władać. Bo o aniołach chyba słyszałaś?
- Eeee nie. Generalnie dla mnie większość tego co tu się dzieje jest… nowe. Poza nieludźmi jak ich tutaj zwiecie. Nie mamy takowych, ale ludzie lubią się czasami upodobnić do zwierząt. Ale wszystko jest sztuczne. No ale, czym są te anioły?
- Czasem ludzie zwą ich białymi istotami. Poza skrzydłami, bialymi z piórami, raczej nie różnią się od ludzi. No powiedzmy... Żyją w podniebnym mieście, cholera wie gdzie. Miasto wędruje, więc... lokalizacja nie gra większej roli. Ich domeną jest świętość, jasność i światłość. A ich wadą sprawiedliwość. - rzekł niwelując swoje czary i chowając ręce pod płaszcz.
- Nie wiem czy sprawiedliwość to wada. To przez jej brak rządzący bez skrupułów wykorzystują innych. Oczywiście przede wszystkim potrzebny jest zdrowy rozsądek.
- Ich sprawiedliwość... to wada. Ale ta wiedza raczej ci się nie przyda Jenny. Mało kiedy można ich spotkać. Rządzący raczej naturalnie uważają że mają prawo do wszystkiego. Nie zawsze jest to błędną logiką. Ale masz rację przede wszystkim zdrowy rozsądek. Co w sumie przypomina mi że rogacz czeka na nas w karczmie.
- Mówisz tak jakbyśmy tam nie szli. Mamy zacząć biec? - odpowiedziała piosenkarka z przekąsem. Nie przyspieszyła jednak nie chcąc biegać po jedzeniu. Faktycznie byli już blisko. Dlatego też bez dalszej dyskusji przemierzyli ostatnie kilka metrów i weszli do środka.
W barze czekał już Susanoo. Wyszedł im na powitanie Jenny w fartuchu kucharskim. Faktycznie... pieniądze miała przy sobie Jenny, ale zaradny rogacz najwidoczniej i bez nich sobie poradził.
- Taharikum fir sabah. To znaczy: “Witajcie o poranku” - przywitał ich stając w progu. - Jak noc?
- Bez owocna. - stwierdził Lucil rozkładając ręce.
- Emmm… udało mi się ją spędzić bezpiecznie w innej karczmie. Przepraszam, że was tak zostawiłam. Potem się zgubiłam… ech przepraszam, że was zakłopotałam. Anthirilien powiedział mi, że może pomóc mi dowiedzieć się o czym mówiła Evie ale… cóż. Pokazał mi przyszłość i… nie za bardzo mi się ona spodobała… - zamilkła na chwilę czując się głupio. - Susanoo nie potrzebujesz pieniędzy? Nie zostawiłam ci żadnych a tu raczej za darmo nic ci nie dali.
- Nie trzeba. Trochę gotowałem, trochę pomagałem, a i snu zażyłem. Chciałem cię szukać, ale gdybyś wróciła i mnie nie zastała, mogło by powstać błędne koło. Wiec czekałem. On mówił że cie poszuka, ale jak widać...
- Tak tak...
- Z resztą wiedziałem mniej więcej gdzie jesteś... choć wyczuwanie w obecności tak silnych istot to nie lada wyczyn.
- W końcu to wampiry. Nie wiem czego się spodziewaliście.
- Ja się spodziewałam jakiejś wskazówki ale w zasadzie nie wiem czy dobrze jej szukałam. Pomijając wizję przyszłości od Anthiriliena oczywiście. Nic mi to jednak nie rozjaśniło. Czy jesteście na siłach dzisiaj pozwiedzać miasto? Może coś nam wpadnie do głowy. Może Anubis z Anthirilienem czegoś się dowiedzieli. Chociaż oni chyba za czymś innym jeszcze podążają. Nie do końca to rozumiem.
- Ja to bym się zdrzemnął.
- Od spania jest noc. - stwierdził Susanoo
- Dobra dobra idę z wami. Tylko mnie nie popędzajcie. - uniósł dłonie w geście obronnym. - To gdzie najpierw? Bazar, handel niewolnikami, zamtuzy, ogrody, pałac lordów? A nie chwila ten ostatni jest zamknięty za dnia. Może jakaś świątynia?
- Susanoo nie bądź taki. Szukał mnie… a przynajmniej tak twierdzi. Może być zmęczony - dziewczyna spojrzała nieco zmartwiona na rogacza. - Co prawda Lucile brzmisz jakbyś znał to miejsce… zaraz handel niewolnikami?
- Trochę się pokręciłem.
- Widać jak szukał. - stwierdził rogacz wzruszajac ramionami.
- Niewolnictwo jest legalne w tym kraju, a może raczej, jest ku temu ogólne przyzwolenie. Lordom to wsio jedno, też mają jakiś niewolników. A tutejsi naśladują. Pieniądz to władza. Pamiętaj Jenny.
- Aż za dobrze to znam - dziewczyna ściągnęła brwi. Nikt nie musiał jej tłumaczyć jak działa pieniądz i władza. Tę wiedzę przeniosła ze swojego świata. Jenny zauważyła, że Susanoo jest zły na Lucila, co było dla niej czymś nowym. Rogacz zawsze zdawał się być bardzo stoicki… z drugiej strony w tamtej wizji…
- Czy coś zaszło o czym nie chcecie mi powiedzieć? - zapytała patrząc na ich oboje.
- Nic. - odparli oboje.
Może coś ukrywali, a może właśnie to było problemem. Choć czasem się słyszy od różnicy charakterów.
- Susanoo po prostu jest zbyt honorowy. - rzekł młodzieniec - I choć jest mi to na rękę i to szanuję, nie uważam tego za właściwe.
- Rozumiem, że macie różne poglądy, ale co ma to wspólnego z poszukiwaniami mnie? - Jenny spojrzała na obu jeszcze bardziej zbita z tropu.
- Nic. - odparli obaj, jakby kończąc temat. Widać nie chcieli jawnie powiedzieć że nikt jej nie szukał.
- Cóż… cieszę się, że się martwicie - mruknęła z przekąsem Jenny. - A teraz chodźmy do Anthriliena i Anubisa.
Po tych słowach ruszyła do drzwi na zewnątrz z zamiarem dotarcia do “pokoiku” w jakim mieszkał eldar.
 
Asderuki jest offline