Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2015, 20:42   #19
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Marzenia o spokojnej podróży i rozbiciu obozu w bezpiecznym miejscu nad brzegiem jeziora można było włożyć pomiędzy inne nigdy niespełnione marzenia. Gdyby zaś kto sądził, że jest inaczej, masywne, wbijające się w ciemniejące niebo jak cierń ruiny kasztelu odwieść go mogły od takich myśli z łatwością właściwą wykidajłom z nulneńskich domów rozpusty. Ci słynęli z tego, że spotkanie z nimi na gruncie innym niż towarzyski zwykle kończyło się brakiem górnych jedynek, wybitych z w miarę kompletnej dotąd szczęki. Z równą łatwością zwykli owi mężowie posągowej postury wybijać nachalnym z łba głupie pomysły. Ponadto, Thurin nie łudził się, że hobgobliny są równie towarzyskie jak owe zbiry o pochlastanych mordach. Dowcipowi tamtych nie dorównywała nawet szklanica czystej wódki wylana w oczodoły.

Krasnolud przeniósł wzrok na nurka, jawiącego się jako czarny punkt, kropla w oceanie horyzontu. Kim mógł być? Czyżby poszukiwał dawno zaginionych skarbów, pozostawionych przez dawnych mieszkańców tego miejsca? Być może miał gdzieś obóz, albo może w okolicy znajdowała się jakaś wioska, ale Thurin nie wątpił, że znajdowałyby się one po drugiej stronie jeziora, z dala od ostrych hobgoblińskich noży. No właśnie, hobgobliny! Thurin pamiętał starcie w zapadającej się gospodzie, a także jeńca, którego stracił z oczu mierząc się z wielkim orłem, a który został potem członkiem banickiej szajki. Ciekawym było, jako kogo zachował ich w pamięci? Godnych pogardy morderców, któży odebrali życie jego pobratymcom? A może pełnych łaski wędrowców? Cóż, pewnym niemal było, że nie ma go w tym kasztelu - chyba nie zdążyłby tu przywędrować. Ale kto wie? W Królestwach Renegatów codziennością były wydarzenia wykraczające poza możliwości pojmowania i szybko podróżujący hobgoblin wyglądał na ich tle niejako blado.

O nurku przypomniał sobie, widząc śmietelną sprzeczkę pomiędzy hobgoblinim wojem, a jego dowódcą. Pełna przemocy scena obeszła Thurina mało, bowiem żółć się w jego ustach zbierała na myśl o podstępnych i morderczych zielonych skórach. Ale wyglądało na to, że nie tylko człowiek na łódeczce szukał w krystalicznej toni jeziora klejnotów i bogactwa.

Być może warto poszukać cennych zdobyczy na własną rękę? Thurin odsunął od siebie tę myśl. Moritz też zanurkował po pierścień. Kto wie, jakie mroczne słowa paść mogły nad tym jeziorem i skrytymi w jego głębinach skarbami? Dla niepewnego zarobku nie warto ryzykować życia i duszy. W myślach złożył kilka słów dla Moritza, licząc, że Gazul szepnie jego słowa staremu i ponuremu Morrowi. Thurin nie wątpił, że stary zwiadowca pił nektar i zajadał się słodkościami, a po śmierci dostąpił wszelkich zaszczytów. Niweielu było tego godnych tak bardzo jak on.

- Zgadzam się z Morlanalem w obu kwestiach. - stwierdził włóczykij, odkrawając sobie sztyletem kawałek sera. - Powinniśmy oddalić się od kasztelu szybko niczym galopująca sarna, a to wyklucza badanie tych - zawahał się. - szeptów. Prawdę powiedziawszy, napawają mnie one pewnym przerażeniem i fascynacją zarazem. Mój topór jest otulony kobiercem uszytym z magii i żaden duch nie jest mi straszny, o ile wyjdzie mi naprzeciw. Felix nazwał otaczające nas drzewa świadkami tragicznej śmierci jakiejś kobiety. Wiem ci ja, co rodzą przesiąknięte magią, mijające lata. Przywołują zmarłą znów na granicę życia, więżą ją w okowach nie-śmierci. Upiorne płaczki. Ruszajmy na południe, wzdłuż brzegu jeziora. I baczmy na słowa, jakie wypowiadają w ciemnościach duchy dni dawnych i zapomnianych. Bo przynieść nam mogę zarówno mądrość, jak i bolesną śmierć.

Rozplątał żyłki, obciążone zagiętymi w okrutny sierp haczykami, wcześniej z pewnym trudem wyciągnąwszy je z masywnej, skórzanej bryły juków. Trud oddały w widoczny sposób ranki po haczykach. Jęknął i possał zranione palce, przełykając gorące kropelki krwi. Westchnął, czując w ustach metaliczny posmak. Wiedział, że jeszcze przeleje się tu krew. Ale, by sprawę ująć kolokwialnie i prostacko, miał szczerą nadzieję, że wcześniej nałowi nieco ryb na kolację. I się wypróżni. Regularne wypróżnianie się sprzyjało wydajności podejmowanych prac. Jęknął, poruszywszy zdartym i wygniecionym od siodła tyłkiem. Kiedy rozbiją już obóz w rozwidleniu rzek, nareszcie sobie ulży.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 20-08-2015 o 10:33.
Fyrskar jest offline