Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2015, 18:15   #2
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Heldren, jak zwykle o tej porze, tętniło życiem. Na placu zgromadziło się dużo ludzi, którzy kupowali różnego rodzaju owoce, warzywa i inne towary od przejezdnych handlarzy stacjonujących przy swych stoiskach. Na plac wychodziło kilka budynków, dokładnie ratusz, karczma Srebrny Gronostaj, dom Ionnii Teppen oraz Sklep wielobranżowy. Mała grupka ludzi przysłuchiwała się rozmowie radnej oraz rolnika. Większość z nich to po prostu zwykli mieszkańcy, jednak jeden z nich lekko wyróżniał się wśród pozostałych. Nie wyglądał na tutejszego.

Mimo że minęła już doba, słowa przepowiedni nie chciały wyjść Shalii z głowy. Do Heldren przybyło w ostatnim czasie kilku mężczyzn; żaden jednak nie przyniósł tak złych wieści. Czy Starej Matce mogło chodzić właśnie o niego? Odmrożenia, których doznał w środku lata, z pewnością nie wzięły się znikąd i pasowały do nadchodzącego mrozu...
Shalia raz po raz owijała kosmyk białych jak śnieg włosów wokół palca wskazującego, przysłuchując się rozmowie. Wahała się nieco. W domu pana ojczyma musiała znać swe miejsce i wolała nie odzywać się nieproszona. Tutaj jednak sprawy miały się zupełnie inaczej. Mimo młodego wieku i skromnych umiejętności była personą znaną i wielce szanowaną w Heldren. Przyjęli ją jak swoją i nawet sprezentowali jej własny kąt! Jakże by mogła nie kiwnąć palcem i zostawić miasteczko w potrzebie?

Shalia doskonale pamiętała, że Lady Argenteia przejeżdżała przez Heldren dokładnie dwa tygodnie temu. Wedle zasłyszanych tu i ówdzie opowiastek miała odwiedzić swojego narzeczonego w Zimarze. Plotki mówią, że wywołała skandal, przez który ruszyła do domu. W każdym razie była jedną z najważniejszych szlachcianek na dworze Oppary, nawet jeśli nie zawsze zachowywała się jak na taką przystało. Podobno nawet wygrała pod przebraniem jakiś turniej rycerski - w oczach łowczyni był to czyn godny raczej pochwały niż potępienia. W końcu nie każdy miał na tyle odwagi, by sprzeciwić się całej rodzinie i postawić na swoim. Wiedziała sama po sobie.
Shalia znała prawa, jakimi rządził się świat szlachty. Byłoby wielkim błędem, gdyby Heldren nie zaangażowało się w żaden sposób w odnalezienie winnych jej śmierci. Jeśli faktycznie zginęła... Zbyt wiele pytań, za mało odpowiedzi.

Kiedy Stary Dansby wyjaśnił już wszystkie swoje niepokoje, Shalia nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jego sprawa i wydarzenia dnia poprzedniego łączą się w jakiś sposób. Przeszła pomiędzy zgromadzonymi ludźmi i wystąpiła o dwa kroki przed grupę.
- Pani Ionnio, za pozwoleniem - szlacheckie wychowanie jak zwykle brało górę - mając na uwadze bezpieczeństwo mieszkańców i pozycję Lady Argentei, chciałabym przeprowadzić rozpoznanie na zagrożonym terenie - zarówno przy domostwie pana Dansby'ego, jak i w okolicy, gdzie napadnięto karawanę. Chciałabym prosić o pozwolenie na rozmowę z mężczyzną, który przybył wczoraj i, z tego co mi wiadomo, jest obecnie pod opieką pani Willowbark - zwróciła się do radnej, lustrując ją spojrzeniem złotych oczu.
Radna i farmer, gdy tropicielka wyszła przed szereg, od razu zwrócili na nią swe spojrzenia. Ten drugi już otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak Ionnia go uciszyła, jednoznacznie wskazując na to, że chce z nią porozmawiać.
- Shalio, wiem że dość dobrze znasz okolice, jednak ta sprawa jest poważniejsza od tych, o które cię dotychczas prosiłam - odparła Ionnia zatroskana - Wolałabym, by ulfeński najemnik przedstawił ci dokładnie sprawę porwania, więc masz pozwolenie na rozmowę z nim. W sprawie farm też się rozejrzyj, jeśli możesz. Jeśli zdecydujesz się ruszyć w okolice lasu sama, to spróbuję ci zapewnić odpowiedni sprzęt z naszych skromnych zapasów.
- Zdaję sobie sprawę, że doniesienia o mrozie w środku lata nie są byle polowaniem na dziką zwierzynę, pani - odparła, uznając, że wspominanie o przepowiedni może zasiać niepotrzebną panikę wśród mieszkańców.
Ionnia nie była głupia, a stanowiska nie zawdzięczała li tylko urodzie, zapewne więc o przepowiedni doskonale wiedziała.
- Dlatego też zgłaszam się na ochotnika. Porozmawiam wobec tego z tym mężczyzną. Może dowiem się czegoś istotnego, co ułatwi nam dalsze działania. Czy ruszę sama... Czas pokaże. Na pewno poinformuję cię o tym, pani.
Uśmiechnęła się do Ionnii. Była przekonana, że w Heldren znalazłaby kilku śmiałków, którzy poszliby z nią. Nie była jednak pewna, czy to dobry pomysł. Kątem oka zerknęła na mężczyznę, który nie wyglądał na tutejszego. Ciekawe, dlaczego zjawił się tutaj akurat teraz…
- Rozumiem. W takim razie czekam na twój powrót. Tymczasem będę w ratuszu. - uśmiechnęła się życzliwie i ruszyła w stronę sporego budynku z wieżą zegarową wskazującą południe.
Każdy, kto pracował na społeczności Heldren, był w miasteczku mile widziany i tratowany z naprawdę ogromnym szacunkiem, o czym Shalia doskonale zdawała sobie sprawę. Dobitnym wskaźnikiem tej sytuacji był fakt, że otrzymała swój własny dom od mieszkańców.
Mężczyzna patrzył z zaciekawieniem na to, co się dzieje. Gdy tropicielka udała się w stronę aptekarki, w rozchodzącym się tłumie kątem oka dostrzegła, iż podszedł do Ionnii i zaczął ją zagadywać w jakiejś sprawie.

Łowczyni poszła zachodnią ścieżką. Z prawej strony słyszała dobiegające z kuźni odgłosy bicia w kowadło - była to kuźnia Iskra Euphrama zajmującego się głównie wytwarzaniem narzędzi, lecz można było u niego broń kupić. Pierwszym budynkiem z lewej był budynek krasnoludzkiego fryzjera Argusa Złotozębnego, który poza strzyżeniem oferował również usługi dentystyczne. Rozmawiały pod nim dwie kobiety określane przez niektórych jako "miejska poczta". Plotkowały o wszystkim, o czym się dało. Tym razem mówiły o czymś, co mogło jednak Shalię zainteresować.
- A ty widziałaś tego jeźdźca? - zapytała starsza blondynka.
- Tego co szukał jakiejś kobiety? - odparła młodsza szatynka.
- Tak, mówił coś, że mogła się tu osiedlić czy coś.
- A podał wygląd?
- A no. Białe włosy, młoda, ponoć uzbrojona.
- Rany, to straszne. A dlaczego jej szukają?
- A bo ja wiem? Wiem, że mieszka tu jakaś taka pasująca do opisu. Albo nawet ze dwie lub trzy.
- A co z tym jeźdźcem?
- Na północ pojechał.
Wygląda na to, że kobiety nie zauważyły tropicielki, która lekko przyspieszyła kroku słysząc konwersację.
Doszła wreszcie do swego celu - dwupiętrowy drewniany budynek z bardzo zadbanym ogródkiem na froncie. Weszła do środka. Przywitał ją od razu zapach różnych odczynników leczniczych i alchemicznych. Przy stoliku z lewej stała wysoka elfka o kasztanowych włosach mieszająca właśnie coś w kociołku podgrzewanym na jakimś kamieniu pewnie również wytworzonym metodą alchemii. Wyglądała tak, jakby nie zauważyła gościa.
Dialog zasłyszany w drodze do domu Tessarei momentalnie popsuł Shalii humor. Co prawda miasteczko znajdowało się na trakcie pomiędzy Opparą a Zimarem, dwoma największymi miastami królestwa Taldoru, więc mogło chodzić o kogoś, kto był tutaj tylko przejazdem. Skoro jednak wspomniano o możliwości osiedlenia się - w przeciwieństwie do tych kobiet wiedziała, że jest jedyną osobą mieszkającą w Heldren o tak charakterystycznej urodzie. Do tego już od dawna spodziewała się, że ktoś w końcu będzie chciał ją odnaleźć. Jeździec pojechał na północ, czyli w stronę ziem jej rodziny. Może zawrócił i postanowił wypytać radną o nietypową mieszkankę? To pasowałoby do zachowania tego obcego, którego widziała na placu. Lodowate palce strachu musnęły kręgosłup Shalii.
Nie mogła przecież tam wrócić.

Dopiero widok Tessarei wyrwał Shalię spomiędzy ponurych myśli. Nie powinna wchodzić tak cicho do domu elfki, która miłowała alchemiczny ogień. Mogła właśnie pracować nad jakąś wybuchową, skrajnie niestabilną miksturą, a łowczyni wolałaby, by alchemiczka nie podskoczyła nagle i nie wysadziła przypadkiem całego budynku.
Zastukała więc delikatnie o framugę drzwi i dopiero wtedy odezwała się cichym tonem:
- Dzień dobry, pani Willowbark. Przepraszam, że przeszkadzam. Chciałabym porozmawiać z tym mężczyzną, który przybył do Heldren wczoraj, z tym Ulfenem - wyjaśniła cel swej obecności. - Pani Ionnia udzieliła mi pozwolenia. - dodała szybko. - Gdzie go znajdę?
Właścicielka apteki nawet się nie oderwała od swojej pracy.
- Witaj Shalio. Pokój za drzwiami znajdującymi się za moimi plecami. - odpowiedziała elfka bez większego zaskoczenia - Jakoś się spodziewałam, że prędzej czy później przyjdziesz.
Zostawiła kociołek na swym miejscu, w którym bulgotało coś, co dawało wyraźny ziołowy zapach. Prawdopodobnie jakiś rodzaj wywaru.
- Czyżbyś się wybierała do Lasu Granicznego? - zapytała, poprawiając swój skórzany płaszcz sięgający aż do pół łydki.
Pytanie Tessarei zatrzymało Shalię w pół kroku do wskazanego pokoju.
- Prawdopodobnie. To znaczy rozmawiałam z panią Ionnią i chciałabym zobaczyć, co się tam dzieje. Napad na karawanę, mróz w środku lata, problemy na farmie na skraju lasu... I tak trzeba by było tam kogoś w końcu posłać - białowłosa wzruszyła lekko ramionami. - Równie dobrze mogę ja tam pójść. A przy okazji... Czy ktoś już odwiedzał tego mężczyznę i próbował z nim rozmawiać? - zapytała.
Wolała wiedzieć zawczasu, kto jeszcze interesuje się przybyszem.
- Rozmawiał jedynie z radnymi. Nie chciałam wczoraj dopuszczać do niego nikogo więcej. Jego stan jest... Poważny - odparła ponuro - Widziałaś odmrożenia w środku lata? Paskudna sprawa - zamruczała ostatnie zdanie do siebie tak, jakby nie były one ważne.
- Powiedział jedynie, że jeśli ktoś będzie chciał ruszyć na poszukiwania błękitnokrwistej, to mamy tę osobę skierować do niego.
- Nie, nigdy takich nie widziałam, dlatego też chciałam przyjrzeć się całej sprawie. Między innymi dlatego. Oto więc jestem. Porozmawiam z nim. Dziękuję - uśmiechnęła się do elfki i udała się do wskazanego wcześniej pokoju.

Nim weszła, zapukała do drzwi, tak wszak nakazywało jej wychowanie.
- Wejść! - usłyszała mocny basowy głos.
Gdy otworzyła drzwi, przed jej oczami stanął mały, dość przyjemny pokój z kilkoma łóżkami i półeczkami obok nich. Na jednym z nich leżał widziany wczoraj przed Shalię przybysz. Jego nos, uszy i palce u rąk były czarne z powodu odmrożeń. Poowijany był lekko już zakrwawionymi bandażami. Powoli zaczął się podnosić do pozycji siedzącej. Roześmiał się pod nosem z jakiegoś powodu.
- Hej dziewczynko. Czyżbyś miała zamiar udać się do Lasu Granicznego? - zapytał, mierząc dziewczynę od stóp do głów.
Shalia zamknęła za sobą drzwi. Oparła się o nie i przez chwilę również lustrowała nieznajomego wzrokiem.
-Mam na imię Shalia - przedstawiła się, podchodząc bliżej.
Nie lubiła, gdy nazywano ją “dziewczynką”.
- Taki mam zamiar. Najpierw jednak chciałam się dowiedzieć wszystkiego, co możesz mi powiedzieć. Wszystkiego, co pamiętasz - powiedziała, siadając na sąsiednim łóżku. - Jak na przykład - kto was zaatakował? I skąd odmrożenia w środku lata?
Miała dużo więcej pytań, ale od czegoś trzeba było zacząć.
Mężczyzna przez chwilę siedział cicho przenikliwie patrząc wpierw na białe włosy łowczyni, a później na jej złote oczy w taki sposób, jakby sobie coś przypomniał. Po tym czasie się otrząsnął uderzając się dłonią w policzek, jednocześnie krzywiąc się z bólu prawdopodobnie ręki.
- Jam Yuln. Yuln Oerstag. Musisz mi wybaczyć, że twej reki nie uścisnę, gdyż ten elf tutaj mi nie pozwolił nawet mojej broni tykać. Trochę czasu leżałem w śniegu, nim zdołałem się zebrać na nogi - przeklął pod nosem - Słuchaj uważnie dziecino. Myśleliśmy, że zaatakowali nas tylko bandyci, wiesz - banici kryjący się w lasach niczym wilki. Nie byli dla nas wyzwaniem, jednak przyszły lodowe fey z północy. Zaskoczyły nas. Pojawiły się pomiędzy nami i walka była przesądzona. Moi pobratymcy mówili o zimotkniętych cały czas, lecz nigdy nie spodziewałem się ich zobaczyć tak daleko na południu.
Shalia cierpliwie znosiła jego długie spojrzenie, ale nie bardzo potrafiła zrozumieć, co Yuln w niej widział lub czego szukał.
- Tak jak nikt nie spodziewał się zimy w środku lata - Shalia pokiwała lekko głową, przynajmniej to się zgadzało.
- Jak one wyglądają? Te... fey? - zapytała. - W wiosce mówią, że tylko ty przeżyłeś napaść... Czy to prawda? Czy Lady też została zabita, czy może wzięto ją żywcem?
Shalia wolała udać się na poszukiwania zaginionej szlachcianki niż na poszukiwania jej morderców.
- Te fey należą do tych, które przysięgły lojalność Białym Wiedźmom z Irrisen, które ukradły nasze ziemie w czasie Zimowej Wojny. Małe istoty nie wyższe niż długość ludzkiego przedramienia. Prawie zawsze mają skórę przypominającą śnieg lub lód. Jednak nie daj się oszukać ich niewielkim wzrostem. Legendy mówią, że mają w swych sercach kryształy lodu, a ich dotyk jest ostry niczym zima w 3313 roku. Nie wiem czy znasz jakiekolwiek ulfeńskie legendy, a jestem prawie pewny, że nie - stwierdził, w międzyczasie gładząc swą bujną brodę - Lady Argenteia żyje, a przynajmniej tak mi się wydaje. Zacząłem biec na przód, gdy zobaczyłem, że bandyci ciągną ją wgłąb lasu, niestety Zimotkniętych było zbyt wiele i samotna obrona przed nimi w śniegu jest bardzo trudna. Ledwo uciekłem i postanowiłem szukać tu pomocy.
Shalia zmarszczyła lekko brwi na stwierdzenie "nasze ziemie". Może po prostu Yuln miał silne poczucie przynależności do społeczeństwa, z którego się wywodził, a może... Nie, nie chciała o tym myśleć.
- Skoro takie z nich dzieci zimy, to mróz najlepiej zwalczać ogniem... - powiedziała łowczyni jakby sama do siebie, zerkając przy tym w stronę drzwi. - Może Tessarea będzie mogła mnie wesprzeć. W każdym razie - spojrzała ponownie na Ulfena - czy ci Zimotknięci atakowali też bandytów, czy wyłącznie karawanę i eskortę? Czy masz Yulnie jakiś pomysł, dla którego mogli porwać Lady Argenteię, poza okupem rzecz jasna?
- Atakowali wyłącznie karawanę i eskortę. Zobaczysz pobojowisko zaraz przy wjeździe do lasu. Poza ogniem sprawdzi się jeszcze zimne żelazo. Jedno i drugie to rzecz, które sprawiają, że płoną.
Yuln na chwilę zamilkł. Wyglądał tak, jakby się zastanawiał.
- Nie mam pojęcia, z jakiego powodu porwali Lady Argenteię, ale wiem, że Zimotknięci służą tylko i wyłącznie Białym Wiedźmom. Jeśli to one ich wysłały... To powiem ci dziecino, że nadejdzie coś znacznie gorszego - znowu nieprzyzwoicie zaklął pod nosem - Jeśli bandyci pracują dla Zimotkniętych, to Pani Malassene mogła zostać zabrana przez Wiedźmy. Nic dobrego z tego nie wyniknie.
Shalia pokiwała powoli głową.
- Zapewne masz rację. Taka współpraca musi zachodzić w imię czegoś lub kogoś wyższego... - dziewczyna w zamyśleniu przesuwała opuszkami palców po ustach. - Chyba nie powinnam tam ruszać sama - skrzywiła się wyraźnie na tę perspektywę. - Wybacz, że tak cię męczę, ale czy możesz mi powiedzieć jeszcze, jak to wyglądało z tą zimą? Po prostu wjechaliście w ośnieżony teren? Bardzo był on rozległy tak na oko?
- Było dokładnie tak, jak mówisz. Było względnie ciepło, choć niektóre mlekożłopy narzekały na temperaturę, wjechaliśmy do lasu, bo nasza Pani chciała wrócić drogą morską do Oppary, przekroczyliśmy linię drzew, a tu śnieg. Nie wiem jak wielki może być ten obszar - mężczyzna mówił z wyraźnym zdenerwowaniem, ale zapewne na siebie samego - Chciałbym móc wyruszyć z tobą. Moi przodkowie wyśmialiby mój brak odwagi i fakt, że uciekłem zamiast walczyć do końca, jednak walczyłem z przeciwnikami, których boją się nawet najwięksi wojownicy w Królestwie Linnormów. Myślę, że zdołałem zabić przynajmniej jedno z tych paskudztw, nim zdołali zabrać Lady wgłąb lasu.
Po tych słowach Yuln wstał z łóżka i podszedł do kąta, gdzie leżał jego ekwipunek. Wydobył stamtąd bardzo prosty w budowie długi miecz, jednak jego klinga błyszczała innym blaskiem. Zero zbędnych zdobień. Czysta siła - jak na Ulfenów przystało. Podszedł z nim do Shalii i rękojeścią skierował go w jej stronę.
- To miecz mojego ojca wykonany z zimnego żelaza. Nie mogę iść z tobą, lecz mogę ci przynajmniej dać skuteczną przeciw nim broń.
Dziewczyna przez chwilę przynosiła wzrok z rękojeści na Yulna i z powrotem, jakby nie bardzo rozumiała. Gest ten był dla Shalii wręcz wzruszający. W końcu wychowała się bez ojca, a teraz oto nieznajomy mężczyzna podarować chciał jej maleńką część własnego dziedzictwa.
- Dziękuję, Yulnie - powiedziała z szacunkiem i ostrożnie ujęła rękojeść broni. - Obiecuję ci, że dowiem się, co stało się z twoją Panią i dołożę wszelkich starań, by wróciła cała i zdrowa.
- Odpoczywaj. Niezwłocznie udam się w drogę, tylko przygotuję się odpowiednio - co powiedziawszy, Shalia skierowała się ku drzwiom.

Elfkę zastała w tym samym miejscu, w którym ją zostawiła - przy kociołku.
- Pani Willowbark - zaczęła ostrożnie, jak zwykle. - Yuln, ten mężczyzna, powiedział mi, że jednymi z napastników były Zimotknięte istoty. Nie lubią ognia jak na dzieci zimy przystało. Wiem, że pani lubi ogień... Chciałam zapytać, czy w ramach wsparcia mojej małej wyprawy, nie zechciałaby pani podarować mi jakiegoś flakoniku ognia na czarną godzinę. To znaczy zapłacę, jak tylko wrócę. To chyba dość spory wydatek... - powiedziała niepewnie, nie wiedząc, jak zareaguje Tessarea na tego typu prośbę.
Aptekarka była tak skupiona na swej pracy, że aż podskoczyła zaskoczona i szybko się odwróciła. Trzymała już jakąś butelkę w ręku gotową do rzutu. Na widok Shalii się uspokoiła.
- Kobieto, nie strasz alchemika przy robocie - powiedziała po odetchnięciu, które wyraźnie wskazywało na ulgę.
Podeszła do lady i wyciągła przekładany przez ramię bandolier.
- Powiadasz zimotknięte istoty? A co jeśli będą tam giganci, trolle, ogry czy inne wielkie paskudztwo? - mówiła tak pakując powoli butelki alchemicznego ognia - Bez ognia sobie nie poradzisz. Słyszałaś o zdolnościach regeneracyjnych trolli? Ponoć można je zastopować tylko ogniem lub kwasem. Na szczęście mam tutaj tego dużo, więc jesteśmy gotowi odeprzeć ewentualny atak. Alchemicznego ognia nie należy pić, to nie trunek. Nie należy też za bardzo wstrząsać. Pamiętaj, żebyś nie znajdowała się za blisko miejsca wybuchu, bo się popatrzysz, a ja cię wtedy leczyć nie będę, bo to będzie twoja głupota i będziesz musiała sobie z tym sama radzić. Możesz się wtedy przejść do Starszego Safandra, ale gorzej z ubraniami będzie. Na szczęście pani Vivalla sprowadza nam najlepszy sprzęt, jaki jest w stanie.
Tak gadała przez chwilę o wszystkim i o niczym, aż wreszcie zapełniła bandolier fiolkami z alchemicznym ogniem. Było ich osiem.
- To dla ciebie. Odkryj czemu jest tak zimno i wracaj szybko. Nie lubię mrozu. - skrzywiła się lekko mówiąc ostatnie słowa.
Shalia grzecznie słuchała Tessarei, by spamiętać najważniejsze informacje.
- Dziękuję - rzekła, odbierając bandolier. - Wykorzystam jak najlepiej. Nie będę dłużej przeszkadzać; im szybciej wyruszę, tym szybciej wrócę. Do zobaczenia.
Pożegnawszy się z dobrodziejką, Shalia opuściła budynek uzbrojona w nowy miecz i fiolki alchemicznego ognia.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline