Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2007, 19:23   #3
Harv
 
Harv's Avatar
 
Reputacja: 1 Harv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie coś
Ścierka, którą trzymałem, wypadła mi z ręki. Cztery słonie... Schyliłem się powoli po los, pewien, że to jeszcze jeden okrutny żart losu, albo jeden z tych snów, które kończą parę sekund przed najbardziej oczekiwanym momentem. Wziąłem mały kartonik do ręki... Ambrozja naszych czasów, róg obfitości, paszport do nieba, dar od Bogów.. Stałem tak przez pewien czas czytając informacje na losie, od nowa i od nowa.. "Gratulujemy! Aby odebrać nagrodę zadzwoń do biura loterii państwowych, lub przyjdź z wygrywającym losem na adres.."

- Adie, co tam czytasz? Tylko nie mów, że książkę. - ten żartobliwy ton, który słyszę prawie co noc od 7 lat, teraz mnie zirytował. Próbuję się uśmiechnąć i wyluzować, ale napięta brew zdradza, że coś jest nie tak.

- O to się nie martw, Joey, jeszcze trochę umiem czytać, ale tu przesadzasz. - silę się na uśmiech, mój głos jest chłodny, kartonik schowany już w kieszeni, wsunięty w portfel.. W sumie niezbyt bezpieczne miejsce, ale później coś wykombinuję. Pytam Joego o żonę, klientów, jakieś bzdety. On mógł to widzieć.. Dobra, stary, nie wpadaj w paranoję, to tylko 50 tysięcy dolarów. Pięćdziesiąt tysięcy dolarów.. Za to mógłbym się wynieść z tego gówna i zacząć żyć jak człowiek. Jakiś kredyt i mógłbym kupić mieszkanie lub farmę gdzieś daleko.. Beth z tym jej zdrowiem dobrze by to zrobiło, poza tym lepiej, jeśli brat się opiekuje, a nie jacyś obcy, którzy pewnie i tak kradną z mieszkania..

Joey sobie poszedł. Hmm.. Z drugiej strony za 50 tys. mógłbym tu wynająć kogoś do kursów, albo kupić jakieś lepsze mieszkanie niż ta klitka.. Taa.. frajerze, oszukuj się dalej. Tu i tak nie przeżyjesz długo.

Jadąc po kolejną dostawę przez jeszcze z pół godziny kontempluję ten dar losu, który leży teraz w dziurze kołnierzyka mojej kurtki. Zabrałem tej małej dziwce jej sen o wolności? Możliwe, reszta tych lepiej ubranych nie grywa raczej na loterii.. ale śmieszna sprawa, że nikt tego nie zauważył, ostatnia z klientów była tamta luksusowa laska? Może mając wszystko zostawiła nieudacznikowi skarb, o którym marzył? Kto wie.. To nieważne, przynajmniej dopóki nikt nie chce mi tego zabrać. Pistolet jest na miejscu, jakby co będę walczył.. Beth to może naprawdę pomóc.. Ale nie wiem jak mi..

Cholera, czy ja jeszcze będę zdolny do życia w innym mieście niż to? Miasto Grzechu znam najlepiej, to moje pierwsze miejsce pracy i samodzielnego życia.. Tu przynajmniej nikt mnie nie strzeli po mordzie, gdy powiem, że wszyskie kobiety to dziwki - nie będę daleko od prawdy. Rozpoznaję budynki i ludzi, niektórym nawet ufam, ale czy inni ludzie mnie przyjmą? To miejsce brudzi, zanieczyszcza ludzi. Cholera.. Ten los zmieni moje życie, a czy ja na pewno tego chcę...?

Pewnie że chcę!! Kto w końcu nie chciałby tyle szmalu! To po to wypatruję oczy po chodnikach, aby zobaczyć, kto chce wymienić pieniądze na moją jazdę. To po to wożę to gówno w bagażniku, ryzykując pierdel i tortury!! Właśnie dla szelestu tych wymiętych papierów, śmierdzących potem, krwią i Bóg wie czym jeszcze!

Kolejny skurcz.. Frajer.. Uspokój się. Hotel Nowoczesny, to tu. Cholerna rudera, już bardziej służy jako latarnia dla dziwek i straszak na mundurowych niż właściwy hotel. Dalej ten sam ekspedient, odrapuje swoim długim pazurem blat, jakby nie był już wystarczająco obleśny. Daję mu kluczyk, on wyciąga paczkę ze skrytki hotelowej - jedyna rzecz wyglądająca na użyteczną tutaj. Drapie się po łysinie i uśmiecha się zepsutymi zębami.

- Przekkaż ppozdrowienia. - zawsze tak mówi. Nigdy nie widział Bubla, ja sam go nie widziałem od paru miesięcy. On myśli, że ja znaczę więcej niż naprawdę znaczę. Niech myśli - tym lepiej dla mnie. Jednak ostatnio coraz częściej wożę kasę za prochy, a coraz rzadziej odwrotnie.. Stary najwyraźniej już nie handluje z grubymi rybami i zajmuje się tylko nadzorowaniem dilerów.. Albo znalazł jakiś kanał.. Nic tu nie wiadomo na pewno.. Ja w każdym razie będę miał kasę.. Może też w coś z tego zainwestuję..

Nie chce mi się nic mu mówić, ale rzucam jeszcze Dobranoc. Może on mi się potem przyda.. Samochód zapala za trzecim razem. Cholerny deszcz.. I jeszcze takie obrzydliwe, żółte niebo.. Jakby chciało na nas naszczać, a nie mogło do końca. Dobra, jest kupon? Jest na miejscu.. Cholera, muszę już jechać, żeby mnie tylko nie zdybali gdzieś z tym kartonikiem. Może jednak kupię sobie za to kevlar, jakiegoś gnata z tłumikiem, ochronę kogoś z wyższych sfer i sobie będę tu siedział tak jak dalej? Też można..

Zwalniam ręczny i odjeżdżam. Po drodze jakaś grupa czarnych gówniarzy rzuca we mnie kamieniami. Gwałtownie skręcam w rynsztok koło chodnika i asfalty są mokre. Kurwa.. Łeb mnie zaczyna boleć od tego całego syfu. Prawą ręką szukam tabletek, połykam dwie. Nie ma czasu, aby popić, potem zmyję to wszystko z kawą.

Zbliżam się do miejsca kontaktu. Tym razem byłem grzeczny i nic nikomu nie mówiłem. Głównie dlatego, że nikt nie chce zapłacić, ale z drugiej strony, to jeśli Bubel mnie wyrzuci ze swojego gniazdka, to reszta mnie rozdziobie. Tak samo kiedy już się okaże, że nic nie znaczy. Dlatego będę się musiał przenieść wcześniej..

Wyciągam paczkę, solidnie oklejony karton. No mała, czas zmienić właściciela. Mnie to w każdym razie wali, kto nim będzie, byle nie był agresywny i dał mi spokój. Otwieram drzwi, modląc się, abym jeszcze wrócił do tej bryki - i to nie w bagażniku.

Stoi gość w kapeluszu pod drzewem, sam. Pali cienkiego papierosa mimo deszczu. Gdy mnie widzi, zdusza go o pień i odbiera ode mnie paczkę. Bez słów. Gdy wyciąga rękę z kieszeni wypada wizytówka, ona stara się udawać, że tego ni widzi. Zadbane dłonie, spod ronda widać równo przystrzyżoną brodę.. ma klasę, to mu trzeba przyznać. Odchodzi w mrok, podnoszę wizytówkę.

Urząd windykacyjny Edmund Fletcher. Adres, telefon, wszystko elegancko. Chowam do kieszeni, może się kiedys przydać. Samochód odpala, rzucam jeszcze wzrokiem na kupon, czy nie przemókł od tej cholernej wilgoci. Jest cały, cały mój - 4 słonie.. Dobra, nie rozczulaj się tak, stary.

Jeszcze parę kursów, jakiś gość z poobijaną mordą jęczy trzymając się za brzuch. Płaci drobniakami - pewnie ofiara firmy windykacyjnej. Potem jakiś dwóch smutnych gości zalanych w sztok. Będą musieli wrócić do swoich żon niestety.. Ciekawe na ile te moje przypuszczenia się sprawdzają.. Kiedyś muszę zapytać. Kiedy już będę miał do końca dość tego zasranego życia. Jakaś zdenerwowana kobieta, wyróżnia się słabym makijażem. Chce na dworzec, na pierwszy pociąg tego dnia. Dobry wybór, uciekaj stąd! Chciałoby się krzyknąć. Nie biorę zapłaty. To i tak mój ostatni kurs.

Centrala, fury części kolegów już są. Ja się dosłownie zajeżdżę przez tę robotę.. Ale co tam - przynajmniej nie muszę kopać ludzi po twarzach, aby coś osiągnąć. Za moją pracę i uczciwość zostałem nagrodzony 50 000 $. Całkiem opłacalne. Świnia z Ciebie Adolf, takie kłamstwa o sobie opowiadać? Ludzie się zgorszą.. Uśmiecham się półgębkiem wyjeżdżając z centrali. Już za parę godzin świt..

Moja dziura.. Dobrze, że Beth tego nie widziała - całe życie poganiała mnie, abym sprzątał swój pokój. A ja po prostu nie mogę inaczej - uprzątany pokój gryzłby się z resztą świata. Kładę się na łóżko, przymykam oczy.. Sięgam do kołnieża, aby dotknąć kartonika. Skurcz twarzy - gdzie on jest?Rzucam się do drzwi, rozglądając się po drodze za nim, wśród śmieci go nie ma. Wybiegam na klatkę - zbiegam na dół.. Jest!! Łapię i trzymam.. Już na górze wsadzam kupon do Biblii, którą trzymam na półce. Kicham od kurzu, gdy ją otwieram. Chowam do szuflady, wyciągam z niej budzik i nastawiam na 12. Z napisu na losie wynika, że biuro jest czynne 10 - 16. Mi wystarczy. Zamykam drzwi na klucz i łańcuch. Nie mam już siły myśleć o jutrze i tej forsie. Jutro zadzwonię, upewnię się, czy to na pewno nie żadna podróbka.. (sen)
 
__________________
Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu.

Ostatnio edytowane przez Harv : 13-04-2007 o 02:53. Powód: dod. treść
Harv jest offline