Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2015, 06:30   #6
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Podróż zapowiadała się na odrobinę dłuższą z powodu tempa Auli, jednak dzięki temu mogli przyglądnąć się okolicy. Farmy, które powinny być teraz pełne ludzi z powodu żniw, były puste. Im dalej szli traktem na południe, tym efekt mrozu był bardziej widoczny. Z oddali z lewej strony widać było wzgórza okalające pozłacaną dolinę. Temperatura spadała z każdą kolejną minutą marszu. Zbierały się ciemne chmury.
Powoli zauważyć można było większe skupiska drzew, które zapowiadały początek lasu. Kiedyś zajmował on większe połacie terenu, jednak karczunek pod pola uprawne odebrał te tereny naturze.
Wreszcie dotarli do ostatniej farmy przy drodze w stronę Zimaru i Demgazi. W oddali widać było... Płonące budynki. Dom, spichlerz i stodołę. Ogrodzona prostym płotem spora prostokątna połać ziemi pokryta była zwiędłym zbożem. Przy wejściu była tabliczka wyraźnie wskazująca na właściciela - Dansby.
I w tym momencie zaczęło lekko prószyć śniegiem.
Wyrocznia spuściła głowę na ten widok, a Anmar znowu głośno zaklął, nie bacząc na dwie kobiety obok niego.
- Ale bajzel - skomentował to krótko ten drugi dobywając miecza.
Droga szła coraz bliżej lasu. Shalia dobrze wiedziała, że jeszcze ćwierć mili i dotrą do ścieżki prowadzącej wgłąb niego.
Łowczyni przyglądała się przez chwilę temu strasznemu widokowi, milcząc. Tańczące radośnie płomienie odbijały się migotliwym blaskiem w jej złotych oczach, które nie podzielały chorego entuzjazmu ognia. Czując na policzku topniejący płatek śniegu, spojrzała w niebo.
Zacisnęła dłoń na mieczu podarowanym przez Yulna. Nie rozumiała, jak można było zrobić coś takiego. Na usta cisnęły się jej słowa godne Anmara, jednak wychowanie wzięło górę.
- Zniszczyli cały dobytek starego człowieka... I po co im to - powiedziała głuchym tonem. - Myślą, że zatrą ślady? Niedoczekanie - dodała, groźnie mrużąc oczy.
- Nie. Nie zacierali śladów. Po prostu chcieli zniszczyć - stwierdził Darvan.
Shalia z ponurą determinacją poprowadziła grupę najpierw dookoła pozostałości po włościach Dansby'ego, by sprawdzić ewentualne ślady. Szła przodem, by nikt nie zadeptał przypadkiem potencjalnego tropu. Odciski butów nie umknęły uwadze tropicielki. Wystarczyło, że trochę uważniej popatrzyła na ziemię. Ich ilość wskazywała na cztery do sześciu osób. Prowadziły od okolic za domem do lasu - a przynajmniej tak się łowczyni wydawało. Obeszła za dom...
I kolana się prawie pod nią same ugięły.
Na ubitej ziemi za budowlą leżała dziewczyna w wieku około piętnastu lat. Krew z poderżniętego gardła zdobiła prostą błękitną sukienkę. Jej wyschnięte oczy wpatrywały się w przestrzeń z niemym pytaniem "dlaczego?".
Przy spichlerzu zaś wisiała starsza kobieta, prawdopodobnie matka zamordowanej i jednocześnie żona właściciela. Do nadgarstków przywiązane miała liny, a te były przymocowane do belek konstrukcji. Wyglądało to tak, jakby ktoś sobie urządził z niej tarczę strzelecką, gdyż miała w ciało powbijane jakieś dobre dwa tuziny strzał. Ktoś jednak wolał spróbować swoich sił i po prostu wbił jej długą włócznię prosto w klatkę piersiową.
Tu nie było walki.
Tu miała miejsce rzeź.
Rzeź w celu zaspokojenia swego pragnienia zabijania.
Darvan poczuł, jak resztki obiadu zaczynają wędrować mu do gardła, ale na szczęście udało mu się opanować.
Wędrował po świecie już kilka lat i wiele rzeczy widział. Trupy również. Sam (czym zresztą się nie chwalił) wysłał na tamten świat paru ludzi. Ale wtedy chodziło o prostą sprawę - on albo ja. Nigdy jednak nie spotkał kogoś, kto zabijał dla rozrywki.
- Aulo, mogłabyś sprawdzić, czy dziewczyna została... - Nie dokończył.
- Anmarze, pomóż mi ją odciąć - dodał.
- Jaasne... Cholera. Ale bajzel - powtarzał na okrągło jakby na uspokojenie nerwów.
Obaj podeszli do starszej kobiety. Awanturnik szybko przeciął więzy krótkim mieczem i odciągnął ciało od płonącego spichlerza.
- Stój - warknęła Shalia na Aulę nieco ostrzej, niż zamierzała. - A czy to ma jakieś znaczenie? Nie ma najmniejszego. Ani im to już nie pomoże, ani nam nic nie ułatwi! Po prostu ich pochowajmy albo oddajmy ciała płomieniom, tak będzie szybciej, i znajdźmy morderców - wyrzuciła z siebie, niemal dławiąc się własną złością.
Złote oczy płonęły gniewem. Zawsze wiedziała, że ludzie są gorszymi bestiami od zwierząt. Tak czy inaczej jej mała grupka przybyła tutaj za późno. Nie spóźnili się wiele - w końcu ogień jeszcze trawił zabudowania - ale jednak. Całą siłę woli włożyła w to, by nie rzucić się z pięściami na Anmara. To jego wina, że zmitrężyli tyle czasu w mieście! A co, jeśli był w zmowie z bandytami? Może wprowadzi ich w jakąś pułapkę? Może zaprowadzi siedliska tamtych? Tak, Shalia musiała go od teraz bacznie obserwować…
- Oddajmy ich ciała płomieniom - powiedział Darvan. - Lepiej żeby Dansby tego nie widział.
Nie zamierzał dyskutować z Shalią, ale uważał, że dziewczyna nie ma racji. A przynajmniej nie ze wszystkim.
- Nie chcę cię martwić, ale on chyba już to widział. Nie było go w Heldren po rozmowie z panią Ionnią. Sądzę, że ruszył w drogę powrotną tutaj - Shalia wyjaśniła swoje podejrzenia. - Nie znaleźliśmy jednak jego ciała… Ani nie spotkaliśmy go po drodze - potrząsnęła głową, nie potrafiąc wyobrazić sobie, co musiał poczuć na taki widok.
- Gdzie więc się podział? Pobiegł za tamtymi? Gdzieś by musiały być jego ślady - dodał Darvan.
Przez uderzenie serca Shalia miała ochotę strzelić sobie w głowę. Z łuku.
- Powodzenia z szukaniem śladów jednego starszego człowieka w tej rozdeptanej przez jakieś osiem do dwunastu nóg ziemi. Jak umiesz określić wiek po odbiciach podeszew butów, to chętnie się nauczę - westchnęła. - Może spotkał ich tutaj, może zabrali go ze sobą? Współpracują z Zimotkniętymi, porwali szlachciankę, zabijają dla zabawy… Naprawdę chcemy próbować racjonalizować ich zachowania i stwierdzać, że coś ma sens lub go nie ma? Nie wydaje mi się.
Jak widać, opowieści o umiejętnościach tropicieli są mocno przesadzony, pomyślał Darvan, rozczarowany wypowiedzią Shalii.
Eh, ci mężczyźni, w ogóle się nie znają, pomyślała Shalia zaskoczona wcześniejszymi pytaniami Darvana.
- Jak dawno temu zginęły? - spytał.
Łowczyni spojrzała na niego z niejakim wyrzutem. Miała ich zaprowadzić, znaleźć tropy, określić czas zgonu… Co jeszcze? Niech sam sobie maca zwłoki!
Wzięła głęboki oddech na uspokojenie oraz dla dodania sobie odwagi. Znała te kobiety, rozmawiała z nimi, śmiała się z nimi… Oglądanie ich w tym stanie, traktowanie ich tylko jako poszlak. To było tak bardzo nie w porządku.
Musiała jednak to zrobić. Pomóc Heldren, pomóc w ten sposób całej społeczności miasteczka; czyż nie tak postąpiłby Erastil?
W końcu przemogła się i podeszła do dziewczyny. Palcami delikatnie przesunęła po jej powiekach, by niewidzące oczy nie spoglądały już na nią z tym niemym pytaniem. Przesunęła dłonią po stężałej, zimnej twarzy, ale temperatura ciała nie była dobrym wyznacznikiem w tych warunkach pogodowych. Za to krew z poderżniętego gardła jeszcze połyskiwała w płomieniach ognia, nie zaschła więc całkiem.
W wyniku tych krótkich oględzin upewniły ją również rany żony Starego Dansby’ego. Dłuższe przyglądanie się ciałom było już ponad jej siły. Wstała chwiejnie i odeszła na chwilę na bok. W milczeniu wpatrywała się w płomienie, uspokajając myśli.
- Nie więcej jak godzinę temu - odpowiedziała w końcu na pytanie Darvana, a jej głos przepełniony był smutkiem.
Godzina. Darvan przez moment się zastanawiał, co robił godzinę temu. Jedna głupia godzina. Ale i tak by nie zdążyli, nawet gdyby biegli całą drogę.
- Zapewne nie mają swego obozu zbyt daleko. Ciekawi mnie tylko, że nie boją się pościgu. Czyżby wierzyli w to, że nikt nie zorganizuje ludzi? Może masz rację, może faktycznie Dansby wpadł w ich ręce - powiedział.
Aula stała przez chwilę roztrzęsiona. Tępym wzrokiem wodziła to po budynkach, a to po zabitych kobietach. Odwróciła się w stronę swoich towarzyszy. Jej pięści były zaciśnięte. Jej ton głosu zmienił się z sennego na pewny siebie.
- Jestem zła. Jestem bardzo zła. Życie to świętość, a ci nawet nie potrafili uszanować prawa do niego. Chcę walczyć z tymi, którzy to uczynili - powiedziała podchodząc do pozostałych.
Stanęła obok. Wyglądała tak, jakby wreszcie ożyła lub się obudziła.
- Ich ciała należy pochować... Lub spalić. Decyzja należy do was, jednak pierwszy wybór sprowadzi się do tego, że będziecie ich musieli przewieźć do Starszego Safandera. Tutaj mogą wstać jako zombie... Lub coś gorszego.
- Jeśli możesz odprawić odpowiednią ceremonię... - powiedział Darvan - to spalmy ich ciała.
Shalia przytaknęła.
- Nie mamy czasu na powrót do Heldren.
- Ale to ty, Aulo, będziesz musiała poprowadzić ceremonię - dodał Darvan.
- Nie jestem kapłanką, ale zrobię to, co jestem w stanie zrobić.

Dziewczyna powoli podeszła do zwłok naszpikowanej strzałami kobiety i zaczęła zeń wyciągać pociski, zaczynając od włóczni. Odrzuciła je na bok i przeciągła ciało obok tego należącego do drugiej ofiary. Obeszła je tak, by stanąć w stronę chylącemu się ku zachodowi słońcu. Złożyła ręce i zaczęła odmawiać modlitwę pochwalno-błagalną do Sarenrae o to, by przyjęła w swe ręce dusze, które pożegnały się w tym miejscu z życiem. Dotknęła swymi rękoma zakrwawionych ubrań i wypowiedziała jeszcze kilka słów pod nosem. Te natychmiast się zapaliły, spowijając po chwili ciała ogniem.
Aula się wyprostowała i znów popatrzyła na unoszący się na niebie złoty dysk. Złączyła nogi, a ręce uniosła wzdłuż ciała ustawiając je pod kątem rozwartym. Z jej ust dało się słyszeć słowa kończące modlitwę chwalące Sarenrae.

Kiedy było już po wszystkim, a ciała prawie doszczętnie spłonęły, wyrocznia odezwała się tonem, którego pierwszy raz dopiero tutaj uświadczyli:
- Jeśli mamy tu coś jeszcze do zrobienia, to się tym zajmijcie. Ja poczekam tu nas was. Tylko krzyczcie jeśli będziecie szli, bo mogę was nie zobaczyć - uśmiechnęła się trochę smutno jakby wiedząc, że to nie pora na żarty, jednak chcąc rozładować napięcie.
- Nie. Powinniśmy już iść za tamtymi - powiedział Darvan.
Shalia przytaknęła i jako pierwsza ruszyła śladem morderców.
 
Kerm jest offline