Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2015, 08:48   #8
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W ten oto sposób, wcześniej zabierając znalezione rzeczy, drużyna ruszyła śladami morderców wgłąb lasu. Były to w zasadzie obrzeża, jednak im dłużej parli naprzód, tym więcej drzew było dookoła. Temperatura lekko zaczynała dawać się we znaki, śnieg wręcz irytująco spowalniał marsz, a widoczność była ograniczona przez padający z nieba biały puch.
W pewnym momencie trop przechodził przez małą polankę wśród wyższych drzew, po czym znikał gdzieś za wzgórzem. Duża skrzynia leżała na wpół zakopana pomiędzy dwoma drzewami. Wygląda tak, jakby została upuszczona lub porzucona przez tych, którzy w pośpiechu tędy przechodzili.
- Pewnie kolejny prezent, z zombie w środku - mruknął Darvan - Pewnie przewidywali, że tropem bandytów ktoś będzie szedł.
Zatrzymał się dwa kroki od skrzyni i zastukał w nią tępym końcem włóczni. Wydane przez nią dźwięki wskazywały na to, że jest pusta.
- Mieli dość czasu, by zabrać ją z powrotem, nawet gdyby pośpiech nie pozwolił im nieść jej dalej - zgodziła się Shalia. - Darujmy sobie. Po co nam kolejny zestaw ubrań?
- Na bardziej srogie mrozy?
- uśmiechnął się Darvan. - Chodźmy.
Wbrew tym słowom mag jeszcze popchnął skrzynkę swoją włócznią, a jako że się nie ruszyła, to naparł na nią całą swoją siłą. Przesunęła się ona do niecały metr, rozgarniając przy okazji śnieg za sobą, ujawniając pod sobą mnóstwo pancerzy oraz broni do walki w zwarciu i strzeleckiej.
Zaklinaczowi podskoczyło jednak serce do gardła słysząc, że coś się rusza w lesie nad jego głową. Uniósł wzrok, a tu dostrzegł najeżony kolcami bal celujący idealnie w osobę, która byłaby na tyle głupia, by tknąć skrzyni. Obniżył się on tylko odrobinę nie wyrządzając nikomu krzywdy. Dopiero teraz dostrzegł, że w skrzyni zatrzaśnięta jest lina prowadząca wgłąb lasu. Wygląda to na dość prymitywną pułapkę, jednak trafienie takim kawałkiem drewna mogłoby być zabójcze.
- Możecie brać, wybierać - powiedział, wskazując na odkryte właśnie dobra. - Czyżby tu porzucono łup zdobyty na ochronie powozów?
Spróbował w stosie rupieci wypatrzyć coś dla siebie.
- Shalio? Może koszulkę kolczą? - spytał. - Wygląda na porządną robotę.
Gdyby pracowali dla zysku, to w tym momencie powinni zabrać to wszystko, zrobić w tył zwrot, a potem sprzedać.
Dziewczyna zgodnie z sugestią maga wyciągnęła zbroję ze sterty łupów. Obejrzała ją dokładnie. Wyglądała naprawdę solidnie i była całkiem ładna.
- Mhm - przytaknęła. - Chętnie skorzystam.
Przeczuciem Darvan tego nie mógł nazwać. Raczej odezwał się tu rozsądek.
- Mendeteksi sihir - powiedział, rzucając czar “wykrycie magii” na znaleziony stos rzeczy.
Coś tam było. Na samym dnie.
Na szczęście hojni ofiarodawcy skąpili na pułapkach i Darvan baz problemu odszukał ów przedmiot. Piękną i jakże przydatną różdżkę, zawierającą czar Magiczna Zbroja. I to, jak się okazało, bynajmniej nie jeden taki czar.
A prócz tego dobytek Darvana zwiększył się o dwadzieścia ponad bełtów. Mógłby co prawda zabrać kolejną kuszę (w myśl zasady - od przybytku głowa nie boli), ale sądził, że biegając po lesie z dwiema kuszami w dłoniach wyglądałby niezbyt poważnie. Żeby nie powiedziać gorzej.
Anmar podszedł, szybkim ruchem zabrał nieźle wykonany sztylet i gdzieś go schował.
- Najlepiej to wziąć na sprzedaż wtedy, kiedy będziemy wracać - powiedział zerkając na wiszący wśród drzewnych konarów bal.
- Heldren z chęcią przyjmie broń i pancerze. To spokojna okolica, jednak mieszkańcy wolą być przygotowani na ewentualny atak - dodała posępnie Aula - Powinniśmy ruszać. Zbliża się noc.
- Może z powrotem założysz tę pułapkę? - zaproponował Darvan.
- To nie będzie takie proste. Na moje oko na naciągnięcie jej użyto przynajmniej trzech silnych ludzi. Nie sądzę, by ktoś miał nam łup zabrać więc po prostu to zostawmy w ten sposób - odpowiedział najemnik.


Drużyna poszła dalej. Mróż zaczyna się powoli dawać we znaki niektórym jej członkom. Aula próbuje rozgrzać swe dłonie dmuchając w nie, zaś Darvan czuje jak mu ręce wręcz poczerwieniały od zimna.
Śnieg w kolejnej części lasu stał się głęboki. Wiatr wyżłobił przez to zarośnięte drzewami wzniesienie ścieżkę, która da się iść nie wchodząc po pas w otaczający podróżników biały puch. Niewielkie kaskady śniegu spadają niekiedy ze znajdujących się nad głową gałęzi sycząc lekko, gdy uderzały o ziemię. Droga lekko zakręca w prawo. Nie licząc mówionych pod nosem przekleństw Anmara, to jest tu dziwnie cicho.
- Aulo, możesz mi coś doradzić? - Darvan zwrócił się do dziewczyny. - Wściekle mi zmarzły ręce.
- Jestem w stanie coś z tym zrobić
- powiedziała i uniosła swe ramiona w górę podobnie, jak to zrobiła w gospodarstwie.
Błyskawicznie wszyscy poczuli przepływ pozytywnej leczącej, a jednocześnie ogrzewającej energii.
- Dziękuję, Aulo - powiedział Darvan. - Jesteś wielka.

- A w ogóle to co teraz robimy?
- spytał. - Idziemy dalej, dopóki cokolwiek jeszcze widzimy, czy rozbijamy obóz?
Shalii zimno nie doskwierało jakoś specjalnie, przynajmniej na razie.
- Idziemy, póki coś widzimy. Zresztą i tak trzeba sprawdzić, co jest kawałek dalej, jeśli chcemy tu obozować - powiedziała, wzruszając lekko ramionami.
- A w jaki cholerny sposób rozbić obóz w tym śniegu? - zapytał awanturnik z wyraźną pretensją w głosie.
Shalia uniosła lekko brew.
- Nie szykowałeś się na taką możliwość? Myślałeś, że raz-dwa znajdziemy winnych, Lady Argenteię i wrócimy na noc do ciepłego łóżeczka? - zakpiła. - Możesz zacząć od zbierania gałęzi na wyściełanie sobie posłania, żebyś nie musiał spać na śniegu.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie lubię spać w śniegu kiedy sypie - zaczął argumentować Anmar - Obudzisz się rano i okaże się, że jesteś pod trzema śnieżnymi warstwami. A to jakiś potwór jeszcze kogoś zje, albo...
Krzyk Auli przerwał mowę najemnika. Jakby na stwierdzenie na temat potwora nagle spod warstwy białego puchu wyskoczył duży gad równie biały jak otaczający go krajobraz. Miał głowę przypominającą smoczą, a jego uzębienie stanowiły ostre kły. Jego ręce kończyły się zakrzywionymi pazurami. Z jego nozdrzy unosiła się zielonkawa mgła.


Ugryziona w rękę i opleciona przez bestię wyrocznia zajaśniała złotym blaskiem. Jej figura okolona ogniem lekko topiła śnieg dookoła niej. Shalia oraz Darvan czuli bijące od Auli ciepło.
Shalia zawahała się na moment. Była pewna, że to nie jest zwykłe zwierzę. Nie zapytała natomiast Yulna, jak dokładnie ci zimotknięci wyglądali. A jeśli to był jeden z ich przedstawicieli?
Dobyła miecza z zimnego żelaza i zaatakowała potwora, mierząc w pysk, by przypadkiem nie zranić też Auli. Ostrze wgryzło się w łuski, rozcinając je i zostawiając po sobie krwawy ślad.
Darvan cofnął się o krok.
- Ledakan asam! - powiedział, wykonując odpowiedni gest.
W stronę trzymającego Aulę potwora pomknęła kulka pulsująca zgniłą zielenią. Po sekundzie kwas rozbił się na śnieżnobiałych łuskach Tatzlwyrma, pozostawiając tam wyraźny wżer.
Anmar dobył zabrany niedawno sztylet, wysunął się naprzeciw łowczyni, by móc flankować bestię. Wbił swą broń w miejsce w pobliżu głowy sprawiając, że potwór zaczął wyć. W odpowiedzi zaczął drapać swymi szponami znajdującą się w jego uścisku dziewczynę próbując rozerwać ją na strzępy. Światło lekko zbladło, a na ziemię poleciały krople krwi. Złote płomienie Auli jeszcze przez chwilę ją otaczały, po czym zniknęły równie nagle, jak się pojawiły. Jej nieudolne próby wyrywania się spełzły na niczym.
Shalia wyprowadziła błyskawiczny cios, by jak najszybciej pomóc Auli. Wyrocznia, wyrocznią, ale była tylko człowiekiem. Miecz wszedł w cielsko bestii jak w masło, wgryzł się głęboko. Uścisk bestii osłabł, a sam stwór po chwili przestał się ruszać. Łowczyni wyszarpnęła broń ze zwłok potwora.
- Aula! Pomóżcie jej! - powiedziała do towarzyszy.
Jeżeli już mieli tracić kogokolwiek, to lepiej Anmara, a nie bogom ducha winną dziewczynę.
Darvan wyciągnął sztylet i przyklęknął przy leżącym krewniaku smoków, po czym spróbował podważyć szpony smokowatego stworzenia i uwolnić Aulę z serdecznego uścisku.
- Dobrze, ze nie zionął trującym oddechem - powiedział.
- Mam nadzieję, że trzyma się tradycji i jest samotnikiem - dodał. - Ale na wszelki wypadek uważajcie.
Plotki głosiły, że niektóre osobniki łączyły się w niewielkie stadka i Darvan miał nadzieję, że ten nie miał w pobliżu kompanów.
Anmar za to chwycił dziewczynę za ramiona i wytargał ją spod jaszczura.
- Mówiłem coś o bestiach w śniegu - rzekł w stronę Shalii wyraźnie zły.
Ubrania wyroczni były odrobinę potargane, a rany pod nimi były dość głębokie. Półprzytomna dotknęła symbolu Sarenrae i znów wszyscy poczuli przepływ pozytywnej energii. Z pomocą awanturnika wstała, popatrzyła po reszcie i westchnęła z ulgą.
- Dobrze, że nikomu się nic nie stało - powiedziała ze słabym uśmiechem - Szansa na spotkanie takiego stworzenia w tym lesie jest bardzo nikła.
- Ten jeden sprawił nam dosyć kłopotów
- odparł Darvan. - Więcej takich nam nie potrzeba. Shalia mogłaby zabrać piękne trofeum - dodał z uśmiechem.
- Dobrze się już czujesz? - upewnił się.
- Tak... Chyba tak. Jednak rany zadane przez to coś jeszcze pieką. I muszę naprawić swoje ubranie. - odpowiedziała.
- Rany tak zwykle mają - powiedział Darvan, usiłując sobie przypomnieć, czy rany zadane pazurami Tatzlwyrma nie mają jakichś dodatkowych skutków ubocznych. - Można ci jakoś pomóc w tej łataninie?
- Poradzę sobie. Dziękuję
- skinęła głową w podziękowaniu - Teraz musimy zadecydować o tym, gdzie rozbijamy obóz. Marsz w nocy może być niebezpieczny.
- Teoretycznie ten potwór powinien mieć gdzieś niedaleko swoją kryjówkę - odparł mag. - Ale nie sądzę, byśmy się tam zmieścili w czwórkę.
Shalia nie bardzo wiedziała, czy Anmara powinna wyśmiać, czy może jednak dać mu w mordę.
- Zejdźmy ze ścieżki czy czegoś, co było nią, nim zasypał ją śnieg i znajdźmy jakieś chociaż odrobinę osłonięte od wiatru miejsce gdzieś w pobliżu. Krzakami, gęściej rosnącymi drzewami. Cokolwiek. Potem wymościmy posłania gałęziami, żeby nie spać w wodzie powstałej od topiącego się śniegu. Wezmę pierwszą wartę - łowczyni cofnęła się kilka metrów po własnych śladach i zeszła w las, rozglądając się za miejscem odpowiednim na obóz.
Darvan, kierując się zasadą, że nie powinni się za bardzo rozdzielać. cofnął się w ślad za Shalią, a nawet zrobił kilka kroków ścieżką, którą w śniegu zaczęła wytyczać tropicielka. Ostatecznie cała reszta drużyny poszła za szukającą schronienia łowczynią.

Odejście od ścieżki spowodowało, że tropicielka zaczęła iść wręcz po pas w śniegu. Poszukiwania były męczące i irytujące, jednak wiedziała, że coś musi być w pobliżu biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu. Po prostu się na tym znała.
Nie minął kwadrans, a u podnóża wzniesienia dostrzegła wejście do schodzącej w dół dość głębokiej groty. W środku bez problemu mogło się zmieścić do sześciu osób uwzględniając ognisko. Całość wyglądała jak jama porzucona przez niedźwiedzia. Albo taką, która mogłaby być zasiedlona przez niego, jednak w środku nie było praktycznie nic.
- Skoro ta norka jest pusta, to chodźmy do środka - zaproponował Darvan. - Nie znajdziemy w okolicy lepszego schronienia.
- Wszystko jest lepsze od spania w śniegu
- powiedziała Shalia, uśmiechając się pod nosem.
Darvan wypowiedział odpowiednie słowa i magiczne światełko oświetliło wnętrze jaskini. W środku jednak nic ciekawego nie było. Prawdę mówiąc, nic nie było.
- Dziwnie tu czysto - powiedział. - Całkiem jakby poprzedni lokator zatrudniał sprzątaczkę.
- Warto by naciąć kilka gałęzi, by zasłonić trochę wejście - zaproponował. - No i jakaś brzózka dałaby nam odpowiednie drewno. Widziałem kilka niedaleko.
Całkiem zadowolona ze znalezionej groty Shalia wybrała sobie miejsce naprzeciwko wejścia. Rozłożyła swoje posłanie, a plecak położyła w miejscu poduszki.
- Wezmę pierwszą wartę - zapowiedziała.
Następnie zostawiła zmarzniętych towarzyszy w jaskini i udała się na poszukiwanie czegoś, co nadałoby się do spalenia. Drewna w lesie było rzecz jasna pod dostatkiem, ale w śniegu kopać nie zamierzała.
Niedługo potem była już z powrotem z młodą brzózką.
- Proszę, możecie rozpalić ogień - powiedziała.
W końcu nie zamierzała robić za nich wszystkiego.
- Trochę podymi pewnie, ale będzie cieplej.
- Anmarze, zorganizujesz trochę gałęzi? - spytał Darvan, po czym zaczął rozłupywać przyniesione przez Shalię drzewko na mniejsze kawałki.
Dobrze, że była to brzoza. Kora idealnie nadaję się na podpałkę, zaś samo drewno nadzwyczaj łatwo się pali.
Po chwili na środku jaskini zapłonęło niewielkie ognisko.
Rozglądający się przy wejściu awanturnik kiwnął głową i ruszył w las biorąc dobyty znikąd toporek. Zdaje się mieć wrażenie dziwnie dużą ilość broni białej przy sobie.
Jakiś dłuższy moment mu to zajęło, ale wrócił z naręczem gałęzi wszelkiego rodzaju. Rzucił je na bok, usiadł przy wejściu do jaskini i zaczął o czymś intensywnie myśleć.
- Wezmę drugą wartę. - powiedział najemnik po kilku minutach, po czym znów zamilkł.
Wyrocznia usiadła przy rozpalonym ognisku i odmawiała pod nosem jakieś modlitwy. Efektem była powolna naprawa jej ubrań.
- Mogę być po Anmarze - stwierdził Darvan, po czym zaczął paroma bardziej pokaźnymi gałęziami zastawiać wejście, by ognisko nie było widoczne z daleka.

Dzień dobiegł końca. Liżący gałązki ogień przyjemnie trzeszczał dając ciepło i światło oświetlające niemalże całą jaskinię. Noc była spokojna i cicha, lecz właśnie ta cisza nie podobała się Shalii wiedzącej, że o tej porze roku las powinien tętnić życiem nawet po zachodzie słońca. Po pewnym czasie obudziła Anmara, który przeniósł się w okolice wejścia do groty i zaczął obserwować.
Na warcie Darvana zerwała się straszna śnieżyca. Jego nerwy były napięte, bo miał przeczucie, że zaraz coś na niego wyskoczy spośród drzew i zabije. Tak się na szczęście nie stało, jednak to “przeczucie” pozostało. Był w tym momencie pewny, że są obserwowani. Przekazał tą informację dalej - obudzonej niedługo przed świtem Auli czatującej w wejściu do momentu, aż wszyscy się wyspali.
 
Kerm jest offline