Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2015, 20:20   #4
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Cheb. Od dzisiaj oficjalnie to synonim starej, zapyziałej dziury!
Tydzień szwendania się po okolicy w poszukiwaniu sklepu z bronią i zapasami, i wszędzie to samo zdanie: "Sklep Andrzeja w Cheb".
~ No i kurwa jestem w Cheb ~ pomyślał. ~ Całe Cheb to jedna wielka śmierdząca rudera, a sklep Andrzeja to dziura. I to dosłownie. ~ Lej wielkości małego domku, oraz porozrzucane po okolicy resztki potwierdzały słowa Chebańczyków - stał przed tym co zostało ze sklepu.
Szuter splunął przez zęby na resztki sklepu zastanawiając się co dalej.
Był w drodze od tygodnia krążąc wokół Detroit w poszukiwaniu zapasów. Jego ostatnie zlecenie w mieście gangerów nie skończyło się miło - brudas nie chciał zapłacić za "usługę", sytuacja zrobiła się niemiła, w efekcie cały lokal gangu miał nowy kolor ścian - szkarłatną czerwień.
Mężczyzna bardzo nie lubił takich sytuacji. Nie chodziło nawet o cwaniaków, co to wynajmują ludzi, a potem migają się od płacenia. Bardziej chodzi o nadplanową amunicję potrzebną do rozwiązania konfliktu. A Szuter nie używał najtańszych pestek.

- Jebał to pies - mruknął odganiając wspomnienia sprzed tygodnia. Póki co nie słyszał, by ktoś go szukał, więc być może rywalizujący bikerzy dokończyli dzieła? Tak czy inaczej, należało uzupełnić amunicję, zapasy i poszukać nowego zlecenia. Wyglądało na to, że nie znajdzie w Cheb nic ze swojej listy.
Wyjął fajka i zapalił starą zapalniczką gazową. Swoją zippo stracił w strzelaninie, musiał się więc zadowolić gazowcem. Zaciągnął się i wypuścił dymek powoli.
Nie podobało mu się tu nic a nic. Wiosna na południu już dawno wypaliłaby błoto, a lekki powiew wiatru przyjemnie muskałby wystawioną do słońca mordę. Ale nie tutaj. Tutaj na północy wiosna wkurwia niewiele mniej niż zima. Wysokie wojskowe buty nosiły ślady kilkudniowego błocka, co wcale nie polepszało humoru mężczyzny. Wojskowe spodnie były w nieco lepszym stanie, bowiem tylko gdzieniegdzie nosiły brunatne ślady ziemi. Na stan płaszcza w kolorze wahającym się pomiędzy rozmazanym psim gównem, a zaschłymi rzygowinami w ogóle się przejmował. Jego rolą było ochraniać mężczyznę od deszczu i przenikliwego wiatru, i do tego celu nadawał się idealnie.

To co zwracało uwagę ludzi to nietypowy pancerz. Dziś ludzie noszą na sobie albo kevlarowe koszulki, pancerze policyjne, jak ktoś ma szczęście, albo kilka metalowych blach połączonych na ślinę i taśmę klejącą. Pancerz Szutera był więc czymś wyjątkowym. Składał się z płatów twardej niczym metal fałdów skóry uformowanych w napierśnik, połączonych ze sobą miękką warstwą łuskowanej skóry jakiegoś gada, lub co bardziej prawdopodobne - mutanta. Na pospólstwu robiło to wrażenie. Na wojskowych też, choć ci dostrzegali w pierwszej kolejności Bushmastera - lekki, precyzyjny karabinek. Amerykańska wariacja na temat M-16, lżejsza i poręczniejsza niż Desert Eagle!
Całości dopełniały czarne, lekkie, skórzane rękawiczki, okulary przeciwsłoneczne i bandana na głowie. Reszta dobytku znajdowała się w pojemnej wojskowej "kostce" - kolejnej ciekawostce znalezionej w opuszczonym wojskowym magazynie.

- Dobra, dość tego pierdolenia, trzeba ogarnąć inny sklep - powiedział na głos. Co prawda zauważył coś przebłyskującego z błota na stromo opadającej ścianie leja, ale zauważył kątem oka zbliżającego się mężczyznę.
To co leżało w leju, to mógł być sejf, lub jakaś skrzynia, a więc potencjalne gamble. Tak jak w przyrodzie, każdy samotny samiec walczy o swoje terytorium i łupy na nim się znajdującej. Szuter nie miał wątpliwości, że ludzie niewiele różnią się od zwierząt, a po wojnie natura wzięła górę. Dlatego też nie mogąc zweryfikować swojego znaleziska, należało zniechęcić potencjalnych rywali.
Odwrócił się nieśpiesznie lustrując przybysza. Już zanim się odwrócił wiedział, że nie ma do czynienia z miejscowym. Broń i wyposażenie wskazywało na myśliwego. Miejsce spotkania, na wspólny cel, a zatem konkurencję do ewentualnego znaleziska.
Przez chwilę lustrował przybysza swoim zimnym, bezwzględnym wzrokiem, jakby oceniał zagrożenie, mimo iż ciało było luźne, a broń luźno zwisała przewieszona przez plecy, mężczyzna był zawsze gotów do walki.
- Widać, że oboje spóźniliśmy się - zaczął lustrując broń mężczyzny. Głos miał miękki, niski, cichy, ale dość dobrze słyszalny.
- Wiesz może gdzie znajdę sklep z zaopatrzeniem?
 
psionik jest offline