Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2015, 21:34   #5
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Julia wstała z fotela i podobnie jak towarzysz rozłożyła szeroko obciążone szklankami dłonie.
- Mój ty biedaku, jak można tak wykorzystywać twoją wrodzoną dobroć? Anna nie ma serca. Do tego jeszcze chce chyba zmienić lokal w tartak. Nie chcę pytać skąd wytrzasnęła to drewno co właśnie wyszło - zacmokała ze smutkiem tak samo szczerym jak wcześniejsze słowa mężczyzny odnośnie zatrudnienia wykorzystanej małolaty. Pewnie kiedy jutro przyjdzie Forlov znowu weźmie ją w obroty a potem pokaże drzwi w myśl swojej życiowej maksymy “albo dymasz albo ciebie dymają, job twoju mać”.

Dała się wyściskać, nadstawiła oba policzki i czując na skórze łaskotanie zarostu uśmiechnęła się tym razem tak naprawdę, bez udawania. Poklepała rudego popaprańca po plecach wciskając mu w dłoń jedną ze szklanic. Trochę już się znali, ogarniała od czego warto zaczynać z nim rozmowę. Ją też suszyło a on był idealnym kompanem do picia i nie tylko. Jeśli ktoś kazałby jej wskazać osobę której ufa w Detroit bez zastanowienia pokazałby właśnie jego.
- Dawno się nie widzieliśmy dłużej niż pięć na minut. Co u ciebie, jak początek sezonu? - spytała jak już uwolniła się z objęć - I co to za sprawa o której nie chciałeś gadać przy ludziach? Masz coś nowego o naszym kliencie?

Rozsiedli się ze szkłem w dłoniach i porozmawiali o różnych sprawach jak to przyjaciele. Anna rozglądała się za nową dziewczyną czy dwiema na nowy sezon i stąd te przesłuchanie co widziała przed chwilą. Egor poopowiadał chwilę o ekipie którą prowadził. Pierwsze dwa wyścigi niezbyt dobrze im poszły więc przyszedł czas na zmiany. No a sprawa, no tak, sprawa. Nie tym razem nie chodziło o faceta którego szukali to było jeszcze w toku. No ale…

- Jest pewna… Opcja. Możliwość. Szansa. - zaczął ostrożnie ważąc słowa. Przy każdym delikatnie stukał szklanicą o poręcz fotela. - Stary wypatrzył pewną brykę. Klasyk. Przedwojenny. Jak nowy. Niemiecki. BMWicę. Czarną. Chce ją. - streścił w największym skrócie przedstawianą sprawę. Wiedziała, że Starym prywatnie nazywał starego Schultz’a, jednego z najważniejszych ludzi w mieście, niektórzy mawiali, że najważniejszego. Skoro sprawa ocierała się o niego bezpośrednio to już było warto słuchać. Zaś jego jazda na przedwojenne bibeloty i antyki łącznie właśnie z samochodami była powszechnie znana. A na niemieckie auta to już w ogóle miał hopla. Zwłaszcza czarne. Nad następną kwestią Rosjanin zamyślił się pocierając nasadę nosa i milcząc chwilę.

- Sprawa jest dość interesująca. Finezyjna. Wymagająca sprytu i subtelności. Bowiem bryka ma właściciela. Jednego z szefów Runnerów. Konkretnie Guido. I tu zaczynają się schody. - rzekł odkładając w końcu dłoń z powrotem na poręcz fotela a spojrzenie miał poważne.
- Pan Schultz, jako porządny biznesmen jest gotów nawet zawrzeć umowę i odkupić samochód od tego Guido. - rzekł patrząc na nią i nieco parodiując napuszony, sztywny i oficjalny slang Schultz’a oraz jego ludzi.- No ale niestety ten Guido ma hopla na punkcie tej maszyny i jest dość uparty. Szanse na polubowne załatwienie sprawy są więc dość nikłe. - rozłożył ramiona w jakby przepraszającym geście.
- No chyba, że ktoś by się wykazał wybitnymi zdolnościami dyplomatycznymi. - uśmiechnął się Rusek i wskazał palcem i szklanicą na siedzącą naprzeciw niego blondynkę.- Ale oczywiście pan Schultz nie będzie wnikał jak ta bryka znajdzie się u niego w garażu. - wydął nieco wargi i rozłożył znów ramiona z miną niewiniątka. Tak się nazywało coś co kiedyś nazywano światkiem przestępczym a obecnie było miejską codziennością. - No i tu zaczynają się prawdziwe schody. Starego oczywiście interesuje tylko cała i sprawna bryka a nie postrzelany czy spalony wrak. Poza tym mam tę info od Hand’a a ten rozpuścił już wici po swoich ludziach a ci zaraz rozniosą to dalej. Więc prędzej czy później ktoś sie połakomi na tą okazję. - wiedziała, ze to faktycznie komplikuje sprawę jeśli nie tylko ona wiedziała o tej sprawie. Z jednej strony należałoby się spieszyć by ubiec konkurencje a z drugiej mogli się stopniowo wykruszać w nieudanych próbach lub można było…
- Więc zadanie łatwe nie jest. Ale jak się uda to pan Schultz na pewno spojrzy przychylnym okiem na taką osobę. A przychylne oko Schultz’a otwiera wiele drzwi w tym mieście. No i oczywiście jest nagroda. Talony na 200 l paliwa. - czyli jeszcze była ta uniwersalna waluta którą każdy chętnie przyjmował, albo wymieniał właśnie na paliwo. A Schultz faktycznie wiele mógł jako szef jednego z największych gangów. Zadanie wyglądało na pozostawiające naprawdę wiele swobody w doborze metod i miejsca. Okazało się, jeszcze, że Egor ma jeszcze jedną niespodziankę.
- Mam coś dla ciebie. - sięgnął do kieszeni marynarki wyjmując jakiś kartonik. - Zgaduję, że taka młoda, wyrafinowana dama na pewno lubi się ekscytująco zabawić prawda? - uśmiechnął się tajemniczo podkręcając atmosferę i trzymając tajemniczy kartonik w dłoni ale nie pokazując co to takiego. - No więc mam coś dla ciebie. - rzekł wyciągając dłoń z kartonikiem. Z jednej strony był to chyba jakiś stary bilet miesięczny ale zgadywała, że nie to jest ważne. Po odwróceniu przeczytała szybko literki a resztę wyjaśnił jej Egor.
- To bilet wstępu na mecz. Mecz otwarcia sezonu. Coś jak paintball czy inne takie dziadostwo. Co roku organizują go Runnerzy u nich na Strzelnicy. W tym roku mają się zmierzyć z drużyną Huronów. I się szykuje epicka walka bo obie strony wystawiły elitę zawodników. Wiesz, gadają, że ma być mecz dziesięciolecia czy coś takiego. Kto wie, może… przy takim składzie…

- Dwie bandy agresywnych łbów strzelających do siebie farbą...jaki wynik obstawiasz? - Juli skomentowała cicho całą sprawę, ale wyglądała na zadowoloną i ciekawą opinii przyjaciela.

On tylko wzruszył ramionami jakby naprawdę przez chwilę próbował oszacować wynik i jakość widowiska.
- No ale młoda damo, wracając do tej okazji to dla ciebie jest ważne, że wśród Runnerów startuje właśnie Guido i cała jego klika więc będziesz mogła ich obejrzeć w akcji. Co dalej to już zdecyduj sama. - wzruszył ramionami gasząc w popielniczce wypalonego peta i dopijając resztkę trunku ze swojej szklanki.

Blue nic nie mówiła. Wolała milczeć i słuchać. Opróżniała machinalnie szklankę co pewien czas dopełniając ją złocistym trunkiem. Jak Forlov to robił, że zawsze potrafił ją zaskoczyć? Sand Runnersi - to przecież w ich strefie siedział skurwysyn mający informacje na których Julii tak zależało. Schultz może i był najpotężniejszym typem w mieście i mógł wiele ale to do bandy wiecznie naćpanych oszołomów właśnie dostała bilecik. Może uda się jej zdobyć ich wdzięczność, ale to trzeba było dobrze rozegrać.
- Jak wygląda ten Guido. Gdzie i z kim mieszka. Co lubi, jakie ma słabości prócz tej fury? Dragi, spluwy, kobiety, chłopcy, wóda? Gdzie się rozbija, komu wisi przysługę. Wrogowie, poplecznicy. Podstawy brat, daj mi podstawy. Każdy klient ma słabości - zamyśliła się a tekturowy kartonik migał między jej palcami . Był mniej wygodny do takich zabaw niż moneta, ale odruch bezwarunkowy pozostał - Wiesz już kto będzie w jego drużynie podczas meczu? Co wiesz o jego najbliższych przydupasach? Zastępcy, podcieracze, ochrona. Ilu ich, kim są. Ty zawsze wiesz wszystko o wszystkich - zakończyła skupiając wzrok na Egorze i dolała i do jego szklanki a wyraz jej twarzy ciągle pozostawał wesoły.

- Guido? Taki czarnowłosy ponoć przystojniak w skórach i dziarach. Jak zobaczysz kolesia w zadbanej czarnej bemwicy jak sprzed wojny to będzie on.- uśmiechnął się nieco ironicznie brat Anny, właścicielki tego lokalu. Nad resztą pytań zamyślił się i pocierając nasadę nosa zaczął mówić już poważniej. - Często przesiaduje w starej kręgielni. U Runnerów jest tylko jedna. Znaczy się jedna się uchowała z szyldem. - dodał wyjaśniająco i zaczął wyjmować z kieszeni paczkę fajek. Odezwał się gdy zaczął wyjmować kolejną ponoć rakotwórczą pałeczkę.

-Nawet szyld mają... - blondynka pokiwała ironicznie głową. Nie była pod wrażeniem. Komuś kto wychował się w Vegas ciężko było zaimponować paroma zbitymi dechami i wiadrem farby.

- Laski lubi. One lubią jego. Zawsze się przy nim jakaś kręci jedna czy dwie. Wyścigi i samochody lubi. Stać go na wizyty w “Cylindrze”. Przystojny, uśmiechnięty, z gestem, popularny, lubiany… No po prostu playboy. - wzruszył ramionami zajęty próbami wsadzenia filtra w resztę owiniętej bibułą rureczki bo okazało się, że wypadł. Wymieniał po kolei cechy celu zlecenia jakby opisywał jakąś kremówkę.
- No przygotowuje się do tego meczu co masz bilet to ostatnio też powinno dać się go złapać na tej ich Strzelnicy. - rzekł gdy w końcu udało mu się skompletować fajka. Uniósł go ostrożnie do ust i teraz sięgnął po zapałki.

-To już wiem kim jest klient. Co z jego obstawą? - zapytała.

- Często się kręci przy nim tak łysy z bródką. Taylor. Tak byczek. To jego zastępca i prawa ręka. Jak White Hand u Schultz’a. Wołają go też Pitbull. Całkiem słusznie zresztą. Kurwa… - przerwał gdy z trudem skompletowana fajka znów się rozpadła zaraz po podpaleniu i w ustach trzymał tylko filtr a reszta fajki leżała mu na kolanach. Machnął ręką i wyrzucił filtr gdzieś w kąt co jak wiedziała na pewno nie ucieszy jego siostry jak go znajdzie. Sam zaś wziął podpalonego papierosa i zaczął go palić bez filtra.
- Jest jeszcze taka ruda. Lekarka. Anioł Miłosierdzia. Często z wielkim czerwonym celownikiem na piersi. Taki konus właściwie. Brzytewka. Właściwie wiele o niej nie wiadomo. Wypłynęła zeszłej zimy. Kojarzysz tę laskę z gazet co łazi jak debilka pomiędzy dwoma grupami z wycelowaną w siebie bronią? No to ta sama. Nie mam pojęcia co ona poza lekarzowaniem robi ale często się przy nim kręci. Jakaś głupia… Leczy za darmo… - pokręcił głową dając znak swojemu niezrozumieniu dla poczynań wspomnianej kobiety. Julia zaś nie kojarzyła gazety o jakiej mówił jej kumpel ale wiedziała, że jakieś gazety czasem tu z NY dochodzą, zwłaszcza właśnie w dzielnicy Schultz’ów. Podobno stary zaczynał dzień od przeczytania gazety przy kawie i ciastku. Dziwak. Chociaż na tyle potężny, że bezpieczniej było o nim myśleć: ekscentryk.

-Idiotów nie sieją, brat - Blue wypowiedziała jedną z mądrości zasłyszanych już w Detroit i dała mu dokończyć.

- Ci dwoje właśnie będą z nim w drużynie na tym meczu. Ten Taylor to rozumiem ale po co biorą tą rudą to nie mam pojęcia. - wzruszył ramionami kręcąc głową. Najwyraźniej ta rudowłosa jakoś zakrzywiała zwyczajną gangerową średnią w wielu aspektach. - Ma być jeszcze Viper i Paul z Hektorem. Wszyscy to osobista świta Guido. No poza nimi ma całą masę zwykłej hołoty jak każdy ważniak więc raczej ciężko będzie dorwać samego gdziekolwiek. - rzekł dochodząc już prawie do połowy wypalonego fajka i zmieniając na nieco wygodniejszą pozycję na tym i tak wygodnym fotelu Anny.
- Kiedyś miał jeszcze brata. Młodszego. Custera. Ale zginął tej zimy na jakimś zadupiu jak pojechał po coroczny haracz. No więc pojechał tam Guido ze swoją świtą. Zrobił porządek. Przywiózł haracz i ciało Custera. Tak mawiają przynajmniej. - dodał spoglądając z niesmakiem na pustą szklankę. Gadanie w końcu zawsze wysuszało gardło.
- Podobno jednak podpadł w niełaskę u samego Hollyfield’a. Skasował mu pożyczoną od niego brykę na akcji. W zimie. Za miastem. Pewnie będzie się starał jakoś to odrobić. - dodał odstawiając pustą szklanicę na biurko i wrzucając do niej peta.

- Guido, Taylor, Hektor, Viper, Paul i ta lekarka. - Julia trawiła i zapamiętywała kolejne informacje. Coś jej śmierdziało w tym układzie. Zakręciła butelką i resztę koniaku wlała w gardło prosto z gwinta - Od kiedy Anioły Miłosierdzia kumplują się z gangerami? Może to jakiś przebieraniec albo trzymają ją tam z konkretnego powodu? W tym musi być coś więcej. Też nie wiem po co wystawiają karła w tym meczu skoro na arenę mają wyjść najlepsi zawodnicy. Co niby ma tam robić? To paintball, lekarz tu niepotrzebny. Może to jakaś psycholka i będzie rzucać się przeciwnikom do gardła? Wiesz brat, pozory często mylą - odstawiła butelkę a bilet schowała do wewnętrznej kieszeni kurtki.

- Może i jest z niej jakiś przebieraniec, tego nie wiem. Jest dość nowa. Może to jakaś dupa Guido albo któregoś z nich? Ale jak leczy jak Anioł i chyba chce zrobić szpital w starej szkole… - rzekł zamyślonym głosem mężczyzna w kapeluszu pocierając nasadę nosa.

- Dobra. Auto jest pilnowane, dmuchane, chuchane i pewnie ten cały Guido poleruje je co wieczór jeśli naprawdę ma takiego świra na jego punkcie. Pomyślę jak wywabić go na przejażdżkę. Zajebanie kluczyków to nie problem jeżeli klient nie trzyma fiuta w gaciach. Gorzej z przyprowadzeniem bryki w jednym kawałku. Ogarniasz, że od takich rzeczy zawsze miałam swoich ludzi, no nie? Nawet ja nie jestem idealna i nie znam się na wszystkim. Wezmę ze sobą Troya - ze wzruszeniem ramion podkuliła nogi i ułożyła stopy na wypolerowanym blacie biurka.

- Tego palanta chcesz wziąć? - Egor zdecydowanie się ożywił słysząc imię drugiego faceta który często się kręcił wokół blondyny a którego nie znosił. - Jak sobie chcesz to go bierz ale bilet masz jeden. A będziesz miała faceta przy sobie to dużo ciężej zrobić wszelkie numery pt. “Jestem tylko małą, biedną, głupiutką blondynczeką”. Ale jak chcesz to go weź. - mówił nastroszonym tonem jakby miał za złe swojemu gościowi, że trzyma się “z tym palantem”. Jednak musiał doceniać jego wartość skoro nie zniechęcał ją od serca do nie brania go ze sobą czy poruszania się po mieście z nim. Tu w centrum enklawy Schultz’ów było całkiem bezpiecznie. Stary Schultz zdecydowanie nie życzył sobie strzelanin za oknami i potrafił to wyegzekwować. Podobnie było w centrum większości enklaw zamieszkałych przez gangi. No ale poza nimi, w Ruinach czy na północnych sektorach miasta w pobliżu Zamkniętej Strefy czy opanowanej przez Gaz Drinkersów to już nie było tak różowo.

- Patrząc z drugiej strony to Runnerzy - skupiła uwagę na Egorze i jego reakcji na jej wywody. Zaczęła cedzić słowa, zgrzytając przy tym zębami - Gdzie siedzi Lexa? W czyjej strefie rozbija się ten skurwiel który wie kto zlecił wysadzenie nas z siodła i przez którego zginął Tatko i Curtis? Pamiętam dla kogo teraz pracuję ale szlag mnie trafia jak pomyślę że ta ludzka kurwa siedzi gdzieś tam bezpieczna i zaćpana, my kręcimy się w kółko, a Robert z ludźmi narażają dupę na odstrzał w pierdolonej Hegemonii. To okazja. Szansa. Wykorzystajmy ją w pełni. Sztony się przydają, nie gardzę zarobkiem. Ale bardziej chcę mieć Lexę i to jak najszybciej. Wiadomo co jeszcze odpierdoli? Muszę go znaleźć Egor. Pomścić Tatka i przywrócić sprawom w Vegas właściwy tor. - skończyła, akcentując swoją złość skopaniem ze stołu fikuśnej fioletowej lampki.

- Moja droga, złość piękności szkodzi. A w łowach jedną z najważniejszych cech myśliwego jest cierpliwość. Cierpliwość to starcie charakterów pomiędzy myśliwym a zwierzyną. - rzekł nieco pouczającym tonem Rosjanin. - A co do Lexy… - zmarszczył brwi i chwilę bawił się pustą szklanicą wodząc po niej palcem. Najwyraźniej jednak myślał o czym innym.
- Mamy o nim dość skąpe informacje. Tak naprawdę to nie wiadomo jak wygląda. Właściwie to tak dokładniej to wiemy, że był u Runnerów parę miesięcy temu. Czy był na stałe czy przejazdem czy był ale wróci czy nadal jest to nie wiemy tak naprawdę. To nie ułatwia sprawy. A nawet w samej dzielnicy Runnerów jest kogo szukać… - rzekł skrótowo przedstawiając sytuację. Choć właściwie prawie całą bo wiedziała, że o poszukiwanej łajzie wiedzieli mniej więcej tyle.
- Sieć jest zarzucona. Jeśli jest w mieście to w końcu poruszy któryś dzwoneczek i zostawi jakiś ślad. Jakby Schultz czy inny ważniak zarzucił swoją sieć to by na pewno nie zaszkodziło. No ale… Rozumiem, rozumiem. Zemsta rzecz święta a twój ojciec na pewno na nią zasługuje. Ale przyznam Juleczko, że smutno mi tu będzie jak znów porzucisz starego Rosjanina i wrócisz kroić vegasowy tort… - zrobił przesadnie smutną minę na koniec tak, że było wiadomo, że znów żartuje. Wcześniej jednak powiedział swoje na temat tego miasta a swoje o nim wiedział. Decyzję jednak zostawiał jej.

Blue kiwała blond głową i uspokajała się widocznie z każdym rozsądnym słowem jakie wypowiadał detroitczyk. Facet cały czas mówił, wrzucał żarciki i samą mową ciała działał na nią lepiej niż całą butelka koniaku. Miał rację, zawsze dostrzegał wszystkie za i przeciw jak dobry przedsiębiorca. Zgadzała się z nim całkowicie i sama doszła do podobnych wniosków, ale co się nazłościła to jej.
Na sam koniec, kiedy tylko Egor skleił japę, opuściła głowę i zachichotała.
- Braciszku...też będę tęsknić, ale nie zostawię cię na zawsze. Co biedna, głupiutka blondyneczka zrobiłaby bez swojego kapelusznika? Wrócę ale już na swoich warunkach a nie jako zbieg - wychyliła się do przodu i poklepała go po karku - Wiem że zrobiliśmy wszystko co się na tym etapie dało i że sprawa wymaga czasu i cierpliwości. Ostrożność też nie zaszkodzi. Pójdę na ten mecz, rozejrzę się a Troya zostawię na zewnątrz. Będzie większa swoboda przy podziwianiu i wzdychaniu do dzielnych wojowników - parsknęła na samą myśl o odgrywaniu podjaranej strzelaniną idiotki. Przybliżyła twarz do zarośniętej mordy.
- Zobaczę co uda się ugrać. Jeśli sprawa będzie beznadziejna zawsze pozostanie wyjście z kradzieżą. Nie obstawia się tylko jednego wyniku jak stawka jest wysoka. Więcej asów w garści to większa szansa na wygraną. Nawet jeśli wyciąga się je z lewego rękawa. Możesz mi załatwić gazetę z tym Aniołem? Zobaczymy co to za przypadek. Każdy ma jakieś słabości, a ona wydaje się w tym zestawieniu najsłabszym ogniwem.

- Gazetę z tą Alice? Tak, pewnie tak. - zmrużył nieco oczy jakby już główkując nad tym gdzie i jak zdobyć wspomniana rzecz. - Ale to trochę zajmie. Wiesz, książki i gazety to obecnie niemodna fanaberia. - mruknął nieco zirytowanym tonem na wspomniany brak powszechnego zrozumienia dla co raz trudniejszej i mniej powszechnej sztuce czytania i zapisywania myśli.

- Potrzebujesz mnie jeszcze do czegoś, brat? - zapytała i wstała z fotela.

- Mhm… Będziesz schodzić na dół to powiedz Annie by przysłała tu którąś do posprzątania… - rzekł Egor rozleniwionym głosem. Najwyraźniej co miał jej do powiedzenia już powiedział.

- I to wszystko? Gdzie kwiaty, kolacja… trucizna w drinku? Miałam nadzieję usłyszeć propozycję że rzucamy ten burdel i jedziemy do Miami. Przydałby się urlop - Julia odpowiedziała z nieszczerą pretensją. Przed wyjściem porwała jeszcze paczkę papierosów i poczęstowała się jednym zatykając go za ucho, a pudełko wróciło na blat. Posłała Egorowi zmęczony uśmiech, klepnęła go w ramię i wyszła z gabinetu. Naoliwione zawiasy nie wydały z siebie najmniejszego zgrzytu za to po drugiej stronie w głębi korytarza zobaczyła testowaną wcześniej dziewczynę która kończyła właśnie doprowadzanie się do porządku. Coś długo jej to zajęło, w głowie Blue zapaliły się ostrzegawcze lampki.
- Jeszcze tu jesteś tępa kurwo? Wypierdalaj dopóki nikt nie przerobił cię na żarcie dla szczurów - odwarknęła zdecydowanie niezbyt przyjaźnie obracając się frontem do czarnowłosej której imienia nawet nie pofatygowała się poznać. Dziewczyna pobladła i ze spuszczoną głową opuściła piętro truchtając do schodów zostawiając po sobie echo uderzających o kamień stóp, słabnące w miarę upływu czasu. Julia odczekała jednego fajka i dopiero podążyła jej śladem mijając po drodze wyłożony ciemnofioletowym dywanem kamienny korytarz z trzema parami zamkniętych drzwi po obu stronach.

Pierwszą rzeczą jaka przywitała Julię po dotarciu na dół był głośny, złośliwy i dobrze znany rechot Troya, siedzącego na jednej z kanap przy barze z Foxy na kolanach. Ruda prostytutka o zadartym nosie i oplecionej masą wisiorków szyi kończyła coś właśnie dopowiadać a całe jej ciało podrygiwało w rytm przejawów rozbawienia rozwalonego po pańsku faceta. Na kanapie naprzeciwko siedziała najlepsza atrakcja Grzesznika - długonoga brunetka o wielkich, ciemnobrązowych oczach, ubrana w krótką czarną sukienkę. Tuż obok spała oparta o jej ramię małolata oddychając ciężko przez zakatarzony nos. Na ten widok Blue uśmiechnęła się mimowolnie. Lubiła Szczeniaka i jej przyszywaną matkę. Kosa jak na dziwkę okazywała kościstemu dzieciakowi dużo uwagi i dobroci a przecież nie musiała nikogo niańczyć. Prócz nich w lokalu znajdowała się jeszcze para ochroniarzy i barmanka, ale akurat oni siedzieli we własnym gronie, rozprawiając o czymś z przejęciem. Pora była jeszcze dość wczesna, większość dziewczyn odsypiała pracowitą noc. W starym kościele zaadaptowanym na dom rozpusty panował względny spokój. Stojącą w cieniu wieńczącego zejście ze schodów kamiennego portyku blondynkę pierwszy zauważył Troy.

- Padlina! - ryknął na powitanie a Kosa obdarzyła go pełnym niechęci spojrzeniem i syknęła coś chyba niezbyt miłego pod jego adresem, bo mężczyzna skrzywił się a jego wzrok powędrował ku śpiącej małolacie. Odburknął swoje z wybitnie niezadowoloną miną i tylko machnął ręką jakby nie chciał się kłócić na co Foxy zareagowała łapiąc go za wytatuowaną dłoń i położyła ją na swoim biodrze.

- I czego piłujesz ten ryj od bladego świtu? Mordują cię czy co? - Julia dosiadła się do towarzystwa wybierając trzeci mebel dzięki czemu miała możliwość wyciągnięcia nóg na miękkim siedzisku i dociśnięcia pleców o oparcie. Kanapa stała bezpośrednio pod ścianą to i od tyłu nikt nie mógł blondynki zaskoczyć.
- Gdzie Anna? - zapytała krzyżując nogi w kostkach i dodała za pamięci - Egor chce kogoś do sprzątnięcia jej biura. Syf się zrobił.

Lokal był jeszcze właściwie pusty. Przecież jak na tego typu przybytki był środek nocy czy inny przedświt. Więc obsługa albo się zbierała do śniadań albo dopiero schodziła na miejsce. Nawet dziewczyny pracujące na co dzień kupczeniem swoimi wdziękami wyglądały dość standardowo tak w ubraniu, makijażu i innymi przystrojeniami. W końcu wygląd w ich pracy był kluczowy. O tej porze można było niejako zajrzeć za kurtynę i zobaczyć jak to wszystko wygląda od zaplecza.
Julia po raz kolejny mogła uznać pragmatyczność i wygodę takiego genialnego wynalazku myśli technicznej jakim była kanapa. Taka sprawna, bez wystających i uwierających tyłek sprężyń, przegniłych materaców, czy podartej i przegniłych wykładzin. Mogła się rozwalić sama na całej kanapie bo miejsca było aż nadto o tej porze.

Najbliżej siedziały niej Leah i Szczeniak je też widziała najlepiej. Starsza a wciąż młoda kobieta miała rozleniwione snem i zmęczeniem spojrzenie. Ale do wieczora zniknie co najwyżej zaliczy jakiegoś strzała wspomagaczem pomagającym przetrwać kolejną noc zmagań w jej pokoju czy na estradzie w centrum lokalu. Ale na razie jeszcze był spokój. Delikatnie głaskała młodszą dziewczynę odgarniając jej loki z czoła. Ta zaś była zakatarzona w sumie nie wiadomo po czym.

- Syf się zrobił? - uśmiechnęła się zmęczonym uśmiechem przekładając spojrzenie z młodej na Julię. - Widziałam ten syf. Szybko stąd wybiegał. - parsknęła chyba nawet naprawdę rozbawiona. Na dźwięki rozmowy Szczeniak otworzyła oczy. Widać nie spała tak na serio.

- Anna sobie chyba znalazła nowego chłopaka. Słyszałaś już o tym? - dziwka nie dziwka plota o nowym chłopaku szefowej zdawała się jej całkiem warta wzmianki.

- Nie wiadomo czy to jej chłopak… - zaoponowała cicho małolata wtrącając się w rozmowę.

- No jak nie? Sama mówiłaś, że widziałaś jak trzymali się za ręce. - upomniała ją Kosa patrząc na Olivię nieco zirytowanym spojrzeniem.

- No tak ale wiesz, tak krótko i nie widziałam za dobrze… - młoda zdawała się wcale nie być zadowolona z tego, że ma robić za świadka czegokolwiek.

- Ech… To co gadasz? Słyszałaś co powiedziała Julia? Egor znów narobił syfu to leć i sprzątnij zanim Anna wróci. - lekko pchnęła dziewczynę a ta zerwała się i ruszyła na górę znikając po chwili na schodach.
- Jak poczekasz to sama zobaczysz. Poszli do kanciapy to będą musieli wracać. Już tak chyba ze dwie albo trzy fajki temu. Ale facet z klasą, mówię ci. No i z gamblem oczywiście. Widziałaś jaką bryką przyjechał? Sam Schultz by się nie powstydził. Ta to ma szczęście… - szybko podzieliła się z Faust swoimi rewelacjami o Annie i jej gościu.

- Jakaś czarna terenówka? - Blue nie mogła powstrzymać cisnącego się na usta komentarza. Teraz po głowie chodził jej jeden konkretny samochód i jego właściciel z którym nie zdecydowała się jeszcze co zrobić. Potrzebowała przysługi u kogoś wysoko postawionego, ale Stary miał stołek z najdłuższymi nogami. Z drugiej strony kto kazał jej ciągnąć tylko jedną srokę za ogon? Obróciła głowę w kierunku jedynego faceta w towarzystwie - Będziesz mi potrzebny. Nie zalewaj się dziś ani nie odpierdalaj czegoś przez co będzie cię trzeba szukać po mieście. Łapiesz?

- Pewnie… Ale jeszcze nie teraz chyba co? - spytał Troy a Emma właśnie gnieździła mu się wygodniej na kolanach wodząc mu palcem po karku. Oboje sprawiali wrażenie na wzajemnie zadowolonych ze swojej obecności. Jak tak dalej pójdzie w tym tempie to Troy chyba zdecyduje się na wizytę w pokoju rudej.

-Teraz i tak do niczego się nie nadasz. Spuść ciśnienie, trzymaj mordę z dala od butelek zza baru. Masz myśleć łbem, nie kutasem bo się kurwa bardzo pogniewamy- Julia zniecierpliwionym gestem postukała palcami o oparcie kanapy. Na słowa dziwki zareagowała rozbawionym parsknięciem i wzruszeniem ramion.

- Terenówka? Nieee… - skrzywiła się lekko i machnęła dłonią najwyraźniej blondynka w ogóle się nie wstrzeliła z tą odpowiedzią na tą zagadkę. - No coś ty. Mówię, że to fura z klasą. - zdawała się być dalej podekscytowana tą sprawą.

- Z klasą? Mówisz różowy Cadillac z doczepionym jacuzzi i trzema laskami w bikini pijącymi szampana? - zapytała i zamknęła się czekając aż otoczenie uraczy ja większą ilością detali. Trochę żałowała że nie chodzi o tego całego Guido. Dostaliby punkt zaczepienia i możliwość obejrzenia klienta z bliska jeszcze przed właściwą akcją. Dymanie do kręgielni w strefie Sand Runnersów i przebijanie się przez otaczający cel motłoch przysparzało masy niepotrzebnych komplikacji. Nikt nie lubił komplikacji. Wyłuskanie pojedynczego frajera z całego stada to już komplikacja.

- No to my zaraz wrócimy. - Troy kiwnął głową a ruda zeskoczyła z jego kolan i pociągnęła go ku schodom choć zniknęli w tych prowadzących na dół a nie jak Szczeniak na górę. - Różowy Cadillac? Niee… No co ty… Bentley! Prawdziwy Bentos! Za taką brykę sama bym wypchnęła jedną z tych dziwek z ich miejsca. Albo zrobiła im dobrze jak trzeba. Nie widziałam jeszcze Bentosa w takim stanie… - jak każdy mieszkaniec i użytkownik tego miasta znała się na markach i modelach choć pobieżnie. I najwyraźniej maszyna zrobiła na niej prawdziwe wrażenie. I okazało się, że nie tylko maszyna.

- No i mówię ci jak on wygląda. Jakby wyszedł od audiencji od samego Schultz’a. Pasuje do tego jego samochodu. No i był tu już kilka razy. Ale nie u żadnej z nas. Zawsze spotyka się tylko z Anną. Raczej krótko. Ale co raz dłużej. Ehh… Zeby po mnie taki przystojniak przyjechał taką bryką… - dziewczyna zdawała się być ożywiona a na koniec chyba się po prostu dała ponieść marzeniom. Dziewczyna z Vegas kojarzyła samą markę samochodu ale nic ponadto. Za to widziała, że Kosa serio jest zajarana na taki zestaw maszyny i jej właściciela i zazdrości tego szefowej.

Blondynkę bawiło to. Ludzie z Detroit przykładali zbyt dużą wagę do bryk. Gdyby Kosa dowiedziała się ile Faust rozwaliła zabytkowych samochodów dla czystej zabawy pewnie nie uwierzyłaby w podobne brednie. Miejscowi mieli inną mentalność niż ludzie urodzeni wśród świateł Vegas. Tam życie toczyło się innym torem, inne rzeczy uważano za wyznacznik statusu, klasy a dzianym był ktoś kto kontrolować kasyna, alfonsów na Stripie i resztę drobnicy. Miasto Popaprańców nie miało nawet prądu w większości kwartałów i tego Julii brakowało najmocniej. Cywilizacji zamiast ciemnoty.
- Może mają wspólne interesy? Dolę do zapłaty, nowy deal na prochy. Nie musi mu dawać dupy żeby spędzać owocnie czas. Biznes jest biznes, Kosa. Mówisz że są tam już jakiś czas. Poczekamy, zapalimy i obczaimy co to fraj...co za klient się pojawił w lokalu. Poza tym słyszałaś coś o tym meczu Huronów i Runnersów? Podobno otwarcie sezonu w paintball’u i inne bzdury. - skończyła mówić i wychyliła się po paczkę papierosów leżącą na kanapie poprzednio zajmowanej przez Troya.

Leah oparła się z powrotem na swoją cześć siedziska kanapy i wzruszyła ramionami.
- No może i interesy… - nie wydawała się zachwycona takim pomysłem. - Tak słyszałam o tym meczu. Chyba jest jutro czy po jutrze. Nie mogę iść więc nie interesowało mnie to za bardzo. - znów wzruszyła ramionami poprawiając dłonią włosy. - Ale poszłabym bo to mecz otwarcia. Jak co roku. I nie paintball’a tylko na takie specjalne karabiny ale nie prawdziwe tylko jakieś inne. Spytaj się Leo on będzie wiedział pewnie lepiej. - machnęła ręka w stronę trójki gadających razem ochroniarza, wykidajłę i barmankę. - Ciekawe bo Huroni wystawiają samego Kovalsky’ego. Wiesz, tego z Magicznej Szóstki. A Runnersi Guido i jego bandę. Nie ten kaliber co ktoś z Szóstki ale też jest niezły. I ma podobno świetną ekipę. Więc pewnie będzie co oglądać ale no nie idę… - skwasiła się nieco pod koniec jakby jej się dopiero jak mówiła przypomniało co będzie musiała odpuścić.

Julia nie wiedziała czym jest Czarodziejska Szóstka. Dla niej mogli być nawet Siódemką albo Ósemką. Ją interesowało co innego a temat sam się nawinął.
- No to Huroni mają zwycięstwo w kieszeni. Wystawiają elitę, a co dają te zjarane łby? Lekarza? Słyszałaś coś o tym? Dla mnie to jakiś kurwa szwindel. Po chuja im jakiś spec na polu walki i to do tego jeszcze karypel. Użyją jej jako tarczy? Karabiny i Anioły Miłosierdzia. Stawiam swój złoty łańcuch, że Guido zaćpał i na bani podjął taka decyzję a potem juz było za późno ale walić ją. Ogarniasz kto tam jeszcze jest w jego grupie? Taylor, Hektor...jakaś żmija…

- Lekarz? Nic nie wiem o żadnym lekarzu. I prócz Guido nie wiem kto na pewno będzie grał jutro. - rzekła krótko wykrzywiając usta w grymasie niewiedzy. - Ale jak takie szychy stają naprzeciw siebie to się zawsze robi ciekawie. Jest żarcik na mieście, że to mecz dziesięciolecia. Wiesz, pierwszy w nowym roku w nowym dziesięcioleciu. Kto wygra będzie sławny to każdemu zależy. Bo same mecze na tej ich Strzelnicy to w sezonie są czasami ale już takie tam. Jak ktoś chce może ich wyzwać i czasem ktoś się trafia. Albo samemu wynająć. Ale to już trzeba sypnąć gamblem. - odparła siedząca naprzeciw kobieta.

Tymczasem dobiegł ich jakiś śmiech i moment później pojawiła się młoda para. Mężczyzna i kobieta. Kobietę znała widziała ją zanim poszła na górę na rozmowę z jej bratem. Facet zaś był jej całkowicie obcy. Ale słowa dziwki się potwierdziły. Wysoki, zaczesany brunet o kasztanowych włosach. Ubrany w komplet trzyczęściowego, całego i czystego garnitur a nawet krawat. Był prawie o głowę wyższy od Anny i rozmawiał z nią. Oboje wyglądali na zadowolonych i posłali dwóm siedzącym na kanapie kobietom przelotne spojrzenie.


Gdy na moment spojrzenie obcego zetknęło się z jej spostrzegła… Zaciekawienie? Zainteresowanie? Zaskoczenie? Chyba coś takiego właśnie. Jednak kończył już żegnać się z gospodynią i spokojnie ruszył ku wyjściu ze starego kościoła.

- Gdzie jest Egor? - spytała jego siostra patrząc głównie ja blondynkę z Vegas. Rozstały się w końcu gdy szła do niego na górę.

Blue poczuła się nieswojo, nawet bardzo. Kim był wychodzący właśnie z lokalu frajer? Skąd ją kojarzył albo znał? Widział kiedyś, słyszał o niej, a może ktoś go nasłał? Jej rodzina prowadziła z nim interesy za czasów swojej świetności albo załatwiła na szaro kogoś mu bliskiego? Opcje same mnożyły się w jej głowi i żadne się Julii nie podobała. Powinien ją olać jak podrzędny plebs lub kolejną dziwkę. Siedzieli w burdelu o poranku. O takiej godzinie zostawały tylko pracujące tu dziewczynki. Nie kojarzyła go, nie wiedziała kim i skąd jest. I czy ją zna. Mógł się pomylić. Przypadek… gdyby jeszcze wierzyła w podobne głupoty.
- U ciebie - blondynka machnęła uzbrojoną w fajka ręką w stronę schodów. Zatoczyła nią koło i obróciła głowę za zmierzającym do wyjścia typem i dodała cicho - Dobra dupa nawet z twarzy. Nowa zabawka? Gdzie takich robią to może sama się zakręcę...

- Zaruchał i znów poszedł spać. - prychnęła Anna po czym machnęła palcem na Kosę. - Skocz po niego Leah. Jest mi potrzebny. I niech mi nie zostawi burdelu w gabinecie jak ostatnio! - krzyknęła do już odchodzącej gibkiej brunetki.
- Lulu! Rzuć się tu czym… Ale nie nożem… - szefowa rzuciła w stronę barmanki i na chwilę się zacięła gdy sobie uświadomiła co i do kogo mówi. Drobna wpadka została przyjęta poszmerem śmiechu wśród obsługi znającą możliwości i zamiłowania brunetki zza baru. Ta zaś zrobiła absurdalnie niewinną minę skrzywdzonego niewiniątka, że nawet Anna się roześmiała.
- Tak, jest na czym zawiesić oko. I posłuchać. Ciekawe rzeczy opowiada. - rzekła gospodyni zajmując miejsce Kosy rozsiadając się wygodnie. - No ale on jak on. Widziałaś jego maszynę? Skąd on ją wytrzasnął? - uniosła palec górę bo z zewnątrz doszedł ich dźwięk warkotu silnika. Nie była to żadna małolitrażowa popierdziawka, szczekanie krztuszącego się własnym ciężarem gruchotów czy miarowego basu ciężarówek. To był ryk mechanicznej bestii nawykłej do prędkości. Skonstruowanej dla innych dróg, ludzi i czasów dlatego obecnie rzadko można było spotkać takie rarytasy.

- Ale mruczy - Julia podniosła się zaskoczona na równe nogi. Dawno już nie słyszała podobnie melodyjnej pracy silnika i drugi czy trzeci raz poza Vegas. Ciekawość wygrała i prawie biegnąc podążyła do głównych drzwi kościoła. Annie posłała odpowiedź przez lewę ramię - Muszę to zobaczyć. Zaraz wrócę.

Z trudem zdążyła. Kasztanowa czupryna faceta mignęła jej jeszcze za szybą samochodu gdy z maszyna szarpnęła się do przodu, piszcząc przy tym oponami i zostawiając za sobą strugi brudnej wody z kałuż. Spód samochodu był uwalany rozbryzgami błota bo nie dało się tego uniknąć przy tej pogodzie. Ale poza tym była “jak nowa” jak to się kiedyś mówiło. Oczywiście musiała mieć pewnie co najmniej ze dwie dychy lat na karku ale widać gdzieś się uchowała nie ruszona i ten facet ją dorwał. Była tak nowa, że nawet tylne światła jej sie zaświeciły przy ruszaniu i włączaniu się do ruchu publicznego zgodnie z zasadami przedwojennej homologacji drogowej. Sama maszyna też była bardzo okazała i stylowa. Swoim błyszczącym czarnym lakierem robiła wrażenie. Nawet w najbardziej zmotoryzowanym mieście świata. Ludzie przystawali i odwracali głowy by rzucić na nią okiem póki nie znikła za zakrętem. Dziewczyna z Vegas nie widziała jej całej ani nie miała okazji jej obejrzeć dokładnie ale chyba była cała. Bez tak popularnych łat, dorabiania części z innych maszyn, plam rdzy, wyklepanych fragmentów czy bardzo praktycznych i popularnych kolców czy innych tego typu ozdobników czy narzędzi. Nie, nic takiego. Wyglądała jak rasowa, sportowa bryka niby dopiero co zamówiona z przedwojennego katalogu. Takie samochody zdarzały się ale… No właśnie. Zdarzały się. Można było jakiś spotkać ale raz na rok czy kilka lat nawet. A już ciężko było spotkać tak niepraktyczny model jakim był sportowy wóz. Ani do transportu, ani w teren, ani z częściami i cholernie paliwożerny. Dlatego nawet jak się gdzieś uchowały to raczej były używane od okazji do okazji. A sądząc z reakcji Anny i Kosy facet jeździł nim chyba regularnie. Przynajmniej jak przyjeżdżał do Grzesznika.

- Ładnie… - kobieta szepnęła z uznaniem stojąc w drzwiach burdelu. Coś takiego robiło wrażenie nawet na kimś starającym się nie okazywać dużo emocji jak na pokerzystę przystało. Julia automatycznym ruchem wyciągnęła z kieszeni obdrapany szton i zaczęła przesuwać go między kostkami prawej dłoni. Właściciel fury był dziany, miał klasę styl i najwyraźniej pozycję dość stabilną żeby obnosić się legalnie i bez strachu ze swoim bogactwem. Przydałby się jej ale na razie miała tylko jego twarzy i brykę. Po więcej informacji zdecydowała się udać do osoby najlepiej znającej temat a kto liznął temat lepiej niż Anna? Dlatego obróciła się i nie przejmując się ponownym zamknięciem wejścia poszła prosto do trzech fioletowych kanap.

- Sprzęt pierwsza klasa. I wózek i koleś. Jakby do kompletu był jeszcze łysy wtedy dałabym mu się rozjechać z miejsca a tak za włochaty na moje standardy, ale bryka zajebista. To wasz typ, z Detroit? - zagaiła Annę kiedy znowu rozwaliła się na wygodnych meblu. Burdelmama zajęła była akurat mierzeniem wściekłym spojrzeniem swojego brata który zatrzymał się u dołu schodów i z zawodową niewinnością odbitą na zarośniętej gębie odpalał kolejnego fajka.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline