Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2015, 16:30   #10
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dalsza droga z chwili na chwilę przestawała dawać się tak we znaki. Choć temperatura utrzymywała się na identycznym poziomie jak poprzedniego dnia i warstwa śniegu powoli malała do podobnej ilości jak przy wejściu do lasu, to jednak wszechogarniająca cisza sprawiała, że czas wędrówki się wydłużał w nieskończoność. Nie zmieniało to faktu, iż nie trzeba było stawiać już wysoko nóg, co umożliwiło szybszy marsz.
Tak podróżując, wśród ośnieżonych drzew drużyna składająca się już z tylko trzech osób dostrzegła coś dziwnego. Przy drodze zauważyli zwisające z najniższych gałęzi, kołyszące się na wietrze pierzaste zawiniątka i dziwne fetysze. Do wszystkich przybite są drobne szpilki utrzymujące owinięte naokoło nich paski skóry prawdopodobnie w celu uchronienia ich od zniszczenia.
Droga zakręca w lewo, a trop, choć lekko przysypany, wciąż jest dobrze widoczny. A przynajmniej dla Shalii.
Łowczyni przyjrzała się dziwnemu znalezisku, ale niewiele miała w temacie do powiedzenia.
- Chyba jesteśmy blisko, raczej nie wiesza się czegoś takiego w środku głuszy; bardziej przy domach lub schronieniach? - wzruszyła lekko ramionami.
Nie zamierzała nawet dotykać tego czegoś i poszła dalej.
Darvan spróbował pogrzebać w pamięci i przypomnieć sobie, czy kiedyś o czymś takim nie słyszał lub nie czytał.
Tropicielka zrobiła dwa kroki i równocześnie z obserwującym znalezisko magiem zdała sobie sprawę czym są te "fetysze".
To martwe, w dziwny sposób ozdobione wrony.
Zaklinacz próbował sobie coś przypomnieć w tej sprawie, lecz nie przychodziło mu do głowy nic. Żadna społeczność nie wykonywała swych ozdób aż tak prowizorycznie. Wykrycie magii również nic nie wykazało.
- No, może niekoniecznie TAKIE coś - mruknęła pod nosem, gdy zrozumiała, na co patrzy. - To chore. Zwykli bandyci nie zrobiliby czegoś takiego, prędzej jakaś wiedźma - dodała z rosnącym niepokojem.
- Tutaj jest chyba coś więcej, niż zwykli bandyci - rzekła Aula próbując ogrzać sobie ręce rozcierając je, prawdopodobnie z marnym skutkiem. - Ludzie nie są aż tak bestialscy. Chyba.
Darvan nie miał pojęcia, czy ta “dekoracja” miała odstraszać nieproszonych gości albo złe duchy, czy też służyła do jakichś dziwacznych i groźnych zarazem obrzędów. Szczerze mówiąc wolałby nie stać się uczestnikiem owych obrzędów.
- Może i wiedźma - powiedział. - Nie znam się na czymś takim.
Nagle Shalia poczuła ból w swoim ramieniu przypominający głębokie wbicie dwóch igieł do szycia. Po jej ciele rozszedł się chłód godny wejścia do lodowatej wody lub wyjścia z ciepłej balii na dwudziestostopniowy mróz. Nie lepiej było z magiem, który został trafiony w udo. Wykorzystana broń jest identyczna jak "szpilki" użyte przy wiszących fetyszach.
Trafieni dostrzegli wśród gałęzi trzy niewielkie, świecące ledwo widocznym światłem postacie. Próbowały się schować po strzale, lecz widząc, że zostali zauważeni, szykowali się do kolejnych strzałów.
Przeciwnicy, małe uzbrojone w łuki stworki, byli zbyt daleko, by Darvan mógł użyć jakiegoś dobrego czaru... i byli zbyt mali, by mag miał uwierzyć w to, że strzał z kuszy będzie celny. Dlatego też Darvan ruszył jak najszybciej mógł w stronę najbliższego napastnika, chcąc stanąć pod drzewem w taki sposób, by pień osłonił go przed ewentualnymi strzałami pozostałych łuczników.
Shalia, nie zastanawiając się nad tym, co widzi, natychmiast naciągnęła cięciwę i posłała strzałę w istotę znajdującą się najbliżej niej. Dopiero potem dotarło do niej, że był to całkiem niezły odruch, biorąc pod uwagę, jak wysoko nad ziemią znajduje się napastnik. Poza tym za wiele zrobić nie mogła. Miała wszak ze sobą maga i wyrocznię, na pewno musieli dysponować jakimiś zaklęciami, które albo ściągnęłyby wroga na ziemię, albo od razu wystrzeliły go w powietrze.
Strzała pomknęła prosto do celu. Wbiła się w miejsce, gdzie mogło być maleńkie serduszko przeciwnika. Impet uderzenia posłał malucha do tyłu. Bezwładne ciałko spadło w śnieg.
Aula zrobiła krok w stronę tropicielki i dotknęła jej pleców wymawiając pod nosem słowa modlitwy świadczące o rzuceniu zaklęcia Porady.
Przeciwnik przy Darvanie zeskoczył na ziemię i wyciągnął w stronę jego oczu rękę. Ostatnia rzecz, jaką mag zapamiętał, nim padł na ziemię, to oszałamiający deszcz kolorów, przez który pociemniało mu przed oczami.
Drugi z napastników wystrzelił w Shalię, lecz nie trafił o kilka milimetrów.
Shalia posłała drugi pocisk w przeciwnika, który zaatakował Darvana. Niestety i ona tym razem chybiła. Zaklęła w myślach, odruchowo nakładając kolejną strzałę na cięciwę. Wiedziała, że w tym stanie dotarcie do tego ze stworzeń, które było już na ziemi, potrwa zbyt długo. Powinna była próbować wyeliminować tego trzeciego.
Aula podbiega do zaklinacza i zaczęła go odciągać od przeciwnika, na końcu stając plecami do wroga, co by osłonić Darvana. Niespeszony tym znajdujący się na ścieżce fey rozświetlił się jasno i popatrzył na prawo w las. Za pobliskim drzewem dostrzec można było identyczny blask. Jeśli to kolejny z nich, to prawdopodobnie się jeszcze ukrywa nie chcąc wchodzić w pole rażenia łuku. Stojący na gałęzi strzelec schował się za pniem również uniemożliwiając trafienie w siebie.
Małe tchórze, pomyślała Shalia.
Łowczyni wiedziała już, z czym ma do czynienia. Wiedziała też, że zimne żelazo byłoby tutaj najlepsze. Rzuciła łuk, dobyła miecz od Yulna i podbiegła do przeciwnika, tnąc nisko. Stworzonko padło na ziemię z krwawą szramą wzdłuż swojego małego tułowia.
Ukrywający się wśród drzew drugi przeciwnik w tym czasie odleciał na zachód ile sił w skrzydłach, rzucając co jakiś czas okiem, czy w jego stronę nie leci jakaś strzała.
Żadnych wrogich działań z jakiejkolwiek strony drużyna już nie zauważyła. Wiatr dość irytująco wiał niosąc ze sobą okropny chłód. Niebawem Darvan otworzył oczy i zobaczył, jak ciała zabitych powoli przemieniają się w ulatującą z wiatrem mgiełkę. Klęczała przy nim Aula monitując jego stan.
Shalia jeszcze przez chwilę rozglądała się uważnie, chcąc mieć pewność, że chwilowo pozbyli się duszków na dobre. Schowała miecz, wróciła się kilka kroków, podniosła łuk. W końcu podeszła do Darvana i Auli.
- Jak się czujesz? Możesz iść dalej? - zapytała. - To były duszki. Pewnie z rodzaju tych zimotkniętych. Takie słabsze wróżki, bardziej prymitywne. Ich naturalnym odruchem w przypadku zagrożenia jest ucieczka, a zwykle bronią natury… Nie wiem więc, dlaczego nas zaatakowały. Ale przynajmniej to o ucieczce jest prawdą - wyjaśniła, zerkając jeszcze przez ramię w stronę, gdzie zniknął jeden z maluchów.
Darvan skinął głową.
- Paskudny czar, ale na szczęście to szybko mija - powiedział. - A co do tych wróżek... Może akurat doszły do wniosku, ze stanowimy jakieś zagrożenie. Albo ktoś im się naraził, a teraz one atakują każdego, kogo napotkają.
- Albo ich naturą jest zima, a my tu tej zimy nie chcemy - Shalia wzruszyła lekko ramionami.
- Wyczuły nasze negatywne nastawienie - mruknął Darvan. - Możliwe też, ze połączyły swe siły z tym czymś, co zesłało tutaj zimę.
Rzuciwszy ostatnie spojrzenia ku poruszanym wiatrem fetyszom, poszli dalej.
 
Kerm jest offline