Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2007, 07:32   #5
Rhamona
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Proch, wóda, kobiety i krew...

Kobieta warta grzechu



Stare Miasto. Nie jeden drań skończył tutaj źle, bardzo źle. Sen miał racje w jednym, nie można lekceważyć kobiet, potrafią być silniejsze od niejednego faceta. A te tutaj z pewnością takie były. Dziwki w Starym Mieście to był towar profesjonalny, niekoniecznie zajmujący się tylko dawaniem dupy. Wiedział o tym, to dlatego tu był.
W drodze do dzielnicy miał trochę czasu aby poukładać sobie w głowie. Czemu ten Telly, czy jak go zwą był taki miły? Maść, którą kazał posmarować jego twarz, wciąż śmierdziała, teraz zaczynała lekko piec. Przecież koleś nie zamawiał pizzy... czemu kazał dać napiwek? W korytarzu stały walizki, takie z lotniska, oznakowane. Coś tu śmierdziało i z pewnością nie była to jego twarz. Uczucie bólu powróciło, przeczucie rychłej śmierci. Czy znowu dostanie olśnienia? Plan, musiał mieć plan.
Dziwki ze Starego Miasta, to był dobry plan. Ale nie z tak śmierdzącą gębą. Sen spojrzał w lusterko.
- Kurwa! - jego twarz zmieniła kolor, z fioletowej na czerwoną, skóra paliła.
Sięgnął do skrytki samochodowej.
- Tonny, masz tu jakąś chusteczkę? Choć pieprzoną szmatę od smarów, cokolwiek - znalazł kawałek papieru toaletowego i wytarł twarz. Pomogło ale wciąż jeszcze piekło. Potrzebował wody. Przecież wciąż padało.
Gdy dojechał do Starego Miasta, wysiadł z samochodu i pobiegł do najbliższej rynny. Obmył twarz. Ulga przyszła od razu. Teraz miał swój prywatny cel, aby zabić tego Sreanforda!

Było tu całkiem cicho i spokojnie, pomijając odgłos spadających kropel na potworne ilości żelastwa. W Starym Mieście było tu tak odkąd Dziwki dogadały się z Glinami. Nie każdy o tym wiedział. Sen jednak miał tu swoje koleżanki.

- Wskakuj, podwiozę Cię! - krzyknął do niewiasty chowającej twarz pod kapturem.
Nie znał tej dziwki. Spojrzała na niego i o dziwo się uśmiechnęła. Pewnie dlatego, że wyglądał paskudnie. Zrobiło się jej żal i wsiadła do wozu.
Wyglądała dość okazale, jak wszystkie kobiety w tej części Basin City. Ubrana w skóry, rzemyki i łańcuchy. Miała rozpuszczone ciemne włosy, nieco przemoczone przez deszcz. Delikatny makijaż i wielkie niegrzeczne kolczyki. Mogła mieć tyle lat co Sen. Nie odzywała się, patrzyła tylko przed siebie. Po chwili lekko się uśmiechnęła, zatykając nos.
- Sreanford i tak jesteś trupem!


Anioł Miłosierdzia



Parę głupich spraw odciągnęło Pedra od myśli o młodej dziewczynie, Bóg wie co wyrabiającej teraz u Sędziego.
- Oby była na tyle mądra, żeby dostarczyła Kupon ze zdrapką - pomyślał obijając nachlaną gębę jakiegoś zwyrodnialca. Ten świr pobił Kate prawie na śmierć, musiał poczuć smak jego krwi zanim osobiście wyrzuci go na deszcz, niech tam zdycha.

Kilka godzin po północy młoda wróciła ze zlecenia. Pedro stał nerwowo w oknie, oczekując na taksówkę. Lucilla jednak przybyła czarnym mercedesem, zapewne należącym do Sędziego lub jego siostrzeńca. Była cała, może jak zwykle mało uśmiechnięta, ale cała.

Po chwili weszła do pokoju. Pedro zdążył już usiąść za biurkiem i wsiąść wieczorne wydanie Basin City Times. Poczuł jej zapach, przedzierający się przez smród tanich perfum. Jak na swój wiek wyglądała całkiem okazale. Spory dekolt przewiązanej koszuli odsłaniał spore jędrne piersi, które zdecydowanie miały się jeszcze powiększyć. Zaokrąglone biodra i szczupłe nogi na wpół przykryte krótką spódnicą. Wysokie, skórzane buty i mocny makijaż dodawały jej lat. Choć Pedro wiedział, że to jeszcze dziecko, nie potrafił odwrócić od niej wzroku.
- Proszę, pan Frank przekazał dla pana kopertę - spod skąpej skórzanej kurtki wyjęła kopertę, która różniła się od poprzednich grubością. Lekko się uśmiechnęła, ale zaraz spoważniała - Mogę już iść? - zapytała patrząc w podłogę, wyglądała na zmęczoną i chyba trochę wystraszoną. Zwykle była małomówna, teraz też niewiele powiedziała.



Zapluty Los



Dla Greya ten dzień skończył się szczęśliwie. Nie można powiedzieć, że przestał być czujny, czy mniej uważny, ale jego myśli nieco rozbiegane zbyt często skupiały się na złotym Losie. Kto kiedykolwiek znalazł takie szczęście, wie jak wtedy mógł się czuć Adolf.

Zastanawiał się przecież, kto mógłby być taki nieuważny lub ślepy, nie widząc Losu Loteryjnego, leżącego wprost na tylnym siedzeniu taksówki. Nie wydało mu się też dziwne, że Louie nie wrócił do bazy, tak jak reszta kolegów z pracy. Greyowi spieszyło się aby wrócić do domu i przespać do godziny otwarcia biura.

Sny były dość płytkie i uciążliwe. Jedne z tych, w których starasz się coś zrobić i wciąż ci się nie udaje. Grey biegł przez most, a im szybciej biegł tym droga robiła cię coraz dłuższa. W końcu się zatrzymał.
- To tylko sen! Jeśli chcesz będziesz na samym końcu tej drogi! - pomyślał i zaraz znalazł się tam gdzie chciał. Most był tuż za nim. Nieuważnie przestąpił krok i zaczął spadać. Złoty los wyślizgnął mu się z dłoni.
- Jak to? Przecież jest w domu, bezpieczny, leży w Biblii - wyfrunął...

Adi obudził się jeszcze bardziej zmęczony niż gdy się kładł. Sprawdził czy w Biblii wciąż jest jego Nagroda, owszem była. Dokładnie tak jak ją zostawił. Zegarek wskazywał 9:33. Nie umiałby już zasnąć. Na śniadanie przyrządził sobie jajecznicę, zastanawiając się co zje jeszcze dziś na kolacje. Ciszę przerwały wiadomości z radia.
- Dwóch taksówkarzy Korporacji Basin City Taxi, nie żyje. Jeden zaginął podczas nocnej zmiany. Policja podejrzewa porachunki Gangów. Nie wykluczone, że mamy do czynienia z kolejnym seryjnym mordercą.
Myśli rozbiegły się, nie miał ochotę już na śniadanie.
Od drzwi dobiegł odgłos pukania
- Otwierać, Policja!
Grey wpadł w panikę. Szybko rzucił się w kierunku Biblii i schował ją do skrytki w podłodze, przykrył dywanem.
- Już idę! - podszedł do drzwi, przez wizjer widać było trzech funkcjonariuszy. Taka obstawa na jego jednego? Coś było nie tak. W końcu otworzył drzwi.
- Pan Adolf Grey? Mamy pana eskortować na komisariat policji, proszę się zbierać.

Po godzinie znalazł się w sali do przesłuchań. Metalowy stół, dwa krzesła, gołe ściany i ślady krwi na podłodze. Nie było żadnego lustra.
- W co, żeś się wpakował Grey? - drzwi do sali były zamknięte od zewnątrz.
Po chwili wszedł mężczyzna, dość przyjemny z twarzy. Zaczął zadawać pytania o wczorajszy dzień. O kursy. Kurwa, miał wykaz wszystkich kursów z bazy! Skąd oni to wzięli? Zaraz, coś się nie zgadzało... Kochana Lili, kryła go, musiała się czegoś domyślać. Wpisała dwa kursy... cholera a jak to sprawdzą?
- Grozi panu niebezpieczeństwo. Szukamy podejrzanych, ale na razie nikt nic nie wie.
Podsunął papier o zgodzie na ochronę policyjną, niestety z braku funkcjonariuszy ochrona będzie w areszcie. Grey parsknął śmiechem.
- Mamy obowiązek chronić obywateli naszego miasta przez przynajmniej 24 godziny, przez które mamy zamiar znaleźć podejrzanych. Radzę się zgodzić, dla pańskiego dobra. Nie ukrywam, że może pan wylądować wśród osób podejrzanych o seryjne morderstwa jeśli odrzuci pan naszą pomoc - uśmiechnął się fałszywie, kaseta z przesłuchania nawet nie została włączona.
 

Ostatnio edytowane przez Rhamona : 15-04-2007 o 20:40.
Rhamona jest offline