Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2015, 06:28   #63
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Karl Hoobs - zapracowany optymista



~ Co ja tu robię? Przecież od takich rzeczy powinna być policja... I to jacyś komandosi... Albo wojsko nawet... ~ Karl pokręcił głową siedząc w swoim ulubionym fotelu. Wreszcie przyszedł świt i mógł na nim usiąść. Siedział we własnym fotelu i nie mógł się nadziwić. Nie mógł się nadziwić jak wygląda jego mieszkanie które tak hołubił przez ostatnie parę lat odkąd się tu przeprowadził. Po walce z jednym stworem wyglądało w strzępach! Okna, drzwi od pokoju, rozwalona szafka i stolik na którym wieczorem stawiał butelkę z winem i zdjęcie swojej innej, młodszej, szczęśliwszej rodziny a który sam kopnął by choć na chwilę spowolnić potwora. Może i spowolnił tego nie był pewny ale stolik z ciężkim, szklanym blatem poszedł w milony błyszczących kawałeczków po jednym uderzeniu stwora. Teraz sama rama leżała połamana na podłodze tam gdzie odrzuciło ją uderzenie stwora a blat był rozyspany szklanym dywaniem po całym salonie.

Nie mógł się nadziwić czemu jeszcze żyje. Przez całą walkę z tym stworem był przekonany, że następny skok, cios czy ruch tego stworzenia zakończy jego żywotw jednej chwili. Walczył rozpaczliwie i gorączkowo chociaż nigdy wcześniej nie walczył ani nawet tak naprawdę nie trzymał broni w reku. Właściwie nigdy się tak naprawdę nie bił a awanturę jaką przeżył u siebie w lokalu z tym czarnoskórym awanturnikiem co go oskarżał o jakieś idiotyzmy uważał za bardzo nieprzyjemną i niebezpieczną. A teraz musiał walczyć osobiście i z bronią w reku, strzelając z tej ciężkiej i nie wygodnej strzelby. Wcześniej wydawała mu się potężna i solidna zdolna powstrzymać każdego przeciwnika. Podczas walk jednak sam już nie wiedział czy trafił na jakiś wybrakowany egzemplarz, jakieś słabe naboje czy może to on tak beznadziejnie strzela. Ale mimo to widział, ze chociaż czasem rafia. Stwór ryczał po trafieniu i widział rozbryzgi krwi i mięsa które śruciny wyrywały z jego ciała i przenosiły wraz ze sobą na tak długi dopasowywane tapety na ścianach. Ale tyle ich wiosną szukał, prawie całą zimę planował ten remont...

Ale w końcu ku jego zdumieniu któryś z pocisków trafił w łeb potwornego przeciwnika i ten "rozgryzdał się" jakby powiedziała Kelly na ścianie jego sypialni a prawie bezgłowe ciało opadło bezwładnie na dywan. Tym też się zdziwił. Tyle walki i strzelania i panicznej ucieczki i widoku pokonywanych kolejnych zapór i nic a tu nagle strzał i koniec i tak leży ten potwór nieruchomo. Na wszeli wypadek przełknął slinę i przełodował ponownie broń choć ręce mu się nieco trzęsły. Przeładowaną broń znów wycelował w potwora ale ten się nadal nie ruszał tylko leżał jak upadł. W końcu naprawdę nie miał chyba z połowy głowy więc chyba i mózgu. A coś tam świtało Karlowi poprzez rozkołatane nerwy, że ten organ zdaje się jest potrzebny do poruszania resztą ciała. Może choć to te zmutasiałe potwory miały takie samo jak ludzie.

Przypadkowo prawie udało mu się zabić potwora. Przypadkowo. Wątpił by przy nasepnej okazji choćby chciał to trafił potwora w głowę a poprzednie postrzały chyba niezbyt mu coś zrobiły. No może i w końcu by się wykrwawił czy zszedł na jakiś niedowład jakiegoś ważnego narządu ale Karl'owi to już by pewnie niewiele zmienilo.

No i siedząc w fotelu nie mógł się nadziwić co się stało z jego mieszkaniem i całym miastem. Mieszkanie wyglądało jak ten szpital co go widział poprzedniej nocy. Teraz już miał pojęcie co tam się musiało wydarzyć. Tosamo co teraz u nich w domu. No więc jatka była tak w całym mieście. ~ To bez sensu... ~ przemknęłu mu na myśl. Nie było ucieczki. Mogli się przenieść do innego domu czy czegoś tam ale póki będą w mieście to tylko zmienią lokację a ataki pozostaną takie same. Widział już co potrafi zrobić jeden potwór. Może jakby był jakimś komandosem to by umiał go załatwić szybciej i sprawniej no ale nie był. I większość jego sąsiadów i mieszkańców miasta również nie. A wygrana przy równych sznasach 1:1 z potworem nawet człowieka uzbrojonego w broń palną graniczyła z bardzo wielkim szczęściem.

Nie chciało mu się wstawać z fotela. Czuł otępienie i niechęć. Po tej nocy nie wierzył, że przetrwa nastepnął. Wówczas dostrzegł kolorowe plamki na podłodze. Zdjęcie. Ich zdjęcie. Tego portreciku które wieczorem oglądał a w nocy podczas walk musiało gdzieś się smyrgnąć w kąt. Własnie zauważył je leżące bezwładnie na podłodze. Taakk... W sumie to może i koniec ale miał coś jeszcze do załatwienia. Nawet jeśli to miałby być ostatni dzień jego życia. Może nie miał za dużych szans się uratować ale mógł jeszcze kogoś uratować. Kogoś kogo kochał. Bardziej niż siebie samego i swoje życie. A jeśli by mu się nie udało... To chociaż miał szansę się pogodzić i pożegnać...

Wstał w końcu z fotela. Podszedł i schylił się po fotkę. Szkło popękało, ramka też. Wyjął więc zdjęcie zrozpadającego się opakowania i przytrzymał je chwilę. Po chwili uśmiechnął się ciepłym, promiennym uśmiechem takim samym jaki miał ten młodszy facet na zdjęciu. ~ Coś mi się jednak udało w tym życiu i tego mi żadne potwory nie zabiorą. ~ myśl ta ożywiła go i dodała mu energii. Włożył zdjęcie do portfela do wodoodpornej, przezroczystej przegródki stworzonej właśnie na takie okazje. W sumie nigdy jej nie używał bo miała głupi rozmiar za duży na kartę kredytową czy wizytówkę a za mały na banknot czy coś innego. Jakby czekała na taki dzień i specjalną okazję.

- Pam. Choć do kuchni. Mam tam rękawiczki. Pomóz mi wywalić to coś na zewnątrz. Nie dotykaj gołą ręką. Ani śladów krwi. - wskazał na te części ścian gdzie od postrzałów krew rozbryzgła się na ścanach czy podłodze.

Razem jakoś im poszło choć zwyczajnie wywalili zezwłok na zewnątrz za okno. Karl obserował jak bezwładna kukła spada z kilku pięter i nieruchomieje z nieco przytłumionym plaśnięciem na chodniku na dole. Aż ciężko w tej chwili było uwierzyć, ze ta bezwładna kukła i bryła mięsa była śmiertelnie groźnym potworem zdolnym zdewastować całe mieszkanie razem ze swoimi lokatorami.

- Trzeba się wykąpać. Sprawdź czy woda jeszcze jest. Sprawdź czy nie masz jakichś zadrapań co nie miałaś wcześniej. - rzekł do Pam wskazując je drzwi od łazienki. Sam wciąż w rękawiczkach zaczął polewać detergentami ściany i miejsce gdzie upadł stwór. Chciał możliwie odkazić swoje mieszkanie. Poza tym nadal odczuwał rozdygotanie wewnątrz i silny stres a ta prosta czynność pomagała mu jakoś dojść do siebie. Gdy blondynka skończyła swoje poranne ablucje udał się i on by postąpić to samo. Wcześniej poprosił ją by przygotowała jakieś śniadanie. Cokowliek ich czekało lepiej było być najedzonym. A kawa z rana jak smietana prawda? Zaś skoro on się zajął jako takim ogarnięciem chaty ona mogła się zajać napełnieniem ich żołądków i taki podział pracy wydał mu się uczciwy.


---



Gdy się w końcu wynurzył ze swojego mieszkania i dołączył do snujących się po kamienicy sąsiadów wyglądał całkiem znośnie. W porównaniu do tego co przeżył w nocy. Niemniej minę miał poważną i zasępioną. Każdego kto mu się nawinął po drodze zapraszał na naradę jaka miała się odbyć w ich wspólnym giercowym salonie. Kogo nie spotkał pukał do drzwi i namawiał na to samo. Chciał się zorientować ilu ich zostało i w jakim stanie. Po drodze zaś lustrował jak budynek zniósł nocne walki.

- No cóż, panie i panowie. Dobrze nie jest. - zaczął widząc, że większość już się stawiła na dole. Widział, że nie mówi im niczego nowego musieli przejść to samo co on.

- To, że te potwory są takie zwinne i wspinają się po ścianach jak jakieś małpy zmienia postać rzeczy. Wszelkie okna stoją dla nich otworem. Improwizowane barykady jak widzieliśmy dziś w nocy niewiele dają. Mogą nas zaalarmować czy powstryzmac ich ale niezbyt długo. Dlatego o ile nie zmurujuje się okien albo nie wstawi solidnych krat to nie wiem jak inaczej powstrzymać kolejne ataki. Zarówno w naszym domu jak i każdym innym. Tak, uważam, że czas pomyśleć o opuszczeniu tego budynku i poszukaniu nowego. - rzekł bez ogródek wywalając kawę na ławę. Był zbyt zmęczony i posępny by jakoś próbować osładzać ten swój pogląd na sprawę.

- Co do alternatyw myślę o dwóch opcjach. Pierwsza to jakiś budynek właśnie bez okien albo z gotowymi założonymi kratami czy ogólnie na powstrzymywanie włamywaczy. Jak więzienie, areszt czy jakieś sklepy z bronią. Tego typu obiekty. Mają mocne ściany, solidne kraty w oknach i są niejako od początku pomyślane na takie okazje. Druga opcja to jakiś podziemny budynek w ogóle bez okien i ograniczoną liczbą drzwi czyli łatwy do obrony. Jak metro którego niestety w naszym mieście nie mamy. Ale na pewno są jakieś podziemne magazyny czy piwnice. Wadą jest, że właśnie w takich miejscach przed słońcem mogą się w dzień chować te potwory. Trzeba by liczyć się więc z mozliwością wykurzenia ich z tamtąd najlepiej unikając walki bezposreniej. Wukurzyć ich dymem, podłączyć mokrą podłogę do prądu czy coś w ten deseń... - machnął obojętnie ręką wykonując nią nieokreślony gest w powietrzu. Starał się nie krytykować jakiegoś rozwiązania póki nie był w stanie zaproponować alternatywy. Dla niego pozostanie kolejna noc w tym miejscu było błędem. Nie oznaczało, że gdzie indziej jest lepiej albo pójdzie bezproblemu ale przy optymistycznym wariancie mogli liczyć na stabilniejszą miejscówę w której mogli się urządzać na dłuższy czas i mieć realne szanse na przetrwanie kolejnych nocy i ataków. Silidne drzwi i kraty mogły powstrzymać nawet takie monstra.

- To mimo wszystko jednak chwilowe rozwiązanie. Powiedzmy na parę dni może tydzień czy dwa może dłużej. Nawet w superbezpiecznej kryjówce będziemy musieli wychodzić na zewnątrz po zapasy. Na zewnątrz mogą być te potwory nawet w dzień albo grupy szabrowników i to z bronią. To uczyniłoby takie eskapady bardzo ryzykownymi. Czy się opłaca czy nie tego w tej chwili nie potrafię ani oszacować ani zgadnąć. Ale uważam, ze warto spróbować i od tego zacząć. - pokiwał głową patrząc na zebranych wokół siebie sąsiadów. Po czym kontynuował dalej.

- Ale ogólnie konkretnym ratunkiem jest ucieczka z miasta. Tutaj wewnątrz kordonu za którymś razem po prostu powinie nam się noga i albo zginiemy albo zmienimy się w takie coś jak widzieliśmy w nocy. Więc przegrana albo remis a żadnych szans na zwycięstwo całego sezonu meczy. - tu nawiązał do popularnego porównania do ligii jakiegokolwiek sportu ligowego tak przecież lubianego od football'u po hokeja czy bejzbola.

- Nic właściwie nie wiemy gdzie dokładnie rozciąga się ten kordon ani czy jest jakaś kwarantanna ani jaki etap desperacji osiągnęli ludzie go tworzący i nim zarządzający. Po prostu nie mamy żadnych informacji nawet z reszty miasta o tym co się dzieje poza nim nie wspominając. Tu są dwie opcje. Pierwsza to jak mówiłem wczoraj zdobyć jakieś radio i nawiązać łączność. Jest kilka radiostacji w mieście, w każdym komisariacie czy straży pożarnej powinno być jakieś solidne radio do łączności z wozami na mieście. Można też dorwać jakaś ciężarówkę i spróbować nawiązać łączność przez ich CB Radio. Wówczas jest szansa na nawiązanie łączności z resztą świata. Kto wie, może nawet by sami zorganizowali jakąś ewakuacje z jakiegoś punktu jakby mieli stały i pewny namiar na kogoś tutaj. Ale na to bym się nie napalał... - skrzywił swoje usta w grymasie powątpiewania w taki wariant. Sprawa radia i łączności wydawała mu się kluczowa i zraz po zdobyciu odpowiedniej kwatery.

- Drugim wariantem lub w przypadku niemożliwości nawiązania łączności jest próba wydostania się z miasta nastawiona nie na dotarcie do kordonu ale na minięciu także jego. Tu widzę opcję najbardziej prawdopodobną przez jezioro. Ale jak to będę dumał jak już się tam znajdę. - wzruszył ponownie ramionami kończąc swoje rozważania co do ich realnych i nierealnych szans na zrobienie czegokolwiek przed następnym zmrokiem.

- Ze spraw bardziej przyziemnych... Mam w swoim lokalu generator. Zdolny do zasilenia wszystkiego czego potrzebujemy. Ale oczywiście zużywa paliwo choć obecnie powinien być sprawny i pełny. Zgadzam się przywieźć go tutaj i użczyć wam dla dobra naszej małej społeczności. Mam też w lodówkach i spiżarni żywność która w większości powinna się uchować jeszcze w stanie zdatnym do spożycia. Na tak niewielką społeczność powinno to starczyć na jakiś czas. Ale potrzebuję paru samochodów i sprawnych rąk by to przewieźć tutaj. Jeśli nikt się nie wybiera... No cóż, wiecie gdzie jest "Hoobs Food" zostawię wam klucze i mogę napisać upoważnienie. Ja mam swoje sprawy do załtawienia na mieście więc albo pożegnam się z wami tutaj albo w restauracji. Życzę wam powodzenia. Przyda nam się wszystkim. - rzekł najawyraźniej kończąc swoją wypowiedź i otwierając puszkę kolorowego napoju który może zdrowy nie był ale za to jakże smaczny. Czekał czy ktoś się jakoś jeszcze wypowie czy zadeklaruje ale jeśli nie było nikogo interaktywnego do rozmowy czy byli zbyt leniwi i przestraszeni by nawet pojechać po sprzet i żywność to nie zamierzał dłużej marnować czasu. Dzień już stracił chyba z godzinę a więc zmrok był już o godzinę bliżej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline