Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2015, 15:38   #64
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Żyli, dobry Boże. Przetrwali tą piekielną noc w jednym kawałku, istny cud i łaskawy uśmiech losu...a może szyderczy grymas mający na celu obudzenie nadziei, by o zmierzchu jeszcze dotkliwiej poczuć kolejny cios? Poczucie nieuniknionej tragedii zawisło nad Tarą niczym fatum. Czarny, zimny cień czający się tuż za plecami i nie dający w pełni się rozluźnić.
Teraz, w promieniach słońca, koszmarne szczegóły poprzedniej nocy wracały do kobiety falami, uniemożliwiając podniesienie się z łóżka. Czuła się rozbita, zmęczona i obolała, choć te kilka godzin snu powinno w miarę zregenerować jej organizm. Przecież potrzebowała dziś dużo siły, więcej niż kiedykolwiek wcześniej.

Przynajmniej Młoda i Gregory nie zaprzątali sobie z rana głów tragiczną sytuacją, tylko brali z życia to co najlepsze odganiając od siebie w ten sposób strach. Ruda nie winiła ich za sprezentowaną pobudkę, ba! Cieszyła się jak jasna cholera słysząc dobiegające zza ściany harce. Każdy radził sobie z problemami tak jak umiał najlepiej.

-Śpij, jest jeszcze dość wcześnie. Odpocznij, to była ciężka noc - powiedziała cicho do leżącej obok Jenny, podnosząc się pokracznie z łóżka. Każdy mięsień i kość domagały się uwagi, stawy skrzypiały jak u osiemdziesięcioletniej staruszki. Przytrzymując się ściany Tara powędrowała do łazienki, żeby gorącym prysznicem przywrócić się do jako takiej sprawności.

Ustawiona przy drzwiach barykada dołożyła kolejną porcję skojarzeń, wzrok automatycznie powędrował ku zwłokom w salonie. Odstrzelona głowa, kawałki mózgu i kości leżące w promieniu dobrych kilku kroków od truchła; Obryzgane posoką ściany oraz meble; Żelazisty odór jatki z obcym, niedającym się zidentyfikować akcentem. Może to tylko wyobraźnia, a może rzeczywiście ścierwo śmierdziało inaczej niż wszystko co do tej pory miała nieprzyjemność wąchać?

- Psujesz mi wystrój - burknęła pod adresem trupa, ciesząc się z prostego faktu posiadania pustego żołądka. Inaczej jego zawartość podjechałaby jej do gardła przy pochylaniu się i przykrywaniu makabrycznego dodatku wnętrza starym, ściągniętym z kanapy kocem. Tykać tego nie zamierzała, nie bez przygotowania. Dlatego wstawiła kawę, wzięła szybki prysznic i uzbrojona w kubek aromatycznego naparu rozsiadła się na kuchennej szafce.

Chwilę kontemplacji nad marnością życia przerwało Tarze pukanie do drzwi. Owinęła się szlafrokiem i podreptała apatycznie na korytarz. Ucieszyła się widząc właściciela restauracji. Przynajmniej nie chciał jej rozerwać na strzępy, ani nie truł za bardzo. Hobbs zbierał sąsiadów na naradę, jakby kolejne ustalenia miały cokolwiek zmienić.

-Zaraz przyjdę. - odpowiedziała u uprzejmie, dokładając do tego uśmiech, choć mięśnie twarzy nie chciały zbytnio współpracować. Dopiła kawę, zostawiła na kuchennym blacie kartkę tłumaczącą gdzie i po co idzie. Dorzuciła też prośbę żeby nikt nie ruszał ciała z salonu, z kosza pod zlewem wyciągnęła pustą puszkę i nalała do niej wody. Zgarnęła tez paczkę papierosów i tak przygotowana zeszła na parter.

Widok znajomych twarzy poprawił Tarze humor. Przeżyło ich całkiem sporo, pocieszające spostrzeżenie. Przywitała się z każdym, wysłuchała co Karl ma do powiedzenia i usadziwszy tyłek na stoliku przy którym nie tak dawno temu Wade uczył ją grać w pokera, podjęła rozmowę:

- Zakładając że twój lokal nadal nie został splądrowany, wycieczka do niego ma sens. Zyskalibyśmy parę przydatnych fantów, zgłaszam się do pomocy. Dajcie mi tylko przebrać i mogę jechać. Chodzenie gdziekolwiek na piechotę to samobójstwo. W naszej okolicy grasuje gang wykolejeńców. Nazywają się “Los Muertas”. Chyba… mniejsza o nazwy. Są zgrają idiotów uważających bestie za zbawców i grają przeciwko normalnym obywatelom. Używają noży i broni białej, biegają zamiast jeździć choćby rowerem. Na szczęście ich idole nie wiedzą o sojuszu, więc istnieje szansa że problem sam się rozwiązał. - zaczęła spokojnie, w międzyczasie sięgając do kieszeni po paczkę papierosów. Ściśnięty stresem żołądek nie narzekał na brak śniadania za to całe ciało krzyczało o świeżą dawkę nikotyny. Zaspokoiła tą prostą potrzebę, pstrykając zapalniczką i sycąc płuca pierwszą porcja siwego dymu.

-Nie uśmiecha mi się migracja i przeprowadzki, ale tu przestaje być bezpiecznie. Jest jednak tymczasowe rozwiązanie. Wczoraj w dzielnicy Latynosów natknęłyśmy się z Aiko i JC na społeczność podobną naszej. Są rozsądni, zorganizowani i zdeterminowani. Mają broń ale nie strzelają do wszystkiego co popadnie. Mogliby być cennym sprzymierzeńcem a skoro i tak rozważamy zmianę lokalu, lepiej udać się do sprawdzonego miejsca. Swój blok zabezpieczyli podobnie jak my nasz. Myślę, że chętnie przywitaliby dodatkowe pary rąk do pomocy, bo mają kobiety i dzieci. Mieli… albo ciągle mają, o ile udało się im przeżyć noc. Można by do nich pojechać i sprawdzić. Zagadać, połączyć siły. W kupie zwiększamy szanse na przeżycie. Co będzie później to już inna kwestia. Co prawda jezioro wydaje się najłatwiejsze do sforsowania...tylko co zrobimy po drugiej stronie? Nawet jeśli się przez nie przeprawimy, zostaniemy bez dalszego środka transportu na terenie na którym wojsko urządziło sobie sezon polowań na kaczki. A gdyby wyrwać dziurę w płocie? Dużą dziurę, bardzo dużą. Wycofując się z miasta żołnierze coś po sobie zostawili, są też sklepy z bronią… policyjny magazyn rzeczy skonfiskowanych. Kwestia broni...różowo nie mamy. W takim tempie kule szybko się nam skończą, potrzebna nam alternatywa dla broni palnej. W nocy myślałam o jakiś środkach żrących. Chemikaliach rodzaju chloru do przetykania kanalizacji, nieważne. Byle żrące, bo w kontakcie z oczami powinno zadziałać. Oślepione te stwory staną się odrobinę mniej zabójcze, ale tylko odrobinę. Jednak to zawsze jakiś plus. Pistolet na gwoździe może brzmi dziecinnie...ale to też alternatywa warta rozważenia. Spróbujmy zebrać to co się da z domowych detergentów, zobaczymy na czym stoimy. - zaciągnęła się po raz kolejny, strzepując popiół do puszki po Coca-Coli. Zrobiła krótką przerwę żeby odkaszlnąć.

-Co wiemy o przeciwniku? Nie patrzmy na razie na to skąd się wziął, czym jest...ale jak go najłatwiej zabić. Wrażliwe punkty, słabe strony. Koszmarki nie lubią światła, to już wiadomo. Ich ugryzienia są toksyczne i dzięki nim zmieniają ludzi w swoje kopie. Mamy na pokładzie lekarza, w moim mieszkaniu zostało jedno ścierwo, tyle że bezgłowe. Damy radę je pokroić i zobaczyć co ma w środku. Wiem...to obrzydliwe, ale wroga wypada poznać jak najlepiej nim ponownie wparuje nam do domu. - skrzywiła się na samą myśl o grzebaniu w truchle. Do tej pory podobne numery widziała tylko w internetowych filmikach. Wolała więc skupić się na pomocy w sektorach sobie znanych, nawet jeśli oznaczałoby to wypad na miasto i pracę fizyczną.

Żałowała, że została w mieście, przecież mogła wyjechać zamiast brać to przeklęte zlecenie od Manson'ów. Siedziałaby gdzieś na końcu świata w towarzystwie Kwadrata i gwizdała na koniec świata.
Wylot na Alaskę jednak nie był takim głupim pomysłem...
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline