Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2015, 20:33   #1
Smirrnov
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
[D&D 3.0/3.5 FR] Czy zło ma znaczenie? [+18]


_____Powrót do domu, jak sarkastycznie nazywał swe miejsce pobytu, było idealnym zwieńczeniem orzeźwiającej podróży. Wisienką na torcie można by rzec. Oczywiście, nie obyło się bez pokazania kto i dlaczego tutaj włada, ale po kilku przyjemnych skarceniach wszystko wróciło do normy.
Prawie.
Czekała go bowiem ciekawa obserwacja. Subtelne sugestie. A także wizja przyszłego wyboru czempiona. Kogoś, kto mu się przyda. A jeśli nie wyjdzie, to i tak miło będzie popatrzeć.
Postukał palcami skąpanymi w hebanowym odcieniu, po niemal pozbawionej pigmentu, śnieżnobiałej skórze wilgotnego uda. Uszczypnął rozpaloną z tęsknoty wargę i uśmiechnął się słysząc cichy, zaspany pomruk protestu.

***

_____Typr Trybopsuj nie miał lekko w swej podróży. Właściwie, jego sytuację można by uznać za nędzną. Od dłuższego czasu bez jedzenia, z płatającym figle artefaktem swego mistrza, w przemoczonym ubraniu i ubłoconymi (nie tylko od błota) stopami. Niemal wszystkie oznaki, wskazywały na sromotną porażkę tej przedziwnej wyprawy, na ścieżkę której sam się wybrał. Niemal…
*
_____Tajga zdobywała wiele sukcesów na ścieżce rozśpiewanej kariery. Nigdzie nie brakło jej chociażby prostego posiłku za swoje występy, a urodą podbijała serca i rozporki wielu oberżystów, gwardzistów, mieszczan, wioskowych kowali, mężów, wdowców, niedorostków… Nie byłoby błędem stwierdzenie, że wraz z jej popularnością u płci przeciwnej, wzrastała nienawiść i zazdrość płci pięknej. Nieważne miejsce czy czas pobytu. Zdarzało się, że jej wdzięk i talent przyciągał uwagę kobiet. Szczęśliwca, który trafił pomiędzy takie dwa ciała, długo nie widziano w domu. Do czasu…
*
_____Pech. Pech i niepowodzenie. Te dwa wyrazy opisywały tryby myśli, które zgrzytały w głowie zmęczonego gremlina. Wejście do miasta wieczorną porą również nie pomagało. Był kopany, potrącany, niezauważany. I nie miał siły na to by schodzić z drogi. Zwłaszcza tedy gdy ktoś biegł. A do tego był goniony przez niewielki tłumek roztrzęsionych kobiet i miał na plecach lutnię. Niestety. Śpiewak nie widząc małej, lecz odpowiednio wysokiej, postaci Tyrpyra wpadł prosto na niego.
Wpadła jak się okazało, bo trubadurem była ona. Śliczna blond dziewczyna, która w wyniku wypadku, zaplątała stopę w przydługie szaty wymęczonego gnoma.
-Ażeby Ci troll dzieci porwał i nasrał do kołyski! – zaklęła bardzo niekobieco. Nie mogąc wyplątać się z powłóczystych szat mistrza Rubakana zaciągnęła nogą małego gremlina w ciasny i ciemny zaułek.
Który jak to bywa w większych miastach, śmierdział całą gamą zapachów, których opis zajmowałby spokojnie kilka stron na kartach kronikarzy. Szczęściem dla obojga z powodu upadku, na drodze utworzyła się kotłowanina i stado wrzeszczących bab, nie zwróciło na boczną uliczkę szczególnej uwagi.

***

_____Thokarr polował. Było to szczególne wyzwanie, gdyż zwierzyną był wojowniczy rosomak. Dość niecodzienne stworzenie zważywszy na miejsce, w którym zwierzyna i myśliwy się znajdowali. Była to niewielka jaskinia, z której wychodziło kilka korytarzy. Docierało do niej trochę światła, powietrza i sporo wilgoci co ułatwiło rozwój roślin i pozwoliło znaleźć schronienie temu zwierzęciu. Stos odpadków świadczył, że zabawiał tutaj od dłuższego czasu. Półork nie jadł nigdy rosomaka, jednak burczenie w brzuchu cudem nie zdradzało jego pozycji. Cała jaskinia była mocno zarośnięta niewielkimi drzewami iglastymi więc myśliwy nie był widoczny z ukrycia.
Już niemal wypuszczał prowizoryczny oszczep z dłoni gdy spokojne przed chwilą zwierzę poderwało się gwałtownie. I nici z kolacji…
*
_____Karawana z którą podróżował kapłan zmieniła swój cel. Zamiast zmierzać ku jednemu z punktów handlowych w podmroku, za sprawą niespodziewanego portalu, których liczba zmieniała się bardzo nieregularnie, trafiła bardzo daleko na południe przez co zmuszona została do podróży niemal ku powierzchni. Albus przeklinał w sobie, czego nie można było powiedzieć o reszcie "załogi" Tak diametralna zmiana planów przyprawiła dowódcy białej gorączki przez co nastroje balansowały na cienkiej granicy buntu. Dodatkowym bodźcem sugerującym Albusowi opuszczenie jak najszybciej tej zbieraniny recydywistów i ich despotycznego dowódcy, był sen w którym jego Pani spychała w swej humanoidalnej postaci, całą karawanęw otchłań. Jedyne co dawało do dłuższego zastanowienia były jej bose, hebanowe stopy...
*
_____Odgłos łamanej gałęzi oddalił pomysł wbicia swemu przywódcy noża w gardło. Wysłano dwóch zwiadowców i oczywiście duergarskiego kapłana, który miał wspomóc ich swą leczącą magią objawień. Albus znał ich możliwości. Wiedział, że Rhatek nie potrafi się dobrze bronić, a Lorg zbyt szeroko atakuje. Tego jednak nie wiedział siedzący w ukryciu półork.
Po niecałych kilkunastu sekundach od chybionego rzutu oszczepem, do jaskini wkroczyła trójka przybyszy. Z ubrań Thokarr wnioskował, że to jacyś podróżnicy. Tropiciele z przodu nie wyglądali na zbyt bystrych ale na swym fachu znali się doskonale. Od razu rozszyfrowali ślady i znaleźli broń. Jeden z nich w towarzystwie łysego, szarego krasnoluda zaczął powoli kierować się w stronę półorczej kryjówki. Drugi tropiciel ruszył za rosomakiem, który uciekł do jednego z tuneli. Na zewnątrz ciemniało co widoczne było po pogłębiających się cieniach w jaskini.
Duergar czuł nieprzyjemne mrowienie niepokoju, potęgowane bliskością krain powierzchni, a także wyraźnie widocznymi lukami w plecach pancerza Lorga…

***

_____Vis był bardem. I jak na barda przystało poza zdolnością grania miał umiejętność podsłuchiwania. Karczma oferowała wiele nowinek i wiele plotek, a także sporą publiczność. Nawet jeśli nie należała do najznakomitszych. Gwar, tańce, duchota i odór alkoholu były tym co ładowało baterię każdemu grajkowi.
Vis grał, oczarowywał i przy okazji wypatrywał wśród karczemnych bywalców oznak niepokoju, żywiołowości, ukradkowych spojrzeń lub sztywnej sylwetki. Wszystkiego co może zdradzić o dużym interesie omawianym przy kuflu. Wystarczyło przebrnąć przez dwie piosenki, by w wełnianej czapce zebrało się odpowiednio dużo miedziaków na kufel ciemnego napoju. W przerwie na zwilżenie gardła bard w końcu dostrzegł kogoś, kto byłby wart uwagi…
*
_____Kaptur szczelnie ukrywał poznaczoną twarz jednak wyraźnie widoczny sygnet na palcu zdradzał się tym, którzy wiedzieli. Sareth czekał na informatora. Na wiadomość, która decydowała o następnym kierunku. Podrostek, który zbliżył się do stolika nie zdradził się z niczym. W odróżnieniu od Saretha, który zauważalnie się rozluźnił po wypowiedzianym, haśle. Podrostek jednak nic więcej nie wypowiedział. Położył na stole pobrudzony świstek papieru.
Artefakt skradziono. Lokalizacja nieznana. Świątynia zinfiltrowana. Drowy
Nim czarodziej dokończył czytać chłopak już zniknął. Tak samo jak odpowiednia ilość gotówki z sakwy na pieniądze, nadal wiszącej przy pasie.
*
_____Vis widział jak jego upatrzony osobnik dostaje świstek i zostaje pozbawiony gotówki. Coś mu podpowiadało, przeczucie, którym kierował się od tylu lat, że ten człowiek może być przydatny. To że osobnik siedział jeszcze przez 5 piosenek tylko potwierdzało jego słowa. Wyraźnie czekał na zmniejszenie ilości gapiów. Lub po prostu rozmyślał. Bard wrócił do grania kolejnej pijackiej pieśni. Złowił zielonookie spojrzenie pewnej piegowatej brunetki, która spoglądała nań dość lubieżnie. Było to niezwykłe, ale nie niespotykane. Jej porządne argumenty podsunęły bardowi pewną myśl.
Dźwięk gwaru rozmów wzrósł. To grajek gdzieś zniknął, prawdopodobnie wyczuł okazję i wskoczył pannie do łoża. Niemniej jednak młody poszukiwacz bił się z myślami. Nie było niczym dziwnym, że nie tylko on pożąda owego artefaktu, ale nie przewidział, że ktoś może go ubiec. Należało się zastanowić nad tym, czy zdoła wysłać kogoś na poszukiwania, czy będzie musiał sam wziąć sprawy w swe ręce. Ostatnimi tygodniami zbierał wątłą siatkę informatorów by odkryć dokładne miejsce przetrzymywania artefaktu. Dokładną ścianę czy filar, który mógłby zburzyć i dostać to czego pożąda. Rozmyślania przerwało mu zadziwiające zjawisko w postaci przesadnie głębokiego dekoltu. Równie upstrzonego piegami co twarz właścicielki. Pełne wargi rozciągnęły się w uśmiechu, a w intensywnie żółtych oczach skakały iskierki zaciekawienia.
-Skąd przybywasz? - spytała, a jej głęboki, seksowny głos wzbudził niecodziennie mocne wibracje w Sarethowym podbrzuszu...
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline