Vis
Vis był bardem. I jak na każdego barda przystało topił niewieście serca samym spojrzeniem, a gdy popisał się umiejętnością gry na lutni czy też śpiewu... Wtedy działo się ciut więcej. Nie inaczej było dzisiaj. Jednym wyćwiczonym ruchem zebrał wszystko co do niego należało i podniósł się ze stołka nie przerywając kontaktu wzrokowego z uroczą brunetką która kilka chwil temu się w niego wpatrywała. Otaksował jej sylwetkę, potem skupił się na oczach, nosie i ustach. Ruszył w jej kierunku.
Dwie minuty później byli już razem w pokoju. Łóżko cuchnęło stęchlizną, gdzieś w ścianie chrobotał szczur. Vis przycisnął kobietę do ściany i metodycznie zaczął zdejmować z niej ubrania. Było zupełnie ciemno, gdzieś na stoliku stała lampka, ale chyba nikt nigdy nie dolewał do niej oliwy.
- Jak się nazywasz? - spytał pomiędzy pocałunkami.
- Adorra... - jęknęła gdy jego dłoń zawędrowała między jej nogi.
- Zaraz wrócę z winem. - wychrypiał i oderwał się od niej.
- I nic już nie mów. Jest to... Podniecające. - powiedział i wytoczył się na korytarz. Drzwi zamknęły się za nim z cichym skrzypnięciem. Na korytarzu równie ciemnym jak pokój z którego wyszedł nikogo nie było.
~Pamiętasz te piersi? Te oczy i ten nos? Te usta i tą sylwetkę?~ usłyszał głos w swej głowie. Należał do niego i równocześnie nie.
Przyłożył ręce do twarzy i zaczął rzeźbić.
Adorra
Adorra była córką miejscowego rzemieślnika. Los był dla niej dobry. Jako jedynaczka dostała duży spadek z którego mogła przeżyć resztę życia nie imając się poważnej pracy. I jak każda dobrze ustawiona osoba spędzała każdą wolną chwilę na przyjemnościach. Teraz czuła ogień płonący w podbrzuszu, nie tak dawno wypatrzyła całkiem przystojnego barda... Gdzie się podział? Nie wiedziała. Wróciła do głównej sali i zaczęła szukać kolejnej ofiary. Zauważyła posępnego mężczyznę siedzącego samotnie przy stoliku. Kilka minut temu jakiś kieszonkowiec go obrobił.
~ Biedaczysko. ~ pomyślała wydymając wargi. Kołyszącym się krokiem podeszła do baru i poprosiła o butelkę taniego wina. Zapłaciła miedzianymi monetami z wełnianej czapki. Skąd ją miała? Nie ważne. Zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę mężczyzny. Nachyliła się nad nim eksponując swój obfity biust.
-Skąd przybywasz? - spytała głębokim, seksownym głosem.
- Ja jestem Adorra, biedaku. - złowiła jego zaskoczone spojrzenie. Wyraźnie nie wiedział że go obrabowano.
- Widać że nie jesteś stąd, w międzyczasie jakiś chłopak cię obrobił. Przykra sprawa... - mruknęła stawiając butelkę wina na stole.
- Ale ja wiem jak poprawić Twój humor. - dodała siadając na kolanach oszołomionego mężczyzny. Wyraźnie nie zamierzała przekazać inicjatywy.
- Mam wolny pokój. - wychrypiała w jego ucho.