Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2015, 21:46   #65
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
DETROIT LATO 2010 dzień 3


Ranek.


Miasto zmieniało się powoli w to co jego mieszkańcy. W odrażającego trupa. Puste budynki straszyły oczodołami wybitych okien. Ciche place… niemi świadkowie dramatów, które wydarzyły się w nocy. Można było sądzić, że świat zapomniał o tym mieście. Że Stany Zjednoczone pozostawiły miasto na pastwę bestii. Coś tak niemoralnego nie pasowało jednak do ostoi wolności jaką było USA, nieprawdaż?
Jak to się stało, że w ciągu kilku dni pełne życia miasto zmieniło się w koszmarną parodię samego siebie. I gdzie były władze? Czemu nic nie robiły?
Wkrótce okazało się, że jednak nie zapomniano o Detroit. Niemniej działania jakie podjął prezydent, niekoniecznie wróżyły dobrze przebywającym w mieście niedobitkom. Nad Detroit pojawiły się bowiem śmigłowce AH-64D Apache, szybkie i zgrabne… niczym pociski. Te dwuosobowe i ciężko uzbrojone śmigłowce nie były przeznaczone do ratowania ludzi. Tylko do walki. I powoli niczym stado wilków przeczesywały miasto ignorując ludzi wylegających na dachy i desperacko krzyczących o pomoc. Te drapieżniki nie przybyły jednak nikogo ratować. Te maszyny przeznaczone były do zabijania i niszczenia. To były psy wojny. I oznaczały, że na razie ratunku nie będzie.

Po ciężkiej nocy mieszkańcy zebrali się jak zwykle na dole… w nieco zdewastowanym pokoju gier. Byli po ciężkiej nocy, byli zmęczeni.
Alistair Dowson był zaniepokojony. Niby nic… ot zadrapanie. Ale miał wrażenie, że go swędzi… jakby jakiś guz rósł mu na ramieniu. Jakby toczył je rak. Oczywiście zdawał sobie z irracjonalności swych odczuć. To tylko wyobraźnia napędzana strachem wywoływała takie urojenia. Przecież czuł się dobrze. Nie zauważył u siebie żadnych zmian.
Pam poczuła się lepiej przez noc. Zdołała otrząsnąć się z szoku i nawet z pomocą Lilly doprowadzić jako tako do porządku z makijażem. Możliwe, że noc którą przetrwała dała jej nadzieję, na przeżycie. A nadzieja to mocna motywacja do działania.
Nie wtrącała się z początku w rozważania mieszkańców bloku, ale w końcu… gdy kilkoro z nich wygłosiło własne tyrady wtrąciła się i podzieliła się też swoją wiedzą na temat stworów, także.
- Jestem Pam… a raczej Pamela Winters. Ale wolę… Pam. Jestem lekarką specjalizującą się w mikrobiologii medycznej.- zaczęła mówić. Jej głos z początku drżał, ale dość szybko opanowała się i kolejne zdania mówiła jak naukowiec na wykładzie.- I pracowałam przy badaniach tych… stworów, niemal od początku ich pojawienia. To co zmienia ludzi w te stworzenia jest czymś przypominającym w swej budowie… trudno to dokładnie określić. Bardzo rozbudowane priony, albo wirusy obcego pochodzenia. Nie działają jednak ani jak wirusy, ani jak priony. Nie niszczą komórek nosiciela, lecz zmieniają je. Asymilują wypuszczając przez błonę komórkową swoje.. zarodniki. - potarła podstawę nosa.- Trudno to wytłumaczyć. I może niepotrzebnie się w to zagłębiać. Tak czy siak, ta choroba nie zabija. Ten wirus… ulepsza ludzkość, na swój chory sposób. Widzicie, po przejęciu organizm zaczyna ewoluować, adaptując się do środowiska… by stać się jak najlepszym drapieżnikiem. I… cóż…- westchnęła głośno.- Mózg nie jest szczytem ewolucji, w zasadzie jest aberracją… z punktu widzenia wirusa, o ile może przyjąć, że wirus ma punkt widzenia. Otóż nie jest potrzebny aż tak duży i aż tak skomplikowany. Mózgi szczurów są znacznie bardziej uproszczone, a gryzonie te potrafią tworzyć stada. Dlatego też mózgi… ulegają uproszczeniu, a wszystkie wyższe funkcje mózgu… zanikowi. Zostaje tylko instynkt.-
Pam zamilkła na chwilę, wyraźnie zamyślona.- Eksperymenty na złapanych osobnikach świadczą o tym, że stwory się adaptują do otoczenia. Ale w sposób chaotyczny, a nie planowany. I nie radzą sobie ze słońcem i światłem. Z niewiadomych dla mnie powodów uwrażliwiły wzrok swych nosicieli na światło. A słońce… powoduje porażenie całego ciała. Zmienione komórki nerwowe i mięśniowe nie radzą sobie ultrafioletem, cały organizm traci koordynację ruchową i tempo regeneracji spada… bo tak, te stwory mają duży potencjał regeneracji. Nie trzeba im rozwalić czaszki, ale należy zadać taki cios, który gwarantuje natychmiastowy zgon. W innym przypadku… ich ulepszone komórki zregenerują się.-
Kilkanaście sekund przerwy i znów… zaczęła mówić jak wykładowca.- Adaptują się do warunków w sposób typowy dla rozwoju ewolucyjnego. Na chybił trafił. Jedne mutacje stają się użyteczne, inne zabijają lub nie robią nic. Wszystkie potwory nie nauczą się z dnia na dzień wspinaczki, parę z nich tak… inne mogą zaskoczyć losowo nabytą zdolnością czy odpornością. Tylko jakoś na słońce nie potrafią się uodpornić.-
Westchnęła cicho i dodała. - Z pewnością radzą sobie dobrze z powietrzem bardziej zanieczyszczonym niż to, którym my oddychamy. Dymem się ich nie da wykurzyć. I nie ma co kroić… gdyż ich ciała odrobinkę zmieniają się w każdej minucie.
- Dobra… to podzielmy się na ekipy. Wypadową i zostającą na miejscu.-
zaproponował Wade wzruszając ramionami.- Tak będzie najlepiej. Nie ma co udawać kolejną noc i tak spędzimy tutaj. Nawet gdyby się udało znaleźć takie idealne lokum to na sforsowanie go i przygotowanie na noc nie ma czasu. Warto jednak znaleźć takie lokum i znaleźć innych ludzi. Może nawet połączyć się z Latynosami, kto wie? Im więcej nas będzie tym lepiej się obronimy przed zgrają potworów. Część z nas zostanie tutaj, część… pojedzie z Karlem i pozałatwia sprawy. To jak? Głosujemy?
Głosowali. Tara Lantana, Aiko Shinami, Lilly Hopkins, Gregory Lardetzky chcieli jechać z Hobbsem. Alistair Dowson, Charlie Belanger oraz Wolfgang Bruener chcieli jechać. Zbyt dużo osób.
Zresztą decyzja Lilly wywołała oczywistą reakcję i u Gregory’ego i Tary…
Kolejną sprawą był zwiad krótkiego zasięgu. Paul Hoover zaproponował by zwiedzić sąsiednie bloki. Wydawało się to w miarę bezpieczne, toteż Peter Wiereznikow zgodził się z nim iść i ostatecznie Wolfgang Bruener uznając, że zbyt wiele osób wyjeżdża. Reszta postanowiła uporządkować domostwo i przyszykować je do kolejnej nocy. Wade miał bowiem rację. Tego dnia nie zdołają się już przenieść do nowego lokum.

Wyruszyli razem… w kilka wozów. Karl Hobbs swoim Chryslerem Voyager, a Charlie Belanger swoim Chevroletem Lacetti, także Tara Lantara ruszyła w drogę swoim czarnym Fordem Mustangiem z Japonką na drugim siedzeniu marudzącą, aby powrotnej zasiąść za kierownicą jej pieszczoszka. Aiko bowiem miała prawo jazdy, ale nie miała samochodu w USA. Alistair Dowson siedział zaś obok Karla. Ten konwój był już i tak wystarczająco duży bez jego samochodu. Co prawda na ulicach nie było już ruchu, ale czasem tarasujące drogę samochody robiły z niej labirynt. Jazda z początku była cicha i ponura. Detroit wyglądał niemal jak strefa wojny.
Puste budynki, puste ulice… śmiercionośna cisza. Dopiero po chwili przerwana rosnącym w intensywności rykiem silnika. Helikopter, smukła maszyna bojowa przeznaczona do zwalczania ciężkich celów. Dwumiejscowa stalowa ważka po zęby uzbrojona w pociski. Przeleciała nad trójką samochodów obojętnie i leniwie. Dwaj piloci bezpieczni w swej maszynie z obojętnością zignorowali ocalałych. Nikt nikogo ratować nie zamierzał. Śmigłowiec wydawał się obecnie posłańcem śmierci, niż obietnicą ratunku.

Na razie mieli inne sprawy na głowie, niż rozważanie obecności tego stalowego ptaka nad ich głowami.Tym bardziej, że wkrótce odleciał, a przed nimi było pierwsze z zadań do wykonania. Zdobycie sprzętów z restauracji Hobbsa, kolejne na liście to było znalezienie broni i ewentualne poszukanie budynku nadającego się na nową noclegownię i nawiązanie kontaktu z innymi społecznościami. Może nawet połączenie sił. Może… zebranie rekrutów? Kto wie. Poza tym Charlie i Karl mieli własne sprawy do załatwienia w mieście.
Logicznym byłoby, by po wizycie w restauracji, pojechali razem na poszukiwanie swych rodzin. Ale wpierw.
Usłyszeli strzały. Broń palna. Sami też ją mieli.
Pistolety. Na ludzi to miało wystarczyć. Na potwory… Wystarczyło wszak trzymać z dala od ciemnych pomieszczeń, prawda?
Celem jednak strzałów nie były potwory, a… pijani i z pewnością naćpani przebierańcy, którzy na cel wybrali sobie konkurencję Karla. Na czarne skórzane kurtki założyli ochraniacze na barki, oba pokryli czarną farbą i namalowali czaszki.. chyba. Uzbrojeni w maczety i pałki bejsbolowe wyli niczym zwierzęta, a niektórzy nawet toczyli pianę z ust. Los Muertas.To niewątpliwie byli oni.. kryli się za dwoma samochodami szykując koktajle Mołotowa, by obrzucić nimi chińską knajpkę Menga. Nie używali co prawda broni palnej, lecz byli groźni. I liczni… było tu ich ośmiu. I niewątpliwie frajdę sprawiał im atak na knajpkę, w której znajdowali się żywi ludzie.

Tymczasem przed blokiem Kowalsky’ego zapłonęło ognisko. A jego paliwem były ciała stworów. Pam radziła by je zniszczyć, na wszelki wypadek. Co prawda odstrzelony łeb, był raczej gwarancją nie powstania z martwych, ale… tak naprawdę nie wiadomo, gdzie kończyły się regeneracyjne możliwości tajemniczych zarazków. Smród spalonego mięsa roznosił się po całej okolicy, ale mieszkańcy niespecjalnie zwracali na to uwagę. Mieli wszak ważniejsze sprawy.
Należało połatać drewnianą barierę, którą stwory naruszyły wczoraj. Może i nie okazała się zaporą przed stworami. Może i część z nich zdołała się wspiąć po niej i ją bez problemu ominąć… Niemniej większość potworów wybierała tradycyjną drogę do zdobyczy… po schodach.
Mur należało odnowić, jedzenie przygotować dla wszystkich. Sara się znała na gotowaniu, podobnie jak Olga Wiereznikow i Rose Bernstein czy Mindy Hoover. Kucharek więc nie brakło w budynku. Ale... czy Sara chciała spędzić resztę dnia na gotowaniu?
Mężczyźni uzbrojeni w dubeltówki planowali odwiedzić sąsiedni budynki. Cisza w nich panująca nie wróżyła nic dobrego, podobnie… jak przelatujące AH-64D Apache. Sara Harper miała jeszcze czas na podjęcie decyzji… ale czy chciała opuszczać blok? Ranek wszak spędziła uwięziona w mieszkaniu i z martwym potworem. Pomoc przybyła dopiero później w postaci Wade’a, który z pomocą Paula i Wolfganga utorował wyjście z tej pułapki.
Trójka mężczyzn wybierała się rozejrzeć po okolicznych budynkach. Wolfgang Bruener, Gregory Lardetzky i Peter Wiereznikow. Niezbyt cieszyli się na tą możliwość. Nie wiadomo wszak czego się można było spodziewać… poza najgorszym. Wszak na pewno istniały powody, dla których okoliczne bloki były puste.
A ciekawość.. czy przypadkiem nie jest pierwszym stopniem do piekła?

Późnym popołudniem coś się zmieniło.
Gaz został już całkiem odłączony, ale prąd był nadal, woda też. Za to wróciła łączność radiowa. I wraz z nią wróciła telewizja. Przynajmniej ta satelitarna, bo sieci kablowe nie działały. Podobnie jak telefony i internet.
I w wiadomościach CNN o dwudziestej pierwszej sytuacja w Detroit nie była temat numer jeden. Bowiem to co się działo w Motor City było już tylko częścią problemu.


- Zaraza w Michigan... staje się faktem.- mówił komentator telewizyjny. - Już w kilkunastu miastach stanu pojawiły się sfory drapieżnych zombie, wywołując chaos i panikę wśród mieszkańców. Przypuszczalnie przedarły się one jakoś przez blokadę i kordon sanitarny otaczający źródło zarazy jakim bez wątpienia nadal pozostaje Detroit. Prezydent Barak Obama zapowiedział przedsięwzięcie wszelkich kroków, by zapobiec katastrofie. Ale faktem jest że na zapobieganie już za późno. Gubernator Minnesoty użył Gwardii Narodowej i policji do zamknięcia granicy z Michigan, podobnie planują uczynić gubernatorzy Minnesoty, Iowa i Illinois. Także wszelkie przejścia graniczne z Kanadą są obecnie zamknięte i obsadzone podwójną ilością wojska kanadyjskiego. Co gorsza strach przed zarazą, wywołał kilka samozwańczych linczy na przeważnie nie zarażonych osobach. W kongresie rozważane są różne opcje, od całkiem racjonalnych do najbardziej radykalnych, a prezydent Obama zapowiedział, że nie przejdzie do historii jako pierwszy prezydent, który użył broni atomowej na terenie państwa.

“..użył… broni atomowej… na terenie państwa…” Zapewne by zniszczyć źródło zarazy… by zniszczyć Detroit.
Strach. Paniczny zwierzęcy strach. To czuli zdrowi i bezpieczni mieszkańcy Stanów Zjednoczonych Ameryki. Detroit zaś było dla nich wyspą zadżumionych… co gorsza, nie oddzieloną od nich bezpieczną otchłanią oceanu. Nie wierzyli, że ktoś żywy pozostał w zadżumionym mieście. I co gorsza… nie wiedzieli o tym. Obrazki z miasta jakie leciały w telewizji, przedstawiały jedynie kryjące się w mroku potwory.
To tłumaczyło nie działający internet i telefony. Zarówno numery telefoniczne jak adresy IP z Detroit zostały odłączone przez rząd USA. By nie psuć i tak kiepskiego nastroju zwykłym obywatelom nieprzyjemnymi faktami, takimi jak ten, że w Detroit są jeszcze normalni mieszkańcy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-10-2015 o 14:15. Powód: poprawki
abishai jest offline