Mortensen zaklął cicho i sięgnął po kolejny pocisk. Gunther miał więcej szczęścia i jego strzała przebiła pancerz demona. Dobrze było widzieć, że stwora da się zranić, chociaż samo trafienie zamiast ostudzenia zapałów monstrum sprawiło mu przyjemność trudną do ogarnięcia umysłem człowieka. Bo i jaka istota raduje się z własnych ran i bólu?
Próba zebrania wszystkich na piętrze zrujnowanej baszty nie przyniosła rezultatu. Właściwie to czego mógł się spodziewać po brodatym pokurczu? Z pewnością nie rozumu. Jedynie on i Gunther zachowali rozsądek i próbowali zabić lub chociaż osłabić wroga zanim dotrze do wieży.
Nie było co czekać, aż poradzi sobie z dwójką poranionych przecież obrońców. Założył strzałę na cięciwę, przymierzył i wypuścił. Takiego przeciwnika lepiej było razić na odległość.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |