Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2015, 18:13   #102
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
– Jak już pan zdecyduje, do kogo chce zadzwonić, zaprowadzimy pana do aparatu. - Poinstruował go ciemnoskóry funkcjonariusz zamykając kraty aresztu.

- Pierdol się. Wszyscy się pierdolcie - warknął młody.

Do kogo miał zadzwonić? Wszystkich zawiódł. Miał znaleźć rozwiązanie, tymczasem on koncertowo wjebał się w kłopoty.

Szczęknął zamek. Wystawił środkowy palec w ślad za odchodzącym policjantem. Świetnie Steven, świetnie! Możesz sobie pogratulować. Usiadł na metalowej ławie, przytwierdzonej pewnie do ściany. Uderzona jakimś twardym przedmiotem blacha utworzyła na krawędzi zadrę, która czepiała się spodni.

- Dobrze zrobiłeś. – Powiedział dziewczyna stojąca obok niego. – Trzeba go powstrzymać przed dalszym złem. I ty możesz to zrobić…

Zaśmiał się wpatrując w pustą ścianę…

- Jasne, kurwa, jasne! Machnę pierdolo... - zamilkł. Przyjrzał się uważniej kobiecie.

Była młoda. Młodziutka. Najwyżej trzynaście, może czternaście, góra piętnaście lat. Wyglądała całkowicie realnie, jakby stała tutaj przed nim, z ciała i krwi, chociaż, było oczywistym, że nie mogła istnieć.

Ciemne warkocze zasłaniały drobne piersi. Dłońmi zakrywała łono, jak wtedy, nad jeziorem Latonka. Wstał gwałtownie.

- To ty... - przełknął ślinę. - Byłaś tam. Podczas pogromu...

Zwid nie przestraszył go. Była taka realna i jednocześnie ulotna. Taka dziewczęca, niewinna a zarazem zbrukana.

- Ale jak? - spytał, nie zdając sobie sprawy z tego, że zaciska dłonie tak mocno, że paznokcie wbijają mu się w skórę.

- Śmierć nic nie znaczy. - Jej twarz pozostała bez wyrazu. - Nienawiść znaczy dużo więcej. Nie można nienawidzić w nieskończoność. Wtedy zatracamy siebie samych.

- Śmierć… nic nie znaczy… - zastanowił się głośno nad sensem tych słów. - Śmierć jest bramą. Bramą do innego świata. Do t w o j e g o świata.

Spojrzał na dziewczynę, lecz opuścił wzrok. Jej nagość go onieśmielała. Była przecież jeszcze dzieckiem.

- Czy chcesz powiedzieć - patrzył gdzieś obok, widząc ją na krawędzi pola widzenia, - że on się karmi nienawiścią?

- Nienawiścią. Strachem. Gniewem. Wami. - Jej głos stawał się coraz cichszy, przechodził w szept.

- Czego chcesz? - podniósł nagle głos. - Abyśmy zapomnieli o wszystkim? O śmierci matki? O… - nagle wskazał na nią - A ty? Ty mu wybaczyłaś?

- Ja ... nikomu ... nie wybaczam.... Ja... przynoszę... zmiany...ostateczne zmiany...

Jej twarz zaczynała się zmieniać, jakby pod skórą zamieszkało jakieś zwierzę i przesuwało się teraz czyniąc oblicze dziewczynki... ponure, stare, złowieszcze... Spomiędzy dłoni zaczęła wypływać krew...

Na szyi pojawiła się szeroka, czarna szczelina - stara rana po nożu, a z niej... w niej... pojawiły się palce. Niewielkie, dziecięce palce...jakby jakieś niemowlę próbowało wyjrzeć przez ranę na świat...

- Ja... naznaczam... gniewem ... innych!

Dziewczynka wrzasnęła, przeraźliwym krzykiem, jak gdyby ktoś przejechał gwoździem po szybie, tylko znacznie głośniej. Dźwięk przeszył umysł chłopaka, wdarł się w mózg powodując zawroty głowy. Steven zachwiał się. Jedną ręką oparł się o ścianę. Pokój zawirował, zatańczył jak łajba rzucana przez wzburzone fale.

- Co mam zrobić? - wydusił przez zaciśnięte zęby, próbując opanować kołysanie.

- Umrzeć... - wysyczała zjawa głosem tak nienawistnym jakby w ułamku sekundy zaszła w niej jakaś przemiana, - lub zabić winnego tego co stało się z twoją rodziną.

- Umrzeć… winnego - słowa kołysały się razem z celą. - Kto?

- Sam osądź.

Stracił równowagę. Uklęknął. Nagły sztorm chwiał całym światem. Wywracał mu żołądek. Przycisnął głowę obiema rękami. Zatrzymać świat. Wysiąść z tej krypy. Uspokoić się.

Dziesięć, dziewięć...

Odliczał w pamięci próbując uspokoić kotłujące myśli. Emocje.

...osiem, siedem...

Wziął głęboki oddech.

...sześć, pięć...

Wyciszyć się.

...cztery, trzy...
Wypuścić powoli powietrze.

...dwa, jeden.

- Wróć do mnie - zwrócił się do zjawy, dziwnego potworka o dwóch głowach, który został z dziewczynki. Jego głos był już spokojny. - Wróć... potrzebuję twojej rady. Co mam zrobić?

- Zabij ... winnych.... wszystkich....

Głos cichł. Zanikał. Zjawa również.

- Nie… - Steven był pewien, że nie rozmawia już z małą dziewczynką. - Wróć do mnie… nie chcesz tego. Nie…

...dopiero wtedy ich zobaczył. Policjanta i jakiegoś mężczyznę. Patrzyli na niego - mundurowy z rozbawieniem, cywil - spokojnie. Chłopak skulił się na środku celi. Kolana podciągnął pod brodę. Po zjawie został tylko blady poświt.

- Czy ona - wyszeptał - czy moja mama tam jest?

- Mama? Mamy zadzwonić po pana mamę? - zapytał policjant. - Ma pana stąd odebrać po badaniu?

Steven nie odpowiedział, skulił się jeszcze bardziej. Kołysał się w przód i w tył w jednostajnym, monotonnie uspokajającym rytmie. Odcięty od otaczającego go świata nie widział ścian, nie słyszał śmiechu. Zatopiony w rozmyślaniach.

...śmierć nic nie znaczy...

...karmi się nienawiścią...

...zabij...

...nie znaczy...

...umrzeć...

...naznaczam...

...śmierć...

Słowa łopotały w jego umyśle dotrzymując rytmem sercu.

I wtedy zdecydował. Rozejrzał się przytomniejszym wzrokiem. Siedział sam. Dochodziła do niego oddalona rozmowa. Już był spokojny. Już wiedział co ma zrobić. Musi tylko znaleźć sposób. Nie szukał długo.

Metalowa zadra z uszkodzonej ławki rozorała mu nadgarstek. Gęsta krew pociekła na kamienną posadzkę. Położył się, skulony w pozycji embrionalnej. Sen przychodził powoli.

Śmierć nic nie znaczy mamo.

Wraz ze snem nadchodziło ukojenie.

Umrzeć...
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline