Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2015, 11:14   #9
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Formalności, których trzeba było dopełnić zajęły jeszcze blisko godzinę. Odczytanie stosownych klauzul, sprawdzenie tożsamości uczestników odczytu testamentu, podpisy związane z przyjęciem warunków, przyjęciem mecenatu adwokata, przejęciem tymczasowym spadku, kwestii podatkowych, notarialnych, proceduralnych no iw końcu przekazanie kluczy do mieszkania zmarłego Castora de Overneyes przy Rue Plersance.

Od samej ilości papierów można było dostać zawrotu głowy, jednakże trze było przyznać, że Aleksandre Filippe du Bernande doskonale znał się na swojej pracy i potrafił zorganizować ją niezwykle sprawnie, tak że spadkobiercy nie zauważyli nawet, jak wybiła godzina czternasta.

- Jeszcze tylko jedno – ucieszył się adwokat zbierając starannie parafowane dokumenty. – Obiad, którego menu ułożył zmarły. Jesteśmy idealnie o czasie. Poproszę za mną.

Opuścili kancelarię i przeszli dosłownie kilkadziesiąt kroków, na róg Rue de Navarin, gdzie mieściła się elegancka, wręcz szykowna restauracja. Podawano w niej lokalną kuchnię i już po chwili zjadali się tradycyjnymi potrawami kuchni śródziemnomorskiej – smakołykami, które szczególnie osobom związanym z czasów dzieciństwa lub młodości, przypomniały tamte właśnie czasy, gdy przesiadywały ze zmarłym w jego domu. Do ostryg i małż, do sałatek i ryb, podawano delikatne wina dobrego rocznika, a na scenie przygrywał uzdolniony gitarzysta wypełniając przestrzeń tradycyjnymi, śródziemnomorskimi melodiami.

Przez chwilę nawet zapomnieli o swoich niepokojach wypełniając zmysły przyjemnościami doczesnego świata. Czy właśnie to chciał przekazać im zmarły? By cieszyli się takimi właśnie przyjemnościami? Ciepłem słońca, smakiem potraw i win, brzmieniem muzyki?

Obiad zakończył się lodowym deserem, który ledwie mogli zmieścić, i restaurację opuścili – po uściskach dłoni i zapewnieniach Aleksandre Filippe du Bernande, o jego dozgonnej pomocy na wypadek kwestii związanych ze spadkiem - o czwartej popołudniem, kiedy upał na ulicach odrobinę zelżał.
Tutaj spadkobiercy podzielili na dwie grupy. Jedna postanowiła natychmiast udać się do domu zmarłego na Rue Plersance, a druga na La Fontaine 14, do mieszkania Carrolyn de Euge.

RUE PLERSANCE

Dom Castora znajdował się na końcu długiej, krętej ulicy wspinającej się na wzniesienia okalające Maryslię. Położony nieco na uboczu, pośród zieleni, otoczony staliwnym płotem, z solidną bramą wyglądał na nieco nieprzystępne miejsce. I odrobinę zapuszczone.

Miał w sobie jednak niezaprzeczalne piękna stojąc tak, w lekkim oddaleniu od innych rezydencji, trzypiętrowy, okazały. Z ulicy roztaczał się też wspaniały widok na Marsylię i zatokę, nad którą powstało miasto, a ci, którzy kiedyś odwiedzali Castora w jego domu, wiedzieli, że podobne widoki podziwiać można z ogrodu, przy stoliku szachowym.

Brama na posesję była otwarta i szeroką, piaszczystą drogą dostali się pod drzwi do domu.

Jeden z kluczy przekazanych przez prawnika otwierał drzwi wejściowe do budynku i po chwili stali w szerokim, niemal hotelowym patio z którego dostać się było można do pomieszczeń na górze – gdzie mieściły się sypialnie, biblioteki i gabinety lub skorzystać z salonu na dole, jadalni zdolnej pomieścić z trzydzieści osób jednocześnie, pomieszczeń dla służby i kuchni.

Według dokumentacji dom miał blisko sześćset metrów kwadratowych – bez strychu i piwnic - chociaż wydawał się bardziej rozległy, kiedy spacerowało się pomiędzy tymi chłodnymi murami.

Wszystkie meble pokrywała warstwa kurzu, ważniejsze pomieszczenia pozamykano na klucz, jednak znaczna część pokoi nadal była dostępna.
Nic nie budziło ich niepokoju, być może poza ciszą wypełniającą przestrzeń. Nawet odgłosy z zewnątrz wydawały się być przytłumione, jakieś odległe, jakby dochodziły z miejsca znajdującego się gdzieś indziej, nie na tym samym świecie, co dom Castora.

Nie wyglądało jednak na to, by ktoś ingerował w dom po śmierci właściciela.
Szybko odnaleźli drzwi do piwnicy. Niezwykle szerokie, solidne i grube wzbudziły ich jakiś irracjonalny niepokój. Takie drzwi montowano w więzieniach, jako wrota zamków lub kaszteli lub w skarbcach bankowych. Takie drzwi miały skrywać sekrety lub majątek dużo cenniejszy, niż wszystko inne.

Drzwi zamykały trzy potężne zamki. Niestety, żaden z kluczy otrzymanych w kancelarii adwokackiej nie pasował do nich.

Drzwi były wspaniale zdobione. Wyrzeźbione na nich dwa lwy trzymały klucze z wyraźnymi symbolami chrześcijaństwa.

Ogólnie, drzwi do piwnic sprawiały naprawdę imponujące i tajemnicze wrażenie.

Tuż przy wejściu do piwnic spadkobiercy zauważyli dwie szerokie bruzdy znaczące kamienną posadzkę podłogi. Wyglądało na to, że ciągnięto tutaj jakiś ciężki ładunek. Na tyle ciężki, że posadzka z piaskowca, którą wyłożono podłogi rezydencji, nie wytrzymała obciążenia.


La Fontaine

Ulica La Fontaine znajdowała się na obrzeżach śródmieścia Marsylii i stanowiła bramę do innego świata. Świata dzielnic zamieszkanych przez mniej zamożną część społeczeństwa. Świata, do którego lepiej nie było zapuszczać się po zmroku – ciemnych i wąskich zaułków, bram prowadzących na małe podwórka, którymi dostać się było można na sąsiednie ulice. Świata, który oferował nieostrożnym ludziom napad, rabunek a niekiedy coś dużo gorszego.

W dzień była to po prostu mniej zamożna część Marsylii, gdzie ludzie starali się jakoś związać koniec z końcem przy pracach dorywczych, w porcie lub we własnych, tradycyjnych interesach –małych sklepikach, straganach, zakładach.

Adres zamieszkania panny de Euge okazał się być czynszówką, jakich wiele. Nie było spisu lokatorów, więc zmuszeni byli udać się do mieszkania gospodarza, by dowiedzieć się, gdzie mieszka poszukiwana przez nich osoba.

Gospodarzem okazał się być mężczyzna w sile wieku o wyraźnej domieszce krwi Maurów. Na początku udawał, że nie wie, o co chodzi, ale banknot o niewielkim nominale odświeżył mu pamięć i w ten sposób dowiedzieli się, że Carrolyn de Euge wynajmuje, wraz z przyjaciółką, mieszkania pod dziewiątką na trzecim piętrze.

Po chwili stali już przed drzwiami oznaczonymi dziewiątką. Zapukali, lecz nikt im nie odpowiedział. Zapukali ponownie, ale znów niczego nie usłyszeli.
To wzbudziło ich niepokój.

Zza drzwi na końcu korytarza dochodziło do nich echo jakiejś awantury, nieco wyżej ktoś straszliwie kasłał, pod budynkiem przejechała ciężarówka z rozregulowanym silnikiem, na parterze słyszeli głośną rozmowę dozorcy z jakimś lokatorem. Jednak zza drzwi numeru dziewięć nie dochodził żaden, nawet najcichszy dźwięk.

Chociaż nie. Usłyszeli coś. Brzęczenie much. I czuli. Jakąś nieprzyjemną, ledwie wyczuwalną, mdlącą woń.
 
Armiel jest offline