Ścieżka prowadziła was w głąb cmentarza, przez zarośla i ostrokrzewy, których już od lat nikt tu nie wycinał. Nawet mroźne sylvańskie zimy nie poradziły sobie z bujną roślinnością, która tutaj wyrosła. Nic w tym dziwnego. Od dawna sanktuarium Morra na tych terenach nie widziało kapłaństwa ani nawet grabarza. Co ciekawe opactwo do dziś nie było nawet zainteresowane jakąkolwiek interwencją w sprawie świątyni w Tempelhof - mimo bliskiego sąsiedztwa z podupadłą wsią. Cały zarośnięty teren usłany jest nagrobkami, które albo odczuły już upływ czasu, albo zaniedbane popadły w ruinę. Majestatyczny krajobraz cmentarza uwieńczyła niewielka budowla, do której dotarliście.
zaniedbana kaplica Morra w Tempelhof
- Jesteśmy na miejscu… - waszą zadumę przerwał głos Rotmistrza.
Gdy zrobiliście kilka kroków w stronę kaplicy, z gęstej mgły rozciągającej się pośród nagrobków wyłoniła się wysoka postać. Niczym kostucha w swym królestwie umarłych stanęła w blasku księżyca, dzierżąc w swych dłoniach latarnię na kształt klepsydry i pokaźną kosę. Kruk, który siedział na ramieniu wzbił się w niebo, głosząc prawdę wprost z Ogrodów Morra.
Wielki Komtur Baron Ulf von Bullenstark
- Oh… Zabłąkane duszyczki Sigmara. Spodziewałbym się tutaj mniej żwawego towarzystwa - zaśmiał się gardłowo. - Ale Morr jak widać łaskaw jest tej nocy - mężczyzna oparł kosę o nagrobek, a w lampie rozgorzał nieco mocniej płomień, rozświetlając w ten sposób okolicę.
- Baron Ulf von Bullenstark. Wielki Komtur Zakonu Kruka - rzekł z pokłonem Totentanz.