Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2015, 13:44   #2
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kolejne źle ulokowane uczucia, kolejna niechciana partia... – pomyślała Kathil rozglądając się dyskretnie po sali balowej – to takie... przyziemne.
Po wszystkich naukach cioteczki, poleceniach, zleceniach i małżeństwie czuła się odarta ze złudzeń. Nie okłamywała samej siebie jednak: nie żałowała tego, jak toczy się jej życie do tej pory. Lubiła tę grę, chociaż musiała przyznać, że powiew nowości byłby bardzo, bardzo mile widziany.
W zasadzie przyjęła zlecenie licząc na dwie rzeczy: szybki i łatwy zarobek przez krótkimi wakacjami oraz na ściślejsze powiązania z hrabią Morethain. Na samą myśl o wakacjach skrzywiła się w duchu. Wyjazd do „domu”, jak nazywała posiadłość cioteczki, w której się wychowała, był w ostatnich kilku tygodniach szczytowym marzeniem Kathil. Niestety w chwili obecnej interesy szły zbyt dobrze, by tak ot po prostu porzucić wszystko i wyjechać.
Już niedługo – obiecała sobie po raz kolejny w duchu – teraz skoncentruj się na odnalezieniu Sergowa Merske.

Przeczesała delikatnie dłonią długie blond loki opadające na jedno ramię, nakręcając jakby ode chcenia jedno z aksamitnych pasm na czubek palca. Była pewna, że fryzura była w idealnym stanie – wiedziała jednak, że ten gest nadaje jej wyrazu zagubienia i wraz z błękitem sukni podkreśla niemalże dziewczęcą świeżość i nieśmiałość. Przyjęła więc skromną pozę, stojąc i obserwując mizdrzącego się Matteo oraz barwny, próżny i ostentacyjnie rozbawiony tłumik, wypatrując swojego celu.
Na dźwięk znajomego głosu drgnęła i niemalże wypadła z roli.
- Och, wystraszyłeś mnie. – uderzyła Wiligiana wachlarzem lekko w ramię. - Nie wiesz, że to nie wypada zachodzić damy znienacka od tyłu?
- Nie dbam o takie sprawy.
- odparł notariusz spokojnym tonem.- Nie przybyłem z nadzieją na przychylność, a bardziej by… zaspokoić ciekawość. Krążysz niczym rekin w zatoce. Na kogo polujesz?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- zasłoniła twarz skromnie wachlarzem, aby ukryć uśmiech. Poczucie humoru notariusza zawsze wywoływało taką reakcję. - Czyżbyś całkiem znudził się tegorocznym balem?
- Targowisko próżności jak zwykle. Błahe rozmowy o błahych sprawach, które utkną mi w głowie.
- odparł Wiligian rozglądając się dookoła z wyraźnym niesmakiem.- Ale nawet takie błahe rozmowy, mogą przynieść ciekawostki, choć… bardziej związane z naturą ludzką, niż z moją profesją.
- Nie rób takiej kwaśnej miny, popsujesz mi plan.
- poruszyła lekko nadgarstkiem, wprawiając w ruch swój piękny zabytkowy wachlarz. Wybrała go specjalnie; skoro Merske był dorobkiewiczem, powinien zwracać uwagę na takie dodające statusu detale. - Nikogo ważnego - odpowiedziała półgębkiem, wyciągając przy tym szyję i udając, że ogląda toczące się tańce.
- Tutaj każdy jest ważny, choć Miklos się tu nie zjawi, a Mirabeta jeszcze nie zjawiła. Ciekawe co ją wstrzymuje.- zastanowił się notariusz.
- Kto wie, kolejny trudny gość, albo może inne sekretne zadanie, nie mogące czekać. Mówi Ci coś nazwisko Merske? - dodała niby to obojętnie, mimo, że nie liczyła na to, że uda jej się zmylić Wiligiana.
- Oczywiście. Ryzykant, ale z koneksjami w Turmish. - wyjaśnił notariusz wyszukując w swej głowie wiedzę na jego temat.- Sprowadził stamtąd partię towarów i nieźle zarobił. Zbyt dobrze wedle niektórych rodów. Może się wybić wysoko, ale może upaść boleśnie. Zbyt arogancki i zbyt pewny siebie… spłonie jak spadająca gwiazda… jeśli miałbym być prorokiem. Czemu cię interesuje?
- Och, nowe nazwisko pojawiło się w moich okolicach, więc uznałam, że trzeba sprawdzić i przekonać się kto to. Nowa konkurencja może dodać nieco smaku tutejszemu status quo.
- rzuciła notariuszowi spojrzenie mówiące, że tylko tyle od niej wyciągnie.
- W okolicach? - zdziwił się Wiligian marszcząc brwi.- Nie rozumiem.
- No tak
- teraz Kathil z kolei się zdziwiła - przecież nie zawsze moje okolice i kręgi pokrywają się z Twoimi czy innych znaczących osób. Zatańczymy? Będziesz mógł mi go pokazać.
- Zatańczmy…
- zgodził się notariusz ostrożnie biorąc dziewczynę w ramiona. Był silny, bardziej silny niżby można było sądzić po jego bladej cerze. Ale nieporadny w tańcu jak niedźwiedź.- Bardziej chodzi o to, że… handluje towarami, które nie przyciągają oczu kobiet, przynajmniej na tym etapie.
- Hmmm
- Kathil ułożyła dłonie na ramionach mężczyzny i przybrała wyraz uprzejmego zadowolenia z rozrywki - Jakie to towary? - powiedziała z leciutkim, niewinnym uśmiechem.
- Tkaniny i kilimy.- mruknął notariusz prowadząc w tańcu nieco sztywno.- Przyznaję, że młoda wdówka z majątkiem mogłaby go zainteresować w kwestiach matrymonialnych. Ale nie przypominam sobie byś była jakąś fanatyczną zwolenniką porządku świata według Chauntei
- Coś plączesz się w zeznaniach, mój drogi. Tkaniny i kilimy to temat jak najbardziej...hm...niewieści. - Kathil robi dobrą minę do złego tańca. - Jesteś pewien, że tylko tym handluje nasza nowość?
- Tkaniny to półprodukty… chyba suknie są od nich bardziej interesujące?
- pewnych kobiecych niuansów zamknięty wśród swych ksiąg notariusz najwyraźniej nie pojmował.- A on handluje tym co przynosi zyski, nawet kosztem dużego ryzyka. Łatwo się na tym sparzyć. Tymora i Beshaba lubią się zamieniać miejscami.
- Wiligianie, musisz sobie koniecznie żonę sprawić. Albo co najmniej kochankę.
- stwierdziła z cichym śmiechem Kathil wykorzystując figurę tańca, aby wyszeptać w ucho notariusza. - Nauczyłbyś się szybko, że i tkaniny i suknie są bliskie kobiecym sercom. Ryzykant, powiadasz. A widzisz go tutaj? - spytała Kathil rzucając przy tanecznych obrotach dyskretne spojrzenia na tłum.- Byłbyś uprzejmy mnie przedstawić? - spytała, licząc, że w przypływie dobrego humoru Wiligian nie zarząda niczego w zamian.
- Znając przypadki wielu moich klientów, zarówno żona jak i kochanka to kłopot. Zwłaszcza połączone razem. Mogę ci go wskazać, ale nie przedstawię… Nie znamy się osobiście, więc… musiałbym i przedstawić siebie. - odparł dość spokojnym i pozbawionym emocji tonem. Te bowiem skrywał głęboko w sobie.- Acz muszę dodać iż… Miklos może być wkrótce zainteresowany twoim towarzystwem przy najbliższej kolacji.
I pewnie zleceniem dla niej nie do odrzucenia.
-Pierwszy, niezmienny mężczyzna. - uśmiechnęła się do notariusza, podejmując ich niezmienną słowną roszadę - No już, już. Rozchmurz się. Przestaję się droczyć, panie Krantz. - dodała naśladując mimikę i ton rozszczbiotanych kobiet wokół - Wskazanie mi wystarczy, dziękuję. A co do Miklosa, będę oczekiwać szczegółów spotkania. - odsunęła się od mężczyzny i z gracją dygnęła, słysząc końcowe dźwięki melodii.
Wiligian skłonił się powoli po czym ruchem głowy wskazał mężczyznę stojące w kącie i otoczonego przez grupkę młodych mężczyzn i kobiet.
- To ten w rogu… przywódca. Marzy mu się grupa popleczników i z pewnością… kiedyś zamierza uzyskać stać w Sembii ważną siłą polityczną. O ile będzie miał szczęście w interesach. O ile dożyje.- ocenił notariusz.
Mężczyzna ten łączył ze sobą najnowsze mody i powagę swego wieku. Niewątpliwie jeden z tych naśladowców stylu Miklosa. Jeden z udanych naśladowców. Kokietując swą wiedzą i erudycją towarzystwo, Sergow kreował się na autorytet dla swych przyjaciół.
Kathil dygnęła jeszcze raz na pożegnanie Wiligianowi i niby przypadkiem ruszyła w stronę małego tłumku. Próbowała rozeznać sytuację oraz sprawdzić czy córka hrabiego Morethain znajduje się gdzieś w pobliżu swego bądź co bądź narzeczonego. Przechadzając się od niechcenia, spróbowała również podsłuchać na jaki tym razem temat trwa wywód.
Nie zauważyła tego aniołka swego zleceniodawcy w okolicy Merske. Pewnie ojczulek nie puścił ją na te skandalizujące rozpustne przyjęcie… za jakie było uważane, przez wszystkich, którzy na nim nie byli. Z doświadczenia Kathil wiedziała, że jedyna przewidziana golizna tego balu znajdowała się na obrazach. A nieprzewidziana… cóż… na każdym przyjęciu jakaś parka mogła zapałać do siebie pijackim pożądaniem i skończyć nago w bocznym korytarzu.
Sergow zaś gadał o polityce, o interesach… o niezbadanych rynkach, o możliwościach, o sztuce bogacenia się. Im więcej gadał, tym bardziej przypominało to pijackie filozofowanie, a mnie rozsądne analizy. To że hojnie płukał gardło winem, pewnie się do tego przyczyniało. Niemniej Kathil musiała przyznać, że Merske jest tęgim pijakiem. I to pijakiem najbardziej zakochanym… w sobie. Wręcz uwielbiał ton swego głosu, a rozmowa z przyjaciółmi była bardziej tyradą mistrza do zgromadzonych wokół siebie wyznawców. Sergow nie dopuszczał nikogo do głosu i nie zwracał uwagi na nikogo, poza sobą oczywiście. Nic więc dziwnego, że nie zauważył zjawiskowej Kathil.
Kathil przeszła po sali, prowadząc z gośćmi nieważne rozmowy, kątem oka ciągle mając na horyzoncie gadułę. Czekała na okazję, aż znudzeni słuchacze w teatrze jednego aktora, zaczną się nieco przerzedzać. Dyskretnie skinęła na służącego roznoszącego wino i za pomocą niewielkiej, dźwięczącej sugestii namówiła go do upozorowania potknięcia się w okolicach oratora. Plama z wina z pewnością przerwie monolog i może w końcu nadarzy się okazja na nawiązanie kontaktu.
Sytuacja wyszła lepiej… niż się Kathil spodziewała. Sergow wybuchł furią, gdy sługa poplamił jego szatę i przerwał jego monolog, wręcz wyrywając go z tego autohipnotycznego transu. Zaczął go głośno besztać przyciągając wręcz uwagę pobliskich osób. Widać nadmiar wypitego wina, źle wpływał na jego samokontrolę.
Kathil skrzywiła się w duchu, krzykacze i furiaci zdecydowanie znajdowali się na końcu jej listy pt. “ulubiony rodzaj mężczyzn”. Ruszyła szybko i przecisnęła się przez szybko rosnący tłumek plotkujących gapiów i krzyknęła udając szok:
- Och jej! Taka szkoda… - rozczarowanie w głosie słyszalne nawet przez gwar - jedwab z Kara-Tur… Szybko panie - ponagliła Sergowa - może zimna woda pomoże chociaż trochę. Służbą zajmiesz się Panie później, ważne by tę piękną szatę uratować! - pociągnęła mężczyznę delikatnie za dłoń, niby to z przejęcia nie przestrzegając konwenansu i ruszyła w stronę bardziej prywatnych komnat. Po drodze złapała służkę i ostrym tonem nakazała przyniesienie lodowatej wody do komnaty.
Zaskoczony nagłą inicjatywą Wesalt i wyrwany z przyjęcia Sergow stracił rezon. Nie bardzo wiedząc skąd nagle wyskoczyła Kathil, dał się pociągnąć i ruszył za nią, najwyraźniej szukając w tłumie swych wielbicielek jej twarzy, by skojarzyć z jakimś imieniem.
Kontynuując utyskiwania na służącego, Kathil zaprowadziła cel do jednej z komnat, pozostawiając jednak drzwi nieznacznie uchylone; przypadkiem:
- Nie denerwuj się, Panie. Moja cioteczka właśnie lodowatą wodą nie raz, nie dwa wywabiała plamy z wina. Co prawda, nie z tak szlachetnych materiałów, ale ważne by być dobrej myśli. - szczebiotała, pomagając zaskoczonemu mężczyźnie rozdziać się z surdutu i zdjąć drogie ozdoby. - No gdzież ta służka… A czy Tobie, Panie nic się nie stało? Tak trudno obecnie o dobrą służbę. - zamarła z szeroko otwartymi oczami, stojąc tuż przed Sergowem. Na jej buzi widać zafrasowanie, zmartwienie i głęboką troskę o zdrowie mężczyzny.
- Nic.. to w końcu.. wino. A kim ty jesteś?- Sergow próbował poskładać do kupy tą sytuację. Mężczyzna rozglądał się wpierw dookoła, potem jednak skupił spojrzenie na twarzy Kathil, co nie było łatwe, bo dekolt miała kuszący i strategicznie wyeksponowany. By odciągać spojrzenie od twarzy i myśli od logicznego rozumowania.
Kathil wprawnym ruchem rozłożyła wachlarz i poruszyła nim, tak, że koronki jej sukni leciutko poruszyły się wokół dekoltu, zaś pasmo włosów przesunęło się po skórze.
- Racz mi wybaczyć brak manier… Jestem Kathil Wesalt, wdowa po baronie Vandyeck. - wykonała zgodny z etykietą ukłon, co sprawiło, że znalazła się nieco bliżej mężczyzny. W tej perspektywie Merske uzyskał zdecydowanie ciekawszy widok na jej dekolt, który Kathil odsłoniła przekrzywiając nieco głowę na bok. Dziewczyna wyprostowała się powoli, oddychając głęboko i wyciągnęła ku niemu dłoń do pocałowania.
Sergow był mężczyzną, tylko mężczyzną. Kathil wiedziała jak wpływać na ich uwagę, jakie pokusy im serwować… Mężczyźni, czy kobiety… mieli swoje słabości, a Kathil wiedziała jak wykorzystać te słabe punkty każdej płci. Merske nie mógł więc się oprzeć jej widokom, wzrok przykuwany przez jej atuty. Krew odpływała od mózgu do innych organów, zwłaszcza poniżej pasa. Mimowolny triumfujący uśmieszek pojawił się na obliczu Wesalt. Wypite wino było wszak jej sojusznikiem.
-Wesalt… eemm… miło mi poznać baronesso Vandyeck.- mruknął szarmancko całując dłoń Kathil i pieszczotliwie. Potrafił być uroczy, jeśli chciał.- Czym zawdzięczam zainteresowanie i co taka piękna dziedziczka ziemska robi na tym balu dla kupców? Chyba nie interesy?
Kathil nie raz już składała podziękowania cioci Mei za naukę wywoływania rumieńca na zawołanie. Tym razem również przydał się ten mały trik. Gdy usłyszała komplement i poczuła pieszczotliwy dotyk warg na swej dłoni, zarumieniła się jak nieśmiała młódka. Wysunęła delikatnie rękę z szarmanckiego uścisku Sergowa, wprawiając ją w najlżejsze drżenie, które należałoby odebrać jak brak kontroli nad swoimi odczuciami.
- Moja ciotka powtarzała mi zawsze, że należy pomagać innym. A Ty - przeszła gładko z Pana na per ty - wydawałeś się osobą, która takiej pomocy potrzebuje. Nie chciałam - schowała twarz za wachlarzem - aby tak wdzięczny i mądry mówca został brutalnie ośmieszony przez niezręczność służby. - uśmiechnęła się niewinnie - Czy źle zrobiłam? - rzuciła mu pytające i naiwne spojrzenie, unikając odpowiedzi na jego pytanie.
- Ach… nie… to bardzo miłe z twej strony, acz nie zauważyłem cię wśród słuchaczy moja pani.- rzekł szarmancko Sergow po czym zaczął kadzić.- Z pewnością zauważyłbym tak niezwykłą słuchaczkę…
Kłamał. W swym szale demagoga nie zauważał nikogo. Teraz też bardziej skupiał się na dekolcie kobiety niż na jej twarzy… ale to już była zasługa samej Kathil.
Kathil poskromiła swoją niecierpliwość i lekkie ukłucie znudzenia - musiała rozegrać zlecenie do końca.
- Przyciągałeś taką ilość słuchaczy, że ciężko było się przepchać. - powiedziała nieco obrażonym tonem i zaczęła wyliczać na paluszkach tematy, o których Sergow peplał. Udając lukę w pamięci i namyślanie się zagryzła dolną wargę ukazując koniuszki białych zębów. Ściągnęła usteczka w kuszący dzióbek i postukała palcem. - Ach tak na koniec, mówiłeś o zasadach prowadzenia handlu tekstyliami! - postąpiła bliżej mężczyzny i zatrzepotała rzęsami - Mogłabym… nie, nie odważę się tego powiedzieć... - odwróciła się zawstydzona do niego plecami, w pełni świadoma uroku swych nagich ramion, karku i części pleców. Zerknęła na mężczyznę przez ramię.
- Tekstyliami… aaa tak… mówiłem o tym…- mruczał pod nosem Sergow. Wyczuwała w jego tonie konsternację. Sam nie pamiętał o czym mówi, a widoki nie sprzyjały rozmyślaniom.- Mogłabyś… co?
Wciąż spoglądając przez ramię, uniosła nieco twarz by spojrzeć mu w oczy. Dłonią bawiła się kosmykiem włosów, przesuwając go po zagłębieniu dekoltu. Odwróciła wzrok i wyszeptała:
- To nie wypada… nie przystoi…
- Z pewnością… nie wypada… skoro tak twierdzisz.
- Merske chyba domyślił się co ma na myśli, ale resztki przyzwoitości próbowały się w nim bronić. - Ja mam w dodatku narzeczoną.
Kathil odwróciła się gwałtownie, zapach jej delikatnych perfumy owionął mężczyznę.
- Och, miałam na myśli… że mogłabym słuchać Cię bez końca, o dowolnej porze dnia czy nocy… tak pięknie przemawiasz… tak porywająco - wyciągnęła ku jego ustom nabożnie dłoń i cofnęła ją szybko. - Wybacz… nie nawykłam do takiego światowego towarzystwa. Do tej pory...ah to nie ma znaczenia… mam nadzieję, że kiedyś będę mieć znów możliwość podziwiania Cię. - postąpiła dwa kroczki w tył, rozpoczynając odwieczną pogoń kotka za myszką. Ciocia powtarzała, że mężczyzna musi poczuć smak pogoni zanim zacznie cieszyć się nagrodą. Kathil miała mocne podstawy wierzyć, że przynęta złapała.
-Ach... no tak, oczywiście.-trudno było powiedzieć czego było więcej w jego tonie, ulgi czy zawodu. Ostatecznie zwyciężyła jednak miłość własna, bo dodał.- Prawdziwa pasja uskrzydla mówcę, jak i tak uroczy słuchacze jak ty pani.
- Czy nie byłoby z mojej strony zbyt wielką niegrzecznością by spytać, czy byłbyś łaskaw zaszczycić swą obecnością, oczywiście ze swą narzeczoną, mojego niewielkiego przyjęcia? Jestem pewna, że wielu z zaproszonych moich gości chętnie wysłuchało nauk z ust
- zawiesiła wzrok na jego wargach - tak mądrego i światowego kupca. Przyjęcie odbędzie się za 3 dni w mej posiadłości. - znowu podniosła na niego oczęta i spojrzała z uwielbieniem.
- To wielce dobry pomysł. Z chęcią poznam twoich majętnych sąsiadów i przyjaciół.- oczami wyobraźni już widział te interesy z nimi, które ubije. Był przede wszystkim kupcem wszak. I myślał przede wszystkim o monetach. - Z przyjemnością się na nim zjawię baronesso.
- Doskonale
- klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się przepięknie - Zaproszenie prześlę posłańcem. Dokąd mam go wysłać?
Tu kupiec podał adres swego domostwa w stolicy i dodał.- Będę niecierpliwie czekał twego listu.
Kathil dygnęła, oczywiście ponownie wykorzystując wcześniejsze sztuczki, aby i na koniec przypadkowego spotkania pobudzić ciekawość kupca. Trzepocząc rzęsami i kręcąc biodrami ruszyła ku wyjściu z komnaty.


Tuż za drzwiami, czekała kobieta z miską wody, a nieco dalej Wiligian z ironicznym uśmieszkiem.
Kathil szybko ustąpiła z drogi, by służąca mogła wejść do komnaty i podreptała do notariusza, z całej siły zmuszając się do zachowania poważnego wyrazu twarzy.
- Stęskniłeś się? - spytała tonem niewiniątka, wsuwając dłoń pod jego ramię i odciągając go od okolic pokoju.
- Uwierzysz, że przemyślałem twoje słowa i zdecydowałem się zrobić z ciebie moją kochankę?- spytał bez nadziei w głosie Wiligian prowadząc dziewczynę do głównej sali.- Mam nadzieję, że nie zostawiłaś biedaka z sztyletem strategicznie wbitym w szyję. Nie jest wart bycia gwiazdą takiego skandalu.
- Jesteś słodki
- zaćwierkała czule, niemalże przytuliła się do ramienia notariusza - ale nie. - dokończyła nieco twardszym tonem, wciąż z przyjacielskim uśmiechem. - I odpowiadając na Twe pomówienia, zostawiałam go w pełni jego władz umysłowych i fizycznych.
Coś ciekawego działo się, podczas naszej nieobecności?
- Mirabeta się spóźnia. To jest najciekawsze… więc… i ta impreza nie odbiega od tradycyjnej snobistycznej nudy.
- wzruszył ramionami notariusz.- Jak widzisz, niewiele straciłaś.
- No dobrze, to w takim razie, poczekajmy na jej przybycie. Do tego czasu będziesz tak szarmancki by dotrzymać mi towarzystwa? Zdaje się, że słyszę głos Vogela.
- To takie straszne… ten Vogel i jego głos?
- zapytał Wiligian z lekkim cieniem uśmiechu na swym obliczu.
- Zdecydowanie wolę Twoje towarzystwo. Przyjemnie pachniesz, jesteś dobrze ubrany, inteligentny i nie zaglądasz mi bez przerwy w dekolt. - roześmiała się na widok jego poważnej miny - I bawi mnie Twoje poczucie humoru. Vogel cóż… jest słodki, ale od zbyt wielu słodyczy dostaje się bólu… zębów.
- Kwestia medytacji, samokontroli i… ziółek na koncentrację.
- wyjaśnił Wiligian i dodał wzruszając ramionami.- Jeśli wgapiałbym ci się w biust zbyt często, to miałbym cię przez całą noc… w każdym śnie. Nie dałabyś mi się wyspać. A ja muszę mieć spokojny sen.
- Wiligianie, jeszcze pomyślę, że próbujesz mnie uwodzić używając najdroższej karty przetargowej: szczerości.
- mrugnęła filuternie okiem - A to zakrawałoby na - zrobiła przerażoną minkę i wyszeptała - desperację. To co chciałbyś robić, mój mroczny rycerzu? Wino i pogawędka na balkonie? Czy raczej spacerek w oczekiwaniu na wielkie wejście Mirabety?
- Desperacja nie leży w mojej naturze. Uwodzenie również nie.To wymaga zachowania wychodzącego poza interesy. Naprawdę sądzisz, że mógłbym… recytować wiersze, czy co teraz robią kochankowie by zdobyć twoje względy?
- zapytał retorycznie Wiligian prowadząc dziewczynę na balkon.- Wino i pogawędka będą w sam raz.
Kathil dała się poprowadzić na balkon i poczekała aż oboje zostaną obsłużeni przez krzątającą się służbę. Upiła niewielki łyczek wina, mierząc towarzysza wzrokiem:
- Cóż, zostanie kochankami - przeciągnęła palcami po lamówce surduta na jego piersi - również wymaga zachowania wychodzącego poza interesy. - dodała figlarnie po czym spoważniała - Ale dobrze, to skoro masz mnie już sam na sam to o jakich interesach chciałeś porozmawiać? - spytała bystro, spokojnym tonem.
- Tak… zostanie kochankami wymaga całej tej.. kwestii zakochania. Przerażająca według mnie to koncepcja.- wzdrygnął się notariusz.- Takie zaślepienie pozbawiające rozsądku.
-Uważasz, że będąc zakochanym nie można postępować logicznie?
- spytała powątpiewająco - A może mylisz namiętność z miłością?
- Namiętność to chwila, w której pragnienie fizyczności jest upojeniem.
- wzruszył ramionami Wiligian uśmiechając się ironicznie. - Nie jestem prawiczkiem, miałem kobietę w łóżku. Opłaconą co prawda… ale czułem tą namiętność, gdy pieściłem jej ciało. Miłość natomiast…- wzdrygnął się nerwowo.- … to uczucie mnie przeraża. Gdyby można było jakoś obejść to szaleństwo. Okiełznać je rozumem.
Kathil pokryła swoje zmieszanie ponownie mocząc usta w kieliszku. Nie rozumiała co naszło notariusza na tego rodzaju dywagacje, i czemu akurat dzisiaj? Zazwyczaj był mniej chętny do zwierzeń. Zmrużyła po kociemu oczy:
- Wiligianie, trapi Cię coś? Zakochałeś się? Miłości nie należy się lękać. Im bardziej się jej boisz, tym trudniejsze będzie jej okiełznanie, jak to ująłeś. To tak jak ze wszystkimi naszymi obawami, w pewnym momencie przemieniają się w wielkie potwory.
- Mówisz jakbyś miała w tym doświadczenie.
- mruknął cicho notariusz, po czym dodał pewniejszym tonem głosu.- Na szczęście mnie miłość nie grozi. Nie ulegam takim słabościom, natomiast… ty słyszałaś może o Condradzie Vandyeck ? Stryju twojej świętej pamięci małżonka?
- To żem młoda wiekiem, nie znaczy, że nie wiem pewnych rzeczy, mój drogi.
- upomniała notariusza leciutko - I nie oszukuj się, każdy ulega słabościom...wcześniej lub później. Widziałam parę razy jego portrety w rodzinnej galerii ale rąbka historii niestety mój drogi mąż nie raczył uchylić. Cóż z nim? - zmieniła temat.
- Condrad wraca do Sembii i jest seniorem rodu… a ty młodą wdową z dość dużym rodowym majątkiem. Pokusa, by wziąć cię pod opiekę jest…- uśmiechnął się ironicznie notariusz.- Z tego co wiem Condrad wraca z jednym statkiem i masą wierzycieli.
- Ah
- mruknęła - no tak. I chciałbyś zaproponować mi swe usługi jako notariusz i zarządca majątku? - uśmiechnęła się domyślnie.
- Notariusz… na pewno jestem gotów podjąć się tej roli. Natomiast nie jako zarządca majątku. Nie wiem jeszcze jak poukładasz sprawy ze stryjem Condradem, ale uznałem że dobrze cię będzie ostrzec.- wyjaśnił Wiligian cicho.- Nie wiadomo też czemu w ogóle wraca do Sembii. Miał tu paru wrogów. Sprawa jest podejrzana, więc bądź ostrożna względem niego. To nie jest byle zadufany w sobie młodzik, jak ten za którego wyszłaś.
- Zapewne wraca odzyskać majątek i pozycję…
- zamruczała z namysłem - Dziękuję, żeś mi o tym powiedział. Podejmę odpowiednie kroki. - “Włącznie z bliższym zapoznaniem się z wrogami” - pomyślała, zaś głośno powiedziała - Czy odwiedzisz mnie za trzy dni? Organizuję niewielkie przyjęcie. Będziemy mieć okazję omówić dalsze szczegóły naszej współpracy - dodała z olśniewającym uśmiechem.
- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł. Zdecydowanie wolę omawiać interesy w biurze.
- zaczął się niemrawo notariusz.
Kathil jedynie spojrzała na niego i uniosła leciutko brwi:
- Może jednak dasz się skusić? Będzie kameralnie.
- Nie czuję się dobrze na takich przyjęciach, zwłaszcza kameralnych… wyróżniam się wtedy.
- próbował niemrawo się bronić.
Kathil położyła dłon na ramieniu notariusza i zaśmiała się lekko:
-Wiligianie, bo zdołam pomyśleć, żeś jednak rozpoczął kurs uwodzenia. - wyjaśniła przyczynę śmiechu - Prześlę zaproszenie, a Ty postanowisz czy zaszczycić mnie swą obecnością czy nie. Wiedz jednak, że będę na Ciebie liczyć - pogroziła mu paluszkiem.
- Zobaczę co da się zrobić… w tej sprawie.- odparł notariusz wyraźnie przyparty do muru jej słowami. Pod nimi słychać było zajeżdżającą karocę, z której wysiadła Mirabeta z niewielką świtą.
- Chyba czas na nas, warto zobaczyć z kim będzie rozmawiała. Przynajmniej, ja powinienem spróbowac. Miklos nie przybędzie w ogóle, jak pewnie wiesz.- wyjaśnił Wiligian.
- Oczywiście, nie należy przegapić jej wejścia. Zobaczmy, kto dostąpi zaszczytu i porozmawia z nią jako pierwszy. - wsunęła dłoń pod ramię Krantza i razem z nim ruszyła na spotkanie Mirabety.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 08:42.
corax jest offline