Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2015, 21:19   #5
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kathil Wesalt & Enaya Sulivuir


Bal trwał nadal.


Goście się bawili tańcząc przy magicznym świetle i muzyce .


I korzystając z wina i przekąsek. Kathil w tym czasie była na balkonie z Krantzem. I z góry podziwiała pojawienie się karocy Mirabety, oraz jej przybocznych. Hrabina Selkirk przybyła bowiem w kilka powozów. I wysiadła ze swą świtą. Byli to jej osobiści ochroniarze, doradcy i magowie. Wśród nich wyróżniała się w oczach Kathil, młoda półelfka wyraźnie nie czująca się swobodnie w czarnej sukni z pajęczymi motywami.
Enaya Sulivuir, bo tak się ona zwała, nie była znana Kathil… Był to świeży nabytek Mirabety, ponoć zdobywający u niej coraz większe wpływy i zaufanie. Ścieżka Kathil dotąd nigdy nie przecięła się z ścieżką Enayi, bo też i sfery działania obu kobiet były odmienne. Sulivuir była ponoć mroczną magiczką zajmującą się metafizycznymi problemami, a sfera zainteresowań Wesalt była bardzo przyziemna. Cielesna wręcz.
Sama Mirabeta Selkirk wkroczyła na bal niczym władczyni udzielnego państwa. Rozdawała uśmiechy na prawo i lewo i od razu została otoczona przez gromadę kupców i pieczeniarzy łasych na jej łaskawe spojrzenie. Była wszak ważną przedstawicielką wpływowego rodu. Warto więc było żyć z nią w przyjaźni.
Oznaczało to też, że Wesalt niełatwo będzie uzyskać audiencję u niej. Tym bardziej że pojawił się już koło niej “Pan Pijawka”.
Lord Trevail Czarnopióry, samozwańczy Baron Skalistych Ziem i obecnie nieformalny przywódca opozycji antyobarskyrowskiej na wygnaniu w Sembii. Skłóceni szlachcice wygnani z Cormyru za różne sprawki przymykali oko na dość wątpliwe dowody szlachectwa Trevaila i jego dwuznaczne sugestie, że należy do “Ognistych Noży”. A fakt, że sami “niesławni zabójcy” jakoś nie kwapili się z pozbyciem tego pozera, tylko uwiarygadniał jego przechwałki. Sam Trevail zaś był niewątpliwie utalentowany w sztuce wślizgiwania się do łóżek bogatych mieszczek i prawieniu komplementów. Ponoć nawet był częstym gościem w alkowie Mirabety, ale tylko przymierający głodem byli cormyrscy nieudacznicy o szlacheckim rodowodzie wierzyli, że owinął sobie Mirabetę wokół palca.

A sama Kathil… cóż, miała na głowie własne kłopoty. Odkrycie że postać z zakurzonego obrazu nad kominkiem nagle ożyła i stała się realnym zagrożeniem dla jej interesów, było nieprzyjemnym zimnym prysznicem dla jej samozadowolenia. Jedną z zalet jego świętej pamięci męża był wielce przetrzebiony ród. Nie miał braci i nie miał żadnych żyjących sióstr, a gdy spisywała przysięgę wierności małżeńskiej przed ołtarzem Deneir’a jej kochany mężuś nie miał też już żyjących rodziców. Dalsza rodzina ze strony męża ograniczała się do zaginionego stryja z obrazów… i krewnych w postaci dwóch “kuzynek” dziesiątej wody po kisielu. Aaaa… i osieroconego siostrzeńca męża pozostającego skrybą w klasztorze Oghmy i niezbyt zainteresowanego majątkiem rodowym. I wyglądało na to, że ów siostrzeniec będzie najlepszym, bo chyba jedynym źródłem informacji na temat Condrada… Bo od męża nie usłyszała nic ponad: “Wuj pokłócił się z moim ojcem o coś i rozstali się w gniewie.” Tylko jak się on nazywał, ten siostrzeniec?
Te rozmyślania przerwał Wesalt sługa podający jej karteczkę zapisaną ładnym charakterem pisma.

Pół godziny po północy. Sala sądu.


Ktoś się umówił na spotkanie z Kathil. Ktoś o kogo baronessa nie zdążyła wypytać, bo sługa znikł w tłumie wypełniającym salę balową.

Natomiast Enaya Sulivuir miała zdecydowanie inne problemy na głowie. Czuła się bowiem nieprzyjemnie naga. Owszem półelfce zdarzało się być na przyjęciach, ale w tamtych czasach była niewidoczna jak służący kręcący się po tej sali. Mogła wszystko obserwować z boku, mogła czasem podsłuchać co mówili inni. Mogła poznać plotki na temat różnych osób, nie musząc samej angażować się w rozmowy. Teraz jednak nie miała takiej możliwości. Oczy… spojrzenia zaciekawione, spojrzenia zazdrosne, zaintrygowane, znudzone. Spojrzenia towarzyszyły jej wszędzie.
Było to oczywiście powiązane z faktem, że przybyła na te przyjęcie z Mirabetą. Niewątpliwie jutro pojawią się w Ordulin plotki na ten temat. Ale to nie był akurat jej problem, a hrabina Selkirk z pewnością przewidziała taki rozwój wypadków.
Przemierzając salę Enaya zauważyła kilka ciekawych osób, jak choćby sławetną kapitan straży Favettę Vosk, która przewodziła strażnikom pilnującym bezpieczeństwa Ordulinu. Niewątpliwie jutro ktoś doniesie Favettcie o nocnym gościu w sypialni Mirabety. Trudno przewidzieć jak zareaguje na to. Może pozwoli hrabinie Selkirk, aby sama zajęła się problemem, może wyśle list od Kendricka, może… Favetta potrafiła nie tylko utrzymać dyscyplinę, lojalność i nieprzekupność w straży. Ale wiedziała także skąd wiatr wieje i zawsze ustawiała się tak, by uniknąć uderzenia sztormu.
W tej chwili rozmawiała z przedstawicielem mniejszości rasowych w mieście, Gerlikem Boldwere, gnomią kanalią jakich mało w mieście. I handlarzem narkotycznymi ziołami, eliksirami i alchemicznymi substancjami. Enaya dobrze go znała. U niego wszak załatwiała trudno dostępne substancje. Była to szuja pierwszej wody, ale z szerokimi koneksjami… choć niezbyt lubiana wśród członków rasy. Jego przeciwieństwem był półelf Jaegere z Amm, przedstawiciel… przedsiębiorców z Akathli. Zapewne nie do końca uczciwych interesów, ale póki co Jaegere stworzył siebie aurę bogactwa i tajemniczości. I bada sytuację w Sembii na zlecenie swych tajemniczych mocodawców. Idealnie więc pasował by do roli tajemniczego zleceniodawcy morderstwa Mirabety, prawda?
Niestety Enaya nie miała nic, poza podejrzeniami… a właściwie bardziej spekulacjami na granicy obstawiania zakładu na wyścigach. Poszlaki były bardziej niewątpliwie, ale czyż przez to półelf nie nadawał się idealnym kandydatem na okręcenie sobie go wokół palca i wykorzystanie?
Te chłodne rozmyślanie ustąpiło jednak palącej furii, gdy zobaczyła kogoś rozmawiającego z paroma kupcami. Była to kobieta o dobrze zachowanej urodzie mimo dość już zaawansowanego wieku. Może to były odpowiednie kosmetyki, światło… a może magia.


Jakikolwiek był tego powód… Ismera Rediec nadal wyglądała urodziwie i nadal potrafiła czarować mężczyzn. I była poza zasięgiem Enayi. Niestety.

Morgan Juurgen


Dotarli do Hollow Creek, w końcu. Podróż ta pozwoliła stwierdzić Morganowi jedno. Nie był już w wojsku, a Srebrne Kruki okazały nie być się tak silną organizacją spajaną dyscypliną jak się spodziewał. Trójka towarzyszy była awanturnikami niespecjalnie przejmująca się kwestiami porządku. Każdy z nich był indywidualnością mającą własne poglądy i gotową nawet na niesubordynację, jeśli uzna że rozkazy Morgana są błędne. Co gorsza ta trójka już pracowała wiele razy ze sobą, przez co ufali sobie nawzajem bardziej niż Juurgenowi i… cóż… ich nowy dowódca musiał ich w oczach wykazać pozytywnie, by zasłużyć sobie na ich szacunek.
Póki co ich ocena Morgana wahała się od otwartej niechęci Rolgara, przez uprzejmą obojętność Gursama do ostrożnej akceptacji Saeviry. A choć Rolgar wyraźnie podkreślał swym zachowaniem iż obecna sytuacja mu się nie podoba, to jednak też nie zamierzał chyba wbijać Morganowi sztyletu w plecy, czy też wykazywać jakąkolwiek wrogość. Cała trójka na razie oceniała swego przywódcę. A on mógł przyjrzeć się im.

Rolgar był wojownikiem butnym i silnym. I wyraźnie o ambicjach przywódczych, którym w drogę wchodziła wrodzona porywczość mężczyzny. Ale był też szczery i uczciwy, i bynajmniej nie ukrywał swej niechęci do Morgana, choć było to uczucie słabo zakorzenione w jego sercu. Niewątpliwie nie przepadał za Morganem głównie z tego powodu, że został polecony przez górę. Niechęć tak słabo ugruntowaną, łatwo było wyplenić udowodnieniem przez Morgana swej przydatności.

Kapłanka z jednej strony była najbardziej przyjaźnie nastawiona do Juurgena i była spoiwem całej tej grupy. Z drugiej była tajemnicą. Niewątpliwie nie pochodziła z kontynentu, niewątpliwie służyła dość ekscentrycznemu bóstwu. I była nieformalną przywódczynią całej grupy. Rolgar mógł sobie sądzić co chciał, ale to ona podejmowała najważniejsze decyzje, korzystając z krasnoluda.

Gursam był bowiem… osobnikiem w głąb siebie. Typowym uczonym skupionym bardziej na własnych magicznych badaniach i obsesjach, niż na otoczeniu. To Saervira trzymała jego myśli przy ziemi.

To nie było wojsko i niestety Morgan musiał się z tym pogodzić.
Jak i z tym, że choć miał fundusze na zakupy sprzętu, to… niestety nie bardzo było co kupić.
Hallow Creek było małą osadą w Głębokiej Dolinie. Nie bardzo tu można było kupić zwoje, a tym bardziej te rzadziej występujące. Nie bardzo dało się kupić nawet eliksiry, poza tymi najprostszymi leczniczymi w miejscowej świątyni. Konie i muły natomiast tak. Podobnie było z bronią i sprzętem. Kowal w tutejszej kuźni był świetnym zbrojmistrzem i potrafił wykuć mistrzowski oręż, ale nie radził sobie z egzotycznymi zamówieniami. A i magiczny oręż był poza jego możliwościami.
Cóż… przynajmniej w tutejszej karczmie było smaczne. A i czwórka poszukiwaczy przygód na jakich Kruki wyglądały nie wywoływała podejrzliwości u miejscowych.
Z Hollow Creek do celu wyprawy mieli w linii prostej półtora - góra dwa dni drogi. Tyle że w linii prostej. Na mapie szlak wydawał się pokręcony i z pewnością zajmował od trzech do czterech dni przebijania się przez zapomniane ścieżki Semberholme.
W Hollow Creek Morgan miał około dwa dni na przygotowania, bowiem potem nie było odwrotu. A i też nie było szans na ekipę ratunkową, gdyby grupa przez niego dowodzona wpadła w tarapaty.
Nie było więc miejsca na błędy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-11-2015 o 21:21.
abishai jest offline