Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2015, 22:33   #70
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
DETROIT LATO 2010 dzień 3


Ryk silnika, pisk opon, krzyki bólu, zgrzyt metalu ocierającego się o metal… ogień, krew, czerwień i żółć.
To Tarze Lantanie przyszło zapamiętać gdy siedziała w swoim wozie na fotelu pasażera. Rozpędzony mustang poddany woli i umiejętnościom Aiko był niczym żywy drapieżnik. Odgłosy i widoki niczym z kina gore mieszały się z muzyką puszczaną przez odtwarzacz płyt. Muzyką bojową Aiko był jakiś kawałek disco z lat osiemdziesiątych. Spojrzenie wściekłej japonki, blade twarze potrącanych osób… to wszystko miało być składnikami koszmarów Tary na następnych parę miesięcy.
Tyle że to co przeżyła nie było koszmarnym filmem, a koszmarną rzeczywistością. Zabili… co prawda to Aiko niosła śmierć, ale Tara pozwoliła jej na to. Zabili ludzi, szalonych morderców i sadystów, ale jednak ludzi… Tu nie było już żadnej wymówki.
I zrobiły to właśnie one. Karl i Charlie siedząc w swoich samochodach nie zdobyli się na oddanie żadnego strzału. Patrzyli jak dwie kobiety wykonują męską robotę. Czyż nie powinno być na odwrót?
Cóż… XXI wiek to czas równouprawnienia?

Na szczęście Japonka nie była tak zapiekła by ścigać uciekinierów, lub dobijać rannych i umierających napastników. Tych było trzech, jeden konał w cichy. Dwóch pozostałych z licznymi złamaniami i obrażeniami wewnętrznymi czekała długa i bolesna agonia. A jeśli będą mieli pecha dożyją nocy i uliczne drapieżniki się nimi zajmą.
Sama Aiko zatrzymała w końcu samochód, kończąc lawirowanie między przeszkodami, do czego mustang Tary był stworzony. Zatrzymała samochód. Oddychała ciężko. Drżała… zaciskała mocno dłonie starając się opanować drżenie ciała. I przerażenie jakie czuła. Bo Tara Lantana dobrze widziała, że Aiko jest przestraszona… tym co zrobiła, tym kim się stała. Japonka wpierw wybuchła panicznym śmiechem. A potem oparła głowę o kierownicę i zaczęła cicho łkać.
Charlie Belanger, Karl Hobbs, Alistair Dowson obserwowali to z bezpiecznego wnętrza swoich samochodów. Najpierw szaloną jazdę i potrącanie ludzi jak szmaciane kukiełki, ogień z rozbitych butelek z paliwem… śmierć i krew. Teraz zaś widzieli plamy ognia i krwi na ulicy, trupy z przetrąconymi karkami, zapadniętymi klatkami piersiowymi z których niczym sztylety wystawały pojedyncze żebra, z połamanymi groteskowo kończonymi. I czarny samochód Tary o porysowanej karoserii, po której czarnym lakierze ściekały czerwone stróżki. Zapach krwi był tłumiony przez smród palącej się benzyny.
A z atakowanej niedawno restauracji wyszedł sztywno człowiek o znajomej Karlowi twarzy.


Gui Meng… I skłonił się w podziękowaniu za ratunek.
Kto mógł się rozmówić, jeśli nie Karl Hobbs, wieczny optymista?
Zresztą na głowie Karla było dziś wiele do zrobienia. Przedstawienie Gui i rozmowa z nim, a może negocjacje nawet. Zarządzenie zawartością restauracji i zabranie z niej to co miało być potrzebne do przeżycia kolejnych nocy. W końcu znał w niej każdy kąt. Po tym… mogli pojechać. Alistair z Tarą oraz Aiko do kamienicy, a on wraz z Charliem sprawdzić co się dzieje u ich rodzin. Wpierw u Charliego, bo do jego rodziny bliżej… potem sprawdzić co u jego eks.

Charlie Belanger zaś zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie tak łatwo. Gdzieś tam w mieście kręcą się inne, być może groźniejsze gangi, a w półmroku czają się bestie. Czy sobie poradzą we dwóch?
Owszem mieli broń, ale nie zdobyli się na to by ją użyć. Tym razem było łatwo, tym razem mogli wycofać się niepostrzeżenie. Co będzie jednak później?
Mieli dużo do zrobienia i bardzo mało czasu.

I pewnie dlatego się spóźniali.
Sara Harper z początku tego nie zauważyła. Miała wszak do zagospodarowania nowe mieszkanie. Wade mieszkał sam, ale jego apartamencik był zagracony pamiątkami z dość długiego życia. Tym bardziej, że miał kiedyś żonę i jej rzeczy nigdy nie wyrzucił. Było tu miejsce dla Harper i jej dziecka, ale musiała zrobić spore przemeblowanie i porządki. W przyszłości.Teraz nie było na to czasu.
Miejsce jednak było, ale czy było tu bezpiecznie? Wade wolał walczyć przy barykadzie niż siedzieć w domu. Czy barykada jednak miała sens jeszcze? Możliwe że tak. Pam mówiła wszak, że rozwój stworów jest przypadkowy. Nie należało się spodziewać hordy ludzi-pająków. Przynajmniej nie od razu.
Sypialnia Wade’a miała duże i wygodne łóżko z kolumienkami. Szafa była pełna kobiecych ciuszków z dawnych lat. Było coś wzruszającego w tym, że Wade dbał o to by były czyste i wolne od moli. I upiornego jednocześnie. Sam Wade miał też militarystyczne zacięcie, aczkolwiek choć posiadał w swoim domu egzemplarz M16, to pożytku z niego nie było żadnego. Była to jakaś atrapa zakupiona przy okazji i wisząca dumnie na ścianie. Zresztą Wade sam przyznał, że nieszczególnie lubi broń w domu.
- Owszem mam obrzyna z konieczności, ale nie ufam broni palnej. Wypadki chodzą po ludziach…- wzdrygnął się na jakieś nieprzyjemne skojarzenie. Obiad był prawie rodzinny. A potem wrócili do umacniania zniszczonej ostatnio barykady. Co prawda druga wyprawa łupieżcza jeszcze nie wróciła, ale materiałów było wszak dostatek. Obecnie Sara pracowała przy niej wraz z Pulem Hooverem, który próbował niemrawo rozbawić i Sarę i siebie opowieściami o swojej córeczko. Słabo mu to szło.
Harper przeżyła tej nocy i tego dnia wiele stresujących zdarzeń i nie do końca potrafiła się na nich skupić.
Aż do czasu, gdy do jej uszu wpadły słowa rozmowy prowadzonej przez zbliżających się Wolfganga i Pietera.
- Schrony przeciwatomowe… bunkry. Łatwo jest o tym zapomnieć, ale Ameryka jest nimi upstrzona i Detroit też.- mówił Wolfgang spokojnie.- W czasach zimnej wojny, w naszym kraju panowała prawdziwa psychoza. Strach przed trzecią wojną światową był olbrzymi i sprawiał, że ludzie robili się paranoiczni. Niektórym zostało to dziś, ale poza tym… została zbudowana sieć schronów. Większość niekoniecznie ochroniłaby ludzi przed wybuchem bomby, ale to nadal były solidne bunkry.
- Brzmi jak scenariusz wzięty z tej gry… no… Fallout? - stwierdził w odpowiedzi Pieter.
- Cóż… Fallout… powstał na motywach owej atomowej psychozy. A bunkry istnieją pod Detroit.- rzekł z pewnością w głosie Wolfgang.
- Gdzie one są?- spytał Pieter, a Wolfgang wyraźnie stracił na pewności.- Tak dokładnie, to nie wiem… Nigdy się tym nie interesowałem. Ot raz umieściłem taką wzmiankę w jednej z moich książek. Nie drążyłem samego tematu.-
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline