Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2015, 15:33   #6
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil była niezadowolona z wydarzeń na balu. Rzeczy nie układały się po jej myśli i przeczuwała, że jest to zapowiedź poważniejszych kłopotów. Westchnęła rozdrażniona; jej wakacje muszą zostać odłożone na czas nieokreślony. No cóż, trzeba zakasać rękawy i przygotować się do nadchodzącej burzy.
Miała wciąż czas do wyznaczonego spotkania więc opuściła towarzystwo Krantza ze słowami:
- Porównajmy notatki później? - z niewielkim uśmiechem; wykonała niewielki ukłon i mrugnęła leciutko okiem do notariusza.
- Zgoda.- mruknął Wiligian kłaniając się sztywno na pożegnanie. Zdecydowanie nie potrafił być rozluźniony.

Ruszyła przez tłum popijając wino, obserwując rozmówców, czytając ich postawy i gesty. Przyjazd Mirabety i jej świty wprowadził zawirowania do wcześniej ustalonego status quo i Kathil z ciekawością obserwowała roszady.
Nie planowała pchać się do Mirabety przez tłumek, za to z zainteresowaniem przyglądała się towarzyszącej jej półelfce. Postanowiła z nią pomówić, gdy pierwszy szał opadnie.
Biedactwo” - pomyślała - “ewidentnie czuje się tutaj jak ryba bez wody”.
Rozglądała się po zebranych i spostrzegła Gerlika, gnomią kanalię. Kontakty z nim pozostawiała swoim zaufanym współpracownikom. Zauważyła, że półelf Jaegere obecnie został nieco opuszczony, gdy tłum ruszył walnie w kierunku Mirabety. Poczekała aż on napotka jej wzrok i skłoniła mu się z uśmiechem zapraszającym do rozmowy.
Gość z Amm przez chwilę się przyglądał Kathil, po czym z uśmiechem podszedł do kobiety i zapytał niezobowiązującym tonem.
- Cóż to zaskakująca sytuacja, kobieta pozbawiona wianuszka adoratorów. Jakiż to powód, tak… niecodziennego stanu rzeczy?
Kathil wydęła lekko usta i z cieniem naburmuszenia odparła:
- Też się zastanawiam co może być tego powodem. Zaczynam obawiać się, że mój wiek zaczyna odbijać się na mym licu. - podniosła oczęta na elfa i uśmiechnęła kokieteryjnie. - Jestem Ci zatem, Panie, wdzięczna żeś wyratować mnie z opresji raczył. W nagrodę pozwolę zaprosić się do tańca. - dodała poruszając lekko swym wachlarzem.
- Z przyjemnością… panno…?- zapytał Jaegere szarmancko podając dłoń kobiecie.
- Pani… baronessa Vandyeck… - wsuwając swą dłoń w jego sprecyzowała Kathil - wdowa Vandyeck. - uśmiechnęła się podążając za pół krwi elfem. Przyjęła odpowiednią pozę, układając ręce na przedramionach partnera i dała się porwać do tańca - Jak długo bawisz, Panie w stolicy? - spytała zaczynając standardową błahą pogaduszkę.
- Współczuję straty i zazdroszczę temu nieszczęśnikowi ostatnich nocy jego życia.- rzekł z uśmiechem Jaegere ruszając w tan z nieludzką gracją, tak jak nieludzko bezczelnie trzymał dłoń za nisko, delektując się krągłością pośladka Kathil. Jego uśmiech, mówił dziewczynie że testuje jej opanowanie i pruderyjność zarazem. Wręcz czekał, aż go skarci za nadmierną śmiałość, by znów… ocenić w jakim stylu to uczyni. Kathil udała, że nie dostrzega jego dłoni na pośladku, spuściła wzrok skromnie i uśmiechnęła się leciutko. Jednak tuż przy pierwszej figurze, gdy obchodziła swego bezczelnego partnera, przez zupełny przypadek wymierzyła mu dyskretnego klapsa swym wachlarzem. Jak gdyby nigdy nic, podrobiła na swe miejsce, stając znowu twarzą w twarz z Jaegerem.
- Zbytnioś łaskaw dla mnie Panie. - powiedziała lekko unosząc brew z lekkim wyzwaniem - jakżeż podoba się bal?
- W ogóle… się nie podoba. Mdły i bez wyrazu.
- odparł Jaegere tym razem grzecznie wracając do tańca i układając dłonie na właściwych obszarach jej ciała.- Zresztą przez te dwa tygodnie które tu przebywam, nie miałem okazji do porządnej rozrywki. A ty różo, która pokazałaś kolce?
- Bal jak bal, z roku na rok niezmienny.
- powiedziała, zgodnie z wymogami tańca lekko odchylając głowę na bok i pokazując wypielęgnowaną szyję - Rozrywki dostarczają nam, miejscowym, przyjezdni goście. - popatrzyła półelfowi w twarz - Jakież to sprawy przywiodły Cię, mój szarmancki towarzyszu, do Sembii?
- Więc… jestem sezonową małpką w klatce na tym przyjęciu. Bardzo dyplomatyczne ujęcie tej sytuacji, gratuluję.- uśmiechnął się ironicznie Jaegere i westchnął.- A co innego mogłoby ruszyć mój tyłek z Athkatli jak nie interesy? Nudne, ale konieczne do załatwienia.
- Och, wyglądasz mi na takiego, który ceni sobie prawdę, jeno z niewielką szczyptą dyplomacji. Staram się zatem sprostać… wyzwaniu
- uśmiechnęła się i dała się okręcić - A w jakiej dziedzinie te żmudne interesy?
- Pieniądze, weksle… ludzie…
- mruknął enigmatycznie półelf i dodał z żalem.- Nic co mogło by przyspieszyć bicia twego serduszka i pobudzić krew w żyłach. Na razie zresztą, to badanie miejscowego rynku. Sembia jak wiesz, nie słynie z otwartości na inne nacje.
Kathil wykrzywiła nieco usteczka dając do zrozumienia, że boleśnie odczuła jego stwierdzenie:
- Zdaje się wiesz wiele na temat przyspieszania bicia serduszek niewieścich - szepnęła mu do ucha - ale z kobietami o interesach rozmawiać nie chcesz? To nieładnie. - wydęła znowu usteczka z nadąsaną minką i pogroziła mu dyskretnie paluszkiem.
- Interesach? Nie wyglądasz pani na kupiecką córę, a tym bardziej na kupca. Jakież to interesy prowadzi więc baronessa w tym kraju?- zapytał zaintrygowany Jaegere.
- Nie wszystkie interesy w Sembii dotyczą tkanin, płócien czy też pachnideł albo przypraw. - musnęła jego dłoń wachlarzem. - Jest tyle innych obszarów, gdzie kobieta i jej zdolności mogą być milej widziane niż męska ingerencja. - dodała z tajemniczym uśmiechem. - Gdybyś potrzebował pomocy w takich dziedzinach, skłonnam rozważyć współpracę.
- Obawiam się, że widoki jakie przede mną roztaczasz słowami, bledną w porównaniu z widokiem twej ślicznej twarzyczki.
- zaśmiał się cicho Jaegere, tuląc na moment nieco mocniej Kathil.- Zaprawdę, to przyjęcie nie jest odpowiednie na omawianie takich interesów, acz… z pewnością cię zapamiętam baronesso Vandyeck i być może porozmawiamy kiedyś, na temat kobiecych zdolności i współpracy. To jednak nie to miejsce… choć czas mógłby być idealny, nieprawdaż?
- Jak sobie życzysz
- Kathil powoli odsunęła się by wykonać ukłon na koniec tańca. Podnosząc się spojrzała Jaegere w oczy i dokończyła kusząco - Panie
Wyprostowała się i skłoniła lekko głowę odwracając się powoli, jakby ciągle dając mu szanse na jej zatrzymanie.
- Niemniej nadal możemy się delektować naszym wspólnym towarzystwem i zapoznać się bliżej… a także powymieniać plotkami z Sembii i ze świata.- półelf pochwycił jej dłoń, niezbyt mocno jednak. Mogła mu uciec, wiedziała o tym… i on też o tym wiedział.
- No dobrze - powiedziała z ociąganiem - skoro tak, Panie, nalegasz… Czy chcesz przespacerować się?
-Spacer… to dobry pomysł. Daje tyle możliwości. Być może nawet poczuję zapach róży, zamiast jej kolców.
- zaśmiał się cicho Jaegere i delikatnie poprowadził Kathil z dala od zgiełku głównej sali.- Interesujesz się tylko handlem, czy również polityką? Teraz w Sembii jest bardzo ciekawy okres nieprawdaż. Nie tak ciekawy jak w sąsiednim królestwie: Cormyrze, co prawda. Ale i tak intrygujący.
Kathil nie skomentowała jego stwierdzenia na temat róży, skwitowała je jedynie uśmiechem. Zainteresowana była nawiązaniem współpracy i oferowaniem swych usług. Wszystko ponadto, cóż, mogłoby być..hm… interesujące.
- Wszystkie kobiety powinny interesować się obiema dziedzinami. Szkoda, że nie wszystkie mają na to czas. - zaśmiała się zasłaniając usta wachlarzem. - Dlatego te nieliczne, które nie tylko interesują się nimi ale biorą czynny udział są w cenie. - stwierdziła lekko.
- Lub są celem ataków. Jak Mirabeta na przykład. Mimo licznych darowizn jakie składa na Kościół Waukeen, jest uważana za zło przez jednych, za niewygodny cierń przez innych. W końcu naturalnym sukcesorem Kendricka powinien być jego najstarszy syn. Tym bardziej, że nie jest nieudacznikiem. I pewnie spełniłby się dobrze w tej roli. Ale… czy Sembii potrzebna jest dynastia… Czy to nie zmieni tej republiki kupieckiej w prawdziwe królestwo?- dywagował cicho półelf.- Jak to widzi zainteresowana polityką szlachcianka, taka jak ty? Selkirkowie to wszak ród kupiecki i mieszczański. Silny, ale bez szlachetnego pochodzenia.
- Kobiety jak Mirabeta, stojące u sterów władzy od zawsze były postrzegane jako zło. Stanowiły abominację w waszym męskim świecie
- rzuciła Jaegere spojrzenie spod rzęs - Nic więc dziwnego, że opinię Mirabeta ma jaką ma. Wiesz zapewne co złośliwe plotki i obmawianie potrafią zrobić nawet ze oddanymi wyznawcami. - oparła się lekko o poręcz niewielkiego mostka i potoczyła spojrzeniem po otaczającej ich oranżerii. - Co do dynastii… Rada Kupiecka podejmie ostateczną decyzję. Pytanie tylko, kto będzie mieć przeważający głos i wpływy lub… więcej asów w rękawie.
Przez chwilę przyglądała się taksująco Jaegere:
- Historia jest pisana przez zwycięzców. Wtedy kolor krwi się nie liczy - dodała ciszej - w księgach zawsze, zawsze można go uszlachetnić.
Klasnęła lekko w dłonie:
- Strasznie poważna ta nasza dysputa się robi, nieprawdaż?
- To prawda… i to pewnie błąd z mojej strony.
- dłonie półelfa zacisnęły się na jej dłoniach, gdy spoglądał prosto w oczy Kathil.- Powinienem mówić raczej o twych oczach jak gwiazdy świecących, o kibici smukłej, wierszem chwalić twą urodę i grację… i przybliżać usta me coraz bliżej twoim, by skraść pocałunek, nieprawdaż? Bo i miejsce ku temu odpowiednie i nie wypada ignorować twej urody.
- A zatem oskarżasz mnie o wymuszanie namiętności?
- spytała z nutą niewinnego zaskoczenia w głosie. - To wielki afront, doprawdy. - uderzyła go wachlarzem w pierś.
Po czym spoważniała:
-Ale zawsze warto posłuchać przeprosin od mężczyzny. - uśmiechnęła się i zmieniła temat drocząc się z półelfem - A jak wygląda sytuacja w Amm?
- Oskarżam? Och… Po prostu podziwiam jak mnie wodzisz za nos moja droga kokietko
.- zaśmiał się cicho Jaegere, przybliżył bardziej i ujął dłoń kobiety, po czym złożył pocałunek na jej wnętrzu, potem na nadgarstku mówiąc przy tym.- Zanim jednak opowiem ci o mojej krainie to… brałaś może pod uwagę sytuację odwrotną? Że nie ty komuś możesz oferować swą pomoc w pewnych obszarach, a ktoś tobie może zaoferować…. pomoc w interesach. Dyskretne wsparcie twej działalności?
Kathil niby z przyjemności cichutko mruknęła czując usta Jaegere na swych nadgarstku:
- Mmmm - pokryła tym pomrukiem chwilową zadumę i szybką kalkulację - Jak bardzo dyskretne? - przysunęła się kilka centymetrów bliżej i uniosła twarz w górę - O prawdziwą dyskrecję trudno i jest ona w cenie. Jakąż to ofertę proponujesz?
- Bardzo opłacalną
.- półelf delikatnie ulokował się tuż za plecami Kathil, muśnięcia jego ust powędrowały po przedramieniu, wkroczyły na ramię, potem na bark i szyję. Delikatnie i pieszczotliwie pocałunki. Znał się na dogadzaniu kobietom.- I bardzo dyskretną. Widzisz moja droga, południowe Amm zajęły potwory. Niby nic wielkiego… ot pat wojenny jak każdy inny. Tyle że taka sytuacja daje do myślenia, na temat bezpieczeństwa miejscowych interesów i impuls do rozejrzenia się za nowymi rynkami i osobami w których przyjaźń warto zainwestować. Pozostaje jednak pytanie…- usta Jaegere pieściły delikatnie ucho kobiety, by szeptem pieścić jej miłość własną.- Jak dalece sięgają twe ambicje baronesso.
Kathil z przyjemnością przymknęła oczy i wplotła palce uniesionej dłoni we włosy mężczyzny. Jednakże subtelne pieszczoty półelfa nie rozpraszały jej uwagi - wszak rozmawiali o interesach! Pieszczoty były jedynie otoczką i dziewczyna z zadowoleniem stwierdziła, że Jaegere jest całkiem utalentowaną męską wersją jej samej. Słuchała uważnie jego oferty i rozważała możliwe posunięcia.
Wtuliła się w stojącego za nią mężczyznę:
- Więc oferujesz pakt… - powiedziała z namysłem, leciuteńko kręcąc się w jego objęciach drażniąc i obiecując - Opowiedz mi zatem o Amm i jej ważniejszych mieszkańcach… Nie lubię podejmować decyzji na ślepo. - jej słowom zaprzeczyła dłoń, która właśnie na ślepo zaczęła eksplorować męskie udo i przesuwać wolno w stronę pośladka.
- Pakt… może… ewentualnie. Nie ma co od razu rzucać się na głęboką wodę. Pakt wymaga zaufania… obustronnego.- mruczał jej półelf do ucha, pieszczotliwie muskając je koniuszkiem języka, podobnie jak i szyję. Dłoń mężczyzny delikatnie pochwyciła pierś Kathil by ugniatać ją stanowczo i rozpalać zainteresowanie, także rozmową. On sam był stanowczo zainteresowany, co Wesalt czuła ściskając jego pośladek i czując ową namiętność dociskaną do jej własnej pupy.- Na początek… niezobowiązującą współpracę i obustronną pomoc na zasadach dobrowolności. Zapoznawanie się bardziej… negocjacje. Nic na siłę.
Silnie jednak drugą ręką obejmował baronessę tuląc ją do siebie.
Kathil powoli bez słowa obróciła się w ramionach półelfiego kochanka i oparła się o niego, wspinając na paluszki. Przysunęła swe usta do jego ucha:
- Słyszałeś Pieśń Kochanków? - wyszeptała mu w ucho dmuchając w nie leciutko ciepłym powietrzem. - To co opowiadasz i obiecujesz brzmi niemal jak w tej pieśni.
Kathil wciąż wtulona w Jaegere, otoczyła jego szyję ramionami i wyciągnęła zza rękawa niewielką miedzianą monetę. Zostawiając ślad niewielkich pocałunków na jego policzku, szczęce, brodzie nuciła cichutko, jakby mrucząc:
Mijam wyspy i lądy nadziei
wszystko wkoło zaś jak by mówiło
że niedługo już może za chwilę
dosięgniemy to co się śniło
ty przynosisz mi myśli płomienne
patrzą na mnie uważnie twe oczy
każdą chwilę mi w porę przepowiesz
żadna chwila mnie źle nie zaskoczy.
Przy ostatnim wersie, złożyła delikatny, czuły i drażniący pocałunek na jego wargach i upuściła monetę. Udało się… poczuła myśli, obce i nieswoje. Poczuła też jego usta przyciskające się namiętnie do jej warg i dłonie błądzące po jej plecach i pośladkach. Z badaniem myśli Jaegere jednakże nie wyszło do końca tak jak powinno. Choć udało się jej przełamać jego myśli, to jednak wybrała zły moment na to. W tej chwili półelf myślał o jednym… o jej nagim ciele pomiędzy krzewami oranżerii i o pocałunkach składanych na jej ciele. Żądza zawładnęła nim mocno, ale przez nią udało się jej przebić na moment, by zobaczyć… jakieś zakapturzone osoby. Mgnienie to jednak szybko zatonęło w lubieżnych szczegółach i planach jak do tej sytuacji w oranżerii doprowadzić.
Lubieżne myśli łączyły się z lubieżnymi pocałunkami na jej ustach, szyi i dekolcie. I dłońmi gorączkowo wodzącymi po wiązaniach sukni.
Kathil odepchnęła Jaegere mocno i ze śmiechem zaczęła kluczyć po alejkach niewielkiego zimowego ogrodu. Choć żądza półelfa sprawiała jej przyjemność, chciała przekonać się o jego zdolnościach hm… łowieckich. Jak szybko ją złapie? Czy będzie jedynie ślepo za nią podążał? To był test, chciała zobaczyć jego reakcje.
Uciekła wpierw ze śmiechem, potem zamilkła i schowała się za większymi krzakami. Po czym upuściła tamże wachlarz i przebiegła by schować się w innej gęstwinie.
O dziwo dość szybko Jaegere znikł jej z pola widzenia. Z początku kluczył, a nawet tropił, a potem… gdzieś przepadł. Pojawił się nagle wychodząc z gęstwiny przy wachlarzu. Podniósł go, po czym kucnął i dłonią badał grunt. Następnie znów wszedł gęstwinę egzotycznych krzewów, by… poczuła jego ramiona obejmujące ją od tyłu i jego usta podążające po policzku ku ustom.
- Prawdziwa z ciebie kokietka, baronesso. Czy każde negocjacje ze mną, zamierzasz uprawiać w tym stylu?- mruczał przy tym.
Kathil odwróciła się do niego i popchnęła na ziemię, na łoże z roślinności. Przez chwilę spoglądała na niego z góry i w końcu sama opadła na niego z szelestem sukni.
- Mówiłeś o budowaniu zaufania.- oparła się na jednej ręce o jego pierś, drugą wsunęła w jego włosy i pochyliła twarz bliziutko, zatrzymując się zaledwie kilka centymetrów nad jego twarzą. Popatrzyła w oczy: - Styl? Cóż, to zależy - powiedziała z wyzwaniem w oczach i pocałowała go.
Półelf odpowiedział na ten namiętny pocałunek obejmując dłonią kark Kathil i nie pozwalając się jej odsunąć. Całował jak szalony jej usta, nos i policzki… drugą dłonią bezczelnie wodząc wpierw po kostce, potem po pończoszce dziewczyny okrywającej łydkę, potem wędrując po nodze w górę spragniony nowych doświadczeń. Kathil oddawała pocałunki, pozwalając dłoniom błądzić po twarzy, szyi i barkach Jaegere. Odsunęła się na chwilę zdyszana:
- Nie sądzę, aby negocjacje miały zostać zerwane w najbliższym czasie, więc myślę, że styl Ci odpowiada? - rzuciła z iście diabelskim uśmieszkiem. Odsunęła jego ręce od siebie, chwytając za nadgarstki i przesuwając nad głowę półelfa. Sama nieco zsunęła się na nim i imitując palcami kroczki, zaczęła powoli odpinać guziki jego surduta. - Od czego rozpoczniemy naszą współpracę? - odsunęła połać wierzchniej odzieży i zawiesiła dłoń zanim wsunęła ciekawskie paluszki pod koszulę. Spojrzała Jaegere w oczy.
- Od twoich potrzeb, może?- wymruczał Jaegere poddając się jej dotykowi. Zerkał jednak głodnym spojrzeniem na dekolt jej sukni.- Od twoich potrzeb, kaprysów i zachcianek… powiedzmy taki mały podarunek z mojej strony na początek naszej współpracy i wspólnych interesów.
Kathil z miną małej dziewczynki zagryzła dolną wargę i przesunęła paluszkiem po uwypuklonej pożądaniem męskości.
- Mmmm, mały? - powiedziała dwuznacznie, wciąż z miną niewinnego dziecka - Jesteś pewien?
- No… nie aż taki mały.- mruknął mocno już pobudzony półelf.
Kathil wyczuła napięcie w jego głosie i ciele. Pochyliła się leciutko, ukazując zagłębienie między piersiami i szybkimi ruchami dobrała się do zawartości spodni Jaegere.
Ujęła go w dłonie spoglądając mu w oczy prowokująco. Wciąż wpatrując się w niego z napięciem, osunęła się niżej i opadła na niego, obejmując męskość ustami.
Było to nawet zabawne, mimo że była przed nim w pozie uległości, to muskając ów dowód jego pragnień miała nad nim całkowitą władzę. Był niewolnikiem muśnięć jej języka i czuła to całym ciałem. Był też… dość dobrze wyposażony, więc kolejne negocjacje w bardziej sprzyjających warunkach zapowiadały się interesująco. Na razie smakowała pierwsze tego dowody… i wiedziała, że Jaegere jest równie hojny dawaniu pieszczot co ich otrzymywaniu. Widziała to w jego myślach przed chwilą.
Bawiło ją to za każdym razem - ciocia miała rację: to poczucie kontroli nigdy się nie nudziło.
Kontynuowała pieszczoty, pogłębiając je, od czasu do czasu zmieniając tempo, aby namiętność nie zakończyła się zbyt szybko.Gdy wyczuwała zbliżającą się granicę zatrzymywała się aby szeptać zachęcające słodkie głupstewka i podgrzewać jego pasję.
W tej pozycji półelf niewiele mógł zrobić, ale wiele chciał… widziała to w jego spojrzeniu. Czuła w palcach wplatających się w jego włosy i w komplementach. Starał się być taki zadziorny i elokwentny w tej chwili, ale jedno przypadkowe muśnięcie warg lub języka, a zmieniał się w drżącego i pojękującego mężczyznę, całkowicie zależnego od niej. W końcu jednak napięcia nie dało się powstrzymywać i zbliżał się nieuchronny finał, który niewątpliwie będzie wybuchowy. Pamiętna porad cioteczki pomogła Jaegere dodatkowo dłońmi w kulminacyjnym momencie drażniąc i zachęcając do pełniejszego spełnienia...wprost w jej ciepłe i chętne usta.
Kathil wsłuchiwała się w jego pojękiwania i cieszyła spazmatycznym napięciem jego ciała.
Gdy namiętność wybuchła, spowolniła pieszczotę, dotyk jej ust, języka i dłoni stał się lekki niczym piórko, wciąż jednak wysyłając impulsy przyjemności. Impulsy, które wprawić miały jego ciało w postkulminacyjne drżenie i napełnić go zadowoleniem ze spełnienia.
Przez chwilę był odprężony i w stanie błogostanu. Była to ta chwila, którą Kathil mogła wykorzystać do swoich celów… i dowiedzieć się o interesujące ją rzeczy.
Jaegere nawet nie zauważyłby teraz, że wypowiadanym przez nią trzem pytaniom daleko do niewinności. Ale też musiała się spieszyć. Jego czujność nie będzie wiecznie krążyć w różowej mgiełce spełnienia.
- Skoro negocjacje idą nam tak dobrze, to może powiesz mi dla kogo naprawdę pracujesz? - spytała miziając jego podbrzusze palcami.
- Złodzieji Cienia… Sembia nie ma odpowiednio rozbudowanej organizacji przestępczej. Cały ten rynek jest zbiorowiskiem chaotycznie zwalczających się frakcji i kupców. Brak tu pomyślunku i porządku. Sembii przydałaby się ich filia… zarządzana przez utalentowane miejscowe osoby.- wymruczał zrelaksowany… a właściwie wypaplał.
- Z kimś już rozmawiałeś na temat...objęcia stanowiska głowy filii? - cmokała jego brzuch i pieściła pępek językiem.
- Na razie badam teren moja droga i możliwości.- zaśmiał się cicho Jaergere.- Takie sprawy wymagają czasu i delikatności. Może Mirabeta, może Miklos Selkirk? Oboje są osobami o szerokich horyzontach i mogą docenić profity wynikające z uporządkowania półświatka w Sembii. A może ty? Jesteś sprytną osóbką i niezależną, masz kontakty i dużą wiedzę. Nie masz silnej pozycji… a z nami możesz ją uzyskać. Dlaczego ty nie miałabyś z czasem stać się ważną figurą w sieci Cienistych Złodziei?
Kathil gorączkowo myślała nad trzecim pytaniem błądząc dłońmi po jego torsie i pozwalając palcom drażnić jego skórę lekkimi drapnięciami paznokci.
- Jakie planujesz zaoferować warunki za pomoc w ustaleniu filii w Sembii osobie zainteresowanej?
- Pieniądze, zasoby ludzkie, informacje spoza Sembii. Ostatecznie, zaś tron na szczycie filii organizajci w tym państwie. Namiestnik musi pochodzić stąd i znać tutejsze warunki, żeby sprawnie zawiadywać Złodziejami Cienia.- westchnął półelf i dodał wesoło. - Bądź co bądź, nie możemy wrzucić dziesiątków agentów i spodziewać się że na obcym gruncie zbudują sprawną siatkę prawda? Jak mówiłem wszystko zależy od twoich ambicji.

Kathil wiedziała, że wykorzystała swoją szansę. Zdobyte informacje dodały tylko do zamętu, który nagle wkradał się w jej życie. Powoli odsunęła się od Jaegere i podniosła z ziemi. Otrzepała suknię i poprawiła włosy. Rozglądnęła za wachlarzem.
- Mmm to było interesujące - uśmiechnęła się do mężczyzny mimo, że była świadoma, że on sam nie zrealizował ani fragmentu ze swoich planów i zamierzeń jakie pojawiały się w jego myślach. - Trzeba wracać zanim nasza nieobecność zostanie zauważona. - mrugnęła do niego kokieteryjnie. Nie wyglądał jednak na niezadowolonego. W końcu osiągnął szczyt przyjemności. Kathil zaś musiała zadowolić się smakiem sekretów jakie poznała, bo wszak jej kochanek nie miał okazji się odpowiednio wykazać pod tym względem. Tylko zaostrzył apetyt.
- Na pewno będą coś podejrzewać.- stwierdził wstając i podciągając spodnie. Ale tym Wesalt się nie martwiła. Takie rzeczy zdarzały się od czasu do czasu na tym balu. I z pewnością oboje nie byli jedyną parą, która chciała dać upust swej namiętności.
- To kiedy miałabyś czas i ochotę na następne rozmowy o… interesach.- zapytał półelf szarmancko podając jej swe ramię.

Kathil wsunęła swą dłoń pod oferowane jej ramię i ruszyła krok w krok z Jaegere w kierunku pałacu.
- Możemy przedyskutować szczegóły jutro bądź pojutrze. Później może być to nieco utrudnione. - powiedziała z namysłem.
- Utrudnione… czemu?- zapytał zaciekawiony mężczyzna prowadząc potencjalną wspólniczkę do głównej sali w której odbywało się to przyjęcie.
- Niespodziewane sprawy rodzinne. - mruknęła cicho Wesalt, zasłaniając usta wachlarzem - mogą zająć mą uwagę. Wolałabym ewentualne negocjacje prowadzić przed lub dokończyć nieco później, gdy opanuję sytuację.- popatrzyła na półelfa niemalże maślany spojrzeniem, dorzucając tematu do plotek. Każda reklama jest dobra, a ploteczki na temat “romansu” były jednymi z najbardziej niewinnych w Sembii.
I stanowiły dobrą zasłonę dymną. Dlatego więc półelf mruknął tylko wprost do jej ucha.- Jeśli tak sobie życzysz, niemniej można też objąć sprawy rodzinne negocjacjami. A więc gdzie byś się chciała spotkać pojutrze?
- Spotkajmy się przy pólnocnej bramie wjazdowej. Jest tam przyjemne miejsce o nazwie “Żółta Ciżemka”. W porze wieczerzy? Możemy skorzystać później z Komnaty Błekitnej - dodała.
Jakiż mężczyzna oparłby się takiej pokusie? Zwłaszcza po wydarzeniach z oranżerii?
Żaden.. toteż odpowiedź półelfa była oczywista.
-Przybędę na pewno.- wymruczał jej do ucha, delikatnie je muskając wargami.- No i wypadałoby bym cię odprowadził po balu.
Może i by wypadało, ale Kathil nie miała w tym żadnego interesu. Wszak miała jeszcze parę spraw do załatwienia. A w nich obecność Jaergere była niepożądana.
- Niezwykle szczodra oferta, mój drogi - uśmiechnęła się posyłając mu czuły uśmieszek wdzięczności. Zasłoniła połowę twarzy wachlarzem, więc miejscowe plotkary mogły doszukiwać się dalszych poszlak romansu. - Ale już obiecałam memu notariuszowi tę część. Spóźniłeś się nieco…- wydęła usteczka. - z tą ofertą. Uzbrój się w cierpliwość do pojutrza, mój drogi.- przesunęła dyskretnie palcem po wnętrzu jego nadgarstka i z uśmiechem umknęła wtapiając się w brylujący i plotkujący tłum.


Chciała zamienić kilka słów z Favettą Vosk, kapitanem straży i dowiedzieć się ostatnimi czasy zauważyła jakąś wzmożoną działalność przestępczą.
Chciała rozeznać grunt zanim ponegocjuje dalej z Jaegere.
Favetta zajęta była rozmowami ze swoimi oficerami o niższej szarży, ale poświęcała też spojrzenia mijającym ją parom. Widać było, że rozmowa z jej podwładnymi wyraźnie ją nuży i… widać też było że kapitan nadal czuje się jak na służbie. Była dość spięta i sztywna, z pewnością była kobietą czynów, a nie słów. Dominującą i silną. Taka wszak być musiała piastując to prestiżowe stanowisko.
Kathil zabrała więc niewielką paterę z przekąskami i pożeglowała ku rozmawiającym strażnikom. Podeszła z uśmiechem:
-Wproszę się w waszą rozmowę moi Państwo, od razu proszę o wybaczenie. Ale pomyślałam, że podczas balu myśląc o obowiązkach, zapominacie o przyjemnościach. Dzisiejszych specyjałów jednak nie godzi się ignorować - podsunęła paterę mężczyznom.
- Ależ oczywiście.- rzekł jeden z nich uśmiechając się szarmancko, a brew Favetty uniosła się lekko na widok Wesalt co połączyło się z ironicznym uśmieszkiem, gdy taksowała sylwetkę dziewczyny. Bądź co bądź Kathil nie udało się całkiem zamaskować faktu, że suknia jej się zmięła… co dowodziło czynów niemoralnych. Z drugiej strony strony… Favetta słynęła z gwałtownego charakteru i temperamentu i urozmaiconego apetytu… jak to się mówiło w zamtuzach. Co prawda dowodów na to nie było, bo swe sprawy prywatne Vosk starała się utrzymać w sekrecie. Ale cóż… była panną uparcie odrzucającą kolejne propozycje małżeńskie co najwyżej ograniczając się do kilkumiesięcznych romansów.
- Baronessa Vandyeck… co za niespodzianka. Zapewne miło w końcu odpocząć od żałoby po tak przystojnym mężu. Ile to było od jego śmierci? - zapytała zaciekawiona pojawieniem się Wesalt.
Kathil wsunęła paterę w dłonie uśmiechającego się strażnika i rzuciła:
- Pozwolą panowie, że porwę panią kapitan na słówko na osobności, prawda? - po czym wykonała zapraszający gest do Favetty. - Owszem, nie narzekam. - dorzuciła w odpowiedzi na jej pytanie. - Już ponad rok mija odkąd mój mąż odszedł z tego padołu. A jak miewa się pani przyjaciółka, lady Eleonora? - zapytała niewinnym tonem, przyglądając się kapitan sponad wachlarza.
- Cóż… Obawiam się że nie jestem na bieżąco z ploteczkami z wyższych sfer.- westchnęła ironicznie kobieta pozwalając się wyrwać z kręgu pieczeniarzy. Wręcz z ulgą na obliczu.- Nie wiem… jaki jest jej obecny stan zdrowia. Przykro mi.
- No dobrze, wybaczam
- odpowiedziała dobrodusznie Wesalt z uśmiechem - ale zapewne w kwestii, o którą chciałam zapytać jest pani lepiej zorientowana. - zawiesiła efekciarsko głos przyglądając się stojącej przed nią służbistce - Czy pani ludzie zaobserwowali w mieście jakieś wzmożone nikczemności w związku z balem Śródlecia?
- Zamach, tu i teraz? To takie… dramatyczne.
- uśmiechnęła się ironicznie Favetta i przysunęła palec do kącika ust szlachcianki.- Ubrudziłaś się pani. Po czym dodała.- Niewątpliwie nic się nie szykuje poważnego w związku z balem. Może się czuć pani bezpieczna w tym budynku i z pewnością czułaś swobodnie. Mam dziś więcej ludzi pod sobą. A skąd takie pytanie?
Wesalt sięgnęła ręką do swych ust, muskając przy tym dłoń Favetty, gdy ta odsuwała ją od jej twarzy. Dotknęła jeszcze raz to samo miejsce:
- Czy już czysto? - przypatrując się strażniczce.
- Och, nie miałam na myśli zamachu tutaj, a nawet gdyby jakiś głupiec się pokusił o taki czyn, przy pani i ludziach pod panią - Kathil zaakcentowała słówko “pod” - nie martwiłabym się ani chwili. Pytam raczej o wzmożoną aktywność włamań, kradzieży, napadów. W końcu bal przyciąga również element spoza stolicy. Ciekawam, czy miała pani z tego powodu więcej pracy. Wyglądała pani na nieco znużoną. Ot i powód ciekawości i ...troski.
- Znudzoną raczej.
- parsknęła śmiechem Favetta splatając dłonie razem nieświadomie podkreślając biust.- Boisz się baronesso o swe bezpieczeństwo? Niepotrzebnie. Zapewniam, że żadni bandyci nie grasują w mieście i jego okolicy, rabunek ci nie grozi… kradzieże, cóż się zdarzają. Włamania to rzadkość. Jak pewnie wiesz, złodziej wchodząc na teren domu obywatela Sembii może być w świetle prawa zabity, więc kradzieże bywają ryzykownym interesem. Bogaci kupcy lubują się w perfidnych pułapkach.
Dziewczyna odsapnęła z ulgą:
- Uspokoiłaś mnie, pani. Dziękuję Ci za twe starania w utrzymaniu porządku i ładu.
- Drobiazg
.- uśmiechnęła się w odpowiedzi Favetta i po chwili dodała.- Jakoś jeszcze mogę ci pomóc?
- Nie, dziękuję, ale jeśli sama będziesz potrzebować pomocy, daj po prostu znak. Przybędę z odsieczą by rozwiać Twą nudę.
- zaśmiała się Kathil.
- Musiałabyś mnie nie opuszczać do końca balu. - machnęła ręką Vosk z irytacją zerkając na swych podwładnych.- Oficerowie wykorzystują to przyjęcie jako okazję by podlizać się mnie, lub oczernić konkurencję do awansu. Sądzą, że to coś im da. Nie cierpię takich typków… zamiast samemu własnymi siłami zdobywać to co się należy z racji uzdolnień, łaszą się do innych niczym psy w nadziei na upuszczenie kości.
- Już prawie połowa balu za nami, na pewno wytrzymasz pozostałą część. Jeśli jednak chcesz, mogę Ci potowarzyszyć jeszcze chwilkę i powstrzymać Twoje pieski.
- wychyliła się za ramię kapitan - Które zdaje się kontemplują właśnie łakocie. - zaśmiała się i uniosła brew na widok wcinających przekąski oficerów - Jedzą jakby ich życie od tego zależało. Chyba nie płacisz im dość, moja droga pani kapitan.
- Ja? Nie płacę im w ogóle. Straż jest opłacana z budżetu miasta
.- mruknęła Favetta i zerknęła znacząco na dekolt baronessy pytając.- Więc któż był tak przekonujący, że nie oparłaś się jego argumentom?
- Och, zawstydzasz mnie.
- Kathil podniosła oczy do góry - Ale chyba o to Ci chodzi, prawda? - zajrzała Favecie w oczy.
- Zawstydzam? To by było duże osiągnięcie, nieprawdaż?- uśmiechnęła się wesoło Vosk.- Mimo wszystko trudno cię uznać za naiwną dziewicę. Wdowie wszak nie wypada ubierać się w takie piórka. Tym bardziej, że biedny Cristobal nie należał do mężczyzn potrafiących utrzymać węża we własnych spodniach.
- Mój małżonek miewał swoje narowy, ale wskaż mi mężczyznę, który takich nie ma.
- wzruszyła ramionami Kathil z uśmiechem - Nie lubię piórek - zmarszczyła nosek - zdecydowanie wolę coś… - zawahała się - bardziej namacalnego i konkretnego. - przejechała palcem po rękojeści rapiera i podniosła spojrzenie na Vosk. - A Ty?
- Urozmaicenie… ale doceniam ostre klingi, jeśli całość jest równie ostra. - zaśmiała się głośno Favetta. I dodała spolegliwie.- Nie czuj się dotknięta mymi słowami. Nie jestem zwolenniczką wierności małżeńskiej. Rozumiem, że mogłaś mieć ze swoim mężem bardziej luźne układy łóżkowe. Nie potępiam takiego podejścia.
- Cristobal również wychodził z tego samego założenia. Szkoda jedynie, że dzielił się nim po fakcie. Ale cóż było minęło. Ważne, że żył tak jak chciał, prawda?
- uśmiechnęła się do kapitan - Nie każdy może powiedzieć to samo.
- To prawda. Mogę jedynie żałować tych biedaków i biedaczek.
- uśmiechnęła się zadziornie Favetta.- Ale ty chyba się do tych osób nie zaliczasz, prawda baronesso?
- Staram sobie ułożyć życie teraz gdy zostałam sama
- leciutki smuteczek odbił się na jej twarzyczce - To całkiem frapujące i ciekawe zajęcie. - zacisnęła lekko dłoń na ramieniu Favetty - ale dość o mnie. Mówiłaś, że się nudzisz, a mówienie o mnie zapewne zaraz Cię uśpi. - zaśmiała się lekko.
- Wierz mi baronesso Vandyeck, że wydajesz mi bardzo interesująca. Acz.. możemy porozmawiać o czymś innym. W końcu trochę cię przepytałam na temat twego żywota, a ty zgrabnie unikałaś odpowiedzi na niektóre z mych pytań. Masz więc prawo posłuchać moich uników, na twoje dociekliwe pytania. Albo na inny temat.- odparła Favetta biorąc kielich z tacy mijającego ich sług i upiwszy dodała.- Ty przynajmniej nie jesteś nudna, a twój strój opowiada mi ciekawą historię.
Kathil zaśmiała się i zabrała z rąk Vosk kielich z winem i przycisnęła do niego usta w tym samym miejscu, w którym przed chwilą spoczęły wargi kobiety:
- Cieszę się, że dostarczam Ci rozrywki. Choć brzmisz jakbyś była zazdrosna - pociągnęła w końcu łyk wina i oddała kapitan jej kielich.
- Zawsze jest ciekawiej uczestniczyć w opowieści niż jej wysłuchiwać, nieprawdaż?
- zapytała zaczepnie Vosk popijając wino i zerkając na usta Kathil.
- Czyż nie jesteś na służbie? - spytała Kathil przyłapując ją na tym zerknięciu.
- Tak. Niestety jestem na służbie. Muszę pilnować by wszystko było zapięte na ostatni guzik. W innym przypadku nie było by mnie tutaj. - westchnęła Favetta cicho. - Cóż… Mam pilnować porządku, więc mogę sobie popatrzeć i pośmiać się.
- Niepowetowana strata
- mruknęła Kathil i mrugnęła wesoło do kapitan.
- Cóż… muszę się niestety zgodzić.- odparła Favetta mrużąc nieco oczy i dodała żartobliwie z drapieżnym uśmieszkiem.- Ale zacznę mieć cię na oku baronesso. Jesteś intrygującą osóbką. A ja ciekawskim stróżem prawa…
- Skoro tak, to zapewne wiesz, gdzie leży moja posiadłość. Wydam zalecenie służbie, by była gotowa na Twą...inspekcję.
- odpowiedziała z wyzwaniem w oczach dziewczyna.
- Igrasz z ogniem… zresztą kto powiedział, że bym służbę przeszukała. Kto wie co ty sama ukrywasz… tutejszemu adoratorowi zabrakło chyba determinacji, bo wiązania sukni są nienaruszone.- uśmiechnęła się zaczepnie Favetta. I wybuchła śmiechem.- Chyba ta rozmowa zeszła na całkiem nieoczekiwane koleiny, nieprawdaż?
Kathil zawtórowała jej w śmiechu - Nieoczekiwane, ale… ja swój cel osiągnęłam. - przyłożyła palec do ust na znak, że nic więcej nie powie. Mimo to przyglądała się roześmianej i nieco bardziej rozluźnionej kapitan.
- Nie wątpię… ale uważaj, ja lubię również osiągać swoje cele.- Favetta pogroziła jej żartobliwie palcem. Kathil błyskawicznym ruchem nadgarstka rozłożyła wachlarz i zasłoniła je od wzroku ciekawskich. Złapała dłoń Favetty w delikatny uścisk i przysunęła wyciągnięty palec do swych ust. Delikatnie ucałowała jego koniuszek i ...nagryzła lekko opuszek.
- Mały upominek na pozostała część balu - uśmiechnęła się do Vosk i złożyła wachlarz skromnie na podołku.
Zaskoczyła tym Favettę, która przez chwilę przyglądała się swemu palcowi. Po czym wybuchła śmiechem.- Szkoda że nie jesteś wojowniczką, przydałaby mi się taka adiutantka w straży. Zamiast tego mydłka Apolornusa Vitrichiego.
- Nie sądzę, aby był to dobry pomysł, nawet gdybym była wojowniczką. Rozpraszałybyśmy się wzajemnie i z pracy niewiele by wychodziło.
- mrugnęła wesoło z krzywym uśmieszkiem Kathil.
- Hmmmm… masz aż taki apetyt?- zamruczała Favetta przyglądając się z uśmiechem Kathil.
- Nie zdradzę wszystkiego podczas pierwszej pogadanki - prychnęła lekko dziewczyna - muszę podtrzymywać jakoś wspomnianą przez Ciebie ciekawość, czyż nie?
- Prawda prawda…
- westchnęła Vosk i zerknęła za siebie z niesmakiem.- A mnie wzywają obowiązki i raczej nie zostawię ci upominku. Na twoje szczęście, wierz mi. Byłby wtedy skandal, a obie mamy chyba wystarczająco dużo spojrzeń na sobie. Nie potrzebujemy kolejnych.
- Nie zatrzymuję Cię zatem
- chociaż jej spojrzenie mówiło co innego. - Powodzenia i do zobaczenia. - skłoniła się z uśmiechem dzielnej pani kapitan i ruszyła przez tłum. Wyłowiła z niego półelfkią towarzyszkę Mirabety i z ciekawością zamieniła z nią kilka słów. Odniosła wrażenie, że Enaya nie miała za wielkiej ochoty na dłuższe pogaduszki na balu, więc pożegnała się wkrótce, życząc jej udanej reszty nocy.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 08:43.
corax jest offline